Jak wiadomo długi karabin kompensuje niektórym panom pewne inne niedostatki. Nie mamy najmniejszej ochoty sprawdzać jak jest w przypadku białoruskiego prezydenta, ale fakt, że z otrzymanego w czwartek „kałacha” cieszył się jak niegdyś jego synek Kola z pistoletu od Miedwiediewa.
„Dobra broń. Moja” – mówił uradowany Aleksander Łukaszenka, przyjmując prezent od ministra obrony Andreja Rawkowa. I od razu zapewnił, że jakby co, to on „stanie w pierwszym szeregu i ramię w ramię”.
Rzecz jasna, jak zwykle nie wyjaśnił, kto ma właściwie na niego napaść – Polska, Litwa, czy może Łotwa? Ważne, że duch bojowy w prezydencie nie gaśnie, jak zresztą widać i na zdjęciu z jego poprzedniego obcowania z kałachem.
Ktoś mógłby zauważyć, że minister Rawkow nie wykazał się zbytnią fantazją prezentując Łukaszence kałasznikowa, ale w końcu czego można wymagać od białoruskiego ministra obrony? Tym bardziej, że wcześniej nie tacy jak on popisali się równie „subtelnym” gustem.
Niedawno prezydent Władimir Putin „uszczęśliwił” kałachem prezydenta Egiptu Abd al-Fattaha as-Sisi, a w 2009 roku ówczesny prezydent a dziś premier Rosji Dmitrij Miedwiediew podarował Koli – nieślubnemu synowi Łukaszenki – złoty pistolet.
Chłopiec najwyraźniej odziedziczył po tatusiu miłość do broni i choć nieletni, paradował publicznie z tym pistoletem za pasem. Zresztą, sądząc ze zdjęć, nie była to jedyna spluwa w jego życiu:
Obdarowywanie bronią to zwyczaj stary jak świat, a w mentalności azjatyckiej było to zawsze szczególnie powszechne. Tak więc witamy Aleksandra Łukaszenkę w elitarnym klubie:
Kresy24.pl / BELTA
2 komentarzy
Sizar
20 lutego 2015 o 00:00Akurat kałach nie jest specjalnie długim karabinem.
Zbigniew
20 lutego 2015 o 13:06Broń to normalność. Fakt że jesteśmy najbardziej zdemilitaryzowanym narodem w Europie nie jest przypadkiem.