„Ukraina może w każdej chwili powrócić do kontraktów z Gazpromem i zaniechać dalszy rozwój w kierunku zachodnim. Nie ma wątpliwości, że w końcu tak się stanie, ponieważ jest to zdecydowanie bardziej korzystna opcja. Wznowienie bezpośrednich zakupów gazu w Rosji jest kwestią czasu” – pisze Aleksy Mołdowan w analizie „Wschodni impas polityki gazowej Polski” na portalu polukr.net.
Opisując sytuację na rynku gazowym w Europie Środkowo-Wschodniej autor konstatuje, że „jedynym partnerem nadającym się na rolę strategicznego sojusznika Polski w jej aspiracjach do wejścia na rynek EŚW jest Ukraina”. Wylicza argumenty przemawiające za taką tezą: wspólne interesy, jeden przeciwnik, odpowiednia infrastruktura. Uważa, że Ukraina po zerwaniu relacji z Gazpromem mogłaby stać się olbrzymim rynkiem zbytu dla polskich dostawców gazu (obecnie Ukraina importuje około 11 mld metrów sześciennych gazu rocznie, a w miarę odrodzenia gospodarki import ten będzie rosnąć). Co więc stoi na przeszkodzie energetycznego sojuszu? Problem polega, stwierdza autor opracowania, na braku przewidywalności ukraińskiej polityki na rynku gazowym:
Na pierwszy rzut oka sytuacja idealnie nadaje się do maksymalnego zacieśnienia stosunków w tej dziedzinie – pisze Aleksy Mołdowan. Przywódcy państw nawet zaczęli deklarować, że strategicznym celem współpracy ma być stworzenie wspólnego polsko-ukraińskiego hubu gazowego i wspólnego rynku gazu. Jest to bardzo ambitny pomysł, ponieważ wychodzi naprzeciwko hegemonii niemiecko-rosyjskiej. Zakłada, że Polska i Ukraina staną się jednym z centrów rynku gazowego w Europie. Uruchomienie takiego hub-u wymagałoby dużo czasu i pracy. Po pierwsze należałoby zharmonizować regulacje prawne Ukrainy i Polski po to, aby hub działał w ramach jednego reżimu prawnego. Akurat w dzisiejszej sytuacji to będzie najmniej trudnym zadaniem, ponieważ Ukraina od 2014 roku w dużej części wdraża europejskie rozwiązania prawne. Po drugie należałoby w odpowiedni sposób połączyć infrastruktury gazowe obu państw. Obecnie przepustowość gazociągu, przez który polski gaz dostarcza się na Ukrainę, wynosi zaledwie 1,5 mld metrów sześciennych rocznie. Warszawa i Kijów uzgodniły, że chciałyby zwiększyć przepustowość do 6-7 mld rocznie. Porozumienie w tej sprawie Ukrtranshaz i Gaz-System S.A. podpisały w grudniu 2016 roku. Przewiduje ono zbudowanie polsko-ukraińskiego interkonektora na odcinku „Hermanowice-Wolica”. W Kijowie mówi się, że Polska obiecała, że nowy interkonektor zostanie uruchomiony pod koniec 2020 roku lub na początku 2021 roku. Są jednak olbrzymie wątpliwości, czy tak będzie.
Nie chodzi o to, że ukraiński kierunek nie jest atrakcyjny dla Polski. Wręcz przeciwnie – polskie spółki chętnie zwiększą eksport gazu do Ukrainy. Problem polega na braku przewidywalności ukraińskiej polityki na rynku gazowym. Podczas II Polsko-Ukraińskiej Konferencji Gazowej, która odbywa się w Warszawie w czerwcu tego roku, zastępca Minister Energetyki i Przemysłu Węglowego Ukrainy I. Prokopiw wielokrotnie podkreślał doniosłość znaczenia budowy nowego interkonektora, jednak w tym samym wystąpieniu zawiadomił, że Ukraina ma zamiar oprzeć się na własnym wydobyciu gazu i całkowicie zrezygnować z importu.
Przedstawiciele polskiej strony na pewno zastanowili się nad tym, po co wtedy budować nowy gazociąg, skoro Ukraina wkrótce zrezygnuje z importu gazu. Połączenie polskiego systemu przesyłu gazu z podziemnymi magazynami gazu usytuowanymi na Ukrainie Zachodniej nie stanowi wystarczającego uzasadnienia dla budowy nowego gazociągu. Polska poradzi sobie bez nich, jeśli Ukraina zrezygnuje z zakupów gazu.
Jeszcze bardziej zaskoczył prezes NAK „Naftohaz Ukrainy” A. Kobolew, który w końcu czerwca oświadczył, że Ukraina mogłaby wznowić zakupy gazu z Rosji. Ukraińcy niemal co drugi dzień dumnie relacjonują, ile dni żyją bez rosyjskiego gazu. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to konsekwentna polityka. Ukraina może w każdej chwili powrócić do kontraktów z Gazpromem i zaniechać dalszy rozwój w kierunku zachodnim. Nie ma wątpliwości, że w końcu tak się stanie, ponieważ jest to zdecydowanie bardziej korzystna opcja. Wznowienie bezpośrednich zakupów gazu w Rosji jest kwestią czasu.
Oprócz tego wszystkiego nie można nie zauważyć braku spójności polityki władz ukraińskich w zagadnieniach polityki gazowej. Kierownictwo NAKu oraz kierownictwo Ministerstwa Energetyki i Przemysłu Węglowego Ukrainy należą do różnych grup wpływów, które rywalizują ze sobą. Szef rządu ma własną wizję, jednak nie ma kontroli na tym segmentem polityki państwowej. Prezydent i jego otoczenie, związane oligarchami prowadzącymi działalność w tej branży, wydają się w ogóle patrzeć na sytuację z perspektywy własnych interesów biznesowych. Trudno liczyć na to, że nie skuszą się na zablokowanie projektów zwiększających konkurencję na ukraińskim rynku gazowym.
Taka sytuacja podważa skuteczność ukraińskiej polityki energetycznej i zaufanie do niej ze strony partnerów zagranicznych. Większość projektów w tej branży to działania długoterminowe, dlatego stabilność i konsekwencja partnerów są koniecznym czynnikiem takiego partnerstwa. Kijów w chwili dzisiejszej nie jest w stanie spełniać tych warunków.
Generalnie wygląda na to, że deklaracje o zacieśnieniu relacji w branży gazowej pomiędzy Ukrainą a Polską zostaną tylko deklaracjami. Wspólne projekty sprowadzą się do importu gazu na Ukrainę oraz do udziału polskich spółek w przetargach na dostawę sprzętu i technologii wydobycia gazu w trudnych warunkach geologicznych.
Ogólnie rzecz biorąc, zdobycie rynku gazowego EŚW jest kuszącym, jednak bardzo ryzykownym przedsięwzięciem. Z jednej strony sukces w tej sprawie może przyczynić się do tego, że Polska przekształci się na wpływowego regionalnego gracza w branży energetycznej. Z drugiej strony kierunek wschodni może okazać się pułapką i impasem dla gazowych ambicji Warszawy. Cały czas istnieje ryzyko powtórzenia casusu „lotniska w Radomiu”, czyli sytuacji, gdy rozwinięta infrastruktura gazowa, na którą wydane olbrzymie środki, pozostanie niezagospodarowana.
Polska potrzebuje prawdziwych parterów w tym regionie, jednak żaden z nich obecnie nie nadaje się do takiej roli. W tej sytuacji trzeba korygować albo plany wejścia na rynek regionu albo swoje podejście do zacieśnienie stosunków z krajami EŚW. Są to czasami dość trudni partnerzy, jednak innych w tej części Europy po prostu nie ma. (WIĘCEJ)
Kresy24.pl/ polukr.net/HHG
13 komentarzy
Wołyń1943
28 czerwca 2017 o 12:37Coraz mniej strategicznego interesu w tym „strategicznym” sojuszu z Ukrainą…
observer48
29 czerwca 2017 o 03:29@Wołyń1943
Możemy zobaczyć amerykańskie platformy wiertnicze na szelfie wokół Odessy nawet jesienią tego roku, a to może uczynić Ukrainę eksporterem ropy i gazu jeszcze przed rokiem 2020. Być może Poroszenko dogafdał się w tej sprawie z Trumpem i Tillersonem podczas swojej wizyty w Waszyngtonie.
tagore
29 czerwca 2017 o 10:18Inwestycje tego typu w strefie zagrożonej sabotażem to prosta droga do kłopotów,a nie wydobycia surowców. Poza tym realna się wtedy staje granica rosyjska na Dnieprze i aneksja Odessy w trybie „nagłym”.
observer48
29 czerwca 2017 o 11:44@tagore
Nie zdziwiłbym się, gdyby w tym „spisku” uczestniczył rząd RP, a Poroszenko otrzymał od Trumpa ultimatum domagające się dopuszczenia do władzy na Ukrainie jedynego polityka, któremu Trump ufa bez zastrzeżeń, czyli Saakaszwilego. Niedługo się przekonamy, czy szedłem właściwym tropem. 🙂
Polityka to twarda, bezwzględną i bezlitosna gra. Trump chce osłabić Niemcy i Francję, ale wpierw musi wyeliminować z gry kacapię przez zastąpienie w Europie kacapskiej ropy i gazu tymi surowcami pochodzącymi z Kanady, USA i Bliskiego Wschodu. Odetnie to rownież od współpracy z kacapią europejskie firmy związane z kacapskim sektorem surowcowo-energetycznym. Trump nie wygląda na frajera.
Timofijko
28 czerwca 2017 o 12:44„zaniechać dalszy rozwój”
Można owszem, zaniechać dalszego rozwoju.
No, chyba że z ukrajinśkoji mowy chtos’ tak perekładaje.
HHG
28 czerwca 2017 o 12:58To jest cytat z materiału źródłowego (na co wskazuje cudzysłów). Pozdrawiamy – RED.KRESY24
z liścia
28 czerwca 2017 o 13:10Ukraina nie tylko w kwestii gazowej wróci w objęcia swojego bratniego narodu radzieckiego. Czas przestać żyć mrzonkami i realizować swoje bezpieczeństwo energetyczne z krajami poważnymi.
Enej bandyta
28 czerwca 2017 o 14:01Ukraina powinna więcej się starać, chcą się odciąć od Rosji to nie mogą od niej kupować surowców, bo to jest kpina. Ukraińcy powinni pozyskać środki i sami zacząć budować infrastrukturę, w innym przypadku ryzyko będzie po polskiej stronie, gdzie Polska nie będzie mogła nic zrobić jeśli Ukraińcy mimo zdrowemu rozsądkowi nadal będą kupować gaz z Rosji.
Karol
28 czerwca 2017 o 16:16Autor nie bierze pod uwagę jednej kwestii. Kto powie obywatelom, że ci co wczoraj ich zabijali będą teraz sprzedawać gaz Ukrainie??? Wątpliwa sprawa. Każdy kto to zrobi będzie opluty przez społeczeństwo i szybko przestanie rządzić.
Japa
28 czerwca 2017 o 16:47Ha,ha,ha…, no i co? Mrzonki i wizje Naczelnika nijak mają się do realiów. Ukraina się rozpadnie, to raz, a dwa trzeba znać ich mentalność. Kiedyś, a może i teraz, w Kijowie wydawano gazetę Biznes. Były tam ogłoszenia hurtowni z cennikami. Detaliści , każdego dnia, czytali i patrzyli gdzie jest taniej. Kopiejka wchodziła w grę. Dla nich nie liczy się tzw. stały i stabilny partner, a dzisiejszy zysk. Podobnie jest na Słowacji. Zresztą oni , mentalnie, nie wiele przeskoczyli Ukraińców. Mierzenie Ukraińców polską miarką nic nie daje. Oni wyportkują każdego dla kasy. Słynne były „biznesy” polsko-ukraińskie z lat 90-tych. Ilu Polaków zostało wyruchanych bez mydła. W skali państwa dzieje się to samo. Tyle, że przez głupią politykę gazową i nie tylko pozbyliśmy się statusu kraju tranzytowego. Cóż arogancja i bezdenna głupota rządzących ma swoją cenę. Za to płaci polski podatnik. Tylko jak długo będzie to znosił?
samowron
28 czerwca 2017 o 23:27Ruskie gadanie Aleksego mołdowana – putinowskiego agenta. Cuchnie na odległość rosyjską onucą.
observer48
30 czerwca 2017 o 05:14@samowron
Chyba tak. Wygląda na to, że Amerykanie zamierzają wykończyć kacapię ekonomicznie tak, jak to zrobili z Kubą i Sowietami. Jeśli senacka ustawa przejdzie w Izbie Reprezentantów, co moim zdaniem jest kwestią kilku tygodni, do zniesiena sankcji nałożonych na kacapię będzie potrzebna większość 2/3 głosów w obu izbach Kongresu. Tak dla przypomnienia, sankcje nałożone na Kubę mają już ponad 50 lat.
Podaję link do artykułu na ten temat opublikowanego przez brytyjski Financial Times:
https://www.ft.com/content/03a9fd6a-51d8-11e7-bfb8-997009366969
krzysztof
28 czerwca 2017 o 23:54Nareszcie coś pomyślnego.Jak najdalej od
ORKOLANDII