Kolejne powstanie kozackie, tym razem pod wodzą Tarasa Fedorowicza zakończyło się ugodą perejasławką z 1630 roku, Jak zwykle pozostała na papierze. Nie rozwiązywała ona żadnego z problemów społecznych na Ukrainie. Konflikty między unitami a prawosławnymi wciąż się tliły, choć jedną z pierwszych decyzji Władysława IV było ogłoszenie pokoju religijnego między Kościołami.
W rzeczywistości oznaczało to odnowienie Cerkwi prawosławnej w Rzeczypospolitej. Nie zwiększono jednak rejestru, co pogłębiało rozwarstwienie między starszyzną i rejestrowymi a gołotą kozacką. Można powiedzieć, że w tym czasie w łonie Kozaczyzny ukraińskiej trwała dwuwładza, a właściwie wielowładza. Nieliczni Kozacy rejestrowi pod dowództwem hetmana posiłkowali wojska koronne, zaś większość nierejestrowych mołojców podporządkowana samozwańczym atamanom koszowym i nakaźnym (oddzielnym na Prawo- i Lewobrzeżu), chwytała się każdej szansy zarobku, a więc wypraw na Krym i wybrzeża Morza Czarnego. Nie mogły tego zmienić doraźne wysiłki elit Rzeczypospolitej. Najlepszym przykładem kampania smoleńska Władysława IV z lat 1633–1634, kiedy armię polsko-litewską wsparło tylko 12 tys. Kozaków, w większości nierejestrowych, pod dowództwem Tymosza Orendarenki. Jednak kilkakrotnie więcej ich towarzyszy nie wzięło udziału w odsieczy Smoleńska i rozbiciu armii moskiewskiej.
Napięcie na Ukrainie ponownie wzrosło po zawarciu pokoju polanowskiego. O ówczesnym potencjale Kozaczyzny ukraińskiej wymownie świadczy relacja z rozmowy kanclerza wielkiego litewskiego Albrychta Stanisława Radziwiłła z posłem tureckim Sehinem agą podczas obrad sejmu, który obradował w Warszawie w lipcu–sierpniu 1634 roku. „W czasie rozmowy – wspominał kanclerz – [poseł] zdradził się ze strachem naszymi Kozakami; i chociaż przechodziliśmy do różnych materii, wciąż powracał do tych Kozaków. Wtedy rzekłem mu, że wy jesteście ojcami i sprawcami Kozaków, bo nie karząc Tatarów wyniszczających miasta i wsie Rzeczypospolitej, przyczyniacie się do powiększania liczby Kozaków; chłopi bowiem utraciwszy dobytek i konie, po spaleniu domów i stodół, muszą prowadzić życie kozackie; jeśli więc pozwalacie Tatarom na częstsze, łupieżcze, a nie karane wyprawy z chciwości, to tym sposobem przysparzacie Kozaków i powiększacie ich swawolę”.
Ugoda perejasławska zabraniała Kozakom wypraw łupieżczych przeciwko Tatarom i Turcji. Hetman i starszyzna kozacka miała dbać o przestrzeganie związanego z tym zakazu budowania przez nierejestrowych czajek i pozyskiwania przez nich uzbrojenia, amunicji, prochu i żywności. Tyle że – jak wspomniano – ich wpływ na kozacką gołotę był mocno ograniczony, a każda próba tego rodzaju działań prewencyjnych prowadziła do krwawych konfliktów. Inna sprawa, że po nieformalnej wojnie z Portą z lat 1633–1634 Rzeczpospolita w 1634 roku zawarła z nią pokój, którego jednym z warunków było ujęcie w karby Kozaków i uniemożliwienie im wypraw czarnomorskich. Najłatwiej można było to zrobić, kontrolując komunikację na Dnieprze. Tego dotyczyła konstytucja sejmu warszawskiego (styczeń–marzec 1635 roku), w której stwierdzono: „Przeto […] mieć chcemy, aby Kozacy żadnej najmniejszej przyczyny rozerwania pokoju tego lądem i morzem nie dawali, pod utraceniem wszystkich nadanych sobie od przodków naszych i Rzeczypospolitej praw, wolności i przywilejów. Dalej nakazano starostom i innym urzędnikom na Ukrainie, aby uniemożliwiali Kozakom budowy czółen oraz gromadzenia uzbrojenia i materiałów strategicznych na wyprawy przeciw Turcji. W ramach podwyższonego do 7 tys. osób rejestru, starszyźnie i kozakom rejestrowym zagrożono, że „który by z tych regestrowych Kozaków pokazał się być buntownikiem i lub hetmanom naszym, lub ich namiestnikom bądź też swej starszyźnie nieposłusznym, albo autorem czernieckiej rady, ten nie tylko ma być z regestru służby wymazany, ale i na gardle karany”.
Najciekawszą częścią konstytucji był jednak punkt o budowie twierdzy, która miała uniemożliwić Kozakom ich łupieżczy proceder: „postanawiamy, aby za upatrzeniem przez inżeniery miejsca nad brzegiem Dnieprowym, gdzie się będzie najsposobniej hetmanom naszym zdało, zamek był zbudowany, który to zamek firmo praesidio [mocną załogą] ludzi, tak pieszych, jako i konnych, i amunicją wojenną, dostatecznie opatrzony będzie. A na tym prędsze zbudowanie jego, i na wzwyż mianowane praesidia [załogi] sumę 100 tys. zł polskich z tych przyszłych podatków na raty, skarb, żeby w robocie zamku tego omieszkanie nie było, wydać ma”.
Prace koncepcyjne i budowlane rozpoczęły się po zakończeniu sejmu. Na Ukrainę wyjechał hetman Stanisław Koniecpolski, do którego dołączył francuski inżynier, kartograf wojskowy i pisarz Wilhelm Beauplan. Urodził się ok. 1600 roku w Dieppe w rodzinie hugenockiej. Do Rzeczypospolitej przybył w 1630 roku, już jako doświadczony oficer. Zapewne trzy lata później przyjął go do służby hetman Stanisław Koniecpolski. W 1634 roku na pograniczu Dzikich Pól Beauplan zbudował i umocnił Nowy Koniecpol i Krzemieńczuk. Następnym jego dziełem był Kudak.
Najdogodniejszym miejscem dla wzniesienia twierdzy okazał się prawy, wyniosły brzeg Dniepru na wysokości pierwszego porohu zwanego Kojdackim. Osobliwości jej usytuowania obrazowo przedstawił Marian Dubiecki, dziewiętnastowieczny historyk, który pierwszy przedstawił dzieje twierdzy kudackiej. Oto jego wrażenia: „Dniepr w tym miejscu dość jest wąski. Działa twierdzy z łatwością mogły panować nad nurtami rzeki, nad ujściem Samary, z dala zarysowującym się na widnokręgu przeciwległego wybrzeża. Patrząc ze wzgórza, gdzie twierdza miała stanąć, wybornie uwydatniało się jej przeznaczenie; a było nim stanowcze przecięcie wszelkiego ze stosunkowania wyższego Niżu, ziem ukrainnych, osiedlonych, zamieszkałych przez Kozaków regestrowych i mnogie tysiące tych, co nie weszli do regestru – których na dziesiątki tysięcy liczono – z dolnym Niżem, czyli Siczą, siedzibą Zaporożców, ukrytą poza progami, zaporami i poza siecią wysp dnieprowych. O obwarowania od strony stepu znać niewiele chodziło. Poziom gruntu od dzikich pól – strony przeciwległej dnieprowemu wybrzeżu – wnosił się znacznie i nad twierdzą górował. Usypanie na owym stepowym płaskowzgórzu szańców, zbrojnych działami, mogłoby zagrażać twierdzy. Ale nieprzyjaciel, który by mógł od stepów nadciągnął, był to jedynie czambuł tatarski lub wojsko zaporoskie, gdyby zechciało i ośmieliło się podnieść rebelią: tak jedni jak i drudzy nie posiadali artylerii, przy której tylko rzeczone wyniosłości od strony pól niebezpiecznymi stać się mogły. Cała uwaga przeto budującego twierdzę, zwróconą została ku rzecznej połaci okopów, co się srożyły groźnie nad Dnieprem i przecinały drogę wszystkim, nie mającym pozwolenia żeglowania między włością i Siczą. Gdyby jacy siczowi lub inni śmiałkowie, włócząc czółna na swych barkach lądem lewego porzecza, zamiar mieli wejść na nurty Samary i nią dopłynąć do Dniepru wyżej Kudaku, wymijając w ten sposób twierdzę, to i owo podstępne stratagema bezowocnym by się okazało, gdyż działa warowni kudackiej dosięgłyby śmiałków na samarskiej toni, tym bardziej zaś na przeciwległym, lewym wybrzeżu”.
Miejscowość więc ze wszech miar odpowiadała przeznaczeniu twierdzy. Główne prace budowlane, w których uczestniczyło 200 najemnych dragonów (zapewne żołnierze kwarciani), a także ściągnięci do robót chłopi, przeprowadzono w ciągu czterech miesięcy. Pomiary i nadzór nad nimi sprawował Jean de Marion – francuski inżynier i dowódca piechoty, weteran wojen jeszcze za panowania Zygmunta III, podkomendny Koniecpolskiego. Z braku środków nie ukończono jednego z szańców. Jak wyglądał ten fort?
Ponownie oddajmy głos Dubieckiemu: „Był to czworobok, mający nader wystające bastiony. Fosy głębokie dookoła go obiegały; z jednej zaś strony (zachodniej), opierając się o jar głęboki, spływający ku rzece, rowy te mienić się nawet mogły przepaścią, przez którą przebrnięcie stanowczo niemożliwym się stawało dla wszelakiej rebelii, tudzież tatarskich zagonów, które konno, bez dział, niby wicher po polach upędzały się. Z tej strony twierdza miała bramę, jedyną, jaką posiadała; most zwodzony, ponad przepaścią rzucony, tworzył drogę do wnętrza dostępną dla jezdnych i wozów. Od strony rzeki – a była to północna połać warowni – góra spadzista u podnóża i na połowie stromych stoków skałami usiana, czyniła ją z tej strony bardziej niż od zachodu niedostępną. W tej mocno obronnej połaci, ukryta w przekopach furtka prowadziła do rzeki, służąc załodze drogą do sprowadzania wody, zanim nie wykopano z czasem nader głębokiej studni w obrębie fortyfikacji. Najsłabszą w tym pierwszym roku istnienia twierdzy była strona przeciwległa rzecznej połaci, a więc strona południowa, ku krwawym polom patrząca, w głębi których, w niewielkiej od twierdzy odległości snuły się tatarskie hordy w sile nieraz mocno imponującej, hasały stada dzikich koni po stepie, co od dnia stworzenia leżał ugorem. Twierdza na około swych przekopów osypaną była zaostrzonymi strzałami, których przeznaczeniem miało być wstrzymywanie biegu nieprzyjacielskiej jazdy, gdyby ta zbyt blisko ku wałom ośmieliła się podejść. Osypanie to jednak drobnymi strzałami pasów okolnych twierdzy w pierwszych miesiącach jej istnienia nastąpić nie mogło, jak i wielu innych obronnych szczegółów nie wykończono, ani do siódmego, ani do dziewiątego miesiąca roku naszego opowiadania, który właśnie, z powodu owych niewykończeń i jeno rzekomego zamknięcia obronnych robót w Kudaku, jest zarazem rokiem jego wzniesienia i kresem pierwszego okresu istnienia warowni. Pospieszne zakończenie robót fortyfikacyjnych nie pozwoliło na umocnienie należyte wałów stosowną dział ilością. […] Na wiosnę (1636 roku) wszystkie braki uzupełnić zamierzano, lecz dla załogi kudackiej już wiosna ta nie nadeszła”.
Ten podstawowy system fortyfikacyjny miał być rozbudowany w następnych latach. Póki co fort obsadziła załoga 200 dragonów pod dowództwem Mariona. Był on doskonałym żołnierzem, jednak zabrakło mu wyobraźni. Jeszcze przed zakończeniem prac budowlanych zaczął wypełniać swoje zadania – nie tylko regulować ruch na Dnieprze, ale także karać Kozaków nierejestrowych, którzy łamiąc postanowienia ugody perejasławskiej, próbowali pokątnie zaopatrywać się w broń, proch i żywność oraz kłusować. Kanclerz Radziwiłł wspominał skrupulatność Mariona w tej kwestii: „Ten właśnie nie tylko bronił dostępu Kozakom do rzeki poza przepisanymi granicami, ale nakazał im powstrzymać się od polowania i rybołówstwa, a przekraczających polecenie karał nakładaniem żelaznych pierścieni na nogi i karki. Lochy już 20 zawarły w sobie i można było przewidzieć, że w przyszłości doliczy się ich więcej. Marion zabronił żołnierzom sprzedawać Kozakom proch, a podejrzewając nocne handle, zamknął go w podziemnym korytarzu”.
Swoim zachowaniem Marion doprowadzał Kozaków do białej gorączki, co gorsza, w razie wybuchu kozackiej rewolty, mógł liczyć tylko na siebie. Wobec groźby wznowienia wojny ze Szwecją Koniecpolski przerzucił do Prus dużą część Kozaków rejestrowych, a czekanie na szybką odsiecz chorągwi kwarcianych było ryzykowne. Skądinąd do Mariona dochodziły ostrzeżenia, ale puszczał je mimo uszu. Kozacy mówili mu, że to niebezpieczne i niepotrzebne, ale on ich nie słuchał i jeszcze chciał znieważać – zapisał anonimowy kronikarz lwowski”.
Igrał tak, aż się doigrał, bo, jak relacjonuje ów dziejopisarz: „Przeto, uczyniwszy radę niejaki Samuel Sulima z Czerkas, z nim jeszcze dwaj pułkownicy, zebrawszy trzy tysiące Kozaków, poszli do niego”.
Człowiekiem, który podniósł bunt był Iwan Sulima, Kozak z ciekawą biografią. Urodził się między 1590 a 1595 rokiem. Wywodził się prawdopodobnie ze szlachty lubeckiej z okolic Czernichowa. Po raz pierwszy źródła wspominają o nim w 1615 roku, jako o zarządcy jednego z majątków Stanisława Żółkiewskiego. W 1628 roku uczestniczył w zakończonej fiaskiem krymskiej wyprawie 26-tys. armii kozackiej pod dowództwem Hrycka Czornego. Jego nieudolność spowodowała, że krąg kozacki wybrał Sulimę na swojego wodza. Rzeczpospolita nie uznała tego wyboru. W takiej sytuacji Sulima odłączył się od wspólnoty kozackiej i zajął się sprawami rodzinnymi i majątkowymi.
W 1629 roku służył jako pomocnik zarządcy Jarosza Głogowskiego w majątku Zofii Daniłłowiczowej, córki Stanisława Żółkiewskiego. W tym czasie z polecenia Głogowskiego dokonał zbrojnego zajazdu i zniszczenia wsi Trościanka, należącej do kijowskiego klasztoru Mikołaja Pustelnika. Zasługi Sulimy dla Żółkiewskich musiały być duże, skoro jeszcze Stanisław Żółkiewski nagrodził go wsiami Sulimowka, Lebiedzin i Kuczakow. W latach 1633–1634 uczestniczył w łupieżczej wyprawie Kozaków na wybrzeża czarnomorskie, która dotarła aż do Stambułu i wywołała kryzys w stosunkach polsko-tureckich. W 1635 roku stanął na czele buntu, podczas którego zniszczono twierdzę Kudak i dokonano rzezi jej załogi.
W historiografii funkcjonuje teza, że zaatakowanie Kudaku przez Kozaków Sulimy było operacją dodatkową, przeprowadzoną niejako przy okazji ich powrotu z wyprawy przeciw Tatarom lub Turcji. Jednak w świetle źródeł wygląda to na zaplanowany przez Sulimę i jego towarzyszy sabotaż, którego celem było uniemożliwienie realizacji przez Rzeczpospolitą nowego kursu w polityce wobec Kozaczyzny.
W nocy z 11 na 12 sierpnia 1635 roku Sulima z mołojcami, spostrzegłszy, że żołnierze sprawują straż pogrążeni we śnie, w ciszy północy po przystawionych drabinach weszli na wał i do samej warowni. Następnie bez większych problemów opanowali twierdzę kudacką. Zaskoczenie było pełne, a możliwości reakcji praktycznie żadnej, bo zanim strażnicy zdołali sięgnąć i nabić broń prochem składowanym w podziemiach fortu, już fortalicja znajdowała się we władzy Kozaków.
Według Radziwiłła Kozacy szczególnie brutalnie obeszli się z jeńcami. Mariona „skrępowanego postawiono jako cel i na jego nagim ciele wieloma kulami próbowano umiejętności celowania. Bezwzględnie potraktowali również resztę: innych porąbano lub poddano różnym torturom. Po tej krwawej rozprawie wysadzili umocnienia w powietrze”. Kozacy liczyli, że zbrodnia ujdzie im płazem. „Wyobrażali sobie, że uczynek nie będzie pomszczony, gdyż króla zatrzyma długa wojna i duża odległość, a hetmanowi przeszkodzi potrzeba ludzi do obsadzania miast odjętych Szwedom, wobec czego przyszedł czas (gdy jeszcze ich część została wezwana do Prus ku pomocy), by mogli swobodnie doprowadzić do skutku swój zamiar” – wspominał Radziwiłł. – „Jednak po ogłoszeniu pokoju [rozejm w Sztumskiej Wsi], powziąwszy wiadomość o powrocie wojska królewskiego i dowiedziawszy się, że hetman chce ich ukarać, zaczęli żałować swego czynu”.
„Groziła im odpowiedzialność zbiorowa oraz zemsta na ich rodzinach. W tej sytuacji doszło do rozłamu: by więc nieliczni winni nie ściągnęli kary na wszystkich bez różnicy, sami siebie powołali na wykonawców kary za tę zbrodnię” – relacjonował dalej Radziwiłł. – „Oblegli Sulimę i zwolenników zdrady kilkakroć atakując wały; po utracie 1000 ludzi wdarli się do ich schronienia, spętali przywódcę i innych i jego wraz z pięcioma towarzyszami, zakutych w kajdany, wysłali na najbliższy sejm […]. Ci badani na mękach pod przymusem wyznali, że nie wiedzieli o dekrecie Rzeczypospolitej; sądzili, iż to Niemcy ze zwykłej im bezczelności umocnili kasztel obwarowaniem, że odradziwszy sobie przydługi proces sądowy, chcieli zaraz pomścić prywatne krzywdy i że zgrzeszyli tylko omyłką, dalecy od znajomości konstytucji. Wyrokiem sądu sejmowego Sulima i jego pięciu towarzyszy skazano na śmierć. Życie ocalił jedynie Paweł Pawluk, dzięki wstawiennictwu nowo mianowanego kanclerza wielkiego koronnego Tomasza Zamoyskiego. Za pozostałymi ujął się Władysław IV, którego do pobłażliwości skłaniała ich świeża służba w Prusiech, bowiem ich statki, zwane czajkami, zgromadzone w okolicy Piławy szybko dzięki swej sprawności nocą z pierwszym brzaskiem dnia ukazały się przybyszów Szwedom. […] I natychmiast krążąc po odnodze morskiej porwali szwedzki okręt pełen uzbrojenia, żywności i napojów, szerząc postrach [który to okręt] po przedłużeniu rozejmu musieli zwrócić […], jednak wyjedli to, co dało się zjeść, z przyrodzonej żarłoczności. Wszystko na nic – decyzję o ich uwolnieniu mogli podjąć tylko sędziowie sejmowi, a ci okazali się nieczuli na kozackie zasługi. Szlachta bała się precedensu. Zresztą kilka lat później tak samo zignorowała królewskie wstawiennictwo w sprawie Pawluka. Sulima jako jedyny ze skazańców przed śmiercią przeszedł na katolicyzm. Ścięto go, a jego zwłoki poćwiartowano i wystawiono na widok publiczny w czterech kątach miasta”.
Opr. TB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!