Stabilność to jeden z białoruskich mitów, który został wtłoczony w białoruskie umysły i jest częścią propagandy państwowej, konstruktem ideologicznym, – mówi politolog Walery Karbalewicz komentując słowa Aleksandra Łukaszenki;
– Jesteśmy bardzo dumni z tego, że Białoruś w obecnej zatrważającej sytuacji uważana jest za przestrzeń stabilności. Ogromna w tym zasługa ludzi w mundurach, którzy zabezpieczają prawo i porządek i spokój w społeczeństwie, ochronę granicy państwowej, mierzą się z przestępczością, bronią życia i mienia obywateli – powiedział Aleksander Łukaszenko 5 maja podczas ceremonii wręczenia nagród państwowych.
Stabilność, to jeden z białoruskich mitów, – mówią eksperci.
Po pierwsze, chciałbym wyrazić powątpiewanie, że nasz kraj to przestrzeń stabilności – powiedział politolog Walery Karbalewicz. – Czy można nazwać stabilnym kraj, w którym ceny zmieniają się co tydzień? Jeżeli inflacja planowana jest na 12 procent w skali roku, a kurs rubla w ciągu miesiąca zmienia się o 10 proc., raz w jedną raz w drugą stronę? Stabilność to jeden z białoruskich mitów, który siedzi w głowach ludzi i jest częścią propagandy państwowej, konstruktem ideologicznym.
– Naszą stabilność, wolałbym nazwać element stagnacji, ponieważ kraj przestał się rozwijać – mówi Walery Karbalewicz.
Głównym wyzwaniem dla „wyspy stabilności” jest według analityka kryzys modelu społecznego, który staje się coraz bardziej oczywisty. Ten właśnie problem jest najważniejszy i najbardziej niebezpieczny – zarówno dla władz i dla społeczeństwa białoruskiego, -podkreśla ekspert.
Karbalewicz przypomina, że wiele pozornie stabilnych reżimów w swoim czasie rozpadło się dość szybko. Czasami było to spowodowane pozornie nieistotnymi powodami.
– Carski reżim w Rosji też był stabilny. Ale stało się coś nieoczekiwanego: śnieg zasypał linie kolejowe do Petersburga i nie można było dostarczyć żywności na czas. W mieście zaczęły się zamieszki z powodu braku chleba, a za dwa tygodnie system padł – mówi Walery Karbalewicz.
– Albo weźmy powstanie niezależnego związku zawodowego w stoczni gdańskiej, które doprowadziło do tego, że po półtora roku przystąpiła do niego większość Polaków. I zmusiło to komunistyczny rząd do wprowadzenia stanu wojennego, żeby ratować system.
Stabilność jest, ale dziękować za nią trzeba komu innemu – uważa wojskowy analityk Aleksander Alesin.
– Właśnie uczestniczę w międzynarodowej konferencji „Zrozumieć bezpieczeństwo międzynarodowe Białorusi”. Były prezentacje amerykańskich instytutów badawczych i tych z Europy. I wydaje mi się, że ani Rosja, ani kraje zachodnie nie są zainteresowani destabilizacją sytuacji na Białorusi, – mówi ekspert.
– Ponieważ, z jednej strony, Białoruś jest swoistym polem negocjacji, neutralnym terytorium, z drugiej strony – jest to korytarz tranzytowy, który dostarcza energię Zachodowi.
Dla naszych sąsiadów, mówi ekspert, Białoruś jest ważnym partnerem handlowym. Dzisiaj ze strony naszych sąsiadów, członków NATO nie ma pragnienia destabilizacji sytuacji w naszym kraju – mówi Alesin. -To samo dotyczy Rosji. W obecnej sytuacji, kiedy całe jej zasoby rozproszone są pomiędzy Syrią, Karabachem i tak dalej, Moskwa nie jest zainteresowana kolejnym siedliskiem konfliktu.
– W tym kontekście można mówić o stabilności. Ale nie jest to zasługa sił bezpieczeństwa tylko naszej dyplomacji. I jeszcze raz przypomnę – nasi sąsiedzi też są zainteresowani stabilnością w kraju – podkreśla Alesin.
Co zagraża białoruskiej stabilności?
Według Alesina, zakłócić istniejący porządek może czołowe zderzenia bloków militarnych. Jeśli to nie nastąpi, wówczas okres stabilizacji może trwać jeszcze bardzo długo. Ale oprócz czynników zewnętrznych istnieją i wewnętrzne – destabilizacja sytuacji politycznej na skutek gwałtownego pogorszenia w gospodarce Białorusi.
Kresy24.pl/zautra.by
1 komentarz
Darek
7 maja 2016 o 20:09Największym zagrożeniem dla Białorusi są promocyjne ceny gazu z Rosji. Kraj ten placi 2x mniej niż reszta Europy, a zużycie na głowę jest jednym z największych. 10 mln Białoruś zużywa 18 mld m3 podczas gdy w Polsce jest to 15 mld m3. Gdybyśmy dysponowali taką ilością gazu „na łebka” to wystarczyłoby do dotychczasowych zastosowań oraz ogrzania i wytworzenia całego potrzebnego Polsce prądu. Kwestią czasu jest podniesienie cen gazu, Gazprom i Rosja nie mają kasy by nieustannie sponsorować Łukaszenkę.