Wicemarszałek Sejmu RP Małgorzata Gosiewska przebywała w miniony weekend u Polaków na Białorusi. Towarzyszyła im podczas objazdu miejsc pamięci na Grodzieńszczyźnie, m.in. związanych z obroną Grodna przed sowiecką agresją we wrześniu 1939 roku, oraz spotkała się z nauczycielami i uczniami polskiej szkoły w Wołkowysku.
Jak zauważył Andrzej Poczobut na swoim facebookowym profilu, obecność wicemarszałek Sejmu w tym momencie jest bardzo ważna szczególnie teraz, gdy władze Białorusi bez podania przyczyn wydaliły nauczycieli z Polskiej Szkoły Społecznej imienia Króla Stefana Batorego w Grodnie, i kiedy przygotowywane są kolejne wydalenia polskich nauczycieli.
„Nie zważając na to, że trwa kompania wyborcza, a Białoruś nie budzi wielkiego zainteresowania w polskich mediach, znalazła ona czas by przyjechać, spotkać się z nauczycielami, porozmawiać z uczniami. Zapaliła znicze na grobach polskich żołnierzy i policjantów zabitych przez KPZB. Dodała otuchy…
To nie była łatwa wizyta. Wiemy że władze Białorusi na różne sposoby próbowały ją zablokować, i dlatego z całego serca dziękujemy Pani Marszałek za to że w ten konkretny moment, była razem z Związkiem Polaków. Dla Związku Polaków to zaszczyt mieć takich przyjaciół” napisał Poczobut.
Podczas przekraczania granicy wicemarszałek Małgorzata Gosiewska dowiedziała się od białoruskiego strażnika, że ma zakaz wjazdu do Federacji Rosyjskiej.
– Sam fakt nie jest dla mnie zaskoczeniem, natomiast sposób, w jaki się o tym dowiedziałam już tak. Jest dziwne, że wjeżdżając na Białoruś jestem przetrzymywana przez ponad pół godziny zupełnie bez sensu, moje dokumenty są sprawdzane, wypytuje się mnie w jakim celu jadę na Białoruś, w które miejsce i jak długo będę przebywać, po to tylko żeby na koniec, po jakichś konsultacjach, poinformować mnie, że oczywiście na Białoruś to jak najbardziej, ale panowie mają obowiązek poinformować mnie również o tym, że do Federacji Rosyjskiej wjechać nie mogę, ponieważ obowiązuje mnie tam zakaz wjazdu – powiedziała TVP.Info Gosiewska.
Jak dodała, Mińsk był poinformowany o przyjeździe oraz o miejscach, w których będzie przebywać.
Zdaniem Małgorzaty Gosiewskiej była to swego rodzaju manifestacja, podobnie jak odmówienie zgody na pobyt dla dwóch nauczycieli w Grodnie. Jest to niepokojące – stwierdziła.
Jak powiedziała w rozmowie z portalem tvp.info Gosiewska, białoruski pogranicznik manifestacyjnie chciał sprawdzać bagażnik wiozącego ją samochodu, mimo że było to auto konsula generalnego, którym on sam podróżował.
oprac. ba. na podst. Facebook/TVP.INFO
4 komentarzy
Marcin
30 września 2019 o 10:51Kazdy tam dlugo czeka. Czesto zadaja jakies debilne pytania. Sprawdzaja samochody.
Pani zostala potraktowana jak zwykly obywatel. Co za upokorzenie …
Leopold
30 września 2019 o 11:29Każdy ma obowiązek otworzyć bagażnik. Nawet właściciel samochodu dyplomatycznego. A zwykli obywatele stoją na tej granicy po kilka godzin.
Wron
30 września 2019 o 15:24Wicemarszałek Sejmu RP ma nieco inny status państwowy i społeczny niż Leopold. Samochody dyplomatyczne i poczta dyplomatyczna nie podlegają kontroli granicznej. To jest powszechna praktyka międzynarodowa. Zresztą, być może „państwo związkowe” tworzy nową, nie można wykluczyć, zwłaszcza kiedy nie wiadomo, co to jest.
Leopold
30 września 2019 o 15:55Bzdura. Służby graniczne nie mogą kontrolować tylko bagażu osobistego dyplomaty. Samochód takim bagażem nie jest. Pani Małgorzata Gosiewska na pewno legitymowała się paszportem dyplomatyczny czyli podlega kontroli granicznej z przywilejem łatwiejszego przekraczania granicy. I z tego powodu czekała 30 minut a nie 8 godzin.