Skoro Elvis Presley nadal żyje…
Władimir Putin umrze dokładnie wtedy, gdy rządząca Rosją klika uzna, że czas wprowadzić jakiś nowy kurs polityczny i nową twarz. Dopiero wtedy nagle pojawi się informacja, że zmarł z powodu stresu, przepracowania, podeszłego wieku lub koronawirusa.
Do tego czasu Putin nie umrze, niezależnie od tego, czy będzie jeszcze istniał fizycznie, czy nie – pisze opozycyjny rosyjski kanał Zabronione Opinie.
Przy obecnych możliwościach technologicznych i informacyjnych imitować, że dyktator nadal żyje to naprawdę żaden problem, nawet jeśli dawno już nie będzie go na tym świecie. Tym bardziej, że rzadko kiedy w ogóle wyłazi ze swojego prywatnego bunkra, a i stada doświadczonych dublerów nie brakuje.
Rosyjski reżim nie będzie też miał żadnych etycznych i psychologicznych oporów, żeby pójść tą drogą. Wąskie grono wtajemniczonych po prostu uzna, że „tak trzeba w imię ratowania Rosji i uniknięcia chaosu”, choć faktycznie chodzi przecież tylko o utrzymanie przez tych ludzi swoich wysokich stanowisk i prywatnych wielomiliardowych dochodów.
Ogłupiony totalną propagandą naród i tak nigdy nie uwierzy, że ktoś mógłby go w ten sposób oszukiwać. Zresztą ten naród woli być oszukiwany i wcale nie będzie dociekać, czy Putin żyje, czy nie, bo „z żywym Putinem” czuje się znacznie lepiej.
Co więcej, nie uwierzą w to także zachodni politycy. Człowiekowi wychowanemu w zachodniej kulturze coś takiego po prostu nie mieści się w głowie i zawsze pojawia się myśl: „No ale jak jak to tak? Nie, to niemożliwe”. Podobnie jak jeszcze 5 lat temu było dla nich „absolutnie niemożliwe”, że Rosja rozpocznie wielką wojnę, dokona masowego ludobójstwa itd.
Ludzie w Europie nie rozumieją, że w Rosji od wieków myśli się kompletnie inaczej – tam cel zawsze uświęca wszelkie dostępne środki, a w tym przypadku cel jest przecież „święty” – los całego imperium. „Da się to zrobić technicznie? Tak, bez problemu. No to robimy”.
Zresztą nawet na Zachodzie nie brakuje takich, którzy wierzą, że Elvis Presley nadal żyje, więc co tu mówić o Rosji… Tam dla odmiany miliony wierzą, że Prigożyn żyje i jeszcze wróci.
Wszyscy ludzie, ale Rosjanie szczególnie mocno, bardzo chętnie wierzą w to, w co chcą wierzyć i odruchowo unikają wszelkich informacji, które mogłyby im ten uporządkowany obraz świata zakłócić.
Psycholodzy już dawno i dokładnie opisali takie powszechne dla ludzi błędy poznawcze jak „efekt Pollyanny”, „efekt ślepej plamki”, „efekt potwierdzenia”, „efekt zaprzeczania”, „selektywna percepcja” i cały szereg im pokrewnych. To na nich opiera się słynny mechanizm „bańki informacyjnej”, poza którą większość ludzi stara się dziś odruchowo nie wychodzić.
Przygotowanie propagandowe do tego, że „Putin jest wieczny” już się zresztą zaczęło. W dniu jego 72 urodzin rosyjski minister zdrowia Muraszko ogłosił, że mężczyźni dożywają przecież nawet 120-tu lat.
Przez najbliższe pół wieku reżim może więc sobie nie zawracać głowy kwestią, czy Putin żyje. Żyje i tyle, przecież to nie jest fizycznie niemożliwe. A jego otoczenie nadal będzie mieszać ludziom w głowach opowieściami o „krzepkim uścisku dłoni i nadal dziarskiej postawie” dyktatora.
Tak więc Putin będzie żył dokładnie tyle, ile będzie to potrzebne systemowi. Gdyż putinizm, to coś znacznie więcej, niż tylko fizyczne istnienie tego człowieka.
KAS
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!