29 czerwca delegacja z Polski, na czele z szefem gabinetu Prezydenta Rzeczpospolitej Krzysztofem Szczerskimi i ambasadorem RP w Mińsku złożyła kwiaty i zapaliła znicze pod krzyżami wzniesionymi na miejscu dołów śmierci na uroczysku Kuropaty. Wizyta dyplomatów w miejscu kaźni ofiar NKWD trwała dosłownie chwilę i miała charakter nieoficjalny, a jej uczestnicy nie spotkali się z Białorusinami protestującymi przeciwko profanacji tego miejsca.
Podmińskie Kuropaty to miejsce męczeństwa nawet ćwierci miliona Białorusinów, Polaków i Żydów. Dodajmy, że spoczywają tam ofiary „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów, zabici po roku 1940. Być może na Kuropatach należy szukać szczątków 3 872 polskich oficerów z tzw. Białoruskiej Listy Katyńskiej. Ale nie dowiemy się tego tak długo, jak długo u sterów władzy w Mińsku stoi podporządkowany Kremlowi Aleksander Łukaszenka, który nie godzi się na przeprowadzenie tam prac poszukiwawczych. Ani na Kuropatach, ani w Trościeńcu, ani w innych miejscach pod Mińskiem, wskazywanych przez białoruskich historyków jako miejsca, gdzie również należy przeprowadzić ekshumacje w celu ustalenia, czy nie spoczywają tam ofiary stalinowskich represji.
Trościeniec jest uznawany przez oficjalny Mińsk wyłącznie jako miejsce byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego. Tymczasem na uroczysku Błagowszczyna (obok Trościeńca) w latach 50. XX wieku powstało wysypisko śmieci. Zdaniem historyka Igora Mielnikowa – badacza zbrodni stalinowskich, góra śmieciowa nie powstała przypadkowo, ale w celu ukrycia rozmiaru zbrodni stalinowskich. Jego zdaniem pod górą śmieciową, która dosłownie kilka lat temu została zamknięta, mogą spoczywać polscy oficerowie.
Łukaszenka i jego świta sprytnie wykorzystali zbudowany tam memoriał do bieżącej polityki. Na 29 czerwca zaprosili do Mińska prezydentów czterech państw; Polski, Czech, Austrii (byłego i obecnego) i Niemiec.
Jak informowaliśmy tu, Warszawa oddelegowała na to wydarzenie szefa gabinetu Prezydenta RP Krzysztofa Szczerskiego, i głównym punktem programu polskiej delegacji był udział w ceremonii odsłonięcia Memoriału w miejscu byłego obozu niemieckiego w Trościeńcu Małym.
Minister Szczerski w ramach wizyty odwiedził też uroczysko Kuropaty, złożył kwiaty pod krzyżem i zapalił lampkę. Szkoda jednak, że nie znalazł chwili, by uścisnąć ręce obrońcom Kuropat, działaczom opozycyjnych partii politycznych i organizacji społecznych, którzy od ponad miesiąca domagają się zamknięcia restauracji „Pojedziemy, pojemy” uruchomionej pod koniec maja w pobliżu uroczyska i protestują przeciwko odbywającej się za zgodą władz profanacji tego miejsca, świętego dla Białorusinów i Polaków.
Wiaczesław Siwczyk, jeden z uczestników protestów powiedział radiu Racyja, że wizyta polskiej delegacji – przedstawicieli oficjalnej Warszawy, była jedyną pozytywną wiadomością w ostatnich dniach.
„Jesteśmy bardzo wdzięczni urzędnikom państwowym z sąsiedniego kraju, gdyż była to bardzo ważna wizyta. Ponieważ my sami Białorusini nie jesteśmy w stanie walczyć o Kuropaty. My możemy dalej tam stać i domagać się zamknięcia tej knajpy, ale może się to udać tylko przy wsparciu społeczności międzynarodowej. I w takiej formie w jakiej było ono możliwe, to wsparcie zostało zademonstrowane”, powiedział Siwczyk.
Dodajmy, że obrońcy Kuropat są regularnie poddawani szykanom, karani wysokimi grzywnami, aresztami, jeden z nich został umyślnie potrącony przez samochód wjeżdżający do restauracji, ma złamaną rękę.
Kresy24.p/racyja.com/ba
1 komentarz
Mińszczanin
2 lipca 2018 o 21:53Tylko nie Witali Siwczyk, lecz Wiaczesław. Proszę poprawić. (Tu jest link na artykuł Radia Racja: https://www.racyja.com/palityka/siuchyk-abaranits-kurapaty-zmozham-tol/)