– Choć wygląda to dość abstrakcyjnie, może nastąpić taki dramatyczny moment, gdy władza Łukaszenki się zachwieje, a wtedy wejdą rosyjskie czołgi. Nawet wśród samych opozycjonistów trwają dyskusje, czy warto teraz wychodzić na ulice, czy jesteśmy gotowi na to, by walczyć ramię w ramię z Łukaszenką, w jednym okopie, – mówi politolog, ekspert portalu naviny.by Alaksandr Klaskouski w rozmowie z Antonim Radczenką z Radia znad Willi.
Według Kłaskouskiego zachodni eksperci błędnie zdiagnozowali sytuację, określając Łukaszenkę „marionetką Putina”.
„Łukaszenka jest przede wszystkim politykiem autorytarnym, lubiącym władzę, ale paradoks polega na tym, że teraz kwestia zachowania jego władzy jest powiązana z kwestią zachowania przez Białoruś niepodległości. Przez wiele lat sądzono, że Łukaszenka jest największym zwolennikiem tzw. „braterskiej integracji”, chociaż od samego początku to było nieszczere i fałszywe. Mówiąc w sposób uproszczony, Łukaszence wygodnie było, w zamian za pocałunki, otrzymywać tanią ropę)”.
Zdaniem eksperta azmiana podejścia Łukaszenki nastąpiła po rozpoczęciu wojny w Gruzji, a później aneksja Krymu i wojny w Donbasie. To te ostatnie wydarzenia zupełnie otrzeźwiły prezydenta Białorusi.
„Władze zaczęły analizować własną sytuację pod względem scenariusza na Krymie. Wojna Rosji z Gruzją, a później aneksja Krymu i wojna w Donbasie wywołały co najmniej spore zamieszanie wewnątrz obozu władzy w Mińsku. Zrozumiano, że w razie zmiany sytuacji, Rosja nie będzie się bawiła, tylko po prostu „ukręci głowę” – mówi Alaksandr Klaskouski..
Kłaskouski zwraca uwagę na czynnik potężnego zrusyfikowania białoruskiego społeczeństwa (za sprawą polityki prowadzonej przez lata przez samego Łukaszenkę), co stanowi naturalny fundament dla ekspansji „ruskiego miru”, tak by w razie pewnej zmiany zwyczajnie zmienić władzę.
Mówi o czytelnych sygnałach świadczących o podwójnej grze Łukaszenki, zarówno wobec Zachodu jak i wielkiego wschodniego sojusznika.
„Sądzę, że Zachód absolutnie nie ufa Łukaszence. Po prostu zmienił podejście, – przekonuje Kłaskowski. – Teraz widzimy, że poparcie wobec praw człowieka czy walkę o wartości europejskie na Białorusi słabnie. To jest zrozumiałe, ponieważ na Białorusi nie ma teraz sytuacji rewolucyjnej. Z drugiej strony Europa ma dość tych wszystkich majdanów i absolutnie nie chce mieć kolejnych zamieszek na wschodnich granicach. Dlatego stabilny autorytaryzm, który prowadzi pewną grę geopolityczną i w pewnych momentach usamodzielnia się od Putina, w ramach europejskiego real politic im odpowiada. Zobaczmy, że już nikt nie nazywa Łukaszenkę „ostatnim dyktatorem Europy”, a do Mińska przyjeżdżają emisariusze europejscy. W dużym uproszczeniu, ale generalnie oceniam ten proces pozytywnie, ponieważ to daje Mińskowi pole manewru i pozwala zachować niepodległość Białorusi, aby kiedyś w przyszłości ten kraj poszedłby w stronę Europy.
Ekspert odniósł się do kwestii postrzegania przez białoruskie społeczeństwo obywatelskie procesu ocieplenia stosunków z Zachodem. Jego zdaniem nastąpiło pewne rozczarowanie Europą, sytuacja opozycji i działaczy społecznych jest dość skomplikowana, bo nie mogą liczyć na wsparcie rodzimego biznesu (mocno związanego z Łukaszenką – red.), a jedyne źródło finansowania, pochodzące z Zachodu, obecnie mocno się skurczyło.
Na pytanie o możliwy scenariusz ukraiński na Białorusi odpowiada:
„Jeśli weźmiemy oficjalną legendę manewrów Zapad 2017 to generalnie to była próba stłumienia białoruskiego Majdanu, czyli wymyślono mityczną Wejsznorię, która się zbuntowała, i braterska Rosja przychodzi z pomocą. To oznacza, że jeśli na Białorusi wyniknie pewna sytuacja, kiedy władza Łukaszenki się zachwieje, to przyjadą rosyjskie czołgi. To jest dramatyczny moment. Nawet wśród samych opozycjonistów są dyskusje, czy warto teraz wychodzić na ulice, czy jesteśmy gotowi na to, by walczyć ramię w ramie z Łukaszenką, w jednym okopie. Teraz te sprawy wyglądają abstrakcyjnie, ale w pewnym momencie dla Białorusi mogą stać się rzeczywistością. Zależność od Rosji jest bardzo duża, kraj potrzebuje reform, a na reformy Łukaszenka się nie zgadza, ponieważ mogą osłabić jego władzę.
Kresy24.pl/zw.lt/AB
5 komentarzy
Jozef
10 października 2017 o 19:41CZOLGI NIE MUSZA WCHODZIC/
Dr.Tux
10 października 2017 o 21:36Święta prawda – dokładnie też to zauważyłem – ok 2014r
Viola
10 października 2017 o 22:48Tyle, że jeśli Lukaszenka rzeczywiście pragnie niepodległości Białorusi to powinien zacząć białorutenizację Białorusi.Na to się jednak nie zanosi a strażnikiem Ruskiego Miru jest nie kto inny ale zadeklarowany zwolennik ZSRR minister oświaty…
A mnie się zdaje, że Lukaszenka dostał „dożywocie” od cara Putina a po nim niestety Białoruś ma wrócić na łono mateczki Rosji.
Dzierżyński
11 października 2017 o 09:56Za pomocą luf czołgowych można narzucić władzę ale rządzić na dłuższą metę się nie da. Czy „ruski mir” okaże się atrakcyjny dla Białorusinów przekonamy się myślę już nie w tak odległej przyszłości…
gegroza
16 października 2017 o 20:09To oczywista oczywistość ze by weszły. Pytanie – czy na całą Białoruś czy jak na Ukrainie