Rosjanie są coraz mniej zadowoleni z poziomu życia. Znacząco spadł entuzjam z powodu aneksji Krymu. Nie są już chętni do finansowania półwyspu przez państwo, ani gotowi na wyrzeczenia z tego tytułu.
W listopadzie aż 80% Rosjan (w październiku było to 64%, wobec 35% w sierpniu) skarżyło się na wzrost cen i stan gospodarki kraju.
Z sondażu przeprowadzonego przez Centrum Lewady wynika, że jedynie 14% Rosjan nie zauważyło większych problemów w rosyjskiej ekonomii, a 5% nie potrafiło ich ocenić.
Pytani o przyczynę zaistniałej sytuacji, Rosjanie upatrują jej głównie w spadku cen ropy (45%), zachodnich sankcjach (33%), wydatkach wynikających z przyłączenia Krymu (30%) oraz korupcji w organach władzy, zapóźnieniach technologicznych i sowieckiej strukturze przemysłu (30%).
W Rosji coraz bardziej otwarcie mówi się o kryzysie również w kręgach rządowych i finansowo-biznesowych. Co dalej? Czeka nas „kolorowa” czy raczej „gabinetowa” rosyjska rewolucja?
Bo wygląda na to, że dumą ze zbierania przez Putina utraconych „ruskich ziem” Rosjan wykarmić się nie da?
Kresy24.pl/nevsru.com
3 komentarzy
https://www.facebook.com/racjonalnapolska
28 listopada 2014 o 22:38Aneksja Krymu oraz finansowanie separatystów to spory koszt dla budżetu państwa.
miki
29 listopada 2014 o 11:04Nikt tego jeszcze otwarcie nie mówi/pisze ale żyjemy w czasach kiedy tereny „będą zdobywane” ekonomicznie a nie militarnie.Rosja jako ekonomiczny karzeł jest na straconej pozycji-nawet jak zabierze jakieś ziemie za pomocą armii to koszty utrzymania plus sankcje dobiją niewydolną gospodarkę która ma rację bytu jedynie przy wysokich cenach surowców.To tylko kwestia czasu……
Frey
2 grudnia 2014 o 00:14I to jest właściwie moment decydujący, czy Putin trzyma i nie puszcza za wszelka cenę w tym rownież mniej lub bardziej kontrolowanych akcji P- ko krajom „sojuszu” czy rzeczywiście, „zdiagnozowano ciężka przypadłość stercza” i musi zostać zastąpiony przez nie mniej godnego następcę, ten pozwala na dokonanie korekty, kamień spada z serca tzw. Politykom europejskim, jednak bez status quo… Ale to już inna kwestia