Po raz pierwszy w wolnej Polsce udało się odnaleźć i zidentyfikować ofiary UPA. Śledztwo w sprawie zbrodni z końca lipca 1946 r. popełnionej na czternastu polskich żołnierzach 28. pułku piechoty w Jaworniku Ruskim na Podkarpaciu, prowadzi IPN.
Zbrodnię tę pion śledczy IPN zakwalifikował jako ludobójstwo, które jako takie nie ulega przedawnieniu.
„Prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej prowadzą wiele śledztw, które dotyczą popełnienia zbrodni przez Ukraińską Powstańczą Armię, ale po raz pierwszy w toku prowadzonego postępowania udało nam się ustalić nie tylko miejsce pochowania ofiar, ale również – co jest naszym dużym sukcesem – doprowadzić do identyfikacji przynajmniej niektórych osób, których szczątki zostały ujawnione” – powiedział PAP prok. Andrzej Pozorski, który kieruje Główną Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i jest zastępcą Prokuratora Generalnego.
Jawornik Ruski to niewielka wioska położona po prawej stronie Sanu, ok. 50 km od Przemyśla na Podkarpaciu. W latach 1945-46 okolice tej miejscowości były pod kontrolą ukraińskich nacjonalistów, którzy na tych terenach chcieli tworzyć własne państwo. Do dziś bliscy ofiar oraz sympatycy historii próbują ustalić miejsca pochówku osób, które w lutym 1945 r. zostały „uprowadzone” przez UPA z pobliskiej wsi Pawłokoma. W ten sposób natrafili ok. 1 km od zabudowań Jawornika na ukrytą i zamaskowaną jamę, w której znajdowały się ludzkie kości. W pobliżu mogiły ujawniono też metalowy krzyżyk na szyję oraz pociski i łuski.
O odkryciu została poinformowana Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie, która z końcem 2015 r. wszczęła w tej sprawie śledztwo. Prowadząca postępowanie prok. Beata Śmiechowska po wstępnych oględzinach miejsca w obecności policji i biegłego patomorfologa zarządziła prace ekshumacyjne, które przeprowadzono w drugiej połowie lipca 2016 r. – dokładnie 70 lat od momentu zbrodni.
„Trudno było ukryć nasze zdziwienie, gdy okazało się, że ujawnionych zostało 14 szkieletów ludzkich, a nie cztery lub siedem, jak przypuszczaliśmy na podstawie samego zawiadomienia. Co ciekawe w ramach tych prac powyżej jamy grobowej zostało zlokalizowane najprawdopodobniej miejsce egzekucji” – powiedziała prok. Śmiechowska, zwracając uwagę, że wynika to z ujawnionych na miejscu wielu łusek po nabojach.
„Nie jest wykluczone, że właśnie tam dochodziło do rozstrzeliwania ofiar, które później znalazły się w jamie grobowej” – dodała prokurator.
Ciała ofiar – jak się okazało – były chaotycznie wrzucone do dołu o wymiarach dwa na trzy metry. Leżały w dwóch warstwach; w pierwszej odkryto dziewięć, a w drugiej pięć szkieletów. Za jamę grobową posłużyło najprawdopodobniej niezadaszone stanowisko obserwacyjne UPA, które było wyłożone jedynie warstwą słomy.
Podczas ekshumacji najbardziej wzruszającym momentem było odkrycie przy dwóch szkieletach szkaplerzy z wizerunkami Matki Boskiej z Dzieciątkiem oraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Jeszcze przy innym szkielecie w zaciśniętych paliczkach dłoni znaleziono sygnet z inicjałami – w dużą literę H wpisano literę K. Jak ustaliła prokurator, jama grobowa kryła także naboje, pociski karabinowe i łuski typu Mauser kaliber 7,92 mm i Mosin kaliber 7,62 mm.
Ujawnione dewocjonalia uprawdopodobniły tezę, że spoczywający w jamie grobowej ludzie byli Polakami. Sprawą tą zajęła się biegła sądowa dr Grażyna Stojak, z zawodu historyk sztuki; ekspertka ustala związek szkaplerzy i sygnetu z osobami, których szczątki zostały odnalezione.
„Medaliki przyniosły mi zadowalającą odpowiedź na tematy moich poszukiwań, natomiast najtrudniejsza sytuacja okazała się z sygnetem. Sygnet przede wszystkim posiada tylko inicjały +H+ i +K+. Są to inicjały, które wskazują, że powstał on na przełomie lat 20. i 30., z większym prawdopodobieństwem, że był to rok np. 1931 lub 1932 niż np. 1928. W momencie, kiedy my nie rozszyfrujemy tego sygnetu z literami +H+ i +K+ niestety nie dojdziemy do wniosku, dlaczego ten sygnet był dla niego tak ważny, że schował go w dłoni i wiedział, że przez ten sygnet będzie identyfikowany i rozpoznany” – powiedziała ekspertka.
„Jestem o tym głęboko przekonana, że tak jest. Poszukiwania trwają nadal, zamierzam przejrzeć wszystkie rozkazy dzienne, czy przypadkiem osoba taka nie była w ten sposób zasłużona i wyróżniona przez dowódcę. Jeden z żołnierzy wskazał mi na taką możliwość w latach 50. Badania są w toku” – dodała.
Dzieje.pl/PAP
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!