Po zaciętej obronie Grodna większość jego obrońców, wykorzystując fakt, że wojska sowieckie nie zablokowały dróg odwrotowych w kierunku północnym, już popołudniu 21 września 1939 roku wydostawała się z miasta i pomaszerowała na Grandzicze i Hożą. Do wsi Hoża większość polskich pododdziałów dotarła wieczorem i nocą 21/22 września. Za ta wsią naprzeciwko wioski Plebańskie, funkcjonowała przeprawa promowa przez Niemen, a nieopodal był również bród.
Jako pierwsze do przeprawy dotarły szwadrony z Rezerwowej Brygady Kawalerii „Wołkowysk” płk. Edmunda Helduta-Tarnasiewicza. Dowódca brygady skierował 101. rezerwowy pułk ułanów dowodzony przez mjr. Stanisława Żukowskiego na postój do Kodziowców.
21 września dowódca sowieckiej 2. Brygady Pancernej znajdującej się w Sokółce rozkazał sformowanie oddziału zbiorczego w skład którego wszedł: batalion czołgów, batalion zmechanizowany, pluton samochodów rozpoznawczych i bateria dział przeciwpancernych, wyznaczając na dowódcę mjr. Czuwakina. Oddział otrzymał rozkaz działania na kierunku Sokółka–Sejny–Augustów, niszczenia polskich oddziałów w Puszczy Augustowskiej i opanowania Suwałk oraz Augustowa.
Oddział mjr. Czuwakina w godzinach nocnych 21 września przeszedł groblą przez podmokłe łąki wsi Sylwanowce i skierował się na Kodziowce. Po godzinie 23:00 polskie ubezpieczenia zauważyło sowieckie pojazdy. Doszło do walki, podczas której część pojazdów rozpoznawczych uległa uszkodzeniu, w wyniku czego nieprzyjaciel wycofał się. Po godzinie 1:30 na polskie pozycje ruszyło natarcie siedmiu sowieckich czołgów, zaskakując w pierwszej chwili zmęczonych i sennych ułanów. Czołgi przedarły się przez ubezpieczenia i ruszyły na wieś. Jednocześnie polski patrol ułanów wykrył na wschód od wioski pododdział nieprzyjacielskiej piechoty, który zatrzymał się na postój bez wystawienia ubezpieczeń. Major Żukowski postanowił uderzyć na ten oddział i o godzinie 4:00 zaskoczył nieprzyjaciela, ale polskie szwadrony nie zdołały go zniszczyć, gdyż w tym samym czasie Sowieci rozpoczęli natarcie na wioskę z kierunku zachodniego, wschodniego i północno-wschodniego. Było to uderzenie bardzo silne, mające przynieść rozbicie polskiego oddziału.
W Kodziowcach rozpętało się istne piekło. Sowieckie czołgi pozbawione osłony piechoty zostały odcięte polskim ogniem, a następnie kolejno niszczone bądź uszkadzane, głównie za pomocą butelek napełnionych benzyną lub naftą.
Rankiem na rozpoznanie wyruszył 3. szwadron 101. rezerwowego pułku ułanów pod dowództwem por. Stanisława Dobrzańskiego. Ułan tego szwadronu Antoni Wróblewski tak wspominał tę akcję:
„[…] Po przejściu około pół kilometra otrzymujemy ogień od czoła i z boków z broni ręcznej i maszynowej. Są zabici i ranni. Szwadron spiesza się i rozwija do akcji. Ciężko ranny zostaje dowódca pułku, który znajdował się obok szwadronu. Pułk obejmuje mjr [Stanisław] Siciński. Po linii idzie rozkaz do ataku. Porucznik [Stanisław] Dobrzański podrywa szwadron i w tej chwili pada tuż koło mnie, ugodzony kulą rewolwerową w lewe oko. Szwadron obejmuje por. [Tadeusz] Gierycz. Walka trwa dalej. W pewnym momencie widzę łapę bolszewicką z wyciągniętym w moim kierunku rewolwerem. Oddaje do mnie strzał, ale chybił. Już jestem przy nim i szybko pomściłem śmierć mojego dowódcy szwadronu. Tymczasem na horyzoncie pokazuje się nowa kolumna sowieckiej broni pancernej, która posuwa się w naszym kierunku. Nie jesteśmy w stanie przeciwstawić się tej przeważającej wielokrotnie sile nieprzyjacielskiej. Następuje odwrót. Zabieramy ciało por. Dobrzańskiego, a ciężko rannego mjr. [Stanisława] Żukowskiego zabiera wachm. Franciszek Mickiewicz i przekazuje napotkanej przypadkowo kolumnie samochodowej. Większość poległych musieliśmy zostawić na polu walki, rannych oddaliśmy pod opiekę ludności cywilnej, nie mając dla nich żadnych środków transportowych. […]”
Wrzesień 1939 na Kresach w relacjach, wyb. i oprac. Czesław Grzelak, Warszawa 1999
101. rezerwowy pułk ułanów pomimo utraty dowódcy i dwóch dowódców szwadronów walczył nadal, powstrzymując sowieckie natarcie. Po godzinie 8:00 ułani odparli ostatni atak i na rozkaz dowódcy brygady wycofali się z pola walki.
Pomimo zdecydowanej przewagi sowieckiej w ludziach i sprzęcie polski pułk nie został rozbity. Będące w I linii 2. szwadron rtm. Narcyza Łopianowskiego i 3. szwadron por. Stanisława Dobrzańskiego straciły w poległych i rannych prawie połowę ludzi oraz blisko 70% koni. Nieco lepsza sytuacja był w pozostałych pododdziałach pułku, choć i tam straty sięgały 30% stanów wyjściowych. Podczas walki ułani zniszczyli 17 czołgów i samochodów pancernych Armii Czerwonej.
Ciężko ranny dowódca pułku mjr Stanisław Żukowski zmarł w drodze do szpitala już na ziemi litewskiej. Pochowano go w Olicie, w asyście pododdziału 2. pułku ułanów Armii Litewskiej.
Zwycięski bój pod Kodziowcami należał do jednego z większych, jaki stoczyli polscy żołnierze z doborowym oddziałem Armii Czerwonej.
RES
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!