W nowożytnej Rzeczypospolitej rosnąca pozycja magnaterii doprowadziła do oligarchizacji życia politycznego. Od połowy XVII wieku byli oni właściwie udzielnymi książętami, którzy prowadzili własną politykę, z reguły przeciwną dworowi królewskiemu. Przykładem książę Jeremi Wiśniowiecki, któremu z reguły nie było po drodze z Władysławem IV, a który w czasie powstania Chmielnickiego nie tylko wyrwał się z kozackiej matni, ale ocalił duże grupy szlachty i Żydów. Można powiedzieć, że to dzięki legendzie ocalenia Rzeczypospolitej w „czasie grozy” Chmielnickiego jego syn został po latach królem Polski.
Od czasów unii lubelskiej Ukraina stała się terenem rozwoju rozległych latyfundiów magnackich. W latach 30. XVII wieku dobra Ostrogskich, Zasławskich i Wiśniowieckich objęły 70-80 proc. wszystkich ziem uprawnych na Bracławszczyźnie, Kijowszczyźnie i Zadnieprzu. Były to kolosy gospodarcze, ba, niemal udzielne księstwa. Ich właściciele nie tylko mocno mieszali w sprawach krajowych, ale też nierzadko podejmowali działania na arenie międzynarodowej, postępując nie zawsze zgodnie z linią polityczną władców lub interesem państwa.
Na Zadnieprzu niekwestionowaną potęgą byli Wiśniowieccy, których główny kompleks ziem w pierwszej połowie XVII wieku obejmował prawie całą Połtawszczyznę z Łubniami i Perejasławiem oraz szmat ziemi na prawobrzeżnej Ukrainie z Kaniowem i Czerkasami. Szczyt świetności, a zarazem kres potęgi rodu przypadł na „panowanie” księcia Jeremiego. Dość wspomnieć, że na początku lat 30. jego władztwo zamieszkiwało 4,5 tys. poddanych w kilkunastu osadach, a spis z 1646 roku wykazał ponad 230 tys. ludzi, 50 miast (w tym 30 ufortyfikowanych) oraz setki wsi i osad. Dwa lata później po tej potędze pozostało już tylko wspomnienie.
Wiśniowieccy wywodzili się z książąt litewsko-ruskich, a za protoplastę uważali żyjącego w pierwszej połowie XV wieku starostę podolskiego Fedkę Nieświskiego vel Fiodora Korybutowicza (stąd przydomek rodowy), który był prawnukiem samego Giedymina. Na przełomie XV i XVI wieku za sprawą synów namiestnika bracławskiego Michała Zbaraskiego, pana z na Zbarażu i Wiśniowcu, Wiśniowieccy wyodrębnili się z rodu Zbaraskich. Iwan zapoczątkował linię książęcą, Aleksander zaś królewską, której najsłynniejszymi reprezentantami będą wojewoda ruski książę Jeremi Wiśniowiecki oraz jego syn Michał Tomasz, król Polski.
Książę Jeremi urodził się w 1612 roku. Wcześnie osierocony za sprawą stryja księcia Konstantego Ostrogskiego otrzymał wykształcenie typowe dla wielkopańskiego środowiska tych czasów, a uzupełnił je, przebywając na przełomie lat 20. i 30. we Włoszech i hiszpańskich Niderlandach. Po powrocie przeszedł na katolicyzm.
W 1638 roku wziął udział w tłumieniu powstania kozackiego Ostrzanina, Huni i Skidana. W 1643 roku odparł najazd murzy Omar-agi, umiejętnie wyłuskując z rąk tatarskich setki ludzi pędzonych w jasyr. Rok później pod Ochmatowem w dużym stopniu przyczynił się do triumfu hetmana Koniecpolskiego nad armią Tuhaj-beja. W 1646 roku, w związku z przygotowaniami do wojny z Turcją, Władysław IV powierzył mu urząd wojewody ruskiego. Po śmierci Koniecpolskiego miał ponoć otrzymać buławę hetmańską, jednak jego sprzeciw wobec machinacji króla podczas przygotowań do wojny z Turcją (notabene zgodny z intencją nieżyjącego hetmana) spowodował, że książę musiał obejść się smakiem.
Klęski wojsk koronnych z kozakami Chmielnickiego i Tatarami Tuchaj-beja pod Korsuniem i Piławcami w lecie 1648 roku były dla Rzeczpospolitej niczym trzepnięcie obuchem. Władza polska na Ukrainie przestała istnieć, powstanie Chmielnickiego ogarniało cały region. Miary nieszczęść dopełniało bezkrólewie, które tradycyjnie sparaliżowało kraj. Brakło też oddziałów wojskowych i zdecydowanych dowódców, którzy odwróciliby fatalną passę. W tej sytuacji każdy kto nie opuścił rąk, już był bohaterem.
Wtedy swoje pięć minut miał kniaź Jarema. Wyruszając z ogarniętego powstaniem Zadnieprza spróbował udzielić pomocy oddziałom koronnym, ale gdy dowiedział się, że już nie istnieją, rozpoczął marsz na zachód. Dodajmy, że Wiśniowiecki zawczasu wysłał żonę i syna do Brahinia, stamtąd do Turowa na Wołyniu, a w końcu do Zamościa. Na Zadnieprze Wiśniowieccy już nie powrócą. Książę, choć dysponował jedynie sześciotysięczną armią, co przy mnożących się w postępie geometrycznym oddziałach kozacko-chłopskich Chmielnickiego nie było siłą imponującą, robił więcej niż mógł. Bijąc się z wrogiem, gdy ten wszedł mu w drogę, sygnalizował swoją obecność na Ukrainie, a poprzez to autorytet Rzeczypospolitej. Rozprawiając się bez pardonu z unurzanymi we krwi kozakami i chłopstwem, manifestował, że nie da się sterroryzować. A roboty miał wiele, bowiem rzezie szlachty, duchowieństwa katolickiego i Żydów, przerastały wyobraźnię. „Z jednych zdarto skórę, a ciało rzucono psom na żer, innym obcięto ręce i nogi, a tułów rzucono na drogę; przez ich ciała przejeżdżały wozy i tratowały ich konie. Innym zadano tyle ran, że byli bliscy śmierci, i rzucano ich na ulice; nie mogąc rychło umrzeć, tarzali się we krwi, aż uszła ich dusza; innych grzebano żywcem. Dzieci zarzynano na łonie matek; wiele dzieci pocięto na kawały jak ryby. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy i wsadzano żywego kota do wnętrza i tak zostawiano przy życiu, zaszywając brzuchy. Następnie obcinano im ręce, by nie mogły wyjąć tego kota. I wieszali niemowlęta na piersiach matek, inne dzieci nabijano na rożen, pieczono przy ogniu i przynoszono matkom, by jadły ich mięso. Częstokroć brali dzieci żydowskie i robili z nich mosty, by przechodzić przez nie. Wszystko to czynili, wszędzie dokąd dotarli, nie inaczej postępowali też z Polakami, a szczególnie z księżmi” – opisywał bestialstwo powstańców Natan Hanower.
W tej sytuacji tysiące uchodźców, m.in. kilkuset Żydów, przyłączyło się do wojsk Wiśniowieckiego i pod ich ochroną podążyło na zachód. „On to wyruszył ze swym ludem w kierunku ku Litwie, a z nim około 500 obywateli [Żydów], a każdy z żoną i dziećmi. I niósł ich na skrzydłach orlich, aż ich przyprowadził, dokąd chcieli. Gdy im groziło niebezpieczeństwo z tyłu, kazał im iść przed sobą, a gdy groziło z przodu, wówczas on maszerował przed nimi, jako tarcza i puklerz, a oni za nim kładli się obozem” – wyrażał wdzięczność księciu Jeremiemu żydowski pamiętnikarz. Warto dodać, że Żydzi po latach podziękują mu za pomoc i opiekę w tej tragicznej chwili: sfinansują poświęcone mu panegiryki i pisma ulotne. Można więc powiedzieć, że byli oni jednymi z architektów jego pozytywnej legendy, która miała decydujący wpływ na wybór jego syna królem Polski.
Wdzięczność dla Wiśniowieckiego wyrażała również szlachta, dla której był ucieleśnieniem mitu bezkompromisowej walki z arcybuntownikiem Chmielnickim i jego tysięcznymi zgrajami. Tym bardziej, że swoimi działaniami jaskrawo kontrastował z polityką nowego króla Jana Kazimierza i kanclerza Jerzego Ossolińskiego. Książę za nic miał układy z wrogiem i parł do zbrojnej rozprawy. Inna sprawa, że krwawe zduszenie powstania kozackiego było dla niego i tysięcy szlachty – klientów księcia oraz prywatnych właścicieli – być albo nie być. Jakiekolwiek ustępstwa na rzecz Chmielnickiego, na które w kolejnych ugodach szedł dwór królewski, oznaczały utratę przez nich ziem i majątków. Heroiczna obrona Zbaraża w 1649 roku, w której książę, choć nie jako głównodowodzący, odegrał główną rolę, oraz bitwa pod Beresteczkiem, gdzie walnie przyczynił się do zwycięstwa nad siłami kozacko-tatarskimi Chmielnickiego i Tuhaj-bej, ugruntowały tę legendę. Niestety książę Jarema zmarł wkrótce po wiktorii beresteckiej.
W trudnej sytuacji znaleźli się jego najbliżsi. Imperium zadnieprzańskie z rocznymi dochodami rzędu 300-600 tysięcy złotych było już tylko wspomnieniem. Na domiar złego książę pozostawił setki tysięcy złotych długu. Doszło do tego, że wdowa nie miała za co godnie go pochować. Szlachta na kilku sejmikach domagała się, aby umorzyć jego długi i wziąć pod opiekę księżną Gryzeldę i syna. Tak też się stało: w 1652 roku sejm wydał uchwałę, która anulowała pożyczki księcia Jeremiego, które zaciągnął ze skarbu koronnego na poczet wystawienia oddziałów wojskowych.
Szybko też magia czynów ojca wpłynęła na dalsze losy jego syna. Opiekę nad kilkunastoletnim Michałem Tomaszem roztoczył brat króla Jana Kazimierza biskup wrocławski i płocki Karol Ferdynand Waza, który ponoć w ten sposób chciał się odpłacić nieżyjącemu księciu Jaremie za poparcie jakiego ten udzielił mu w 1648 roku w wyścigu po koronę polską. Po śmierci biskupa w 1655 roku opiekę nad synem księcia Jeremiego przejął wuj Jan Zamoyski, podczaszy koronny, niebawem wojewoda sandomierski. Dzięki niemu Michał Tomasz znalazł się na dworze królewskim, gdzie pod czujnym okiem królowej Ludwiki Marii pokonywał kolejne szczeble wykształcenia. W 1669 roku syn Jaremy został królem Polski.
TB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!