To już trzecia część z serii przygód Karola Kalinowskiego. Pozwólmy tajemniczej dziewczęcej dłoni wciągnąć się w wir wydarzeń… po raz ostatni.
Mimo nadziei na wykupienie z niewoli, Dawidow został zamordowany na oczach Kalinowskiego, ten zaś zdarzeniem owym zdruzgotany odpłynął na wody zupełnej apatii, tracąc do reszty poczucie czasu. Aż pewnego dnia przyszła odmiana losu, a postacią jej był dobrotliwy starzec Fachridin, który Kalinowskiego otrzymał lub wykupił od Szamila i do domu swego zabrał. Inny był to pan od wszystkich poprzednich – swojego podwładnego nie przeciążał, tylko opieką otaczał w sposób wręcz ojcowski. Wkrótce też się okazało, że rączka, która karmiła Kalinowskiego w jego więzieniu, do Ezendy – piętnastoletniej córki znamienitego rusznikarza należała. Dziewczyna niestety, jeszcze przed urodzeniem, została zaręczona z synem człowieka, któremu ów majster broni palnej wiele zawdzięczał. Syn tenże – Mahmudem zwany, niestety, był szpetny tak na ciele jak i w duszy, ale że pośród muzułmanów i ludzi Kaukazu ponad wszystko ważna jest przysięga dana Allachowi, raz danej obietnicy ojciec Ezendy nie mógł odwołać, co tak jemu jak i córce jego wiele bólu sprawiało.
Karol Kalinowski – geostrateg o sytuacji kaukaskiej
Korzystając z przyjaznego usposobienia swego nowego pana, Kalinowski ze szczególną sobie bystrością poświęca uwagę geostrategicznym i historycznym uwarunkowaniom konfliktu kaukaskiego. Co ciekawe, ekspansja mocarstwa rosyjskiego, plemienna mozaika regionu, religia islamu oraz osobowość charyzmatycznego Kazi Mułły pozwalają nakreślić wiele paraleli względem wydarzeń mających miejsce około 1250 lat wcześniej, w zupełnie innym środowisku jakim był podówczas Półwysep Arabski. Kalinowski zauważa, jak powierzchowne były starania caratu w zdominowaniu górzystego Kaukazu – ziemi współdzielonej przez liczne plemiona, ciągle o terytorium ze sobą rywalizujące jak sępy górskie padlinę rwące. Dopiero Kazi Mułła, niczym Muhammad w pierwszej połowie VII wieku n.e., w obliczu rosyjskiego zagrożenia, posługując się ideą miurydyzmu był w stanie zjednoczyć zwaśnione rody przeciwko kafirskiemu ciemiężycielowi.
Dalej opisuje, jak następca Kazi Mułły Hamzat-bek podstępnie rozprawia się z trzema synami chana Awarii. Uwięziwszy ich Hamzat-bek wahał się jeszcze czy nie godniej byłoby odsunąć ostrze kindżału, które do ich gardeł przyłożył. I o ile to Hamzat-bek istotnie kindżał ów trzymał, to właśnie Szamil – jego naib ówczesny – pociągnął za rękojeść. Trzech dziedziców Awarii zostało zgładzonych, a niezmiernie istotny strategicznie auł Chunzachu wpadł w ręce Hamzat-beka.1
Okrutny czyn Hamzat-beka nie spodobał się jego towarzyszom. Być może opanowała ich trwoga? Być może ujrzeli swoje odbicie w szklistych, wygasłych oczach pomordowanych młodzian? Strach ten zmaterializował się w końcu jako kindżał wepchnięty w pierś Hamzat-beka, gdy ten wedle swego obowiązku przyszedł pewnego dnia do meczetu, aby modły wraz z innymi miurydami odprawić. Po nagłej „deminbaryzacji” (minbar – kazalnica, z której muzułmański duchowny wygłasza kazanie), imamem zostaje Szamil. ,,(…) obdarzony od natury najpiękniejszym wyglądem i obszernym rozumem, od razu był odróżniony od innych współtowarzyszy na samym początku swej pomyślnej fortuny. Przy pięknej młodzieńczej powierzchowności, wyniosła postawa, siła muskułów, cudnie harmonizowały z jego piękną twarzą i sprężystością poruszeń.”2 Robert Green,3 autor wielu książek o wywieraniu wpływu, dominacji i mocy, stwierdziłby, że Szamil był doskonałym uwodzicielem. Traktując rzecz bardziej biosocjologicznie, dość napisać, że nowy imam stał się samcem alfa buntowniczego super-plemienia. Usłuchawszy opinii, a wręcz gorącej prośby, Szury – to jest sejmu naibów, mułłów oraz innych dostojników, Szamil na następcę w godności imama obrał Kazi-Muhammada – swego drugiego syna.
Pełna szczegółów i głębokiego wglądu w geostrategiczną łamigłówkę dziewiętnastowiecznego Kaukazu jest relacja Kalinowskiego. Trudno tu zatem zawiłość tych wszystkich relacji opisać, a próżno zarazem, ponieważ najwłaściwiej będzie czytelnikowi bezpośrednio do jego Pamiętnika sięgnąć. To, co może jeszcze wartościowszym jest nad wojenne roszady i rosyjsko-czeczeńskie podchody, przepuszcza przez pryzmat swych oczu i od serca zwierciadła Kalinowski odbija.
Na prostej ku wolności ścieżce…
Czas spędzany na służbie zbliżał leciwego Fachridina ku Kalinowskiemu. Zaufanie prowadziło do przyjaźni, ta zaś pozwoliła zrodzić się więzi braterstwa między oboma mężczyznami. Koronnym okazała się w tym aspekcie decyzja Kalinowskiego o przejściu na islam, którą uzasadnia, co by nie napisać „usprawiedliwia”, wolą uzyskania wolności.
„Religia Mahometa wzbrania mieć niewolników spośród jej wyznawców. (…) mając to na uwadze, że obrzędy i ceremonie modlenia się tam, gdzie to nie daje powodu do zgorszenia, nie ubliżają nauce Chrystusa i nie podkopują jej świętości, zgodziłem się na propozycję Fachridina, aby uczęszczać na modlitwę do meczetu.” Niektórzy z Czytelników zmarszczą się wezbrani niesmakiem niegodnego chrześcijanina, heretyckiego relatywizmu. Inni uznają czyn Kalinowskiego za przejaw głębokiego zrozumienia wspólnej natury religii, a jego postawę za godną człowieka XXI wieku. Do którejkolwiek grupy Szanowny Czytelniku należysz, zważ na słowa przechrzty, który jakby pragnąc wstrzymać rękę gotowego ciskać gromy gorliwego i prawowiernego chrześcijanina pisze „Kto miałby mi to za złe, niechby sam spróbował pójść w niewolę do górali kaukaskich…”4
Tak oto wstępując na ścieżkę poddania się woli Boga, a tak właśnie rozumie się słowo „islam” określające religię mahometańską,5 Kalinowski przyśpieszył kroku w podróży ku wolności. Kres drogi – ostateczne oswobodzenie, dziwnie jednak miraż przypominał i z każdym oddalał się krokiem. Kalinowski nie musiał już pracować u Fachridina – w tym zastąpił go inny jeniec. Przeciwnie, Polak stał się członkiem Ummy – muzułmańskiej gminy. Oczywiście istniała tego cena, a mianowicie nauczenie się na pamięć modlitw oraz przyswojenie sobie recytacji koranicznej, co jak sam przechrzta wspomina, szło mu zaskakująco sprawnie.
Wszystko to pozwoliło zbliżyć się Kalinowskiemu do Ezendy, którą jeszcze jako niewolnik widywał wśród dziewcząt wybierających się do źródła po wodę. Gdy Fachridin ocenił pozytywnie zdolności recytacyjne Polaka, zabrał go ze sobą w odwiedziny do rodziny nastolatki. Nowo nabyte umiejętności i znajomość modlitw bardzo zaimponowały tak ojcu Ezendy jak i jej bratu Mustafie – biegłemu złotnikowi-jubilerowi. W sakli, prócz wspomnianej trójki, nikt inny nie mieszkał – matka dziewczyny od dawien dawna nie żyła. Summa summarum, od pierwszej wizyty Kalinowski stał się ulubieńcem domu i bardzo pożądanym gościem, który choć na chwilę potrafił swą obecnością przywołać uśmiech na strapionych twarzach.6
Komando Szamila i niefortunne Rodaka spotkanie
Zwieńczeniem i poniekąd uroczystym przypieczętowaniem jednania się Kalinowskiego z Ummą była audiencja przed Szamilem. Wsparty pochwałami Fachridina, Kalinowski mógł ucałować dłoń imama, po czym ten, ukontentowany, przyłączył go do swego komanda.7 Zdarzenie to było niby kij, na którym Kalinowski mógł wesprzeć się w swej dalszej wędrówce. Jak jednak przysłowie mówi, kij ma dwa końce.
Koniec bliżej garści podnosił pozycję Polaka w muzułmańskiej hierarchii. Kalinowski zaczął terminować u Mustafy i ojca jego, dzięki czemu, znowu z zadziwiającą dla muzułmanów łatwością, przyuczał się na jubilera i rusznikarza. Udało mu się nawet wyprodukować kilka wisiorków, które podarował Ezendzie, a także Szamilowi. Dowiedziawszy się, że Polak ma wykształcenie inżynierskie, przydzielony został do oddziałów artyleryjskich, będących niezmiernie ważnymi dla Szamila.
Końcem przeciwnym, często w rumosz górski, zimne strumieni wody, ścieżkę wydeptaną i krwistą breję wtykanym, pisane były obowiązki żołnierza jakie wraz z wolnością od Szamila uzyskaną na siebie przyjął. To też odciągało go od Ezendy, blednącej gdy Polak, któremu bynajmniej była obojętna, znikał na długie dni, ciągnięty do boju przez marsowe prawidła wojny.
Pośród członków korpusu złożonego przeważnie z przechrztów, Kalinowski spotkał Rodaka, człowieka nazwiskiem Rusiecki. Z początku miła była to nowostka, pozwalająca odetchnąć Kalinowskiemu mową ojczystą, od dawna już w gardle jego przycichłą. Niestety, dalsze relacje z Rodakiem położyły się cieniem na jego relacjach z Ummą. Rusiecki, będąc wychowankiem wojsk carskich, byłym członkiem korpusu kadeckiego, wyśmiewanym tam przez Rosjan za swe polskie korzenie, poprzysiągł zemstę i w tym celu zdezerterowawszy na służbę Szamila się oddał.8 Niestety, zupełny brak taktu, apodyktyczność z jaką starał się przeforsować swoje propozycje wymyślnych ulepszeń szamilskich linii obronnych, irytowały oficerów Imama, zmieniając ciepłotę ich spojrzeń na przenikliwy chłód podejrzeń o szpiegostwo i sabotaż. Spojrzenia te rykoszetem trafiały także w Kalinowskiego, u którego mieszkał Rusiecki. W wyniku próby dezercji kilku przechrztów – próby, gdyż wszyscy czterej stali się niby zwierzyna dla żołnierzy Szamila, którzy rychło uciekinierów na kindżałach roznieśli – Rusiecki stał się chorobliwie ostrożny, a wyobraźnia jego jeszcze bardziej niedorzecznymi inwencjami kazała się z Czeczenami dzielić. Gorsze było to, że Rusiecki jako głównego pomagiera przy proponowanych przez siebie modyfikacjach fortyfikacji wskazywał Kalinowskiego. Ten z kolei musiał się od tych pomówień odżegnywać, co jednak nie przeszkodziło Szamilowi na powrót wrzucić go do tej samej jamy, w której przepędził pierwsze tygodnie w Wedeno. Dzięki rodzinie Ezendy, po kilku dniach Kalinowski został przywrócony do łask, a z Rusieckim, po którym głos przepadł, kontakty zerwał.
Ablucja
Zapewne nieznane koleje żołnierskiego losu, a także od dawna wzrastające uczucie miłości, przemówiły przez Kalinowskiego słowami prośby o rękę Ezendy skierowanymi do jego ojca. Ten, mając na względzie swój wiek, zgodził się, mając świadomość, że na włosku zawiśnie godność jego rodu, którą ratować będzie musiał brat Ezendy Mustafa. Jemu jednak najdroższe było dobro Ezendy, zatem i on przystał na zaślubiny. Co się tyczy przyrzeczenia poczynionego Allachowi, że Ezenda za szpetnego Mahmuda zostanie wydana, to już od samego Boga zależeć miało, czy przebaczy złamanie przysięgi staremu rusznikarzowi, czy też nie.
Wzruszający jest sposób, w jaki Kalinowski zapytał Ezendę czy zechce go za męża. Nasz Rodak, po raz kolejny dając dowód niezwykłej spostrzegawczości i taktowi, zabserwował lokalny zwyczaj, zgodnie z którym największym gestem uznania czynionym kobiecie przez mężczyznę jest pozwolenie jej na podanie mu wody do ablucji i umycie mu nóg przed modlitwą. Wiedząc, że Ezenda chadza po wodę do pobliskiego strumienia, znając porę tych kobiecych, gromadnych wycieczek, wziął siekierę i pod pretekstem pozyskania materiału na budowę sakli, jął ścinać ogromny jawor. Strudzony pracą, zlany potem podszedł do dziewcząt oblewających się figlarnie wodą, mówiąc, że pragnie się obmyć przed modlitwą. Dziewki jedynie kpiącym śmiechem skwitowały jego próby. Wówczas Kalinowski podbił tony męskości i wymówiwszy słowa modlitwy ochraniającej przed złem, spytał „Która modlitwą moją wspólnie ze mną pragnie stanąć w raju, niech mi obmyje ręce i nogi przed tą modlitwą.” Prześmiewki rychło się ulotniły jak ghule na pustyni, pozostawiając Kalinowskiego sam na sam z Ezendą… i tylko górskie szczyty były świadkami rytuału wody i słów z ust dziewczyny dobytych „(…) dusza moja i serce są wolne (…) ja ci je z radością oddam.”9
Sprawiedliwość Szariatu
Całe zdarzenie okazało się li tylko perypetią. Mimo że zgoda całej rodziny już została wyrażona, potrzebny był czas aby rozeznać się w nastrojach innych członków Ummy. W międzyczasie Szamil powziął kolejną wyprawę – sukurs dla oblężonej przez Rosjan fortecy Salta. Czas ten pełen był dla Kalinowskiego udręk, nocnych i na jawie widzianych, makabrycznych koszmarów. Ostatecznie obrońcy Salty uciekli po wielotygodniowym oblężeniu, Szamil zaś musiał wracać do Wedeno.10
Tam pędem rzucił się Kalinowski w miejsce przy krynicy, gdzie rozstał się ze swą wybraną, a zobaczywszy Ezendę przy tej samej skale, przy której ją zostawił, biegiem wystrzelił do niej. Oboje sobie w objęcia padli i na nic nie bacząc usta ich „złączyły się w długim pocałunku i łzy radości (…) twarze oblały.”11 Wtem padł strzał. Kula przestrzeliła papachę Kalinowskiego, nie raniąc go jednak, tylko zmysł obronny w nim budząc i rękę jego w gwintówkę zbrojną ku miejscu skąd strzał padł wycelowaną podniosła. Polak oddał strzał, ale miast sprawdzić swą celność chwycił przerażoną Ezendę za rękę i ku Wedenie jął prowadzić. W drodze spotkali brata jej Mustafę, tak więc jemu piecza nad siostrą została powierzona. Gdy już Ezenda znalazła się w domu, dwóch mężczyzn zaczęło szukać napastnika, którym był, jak poinformował Mustafa, szpetny Mahmud dzień w dzień czyhający na Kalinowskiego przy miejscu rozłąki.
Sprawa trafiła do domu prawa, przez Kalinowskiego zwanego Szariatem, gdzie oskarżeń Mahmuda o spółkowanie Polaka z Ezendą, obrony tegoż i ojca jej, a także jej samej wysłuchał Szamil. Udało się uniknąć proponowanej przez Mahmuda kary śmierci przez zadeptanie, jaką zwyczajem lokalnym za cudzołóstwo narzuca się na kobiety. Zaś w kwestii wypełnienia przyrzeczenia ojca Ezendy, wiążący okazał się tekst prawa koranicznego zacytowany przez kadiego (sędziego). „Jeżeli strony, które zawarły jakieś przymierze lub śluby religijne, kiedyś mające się wypełnić, są zgodne na rozwiązanie podobnych ślubów, Allah niech im w tym błogosławi, według ich życzeń i woli. Nieobecność choć jednej osoby należącej do takich ślubów lub przyrzeczeń lub też brak zgody na ich rozwiązanie, pociąga za sobą konieczność ich wypełnienia.”12 Wyrok był zrozumiały. „Ezenda ma być jutro żoną Mahmuda.” zadecydował Szamil. Był to ostatni raz, kiedy Kalinowski widział swą ukochaną.
W dniu ślubu Kalinowski czyhał przy oknie sakli rodziny Ezendy, nasłuchiwał żałobnego przebiegu uroczystości, ale interwencji poczynić nie był gotów. Po trzecim dniu wałęsania się bezcelowego po okolicy, posłyszał jęk kobiecy i strzał. Pędem rzucił się w kierunku wystrzału, do sakli Mahmuda, gdzie obrzydliwca z bronią jeszcze z lufy dymiącej, a wycelowanej w Ezendę, zastał. Biedna dziewczyna na ziemię się osunęła, ukazując za sobą uszczerbek w ścianie, w którym utkwiła kula co przed chwilą wypaloną przez Mahmuda będąc, serce jej przeszyła. Na to Kalinowski podniósł swoją gwintówkę i wypalił, ale ręka czyjaś lufę mu na bok zbiła, wobec czego kula jego zbrodniarza nie trafiła. Kalinowski został zabrany do domu ojca Ezendy, inni zaś miurydzi na scenę zbrodni się zbiegli, Mahmuda rozbroili i do jednej z jam więziennych wrzucili.
Odbył się pogrzeb, w którym udział wzięło większość mieszkańców aułu, w tym mąż żonobójca. Kobiety usypały kwiaty na grobie Ezendy, mężczyźni nieśli jej ciało. Ogromna liczba obecnych świadczyła o tym, jak droga wszystkim i jak kochana była Ezenda.
Doszło do sądu przed Szamilem. Mahmud oskarżony o morderstwo tłumaczył się nieposłuszeństwem żony, która przez wszystkie trzy pierwsze dni odmawiała mu posługi. Trzeciego dnia, gdy wszystkie groźby spełzły na niczym, Mahmud przyłożył do jej piersi załadowany pistolet, lecz z nieobsypaną panewką, który samoistnie wypalił. Narzędzie mordu zostało przebadane na miejscu, podczas rozprawy. Istotnie, panewka była czysta, lufa natomiast osmalona. Wystrzał był, czy też miał być zrządzeniem losu, a w każdym razie za taki został uznany. Mahmuda oswobodzono i uniewinniono, jego czyn uznano za słuszny, a rodzinie Ezendy zabroniono czynów mszczących.13
Długa droga ku miłości
W Wedeno nic nie pozostało ojcu Ezendy, ni jego bratu – tylko rozpacz, przed którą zapragnęli się schronić w aułie Osman-Jurt. Nim wyruszyli w drogę, ojciec podarował Kalinowskiemu gwintówkę – prezent podwójnie wymowny, gdyż trzymany pierwej dla Ezendy. Sam Kalinowski wpadł w zobojętnienie i korzystając z możliwości prosił Szamila przez jednego z naibów o zwolnienie ze służby w komandzie. Szamil przychylił się do prośby, dając Kalinowskiemu pełną, upragnioną wolność.
Tak zaczęła się długa droga do domu przez bezludzia i auły Kaukazu. Miłość Kalinowskiego do pięknej Ezendy została zabita wystrzałem, który nigdy nie miał paść. Jednak inna, dawniejsza i potężniejsza siła napełniała jego pierś oddechem, a ciało jego młodzieńczym wigorem. Była to miłość do ojczyzny, nieśmiertelnej, tej która zawsze na swych umiłowanych będzie czekać, której żaden wystrzał nie strwoży i w prochy nie ciśnie.
1Kalinowski, Karol (2017) Pamiętnik mojej żołnierki na Kaukazie i niewoli u Szamila. Wyd. Dialog, Warszawa, s. 168-173.
2Ibid. s. 172-173.
3Greene, Robert (1998) 48 Laws of Power. Wyd. Viking Press, New York.
4Kalinowski, K. Pamiętnik… s. 183.
5Danecki, Janusz (2011) Podstawowe wiadomośći o islamie. Wyd. Dialog, Warszawa.
6Kalinowski, K. Pamiętnik… s. 183-191.
7Ibid. s. 190.
8Ibid. s. 198-202.
9Ibid. s. 211-212.
10Ibid. s. 232-236.
11Ibid. s. 239.
12Ibid. s. 249.
13Ibid. s. 258-263.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!