Wydarzenia w Kazachstanie będą miały poważne konsekwencje tak dla sytuacji politycznej Azji Centralnej jak i Europy Wschodniej. Ich dalekosiężne konsekwencje są trudne do przewidzenia, gdyż nawet najbliższe godziny i dni mogą radykalnie zmienić sytuację. Wszystko zależy od odpowiedzi na kilka pytań: czy protestującym uda się zmienić władze kraju? Jak daleko sięgają ich zamierzenia, zdolności organizacyjne oraz determinacja? Kto stoi za protestami, jakie siły polityczne, jaki będzie ich ostatecznie polityczny przekaz? Czy Rosji uda się szybko zakończyć protesty i uspokoić kraj oraz jakie będą jej planu po zakończeniu protestów, po ich stłumieniu.
Sytuację jaka ma obecnie miejsce w największym kraju Azji Centralnej można rozważać na wielu poziomach. Obecne wydarzenia i szybkość z jaką ewoluowały one z prowincjonalnych protestów ekonomicznych (początkowo w gazowej prowincji Mangistau) do poważnych rozruchów o silnie politycznym wydźwięku, gdzie tłum zdesperowanych ludzi nie tylko domaga się zmian na szczytach władzy, lecz uderza też w obecnie panujący system od strony symbolicznej (zrzucając pomniki ojca narodu, Nursultana Nazarbajewa, poprzedniego prezydenta) wskazują jak bardzo pozorna była stabilność Kazachstanu, jego władz i ideologii.
Kasym-Żomart Tokajew jest drugim prezydentem niepodległego Kazachstanu (od wyborów w 2019 r., które nie mogą uchodzić za demokratyczne) i jak większość przywódców środkowo-azjatyckich, którzy przychodzili po pierwszym pokoleniu „przywódców narodu”, stał on przed alternatywą: zmiany czy kontynuacja poprzedniego modelu. W podobnej sytuacji był Berdymuhamedow wstępujący na tron prezydenta Turkmenistanu w 2006 r. czy Mirzijojew w Uzbekistanie, kilka lat temu. Poprzedni prezydenci (odpowiednio Supermurat Nijazow i Islam Karimow) pamiętali jeszcze czasy ZRSS, pełnili wtedy funkcje lokalnych sekretarzy i przejęli, często niechcący, zrządzeniem losu, rolę liderów niepodległych narodów, kierując się w sumie podobną filozofią: aby było narodowo w formie, ale zasadniczo postsowiecko w treści.
Obaj wykorzystując chaos w Moskwie w latach 90. zdobyli sporą niezależność w polityce zagranicznej (obaj po 11 września 2001 byli postrzegani jako sojusznicy USA w regionie), a wewnątrz brutalnie utrzymując władzę, swoją i swoich klanów politycznych. Przy okazji budowali nową ideologię nacjonalistyczną, która nie mniej niż służby specjalne miała wspierać ich panowanie. Pozorując często elementy demokratyczne (w Uzbekistanie bardziej niż w Turkmenistanie), zapewniając społeczeństwu jako taką stabilność ekonomiczną, bazując na surowcach (szczególnie Turkmenistan i Kazachstan) rządzili przez całe dekady.
Pomimo historii politycznych prześladowań i łamania oporu społecznego siłą, Kazachstan uchodził za najłagodniejszą wersję postsowieckiej satrapii. Pozory demokratyczności były większe, nieco większa wolność słowa i większa partycypacja społeczna w bogactwie narodowym. Choć gdy trzeba było system działał bezwzględnie, jak było to 10 lat temu w Żanaozien, gdzie wybuchły protesty bardzo podobne do obecnych.
Tokajew mógł uchodzić za najbardziej umiarkowanego, liberalnego i otwartego na przemiany spośród obecnych przywódców Azji Centralnej, szczególnie na tle szalonego Berdimuhamedowa czy bezbarwnego przywódcy Uzbekistanu. Z jego dojściem do władzy, jak to często bywa wiązano nadzieję, pojawiały się, szybko zmarginalizowane, ruchy społeczne o reformatorskim nastawieniu.
Sytuacja w Kazachstanie jest o tyle szczególna, że pomimo że formalnie to Tokajew sprawował najwyższą funkcję w kraju, to jednak były prezydent ciągle zachowywał pakiet kontrolny, powoli, krok po kroku oddając władzę. Dopiero w grudniu 2021 r. Nazarbajew ustąpił ze stanowiska szefa rządzące, oficjalnej partii Nur Otan. Z kolei dopiero 5 stycznie wykorzystując protesty do zmian w rządzie Tokajew odebrał byłemu prezydentowi jego główny atut: pozycję przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa, odsuwając też innych ludzi dawnego reżimu.
Można sądzić, że dla obecnego prezydenta to co się dzieje na ulicach Kazachstanu to nic innego jak próba „zamachu stanu”, dokonywanego przez stara ekipę. Należy więc działać stanowczo. Ludzie wychowani w autorytarnych systemach nie wierzą w protesty społeczne, co udowadnia też casus Łukaszenki. To zawsze są dla nich prowokacje. Stąd wydarzenia w Kazachstanie nie mogą nie być odczytywane, a na pewno tak widzi je sam Tokajew, jako zmagania między starą a nową gwardią. Losy „nowych” prezydentów Uzbekistanu i Turkmenistanu wykazują, że ich zapał reformatorski znikał szybko, gdy tylko umościli się wygodnie w fotelu prezydenckim. Dlatego też walk politycznych na szczytach Kazachstanu, toczących się niejako na tle protestów społecznych, nie należy rozumieć jako sporu między „twardogłowymi” a „liberałami”. To spór w „rodzinie” o schedę, wpływy i prywatne interesy.
Na to wszystko nachodzi jeszcze rosyjska interwencja. Media donoszą o sile 2500 tysiąca żołnierzy. Stawianie hipotez i próba odkrycia na ile Kreml był na tę interwencję „gotowy”, na ile ją planową i tylko wykorzystał nadarzającą się okazję czy może jednak obecna interwencja jest efektem prostej kalkulacji to wszystko w sumie spekulacje. Można sugerować nawet, że protesty są w jakiejś mierze prowokowane przez Moskwę lub że są one całkowicie oddolną inicjatywą. Rosja nie potrzebowała jednak dużej zachęty do podjęcia decyzji o wysłaniu wojsk. Kazachstan to zbyt ważny „partner”, aby można go było pozostawić samemu. Gdyby społeczeństwo mogło ot tak sobie obalić nielubianego przywódcę konsekwencje dla sytemu nie tylko w Nur-Sultan mogłyby być poważne. Jest to silny kompleks „kolorowych rewolucji”. I choć wysłanie wojsk do Kazachstanu może mieć także negatywne następstwa (nie wiadomo na razie jak rozwiną się protesty, czy Rosjanie nie będą musieli bezpośrednie uczestniczyć w ich tłumieniu itp., nie wiadomo jak ostatecznie na sprawę zareaguje Zachód i Pekin), to interesy Kremla są tutaj klarowne.
Rosja musiała pokazać się jako „obrończyni” ładu (przekaz dla Mińska, Taszkentu: nie obawiajcie się, obronimy was), musiała pokazać, że dalej jest siłą decydującą o kształcie politycznym i sytuacji w Azji Centralnej (przekaz szczególnie dla ambitnego Pekinu: to jest nasz teren). Pytanie najważniejsze to czy interwencja (o ile skończy się łatwym zwycięstwem) będzie tylko przywróceniem ładu, i dalej może nawet umocnieniem Tokajewa, co na obecną chwilę będzie dla Kremla najbardziej optymalnym rozwiązaniem, czy jednak może Kreml będzie mieć (lub już ma) inne plany.
Tymi innymi planami, może być chęć poważnej zmiany geopolitycznej, czyli zastosowanie scenariusza ukraińskiego. Może za chwilę będziemy słyszeć o rosyjskiej semipałatyńskiej republice ludowej, która chce przyłączyć się do macierzy. Rosjan w Kazachstanie jest przeszło 3 mln, to 18% społeczeństwa, zamieszkują oni też w sposób zwarty północne prowincje.
Taki scenariusz będzie szczególnie realny, jeśli Tokajewa nie uda się utrzymać przy władzy (może nawet Kreml na to liczy). Czy jednak Rosja przystąpiłaby teraz do rozbiórki Kazachstanu, gdy czeka ją rozgrywka na Ukrainie? Z drugiej strony, gdyby udało się zrealizować taki scenariusz szybko i bez potknięć mógłby on z kolei posłużyć jako wyraźny sygnał dla Kijowa.
Tu trzeba by odpowiedzieć sobie na inne pytanie: co jest dla Kremla obecnie priorytetem: utrzymanie dominacji nad Azją Centralną czy ekspansja kosztem innych. Może Moskwa uznaje, że i tak są to tereny dla niej stracone? Gdyby Kreml zagroził integralności terytorialnej Kazachstanu wywołałoby to ostre i nieprzewidywalne reakcje w pozostałych krajach postsowieckich.
Jednak pomimo wszystko na chwilę obecną jest mało prawdopodobne by Kreml szedł tak daleko. Choć obecna, bardzo agresywna retoryka w sprawie Ukrainy sugeruje, że Kreml przeczuwa (czym to jest powodowane?), że ma mało czasu. Wykorzystanie mniejszości rosyjskich jak miało to miejsce na Ukrainie do osłabienia krajów, nad którymi Moskwa powoli traci kontrolę to wyjście trzymane w zanadrzu.
Sytuacja w Kazachstanie pokazuje przede wszystkim jak bardzo pozorna jest siła postsowieckiego systemu i chwiejne są jego podstawy, nie tylko w tym kraju zresztą. W Kazachstanie istniał zawsze bardzo słaby ruch opozycyjny, mocno infiltrowany przez służby i o małym znaczeniu. Rządy Nazarbajewa szczególnie na tle innych wydawały się dużym sukcesem tak ekonomicznym jak i politycznym. Kraj jest bogatszy niż inne, pomimo dużej reprezentacji mniejszości narodowych (szczególnie Rosjan na północy) nie odnotowywał poważnych, na wielką skalę zadrażnień na tym tle (co nie znaczy, że ich nie było), umiarkowany islam także nie powodował problemów.
Obecne wydarzenia udowadniają jednak jak bardzo jest to atrapa, za którą kłębią się problemy i konflikty. Nawet „pokojowe współistnienie” narodów w wieloetnicznym Kazachstanie, tak mocno promowane przez obecną władzę, może być bardziej myśleniem życzeniowym. Jak pokazały starcia etniczne w Panżim (między Uzbekami a Kazachami), które nagle wybuchły w październiku zeszłego roku, eskalując od bójki nastolatków, a kończąc się zniszczonymi domami i spalonymi samochodami, relacje międzyetniczne nie są tak pokojowe jak utrzymuje Nur-Sultan. Szczególnie napięte są relacja kazachsko-chińskie. W 2020 r. starcia między Kazachami a Dunganami (będącymi faktycznie imigrantami z Chin) zmusiły 23 tys. tych ostatnich to opuszczenia Kazachstanu. Społeczeństwo Kazachstanu, ukazywane jako spolegliwe i uznające pryncypia ustroju, buntuje się przeciwko całej ideologiczno-politycznej fasadzie. Zresztą można było to obserwować ostatniego roku w Kirgistanie, choć kraj ten jako mały i biedny nie był postrzegany jako potencjalny katalizator zmian w regionie. Może błędnie?
Tokajew wzywający bratniej pomocy „nadprezydenta” Putina pokazuje, że postsowieckie satrapie ostatecznie zawsze utrzymuje przy życiu jedno: siła Kremla. Jest to ważna lekcja dla innych od Mińska po Aszchabad. Lecz Kreml nie może przewidzieć jak odczytają one tę lekcję. Ostatnia interwencja Moskwy na Ukrainie spowodowała, że kraje w jej sąsiedztwie zaczęły raczej dystansować się od Rosji i szukać wsparcie gdzie indziej. Może więc obecna interwencja obrócić się przeciw Kremlowi.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News
Ilutracja: Firdaws Kułołow, Wikimedia Commons, CC
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!