– Putin raczej nie jest strategiem, ale ma przygotowane plany na każdą ewentualność – więc jeśli okaże się, że wojna może być dla niego korzystna, to zaatakuje- mówi dr. Piotr Kościński, ekspert ds międzynarodowych, wykładowcą Akademii Finansów i Biznesu Vistula, w rozmowie z portalem Jagiellonia.org.
Rozmawiamy w momencie, w którym cały świat zmaga się z pandemią koronawirusa. Wydaje się jednak, że Ukraina ma w tym momencie problem poważniejszy. Rosjanie mobilizują siły lądowe, powietrzne a także flotę – wszystko u granic naszego południowo-wschodniego sąsiada. Czy mamy do czynienia z przygotowaniami do wojny, czy jedynie z pokazem siły?
– Z pewnością jest to pokaz siły. Władimir Putin z jednej strony chce pokazać swoim rodakom, że nie zostawi Rosjan w Donbasie, że z Ukrainą będzie rozmawiać z pozycji mocniejszego. Z drugiej strony pragnie udowodnić Zachodowi, a zwłaszcza Amerykanom, że w ewentualnej konfrontacji z Ukrainą to on jest górą; że Zachód musi się z nim liczyć. Putin raczej nie jest strategiem, ale ma przygotowane plany na każdą ewentualność – więc jeśli okaże się, że wojna może być dla niego korzystna, to zaatakuje.
Czy byłaby to operacja w Donbasie, zmierzająca do całkowitego opanowania obszaru rosyjskojęzycznego, który Putin uważa za znajdujący się pod tymczasowa kontrolą „faszystów w Kijowie”? Czy raczej chodzi o to, by, jak sugeruje jeden z amerykańskich dowódców odciąć Ukrainę od Morza Czarnego, spektakularnie zajmując na przykład „perłę” tegoż akwenu – Odessę? Skądinąd wiemy, że wśród okrętów przerzuconych przez Moskwę na Morze Czarne znajdują się amfibie, czyli, mówiąc prostym językiem – łodzie desantowe.
– Niewykluczone, że Putin chciałby przyłączenia do Rosji tej części Donbasu, która obecnie znajduje się pod rosyjską kontrolą, dwóch samozwańczych republik – Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Jeśli zdecydowałby się pójść dalej, to być może zająłby przesmyk łączący Krym z lądem, co pozwoliłoby na wznowienie dostaw wody na półwysep. Czy jednak zechciałby doprowadzić do wojny na dużą skalę? To byłoby ogromnie kosztowne – i finansowo, i politycznie.
No właśnie, cały czas poruszamy się w sferze domysłów. Istnieje teoria, popularna również na Ukrainie, że w istocie najważniejszym celem obecnego „prężenia muskułów” (jeśli na nim się zakończy) nie jest demonstracja wobec Amerykanów, ale ofensywa propagandowa przed zbliżającymi się – tu dwie daty są kluczowe – rocznicą 9 maja oraz wrześniowymi wyborami do Dumy. Inaczej mówiąc, Rosja obliczyła aktualne działania na użytek wewnętrzny, bardziej niż zewnętrzny. Jednocześnie, jak najbardziej, grając na nosie Amerykanom, ale raczej przy okazji.
– To oczywiste, że Kreml chce pokazać Rosjanom, iż panuje nad sytuacją. Nie ma możliwości spektakularnych działań wewnątrz kraju, nie poprawi sytuacji gospodarczej, nie podniesie warunków życia społeczeństwa – może więc tylko wykazać się sukcesami w działaniach na arenie międzynarodowej. Dodatkowo, zagrożenie wojną sprzyja mobilizacji społeczeństwa – a przecież poparcie dla Putina, choć wciąż wysokie, jednak spadło. Dotyczy to zwłaszcza młodzieży.
Z drugiej strony, jak szacuje pewien pułkownik ukraińskiego wywiadu, do 20 kwietnia Rosjanie zmobilizują ok. 110 tys. żołnierzy. W tej chwili liczba ta szacowana jest na 90 tys. Docelowo może to być nawet pół miliona, któremu Ukraina przeciwstawić może 300 tys. żołnierzy, w dużej mierze ostrzelanych i o wysokim morale. Mój wywód zmierza do pytania, jak wysoki może być w tym przypadku czynnik ryzyka, że sprawy w którymś momencie wymkną się spod kontroli, na przykład wskutek zbytniej „gorliwości” rosyjskich dowódców?
– Ryzyko w takich przypadkach zawsze jest duże, ale też sądzę, że cała operacja odbywa się pod ścisłym nadzorem Putina. Tak było w przypadku rosyjskich działań w Syrii – starannie zaplanowanych i dobrze zrealizowanych. Owszem, tu czynnikiem zupełnie niepewnym są siły „separatystów” z Donbasu – ale jednostki wojskowe obu „republik” też znajdują się pod dowództwem oficerów rosyjskich. Myślę, że Putin postawił sobie kilka celów i będzie je realizował w zależności od rozwoju sytuacji.
(…)
Cała rozmowa tutaj.
Jagiellonia.org
fot. mil.ru
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!