12 sierpnia 1920 roku polski radio wywiad przechwycił i rozszyfrował bardzo ważną dyrektywę dla walczących i idących na zachód Armii sowieckich. Zarządzała ona koncentryczny atak na Warszawę z wszystkich możliwych stron. Tak dalece koncentrowała się ona na stolicy Polski, że z południa przesunięto ku Warszawie nawet 16 Armię, osłaniająca całą operację od południa, przesuwając, hipotetycznie na jej miejsce Konną Armię Budionnego, bez żadnej pewności, czy zdoła i zechce wykonać taki rozkaz, który odbierałby jej możliwość zdobycia i obrabowania Lwowa. Dostrzegło to w mig dowództwo polskie. Był to wręcz „prezent” od nieświadomych tego bolszewików. Należało tylko wygrać czas potrzebny do koncentracji odpowiednich sił nad Wieprzem – pisze specjalnie dla Kresy24.pl historyk, dr Krzysztof Jabłonka.
Dlatego już 13 sierpnia gen. Sikorski otrzymał rozkaz ataku „do przodu”, bez względu na konsekwencje. Był to z gruntu ryzykowny plan, gdyż 5 Armia polska mogła łatwo znaleźć się w okrążeniu. Całe jej lewe skrzydło zawisło na „ogrodzeniach i sztachetach Płońska” tak, że z łatwością mogłaby być oskrzydlona, ‘gdyby tylko bolszewicy zorientowali się w jej położeniu. A zorientować się mógł tylko sztab generalny, który powinien mieć wszystkie dane z frontu w jednym miejscu. Dlatego tak ważna rola przypadła kawalerii, która natychmiast ruszyła na poszukiwanie armijnej radiostacji. Atak wzdłuż rzeki Wkry nastąpił 14 sierpnia o świcie, trafiając na twardy opór 16 i 11 dywizji strzelców sowieckich, po którym wojska polskie znalazły się pomiędzy 15 a 4 Armią sowiecką, mając za plecami 3 Armię. Oddziały polskie uderzyły zza Wkry pomiędzy Sochocinem a Borkowem i właśnie pod Borkowem Nasielskim rozegrała się główna batalia bitwy nad Wkrą. Sowieci uprzedzili polskie natarcie i wypchnęli polskie oddziały w tym 1 Syberyjską brygadę gen. Rumszy, na drugą stronę rzeki. Ciężkie straty poniósł tu 83 pułk Syberyjski Piechoty, który stracił podnad 150 żołnierzy, w tym 4 oficerów. Sowieci w swym natarciu dotarli do pierwszych fortów twierdzy Modlin, „Miękoszyn” i „Toruń”. Z odsieczą nadeszły dwa pułki 9 Dywizji piechoty, które powstrzymały dalszy marsz bolszewików. O świcie 15 sierpnia poprowadzone kontrnatarcie obu pułków doprowadziło do odzyskania Borkowa i przepraw na Wkrze. Powoli zaczęto spychać dywizje sowieckie w kierunku Nasielska. Równolegle Dywizja Ochotnicza po krwawych bojach pod Zawadami, przełamała opór bolszewików i dotarła do Cieksyna, gdzie otrzymała rozkaz dotarcia do linii Ciechanów-Nasielsk. Bitwa pod Borkowem, najważniejszy fragment bitwy nad Wkrą, trwała jeszcze do w nocy z 15 na 16 sierpnia, kiedy wsparła ją idąca z Modlina 17 i 18 DP gen. Kraliczka-Krajowskiego. Wtedy to nastąpił najważniejszy fragment bitwy. 8 brygada Jazdy gen. Karnickiego, przedarła się niezauważona przez front i dotarła do Ciechanowa. Tam zdobywszy stację i koszary stwierdzono obecność całej radiostacji sztabu armii Szuwajewa. Zniszczono ją, zdobyto pełną kancelarę i kilkuset jeńców. Odtąd wszystkie armie sowieckie na zachód od Narwii były jak ślepe, bez kontaktu ze sobą. Pozostało trzem armiom walczyć w odosobnieniu. 16 sierpnia jeszcze sześć dywizji sowieckich aż ośmiokrotnie ponawiały ataki w rejonie Borkowa, ale bezskutecznie. Bez współdziałania innych formacji, co dotąd było tak groźne, pojedyncze formacje były bezsilne. Ostatecznie ciężkie boje pod Borkowem i Zawadami na linii rzeki Wkry skończyły się sukcesem strony polskiej , która za cenę ok.500 poległych i rannych, zniweczyła bolszewickie próby sforsowania Wkry. Po opanowaniu jej wschodniego brzegu, siły polskie uzyskały dogodne pozycje i rozpoczęły natarcie w kierunku Nasielska i Pułtuska, zamykając w okrążeniu prawie dwie armie wroga. Krwawy bój pod Borkowem spowodował, że obie armie zmuszone do odwrotu, zaczęły rozsypywać się w panicznej ucieczce. Jednocześnie trwały zacięte walki o Sarnową Górę pod Ciechanowem, gdzie dwa pułki 144 i 145 wytrzymały uderzenie 3 dywizji z całej 4 Armii Sergiejewa, przełamały je i odrzuciły na Ciechanów. Nocą z 18 na 19 sierpnia oddziały bolszewickie rozpoczęły odwrót a polskie pościg za nimi. 19 o świcie wyzwolono Ciechanów, Maków Mazowiecki, a w dniu następnym Mławę i pszasnysz
Działania nad Wkrą i Sarnową Górą w istotny sposób wsparły działania obronne wojsk polskich wokół Radzymina i Ossowa oraz ofensywne znad Wieprza.
Działania na froncie południowym – 17-19 sierpnia 1920 roku
Równolegle do działań frontu północnego i środkowego, toczyły się ciężkie boje na froncie południowym, gdzie wszystkimi siłami Małopolskich Oddziałów Armii Ochotnicze, dow. Przez płk. Czesława Miaczyńskiego, dowódcy obrony Lwowa z 1918 r. Liczyły one 1350 żołnierzy i oficerów i miały zagrodzić drogę bolszewkom na Lwów. W tym czasie Armia Konna S. Budionnego, odparta pod brodami, rozpoczęła od 9 sierpnia marsz na Lwów. W ataku na Chodczaków ranny został mjr Abraham, również obrońca Lwowa i dowództwo nad ochotniczym batalionem młodzieży lwowskiej przejął kpt. Bolesław Zajączkowski. 17 sierpnia otrzymał on rozkaz odwrotu w kierunku Lwowa. 30 km od miasta na płn wsch. od stacji Zadwórze jego batalion w brawurowym ataku zdobył wyniosłe wzgórze, z którego odpierał skutecznie ataki kawalerii. Z tego wzgórza w kolejnym, bardzo krwawym natarciu zdobyto stacje kolejową Zadwórze, przerywając okrążenie. Odgłosy walki, ściągnęły inne oddziały bolszewickie, które ponownie zamknęły krąg wokół broniącej się młodzieży. Okrążony batalion, nie mając zapasowej amunicji odparł sześciokrotnie ataki zaprawionej w bojach kawalerii Budionnego. Po wystrzelaniu amunicji, walczono karabinami wręcz, próbując dosięgnąć nimi kawalerzystów na koniach. Młodzi chłopcy ginęli straszliwie rozsiekani szablami, tak, że nie można było rozpoznać po walce ich zwłok. Zginęło 318 ochotników. Dowódca, na którego bolszewicy szczególnie się zawzięli, aby wziąć go żywcem, w akcie desperacji odebrał sobie życie ostatnim nabojem. Podobnie postąpiło kilku wokół niego zgromadzonych oficerów. Bolszewicy masowo dobijali rannych i poddających się. Ocaleli z tej nierównej bitwy jedynie ci ranni i ukryci żołnierze, którzy doczekali nagłego przyjazdu na plac boju polskiego pociągu pancernego, który zaskoczył bolszewików. Wykorzystano moment przerwy w boju i zabrano z polka walki grupę 12 rannych, leżących wzdłuż torów. Niektórzy wzięci do niewoli przeżyli o powrócili po zawarciu rozejmu do Lwowa. To z ich opowieści wiemy jaki był przebieg tej bezprecedensowej walki, którą niemal natychmiast nazwano „Polskimi Termopilami”. To z tego pola walki pochodzi młody bezimienny ochotnik, którego trumnę wskazała matka zaginionego w boju pod Zadwórzem syna Konstantego, pani Jadwiga Zarugiewicz, a którą uroczyście przewieziono w Dzień zaduszny 1925 r. do Warszawy, aby stał się Grobem Nieznanego Żołnierza wszystkich polskich bitew i wojen. Jest tam do dzisiaj.
Podobne wydarzenia na froncie południowym nad Dniestrem, miały raz jeszcze miejsce 16 września 1920 r. pod Dytiatyniem, gdzie niewielki oddział 210 żołnierzy kpt. Gabrysia usiłował powstrzymać natarcie całej 41 dywizji sowieckiej. W wyniku zbyt szybkiego wycofania się jednego z batalionów, samotnie na placówce pozostała jedna bateria z 1 pułku artg pod dow kpt. Zająca, razem ok 70 żołnierzy. Tę osamotniona grupę z miejsca zaatakowali Kozacy, zabijając rannych. Tu również rozgorzała walka wręcz, która zakończyła się śmiercią obrońców. Padło w walce 59 żołnierzy w tym 5 oficerów 2 młodych podchorążych. Oceleli nieliczni, wzięci przez bolszewików za martwych. Poległych pochowała miejscowa ludność i wzniosła na ich grobie kapliczkę. Bój pod Dytiatyniem zaczęła otaczać legenda, czego dowodem był trzyczęściowy obraz, przedstawiający w niezwykle sugestywny sposób przygotowania do walki, sam bój i widok baterii po bitwie zatytułowany „Pobojowisko”, namalowany przez Jerzego Kossaka. Miejsce to również zaczęto nazywać „Polskimi lub Podolskimi Termopilami”. Niestety, mimo licznych starań, miejscowości Dytiatyń na wzór Zadwórza nie przyznano Orderu Wojennego Virtuti Militari do dzisiaj.
Krzysztof Jabłonka
fot. Centralne Archiwum Wojskowe, Wikimedia Commons, CC
1 komentarz
Antoni Kosiba
15 sierpnia 2021 o 22:38Także tu (jak przy wielu innych okazjach) pominięto aktywny aspekt polskiego dekryptażu. Polska strona nie tylko znała treść bolszewickich radiodepesz, ale także nadała takową z rozkazem, którego adresatem był Siemion Budionnyj, dowódca Armii Konnej, zaś autorem – rzekomo – Lew Trocki. Budionny wykonując ten rozkaz (wtedy jeszcze nie było technicznych możliwości sprawdzić, z jakiego kierunku nadano depeszę) opóźnił przesunięcie podległych sobie żołnierzy z okolic Lwowa w stronę Warszawy, dzięki temu przewaga liczebna bolszewików nad Polakami była mniejsza, niż mogłaby być. Rozkaz był jednym z zarzutów przeciwko procesach przeciwko Tuchaczewskiemu i (zaocznie) Trockiemu, bolszewicy przez większość czasu istnienia ZSRS nie wiedzieli, że to była dezinformacja ze strony Polski. O tym można przeczytać w miesięczniku „Wiedza i Życie” z września 1990 r.