Balansując między niepokojącymi sygnałami ze strony Rosji i Zachodu, Białoruś pośpiesznie zmienia przepisy w prawie obronnym, i wyposaża swoją armię w nowoczesny sprzęt wojskowy. Mińsk zamierza unowocześnić swoje siły zbrojne za rosyjskie pieniądze, ale na własnych warunkach.
Kilka dni temu Białoruś ogłosiła, że zreorganizuje proces mobilizacji rezerwistów. Odpowiednią ustawę w pierwszym czytaniu przyjął białoruski parlament w przeddzień wakacji parlamentarnych. Deputowani przyjęli w pierwszym czytaniu szereg poprawek do aktów prawnych związanych z obronnością kraju.
Wyjaśniając potrzebę zmian, minister obrony Białorusi Andriej Rawkow użył najbardziej przekonującego argumentu: „nie nadepnąć na grabie” , czyli nie powtórzyć doświadczenia Ukrainy.
Białoruscy wojskowi, według ministra, wykorzystują doświadczenie południowej sąsiadki, która po rezygnacji z obowiązkowej służby wojskowej znalazła się w sytuacji, w której musiała przeprowadzić częściową mobilizację w kraju; „Na Ukrainie, w trakcie częściowej mobilizacji wystąpiło wiele problemów; a to ze statusem ludzi, którzy byli powoływani w ramach mobilizacji, z porządkiem pracy z nimi, ich zabezpieczeniem, itd. Chcemy rozwiązać te kwestie w czasie pokoju, przepracować je, aby były gotowe na czas wojny” – wyjaśniał Rawkow.
Do służby wojskowej w ramach mobilizacji będą powoływani obywatele w wieku od 18 do 65 lat, którzy podlegają powszechnemu obowiązkowi służby wojskowej. Wyjątek stanowią względy medyczne, toczące się postępowanie karne, pozbawienie wolności.
Służba wojskowa w ramach mobilizacji, będzie na Białorusi czwartym rodzajem służby wojskowej przewidzianym na czas pokoju. Jak dotąd w armii białoruskiej służą poborowi podlegający obowiązkowej służbie wojskowej, są też żołnierze kontraktowi, i służba w rezerwie.
Zdaniem ekspertów, służba mobilizacyjna dotyczyć będzie głównie posiadaczy specjalizacji wojskowych, nabytych podczas regularnej służby w armii, które należałoby od czasu do czasu odświeżyć. Na razie nie wiadomo, jak w praktyce będzie wyglądać mobilizacja. Czy ćwiczenia będą się odbywały w jednym terminie, czy cyklicznie, kto zapłaci za czas nieobecności zmobilizowanych w pracy, pytań jest wiele.
Projekt zmian do istniejącej ustawy „o obronności” został wniesiony przez prezydenta Łukaszenkę i opublikowany na oficjalnym portalu pravo.by na początku stycznia. Eksperci zwracają uwagę, że wiele z proponowanych zmian dostosowanych będzie do wojny hybrydowej.
Tak więc w przypadku przyjęcia poprawek do ustawy „O Siłach Zbrojnych Republiki Białoruś”, armia w czasie pokoju będzie zobowiązana do zbrojnej obrony porządku konstytucyjnego, i tłumienia wewnętrznych konfliktów zbrojnych.
„Przepisy te pozwolą Siłom Zbrojnym przeprowadzanie operacji analogicznych jak te na Ukrainie, bez konieczności wprowadzania stanu wojennego i ogłaszaniu wojny, i mogą być wykorzystane przeciwko ewentualnym wrogom jako formalny pretekst do zgrupowania wojsk w pobliżu naszych granic, i tak dalej” – mówi Jegor Lebidok ekspert Belarus Security Blog.
Doświadczenie Ukrainy, według eksperta, widać też na nowej liście, uzasadniającej wprowadzenie stanu wojennego – teraz przewiduje się, że może to być zapowiedź lub demonstracja siły innego państwa (koalicji państw), a także „działalność podmiotów niepaństwowych z naruszeniem Karty Narodów Zjednoczonych, skierowana na przygotowanie lub doprowadzenie do wybuchu konfliktu wewnętrznego”.
„Jako argument dla wprowadzenia stanu wojennego można będzie potraktować na przykład działania”kozaków”, oddziałów ochotniczych, itp., które nawet nie stacjonują na naszym terytorium” – konkluduje Jegor Lebiedok.
Zmiany wpłyną także na dowództwo wojsk obrony terytorialnej i zmienią warunki dla oficerów kontraktowych.
Tymczasem w rankingu potęgi militarnej, opublikowanej niedawno przez Global Firepower Index, Białoruś wypada gorzej od Polski i Ukrainy, ale wyprzedziła Finlandię i Litwę. Ranking nie uwzględnia posiadania broni jądrowej i ogólnej liczby broni, ale bierze pod uwagę różnorodność oraz ocenia, czy ilość broni jest wystarczająca i odpowiednio zbilansowana.
Wśród 131 krajów uwzględnionych w rankingu, Białoruś jest 50. Pierwsze miejsce to USA, Rosja i Chiny. Ogólna liczba samolotów w białoruskich siłach powietrznych Białorusi wynosi – zgodnie z rankingiem 193 sztuki (wśród nich 43 myśliwce); 515 czołgów, 2 321 pojazdów opancerzonych.
Ale liczba myśliwców może wkrótce wzrosnąć o kilkanaście – Mińsk i Moskwa podpisały umowę na dostawę dla białoruskiej armii 12 SU-30 SM, wielofunkcyjnych maszyn nowoczesnej generacji.
Niniejszy kontrakt wieńczy długą intrygę, o którym oburzony prezydent Łukaszenka wielokrotnie mówił publicznie. Kreml nie godził się by zmodernizować przestarzałą flotę sojusznika, naciskając na wprowadzanie na terytorium Białorusi, własnej bazy wojskowej.
Jak powiedział podczas konferencji prasowej w lutym Łukaszenka, w rozmowie z Putinem był bardzo stanowczy; „Dajcie mi 20 samolotów, mamy doskonałych pilotów, wiesz, że mamy tu doskonałą szkołę, że walczymy nie gorzej niż wy, przecież jesteśmy w jednym bloku! (OUBZ- red.)”.
Po powrocie ze spotkania z prezydentem Rosji w kwietniu, białoruski przywódca oświadczył, że Putin za samoloty dla Białorusi już obiecał zapłacić połowę kosztów.
Według moskiewskiej gazety „Wiedomosti”, 12 myśliwców Su-30 SM będzie kosztować Białoruś 600 mln dolarów, sfinansowane zostaną z rosyjskiej pożyczki. Dostawy będą realizowane stopniowo, po cztery samoloty rocznie.
„Te Su-30 SM, to miecz obosieczny. Z jednej strony wzmocniają nasze siły powietrzne i wojska obrony powietrznej. Ponadto jest to gest Moskwy, która pokazuje, że zrezygnowała z bazy lotniczej na Białorusi. Ale z drugiej strony zwiększone zostało ryzyko, że rosyjskie przywództwo wciągnie Mińsk w swoje konfrontacje z Zachodem”, – mówi politolog Aleksander Klaskowski.
Analityk wojskowy Aleksander Alesin ostrzega również, że nowe myśliwce – „prezent” od Moskwy – grożą komplikacjami w stosunkach Białorusi z Polską i krajami bałtyckimi.
Eksperci w Mińsku podkreślają: nowoczesne myśliwce są drogie w utrzymaniu i obsłudze, nie ma na to pieniędzy. Dziś białoruska armia znajduje się na bardzo niskim poziomie – według ekspertów, wydatki z budżetu na cele wojskowe są trzy razy mniejsze niż w krajach sąsiednich. Prace nad białoruskimi wyrzutniami rakiet, tak kuszącymi nabywców zagranicznych, są praktycznie niedostępne dla sił białoruskich ze względu na wysoki koszt.
Prezydent Łukaszenka po kwietniowym spotkaniu z Putinem w Petersburgu, powiedział, że liczy na tradycyjne źródła: „Chcę ich namówić [rosyjskie przywództwo], żeby nadal nas wspierali w dozbrojeniu armii białoruskiej, przy czym, żeby to wsparcie było najlepiej na ich koszt, ewentualnie za niewielką cenę. My nie możemy za broń z naszych środków płacić; nie mamy ani ropy ani gazu…”.
Białoruski ambasador w Moskwie poinformował kilka dni temu RIA Novosti, że w planach Mińska jest zakup rosyjskich „Iskanderów”.
Tak więc znalazłszy się w dość trudnej sytuacji, Mińsk przysięga bezwzględnie wypełnić obowiązek obrony zachodnich granic Państwa Związkowego Rosji i Białorusi, a jednocześnie stara się zabezpieczyć na wypadek interwencji „zielonych ludzików” ze Wschodu.
Kresy24.pl/belaruspartisan.org
6 komentarzy
Jan
29 czerwca 2017 o 16:56Ale durne tłumaczenia. Sytuacja na Ukrainie nie wynika z tego, ze gdy kraj był w potrzebie nie było wojska. Gdyby Białoruś też chciała się wybić na niepodległość już dawno ruskie by tam zmajstrowały Republikę Mohylewską oraz Homelską.
SyøTroll
30 czerwca 2017 o 10:56Nie, sytuacja na Ukrainie wygląda tak jak wygląda ponieważ „proeuropejski” rząd był zbyt spolegliwy, wobec frakcji radykalnej zwycięskiej „rewolucji godności”, a ta domagała się ataku na „prorosyjskich”.
SyøTroll
30 czerwca 2017 o 11:02Drugim elementem były nawoływania naszych polskich domorosłych „demokratów” od siedmiu boleści, uważających że 'lepsza najdalej idąca autonomia, niż secesja”, oraz lepsze rozwiązanie militarne niż pokojowe (hrabia z Chobielina).
tagore
29 czerwca 2017 o 19:09W razie ustanawiania granicy rosyjskiej na Dnieprze i
przejęciu Odessy Baćka ma utrudnić wsparcie Ukrainy z zachodu.
SyøTroll
30 czerwca 2017 o 10:53Słusznie nie można pozwolić by ekstremizm rozerwał kraj na strzępy jak na to pozwolili ze strachu przed radykalnym euromajdanem ukraińscy „proeuropejscy”. panie Jan gdyby „prouerpejscy” ekstremiści nie chcieli polowań na „watników” z antymajdanu, i gdyby „proeuropejski” rząd na to nie przystał, „Republiki” nie zyskałyby poparcia.
Niewierny Tomasz
28 stycznia 2019 o 00:21„Prezydent Łukaszenka po kwietniowym spotkaniu z Putinem w Petersburgu, powiedział, że liczy na tradycyjne źródła: „Chcę ich namówić [rosyjskie przywództwo], żeby nadal nas wspierali w dozbrojeniu armii białoruskiej, przy czym, żeby to wsparcie było najlepiej na ich koszt, ewentualnie za niewielką cenę. My nie możemy za broń z naszych środków płacić; nie mamy ani ropy ani gazu…”.” – Gdyby Polacy mieli tak sprytnego prezydenta to Polskę dozbrajał by „strategiczny sojusznik” na koszt sojusznika. A tak mamy to co mamy, jeszcze za kilka miesięcy przystawią nam sojusznicy AK 447 do głowy z okrzykiem „Oddawaj Kamienice” dla Danielsa i innych Mośków i Icków, choć oni nigdy w Polsce nie mieszkali ale są z tego samego plemienia co Morel