Teoretycznie, dzisiejsze ukraińskie Karpaty Wschodnie z Zakarpaciem to powinna być jedna z największych atrakcji turystycznych Europy Środkowej. Tu jest potencjalnie wszystko, dla każdego rodzaju turysty i letnika. Piękne góry, nieskażona przyroda, wody mineralne, sanatoria, warunki do uprawiania narciarstwa, miasta i miasteczka, które bywają perełkami kresowej architektury, niezwykła historia, mozaika ludów, kultur i religii, położenie na styku różnych krajów i geograficzna bliskość do serca Europy, a jednak wystarczająco na uboczu, by zaznać ciszy i spokoju, odpocząć od nowoczesnego zgiełku. Można długo wymieniać zalety.
Ale niestety, ta część Ukrainy w niewielkim stopniu wykorzystuje swój potencjał. To region (regiony) wciąż bardzo prowincjonalne i zacofane. Trzeba mieć trochę pasji i samozaparcia, by spędzić tu wakacje. Przecież samo przekroczenie granicy po kilkugodzinnym staniu to już jest wyzwanie. A to dopiero początek. Nawet jeśli wybierzemy samolot do Lwowa, to i tak podróż będzie długa.
Projekt: krótki, weekendowy czy parodniowy wypad w zachodnioukraińskie góry to niemalże „mission impossible”. Nawet dla mieszkańców Lwowa jest to cała wyprawa, bo na Zakarpacie nie ma szybkich dróg i w miarę szybkich połączeń kolejowych. A co dopiero mówić o tych turystach przybywających z zagranicy.
Najpopularniejsze tamtejsze góry to pasma Bieszczad Wschodnich, Gorganów i Czarnohory. Mają (prawie) wszystko, by stać się jednymi z ulubionych celów dla miłośników górskiej turystyki z całej Europy.
Mamy tu pasma mniejsze, mniej wymagające, ale i tak piękne i bardzo „górskie”. Do tego, nieco wyższe od naszej części Bieszczad. Są też na Ukrainie i góry dość wysokie, około 2000 metrów nad poziomem morza, jak w paśmie Czarnohory. Ale bez tych wszystkich niebezpieczeństw, jakie wiążą się z wysokimi górami i stanowią barierę dla wielu. Nie ma na przykład takich jak w Tatrach przepaści i ekspozycji oraz trudnych alpejskich podejść. Chyba każdy zdrowy turysta może „śmigać”, również z dziećmi. W tym sensie, że nawet te najwyższe pasma nie są jakieś szczególnie niebezpieczne i niedostępne. I wszystkie oferują niezapomniane widoki.
To znaczy, to wszystko raczej teoretycznie, bo i tak, dla wielu chętnych większość miejsc jest słabo dostępnych. Owszem, jest lepiej niż kilkanaście lat temu, gdy, parafrazując klasyka, nie było „niczego”.
Wtedy podobno nie było prawie żadnych szlaków, dziś są sukcesywnie wyznaczane i znakowane. Czasami zresztą przez samych turystów. Wciąż jednak jest tego za mało, są duże braki w infrastrukturze (choć zaczęły powstawać schroniska), mało generalnie jest miejsc, gdzie można przenocować i coś zjeść. Najlepiej zabrać ze sobą namiot (w górach na Ukrainie biwakować można właściwie gdzie się chce), zabrać turystyczną kuchenkę i jedzenie kupione w sklepie. Brzmi jak wspaniała przygoda i rzeczywiście nią jest, natomiast trzeba zdawać sobie sprawę, że te wszystkie niedociągnięcia transportowe, infrastrukturalne itd. stanowią istotną barierę. Przecież samo dotarcie na miejsce, do podnóża gór nawet zakładając, że do Lwowa dolecimy samolotem, zajmuje dużo czasu. Zdecydowanie, nie poleca się też podróży własnym samochodem.
Mamy do czynienia z dość absurdalną sytuacją, że na przykład bawiąc w Bieszczadach raczej nie ma możliwości, by zrobić sobie samemu szybką wycieczkę na drugą stronę granicy, i, powiedzmy. zdobyć najwyższy szczyt całych Bieszczad, Pikuj. Uda się to najszybciej w ramach organizowanych wyjazdów.
Międzynarodowe, nadgraniczne trasy turystyczne są w formie szczątkowej. Drogi szczególnie w tej części górskich i podgórskich terenów najbliżej granicy z Polską, są w fatalnym stanie. Poruszanie się po nich na serio grozi poważną awarią, na przykład kompletnym zniszczeniem podwozia czy złapaniem gumy. A jeżeli nic się nie stanie, to siedzenie za kierownicą będzie mordęgą. Niektóre, bardzo długie odcinki są właściwie nie do przejechania szybciej niż 20-30 km na godzinę.
Chyba nie trzeba dodawać, że, mimo różnych planów, na razie nie ma praktycznie połączenia kolejowego.
Jak widać, na razie pozostaje więc pogodzić się z myślą, że Bieszczady są wciąż pocięte granicą. Są powody do optymizmu na przyszłość, że turystyczna współpraca transgraniczna i połączenia oraz infrastruktura po stronie ukraińskiej trochę się poprawi. Ale na razie można liczyć głównie na zorganizowane wycieczki. Firmy, które się nim zajmują, prowadzone są często przez prawdziwych pasjonatów, dlatego to może być niezła opcja. Można też spotkać naprawdę ciekawych ludzi. Oferta jest dość szeroka, znaleźć można bez trudu w internecie czy popytać na miejscu w informacji turystycznej na przykład w Ustrzykach Dolnych. Uwaga! Czasem wycieczki są odwoływane, bo na przykład zima sprawiła, że drogi są nieprzejezdne albo po jakiejś ulewie są w tak fatalnym stanie, że nie da się przejechać.
Można wybrać się z dowozem i przewodnikiem na Pikuj czy inne góry, można zapisać się na wycieczkę objazdową. A to, by przejechać się kolejką zakarpacką na trasie Sianki-Wołosianka, a to by zwiedzić miasta takie jak Sambor, Użohorod, Mukaczewo, Truskawiec czy Drohobycz. To wszystko fajne rzeczy, ale prawdę mówiąc, pozwolą, jak to zorganizowane wyjazdy, najwyżej liznąć tego świata.
Dlatego, najlepiej pojechać w kresowe góry od strony Przemyśla i Lwowa. Również najlepiej zrezygnować z samochodu, a postawić na pociągi i autobusy (można nawet dojechać autobusem z Warszawy). To też jest uciążliwe (zarówno jeśli chodzi o transport samochodowy, jak i kolejowy), ale dużo mniej. Lwów każdy zna, po Lwowie w drodze w góry można najpierw opcjonalnie udać się do Drohobycza czy Stanisławowa. Akurat jeśli chodzi o zabytkowe czy kurortowe miasta i miasteczka Ukrainy, znalezienie noclegu, wiktu, wyżywienia i opierunku już nie nastręcza trudności. Jest też choćby internet ze swoimi popularnymi serwisami noclegowymi. Zawsze znajdzie się też jakaś restauracja czy kawiarnia. Od granicy w Rawie Ruskiej do niemal samego podnóża gór wiedzie całkiem dobra droga. Jak wspomniałem, problemy zawsze zaczynają się gdy się chce pójść gdzieś na ubocze.
Warto chyba jednak polecić zwłaszcza Drohobycz, bo to miasto nie było zniszczone podczas II wojny światowej i stąd ma w sobie najwięcej tego prawdziwie kresowego klimatu. Po Drohobyczu możemy na przykład odwiedzić Truskawiec uważany za najlepsze uzdrowisko w II RP. Dziś też można skorzystać, taniej niż w polskich uzdrowiskach, z pełnej typowej dla takich kurortów i uzdrowisk oferty – wody mineralne do picia i kąpania się, zabiegi, dobre powietrze itd. Zresztą, w Polsce też można wykupić sobie pobyt w Truskawcu z pełną obsługą. Sporo pacjentów z Polski wciąż z tego korzysta. Są też oferty w mniejszych, licznych w tym regionie kurortach uzdrowiskowych.
Pokrzepieni w ten sposób możemy wreszcie udać się w góry. Dobrą bazą wypadową w Gorgany oraz na Czarnohorę może być położony na wysokości ok. 920 metrów nad poziomem morza Bukowel, który jest częścią większego kurortu – Jaremcze. Są tam warunki do uprawiania zarówno narciarstwa (na marginesie tutejsze góry i kurorty, zarówno po dzisiejszej polskiej, jak i ukraińskiej stronie granicy, są kolebką narciarstwa w Polsce) jak i turystyki rowerowej i pieszej. Popularnością cieszy się szlak przez Gorgany. Jeszcze kilkanaście lat temu było to ponoć zupełnie nieoznakowane dzikie góry, dziś wiedzie tamtędy najdłuższy na Ukrainie czerwony szlak od przełęczy Wyszkowska do Bystricy.
Bukowel może być bazą wypadową na różne jednodniowe wycieczki, jak i początkiem kilkunastodniowych wędrówek z namiotem po Gorganach lub Czarnohorze. Akurat dojazd z samego kurortu do podnóża gór nie nastręcza większych problemów, zwłaszcza w sezonie kursuje pełno „marszrutek”. Jak ktoś ma mało czasu, można wybrać się tylko (i aż) na Howerlę, która akurat jest od dawna dobrze oznakowana.
Myślę, że wielu jest takich jak ja, którzy mają marzenie o Karpatach Wschodnich jako o górach z dobrym dojazdem co najmniej dla samochodów i pociągów z głębi Ukrainy i z sąsiednich krajów (bo o dobrym i dobrze skomunikowanym z okolicą lotnisku nie śmiem marzyć). Z infrastrukturą dla turystów (od kuracjuszy przez miłośników narciarstwa po miłośników górskich wspinaczek) przynajmniej taką samą jak w Polsce.
Jest nadzieja, że tak będzie, wszak w Polsce też infrastruktura turystyczna i transportowa jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu była bardzo słaba. Różnica taka, że akurat nasze góry były zawsze dobrze oznakowane i przygotowane dla turystyki pieszej, bo jest ona dla Polaków swego rodzaju sportem narodowym. Ale poza tym było może nie aż tak źle jak na dzisiejszej zachodniej Ukrainie, ale i tak kiepsko. Dziś zresztą też dojazd do wielu miejsc choćby w Bieszczadach pozostawia wiele do życzenia. Ale właśnie, nie chodzi o to, by po ukraińskiej stronie granicy były jakieś niesamowite luksusy, ale by przynajmniej było tak jak po polskiej stronie. A gdyby tak było, to w krótkim czasie cały ten region, od Zakarpacia po zachodnią część obwodów stanisławowskiego i lwowskiego, może nie stałby się mlekiem i miodem płynącym, ale na pewno ludziom tam żyłoby się lepiej. A my mielibyśmy zawsze pod ręką ciekawą opcję na wyjazd z rodziną czy przyjaciółmi.
Mam zresztą podobne odczucia co do kresowych gór, jak co do grodzieńszczyzny. Aż żal patrzeć na ten niewykorzystany potencjał. W przypadku grodzieńszczyzny – barierą jest głównie polityka. W przypadku owych „kresowych gór” – gospodarka i lata zaniedbań.
Marek Madej
fot. CC BY-SA 4.0
7 komentarzy
Paweł Bohdanowicz
29 listopada 2017 o 00:28Przeczytałem duszkiem, choć już północ minęła.
Super tekst!
Drogi są kiepskie, warunki ciężkie i nie ma kolejki linowej ani hotelu z basenem? To dobrze! Jeżeli ktoś chce wygód, polecam Sopocki Monciak albo windę w Pałacu Kultury 😀 A prawdziwa wycieczka ma być czymś autentycznym, z prawdziwymi trudami, przygodami i nawet niebezpieczeństwami.
Marcin Herman
29 listopada 2017 o 00:49no, tak, ale chyba autorowi chodziło przede wszystkim o to, że nie wszyscy mają czas, by tak się przebijać 🙂
pozdrawiam
29 listopada 2017 o 19:42Poświęć więcej czasu a nie będziesz żałował. Piękne jest to że tam odpoczywasz między innymi od pogoni za czasem.
glossa
29 listopada 2017 o 18:26@Autor
„Z infrastrukturą dla turystów (od kuracjuszy przez miłośników narciarstwa po miłośników górskich wspinaczek) przynajmniej taką samą jak w Polsce.”
Czy aby na pewno miejscowi mieszkający pod Gorganami i Czarnohorą są tym zainteresowani.
Wątpię …
Schroniska budowało i szlaki znakowało przez prawie 70 lat wyłącznie przez Towarzystwo Tatrzańskie i Polskie Towarzystwo Tatrzańskie.
glossa
29 listopada 2017 o 21:29@Autor
„…akurat nasze góry były zawsze dobrze oznakowane i przygotowane dla turystyki pieszej, bo jest ona dla Polaków swego rodzaju sportem narodowym”
…………………
Ot, mitologia …
Przez cały 1935 rok w schroniskach górskich nocowało około 90 tys. turystów, na Huculszczyźnie około 23 tys. turystów.
Kros
6 lutego 2018 o 08:11Oddać Zakarpacie Węgrom i sytuacja szybko się popprawi
Bolid
18 marca 2018 o 15:15aż chce się zacytować klasyka „coście sk..wysyny uczynili z tą krainą”