Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow został dzisiaj bezlitośnie zlinczowany przez korespondenta Radia Wolna Europa Briana Whitmore’a, który nazwał go rzecznikiem państwa post-prawdy.
Termin post-prawda robi karierę. Najpierw został on wybrany słowem roku 2016 przez Kolegium Słownika Oxfordzkiego – dykcjonarza, którego werdykty w materii językowej są równie ostateczne, co Sąd Ostateczny – no chyba, że Chuck Norris zadecyduje inaczej; obecnie jest międlony i przeżuwany w Polsce. Również przez bardzo poważnych – mówimy to bez cienia ironii – publicystów, jak Piotr Skwieciński czy Dariusz Karłowicz.
A propos tego ostatniego: w najnowszym numerze tygodnika „W Sieci” natrząsał się on smakowicie z ideologicznego wymiaru „post-prawdy”. Uprawiają ją bowiem wyłącznie ludzie złej woli – Trump na przykład. Jeśli bowiem z rzeczywistością rozmija się Hillary Clinton, jest to zaledwie dobrotliwym „łgarstwem”. W ten sposób – tak to rozumiemy – dokonuje się uświęcenia kłamstwa w sprawie jedynie słusznej.
W tym samym numerze Piotr Skwieciński ze swadą dokonywał analizy relacji Rosjan do klasycznie rozumianej prawdy. Argumentował, że jest to stosunek będący zderzeniem niegdysiejszej ideologizacji całości życia społecznego, a kompletną atrofią idei w schyłkowym komunizmie, ograniczonym do teatralnego sztafażu. Obecnie prawda ma tam wartość co najwyżej muzealnego eksponatu, a prawdziwą cnotą staje się zdolność adaptacji.
Słuszne to wszystko, ale tylko do pewnego – choć wysokiego, przyznajmy – stopnia. Rzeczywiście Rosja może być postrzegana jako światowa ojczyzna post-prawdy, zupełnie tak, jak kiedyś była światową ojczyzną proletariatu. Można też założyć, że Wielki Brat będzie starał się eksportować ideę zrodzoną gdzie indziej, tak, jak było z marksizmem, wykoncypowanym przecież przez dwóch niemieckich filozofów.
I jeszcze jedna analogia. Tak, jak leninizm, a później stalinizm, niewiele miał w gruncie rzeczy wspólnego z ortodoksyjnym marksizmem na gruncie przyczynowo-skutkowym, o tyle rosyjska post-prawda w rzeczywistości nie jest (chyba?) tym, za co uchodzi na Zachodzie. Przyjrzyjmy się zatem angielskiej definicji: „post-prawda to kultura polityczna, w której debata jest ograniczona do emocji. Różni się od klasycznej weryfikacji albo falsyfikacji sądu tym, że uważa taki zabieg za drugorzędny”.
Po pierwsze Rosja nie uprawia czegoś takiego, jak debata. Jest to przekaz (może być dowolnie zmieniany, ale to nie ma żadnego znaczenia), o charakterze ewangelicznym, który można przyjąć albo odrzucić w całości. Po wtóre, to nie jest tak, że nie istnieje w Moscovii byt absolutny, nie stanowiący dla ludzi żadnego trwałego punktu odniesienia. Tym absolutem, jak wielokrotnie pisaliśmy na portalu, nawiązując i do markiza de Custine, i do Besancona, jest sama Rosja – pełniąca rolę już nie pierwszego ziemskiego obowiązku, ale świecko-duchowej religii.
Nie ma zatem znaczenia, że bolszewicy kazali zabić cara, bo tego wymagało dobro Rosji. Katyń? No może i szkoda, ale gdzie drwa rąbią… a przecież rąbano bardzo intensywnie, bo przygotowywano się do wojny z Niemcami. Nie ma oczywiście powodu, by w małostkowy sposób wypominać Stalinowi pakt Ribbentrop-Mołotow, no bo przecież lepiej, żeby Hitler zatrzymał się na Bugu, a nie na Zbruczu.
W rodzimej polityce Rosjan nie odpychają zbrodnie – to pojęcie dla maluczkich – ale słabość. Stąd trauma polskich interwentów na Kremlu, kiedy doszło do faktycznej atrofii państwa; stąd trauma Jelcyna, który dokonał świętokradztwa, podpisując upokarzający rozejm z Czeczenią w Chasawjurcie – by sięgnąć do bliższej przeszłości. Wojna na Ukrainie przynosi więcej strat, niż korzyści? Nie szkodzi. Rosyjska godność jest niepodzielna.
A zatem, nawet jeśli Rosjanie będą eksportować post-prawdę, to nie będzie ona mutacją XIX-wiecznego nihilizmu rodem z Braci Karamazow, ale raczej nowym narzędziem uprawiania polityki imperialnej, w której różne rzeczy mogą być względne, ale akurat imperium musi być prawdziwe!
Kresy24.pl
4 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
19 stycznia 2017 o 12:00POST-PRAWDA
„Odnosi się lub oznacza okoliczności, w których obiektywne fakty są mniej wpływowe w kształtowaniu opinii publicznej niż odwołanie do emocji i osobistych przekonań.”.
Różnie można definiować epokę post-prawdę. Mi kojarzy się ona przede wszystkim ze wzrostem znaczenia socjotechniki i psychomanipulacji.
Można UCZYĆ ludzi, a można ludzi TRESOWAĆ. To drugie jest łatwiejsze. To drugie jest jedyną (oprócz siły fizycznej) metodą możliwą do zastosowania przez siły, które mają wobec tych ludzi złe intencje.
—————————
1.
Nie powinieneś samemu dociekać prawdy. Nie myśl! Nie dociekaj! Zostaw to „fachowcom”.
2.
„Autorytety” / „fachowcy” decydują o tym, co jest prawdą, a co nie.
3.
O tym, kto jest „autorytetem”, decydujemy MY. MY, to znaczy środki masowego przekazu o największym zasięgu.
4.
Która teza jest prawdziwa? Prawdziwa jest ta teza, która jest najczęściej powtarzana przez „autorytety” wyselekcjonowane przez najsilniejsze środki masowego przekazu.
5.
Nie myśl! Ulegaj emocjom. Jeżeli zobaczysz w telewizji ludzi, którzy pomagają skrzywdzonym zwierzętom, a w następnej minucie ktoś na tym samym kanale powie, że Macierewicz jest wariatem, to pozytywne uczucia wobec bezbronnych zwierząt sprawią, że uwierzysz w szaleństwo Macierewicza… Bo przecież stacja litująca się nad zwierzętami nie może kłamać!
—————————
itp, itd…
Tak to jest w epoce post-prawdy.
Jaka jest przed tym obrona? Nie jest łatwo, ale TRZEBA LUDZI UCZYĆ. Trzeba zachęcać, żeby sami dociekali prawdy. TYLKO TO BUDUJE SIŁĘ SPOŁECZEŃSTWA.
WIEDZA i ROZUM = ODPORNOŚĆ NA MANIPULACJĘ
ODPORNOŚĆ NA MANIPULACJĘ = SIŁA NARODU
SyøTroll
19 stycznia 2017 o 12:15FR czy CHRL również mają prawo korzystać z „post-prawdy”, mają do tego takie samo prawo jak nasze „post-prawdziwie demokratyczne i pokojowe” UE oraz „post-prawdziwie demokratyczne i pokojowe” USA. Prawda to fakty, a „post-prawda” to interpretacje faktów korzystne wizerunkowo dla „NAS” i „NASZYCH sojuszników”, publikowane w celach propagandowych.
Paweł Bohdanowicz
19 stycznia 2017 o 12:26Prawie wszyscy korzystają z metod „post-prawdy”. Wyjątkowo zgadam się z Antykolegą 😀
„Antykolega” – słowo z Lema – mam nadzieję, że się Pan Troll nie obrazi. Pierwotne znaczenie nie ma nic wspólnego z dominującym dzisiaj rozumieniem tego słowa.
Jan
19 stycznia 2017 o 19:01Akurat czytam „Rok 1984”. W tym kontekście szczególnie ciekawe są tam podane na końcu „Zasady Nowomowy”.