Po sukcesie Rewolucji Róż w Gruzji w 2003 roku i dojściu do władzy ekipy Saakaszwilego okazało się, że ma on przyzwolenie społeczeństwa zmęczonego chaosem do daleko idących reform i ograniczeń. Charyzmatyczny i chorobliwie ambitny Micheil Saakaszwili dosyć szybko rozpoczął zmiany.
Wkrótce Gruzja z kraju, w którym nie dało się przejechać 20 kilometrów bez dania w łapę kolejnym miejscowym posterunkom milicji i w której grabieże były na porządku dziennym, stała się krajem o jednym z najniższych wskaźników przestępczości na świecie, a wiadomość o tym, że w Tbilisi wyrwano komuś torebkę, była newsem dnia. Aparat państwowy zreformowano, łapówkarstwo zwalczono, a za samo stwierdzenie, że się należy do świata przestępczego, lądowało się w więzieniu.
Metody, które stosowała władza dla osiągnięcia tych celów, często trudno nazwać demokratycznymi. Ale też trudno było wymagać, by po takim chaosie, w jakim Gruzja się znalazła, od razu zapanowała w niej wzorowa demokracja. Inaczej sytuacja miała się na Ukrainie, gdzie dochodząca do władzy opozycja była w o wiele większym stopniu powiązana z dawnymi układami i uzależniona od nich, niż to miało miejsce w Gruzji. Na Ukrainie też nie było jednego zdecydowanego lidera opozycji, co po dojściu do władzy pomarańczowych przyniosło początkowo wojnę podjazdową, a potem otwartą konfrontację między Wiktorem Juszczenką i Julią Tymoszenko.
W walce tej dosyć szybko została wykorzystana pomoc osób związanych z dawną władzą i bandyci zamiast siedzieć w więzieniach, stali się na powrót głównymi rozgrywającymi ukraińskiej sceny politycznej. Nie było jeszcze co prawda mowy o powrocie do czasów Kuczmy, jednak kraj zatrzymał się w połowie drogi do zmian i powoli zaczął się cofać. To, co decydowało o porażkach kolorowych ekip na Ukrainie i w Gruzji, też nie było tożsame. Na Ukrainie do przegranej pomarańczowych doprowadziło skłócenie ich obozu i jego totalna kompromitacja. Ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno stanowili jedną ekipę, zaczęli skakać sobie do gardeł i oblewać się w mediach pomyjami.
W szczytowym momencie konfl iktu Tymoszenko i Juszczenki do rozgrywki między nimi został wciągnięty Kreml. Rosja już nawet nie musiała jakoś specjalnie dyskredytować pomarańczowych, oni sami robili to całkiem nieźle. Na tle kłótliwej i rozhisteryzowanej władzy opozycyjna Partia Regionów prezentowała się jak monolit, na którym można się oprzeć. I też dzięki temu szybko i skutecznie odsunęła pomarańczowych od władzy. W najbardziej dramatycznej sytuacji znaleźli się zwykli ludzie, do których dosyć brutalnie dotarło, że niepotrzebnie walczyli o zmianę.
Ukraińskie społeczeństwo pogrążało się w politycznym letargu. W Gruzji sytuacja miała się o tyle inaczej, że mimo autorytarnych zapędów Saakaszwilego, mógł się on pochwalić wymiernymi sukcesami. Dlatego Gruzja jako państwo, które przeszło szybką drogę od kraju łapówek i bandytów, do kraju przejrzystych przepisów i działającej policji oraz kraju dążącego do NATO, zaczynała być dla Rosji zagrożeniem. Przykład Gruzji był dosyć niebezpieczny zwłaszcza dla społeczeństwa rosyjskiego Kaukazu Południowego, gdzie łapówkarstwo i bandytyzm są chlebem powszednim.
Mimo medialnego natarcia Rosji na Saakaszwilego, przeciętni Rosjanie zaczęli postrzegać Gruzję jako kraj, w którym można dostać się na studia bez łapówki, a urzędnicy są po to, by pomagać ludziom. Kremlowska propaganda nie dawała sobie rady z Gruzją. Kolejna wojna rosyjsko-gruzińska, która od dawna wisiała w powietrzu, ofi cjalnie wybuchła 8 sierpnia 2008 roku. Jeszcze przez jakiś czas ekipa Saakaszwilego cieszyła się dosyć wysokim poparciem – Gruzini wciąż wierzyli, że zagraniczni przyjaciele prozachodniej przecież Gruzji przyjdą jej z odsieczą. Jednak zamiast tego przychodziły jedynie słowa otuchy i pouczenia, rosyjskie haubice zaś kolejny rok stały na odległość jednego strzału od Tbilisi.
O przegranej Saakaszwilego zdecydowało też specyfi czne podejście Gruzinów do jego rządów – o ile niemal każdy się zgadzał, że łapówki są złe, o tyle niemal każdy odrzucał możliwość ukarania za danie łapówki kogoś z jego bliskich. Po Saakaszwilim przyszedł ktoś, kto Gruzinom kojarzył się ze wszystkim, czego im brakowało. Był to rosyjski miliarder Bidzina Iwaniszwili, który miał załatwić Gruzji dobre relacje z Rosją i poprowadzić ją ku Zachodowi. Gruzini mu ochoczo uwierzyli.
Na Ukrainie po dojściu do władzy Wiktora Janukowycza, społeczeństwo było w na tyle apatycznym stanie, że mógł robić niemal wszystko. Sama chęć bycia w Europie była tylko początkiem gniewu społecznego i dążenia do zmiany państwa na lepsze. Z tą ideą społeczeństwo ukraińskie stało się dzisiaj na tyle atrakcyjne, że jest podawane jako przykład w zachodnich i rosyjskich mediach. A poświęcenie się Ukraińców, nie zależnie od wyznania czy narodowości budzi podziw na całym świecie.
Justyn Oboładze/Słowo Polskie/luty 2014 nr 2 (19)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!