
Collage / fot: Azerbaycan24
Rosyjski reżim jest już jak narkoman: nie może żyć bez wojny.
Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew ostrzegł, że jego kraj “musi być gotowy do wojny w każdej chwili”. Po podpisaniu porozumienia pokojowego z Armenią, Alijew ocenił, że sytuacja międzynarodowa jest nieprzewidywalna i Azerbejdżan będzie intensywnie się zbroił, by odeprzeć agresję przeciwnika.
Nie wskazał bezpośrednio na Rosję, ale nie ma wątpliwości, że to o nią chodzi. W ostatnim czasie napięcie na linii Baku – Moskwa rośnie coraz bardziej, a rosyjscy propagandyści, w tym Władimir Sołowjow, wzywają to kolejnej “specjalnej operacji wojskowej”, tym razem przeciwko Azerom. Miałaby się ona rozpocząć natychmiast po zawarciu rozejmu z Ukrainą.
Moskwa zaostrzyła retorykę po doniesieniach, że Azerbejdżan może rozpocząć dostawy broni dla Ukrainy. Wcześniej rosyjskie drony uderzyły w azerskie spółki działające w obwodzie odeskim, raniąc czterech ich pracowników. Z kolei Alijew wezwał też Ukrainę, by “nigdy się nie poddawała i nie zgadzała się na rosyjską okupację”.
W ostatnim czasie rosyjska policja rozpoczęła też masowe represje przeciwko azerskim imigrantom, a władze w Baku odpowiedziały zamknięciem w tym kraju rosyjskich mediów, zakazem rosyjskich imprez kulturalnych i aresztowaniem kilku szpiegów Kremla.
Pierwszym zapalnikiem, od którego zaczęła się obecna eskalacja było strącenie przez rosyjską obronę powietrzną azerskiego samolotu pasażerskiego 25 grudnia 2024 roku i odmowa Kremla przyznania się do odpowiedzialności za ten akt terroru, w którym zginęło 38 osób, co rozwścieczyło Azerów.
Faktycznym powodem napięć jest jednak próba utrzymania przez Rosję jej kurczącej się kontroli polityczno – militarnej nad Kaukazem, szczególnie po tym jak Azerbejdżan i Armenia zawarły porozumienie pokojowe bez żadnego pośrednictwa Moskwy, za to pod protektoratem USA.
Ponadto Kreml obawia się wzrostu wpływów NATO na Kaukazie i pojawienia się tam zachodnich baz – zarówno w Armenii, która zrywa obecnie współpracę wojskową z Rosją, jak i w Azerbejdżanie, którego najbliższym militarnym sojusznikiem jest przecież Turcja. Dlatego z Moskwy padają pod adresem Baku coraz ostrzejsze wojenne groźby.
Alijew nie wydaje się jednak być tym przestraszony. “Gwarancją naszego bezpieczeństwa jesteśmy my sami: państwo, naród i Siły Zbrojne. Wzmocniliśmy armię na Morzu Kaspijskim i na innych kierunkach, zwiększyliśmy liczebność sił specjalnych, wprowadzamy nowoczesne drony i artylerię, wkrótce będziemy mieć nowe samoloty bojowe i mamy silnych sojuszników” – wylicza.
“Dlatego każdy, kto zdecyduje się na atak na Azerbejdżan, gorzko tego pożałuje” – ostrzegł azerski prezydent. “My jednak nie dążymy do wojny. W odróżnieniu od niektórych innych państw, nie zajmujemy cudzych terytoriów, nie prowadzimy czystek etnicznych i nie niszczymy miast i wsi” – podkreślił, wyraźnie robiąc aluzję do agresji Rosji na Ukrainę.
Zobacz także: Flaming już się wykluł! Zamknijcie okna na Uralu.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!