Herbem mojego kraju Białorusi) mógłby zostać dwugłowy bocian, który ze swojego mniej lub bardziej wymoszczonego gniazda patrzy i na Europę i na Rosję jednocześnie (w pole widzenia jednej i drugiej bocianiej głowy obowiązkowo wpada Ukraina, ale każda głowa wysnuwa swoje własne wnioski). Gniazdo tego bociana jest na drzewie, które może przetrwać kolejne 100 lat, ale w dowolnym momencie ktoś równie może je ściąć. A kiedy to się stanie, i czy w ogóle się stanie – tego nie wie nikt.
„Wcześniej, kiedy ważność traciła moja wiza Schengen, udawałem się do konsulatu albo do centrum wizowego i wyrabiałem sobie nową. Bo żyć w Mińsku i chodzić po mieście bez wizy w kieszeni – to jakby chodzić bez spodni: tak jakoś dziwnie – pisze na Facebooku młody Białorusin Anton Kaszlikow.
– Jestem przekonany, że wielu z nas nawet nie zauważa, że od Europy oddziela nas tylko cały ten ceremoniał wizowy. Teraz na Białorusi wyrobienie wizy jest łatwiejsze: dostają je wszyscy, którzy są w stanie pół dnia spędzić na zebraniu niezbędnych dokumentów, zaświadczeń, zdjęć i dojechać do centrum wizowego. Gdy masz to za sobą, to przez rok, a jeśli dopisze ci szczęście to i dwa, możesz o tym nie myśleć.
Przez ostatnie pięć lat żyłem z obowiązkowym „szengenem” w paszporcie. Podróżowałem często i dużo. Czasem nawet liczyłem dni spędzone w strefie Schengen, żeby przypadkowo nie naruszyć terminu pobytu. (Nawiasem mówiąc, wciąż nie do końca rozumiem sens tych „90 dni” na naklejce wizowej – czy chodzi o 90 dni w roku, czy 90 dni w ciągu sześciu miesięcy?).
My (Białorusini) często mówimy i myślimy o Europie. Troszczymy się o nią, złościmy się na nią, marzymy o niej, w niej odpoczywamy. Mówimy o wartościach europejskich, z dużą ostrożnością przypisując je sobie. Snujemy plany podróży i jeździmy, jeździmy, jeździmy po niej, zostawiając swoje uczciwie zarobione ruble białoruskie (wymienione oczywiście na euro) na lotniskach, w hotelach, centrach handlowych, muzeach, stacjach benzynowych, restauracjach, barach i burdelach.
Do pewnego stopnia jesteśmy już Europą. Ja – mówiąc szczerze, nie znajduje różnic – zarówno psychicznych jak i sentymentalnych, kiedy porównuję moich kolegów rówieśników z Białorusi z moimi przyjaciółmi z Europy. Nie widzę żadnych różnic w poglądach na rozmaite sprawy, różnic w gustach, zainteresowaniach, dążeniach.
Ale wszystko to jest czasami mylące, bo niestety ja, i wszystkie te moje sympatyczne wypady to nie cała Białoruś, a nawet nie cały Mińsk. Dla większości moich rodaków Białorusinów, Europa pozostaje jeśli nie marzeniem, to mitem, o którym wiedzę i wyobrażenia czerpią ze zsowietyzowanej telewizji, albo w najlepszym wypadku z opowieści sąsiadów, którzy wrócili z Białegostoku czy Wilna.
Herbem mojego kraju mógłby zostać dwugłowy bocian, który ze swojego mniej lub bardzie wymoszczonego gniazda jednocześnie patrzy i na Europę i na Rosję (w pole widzenia jednej i drugiej bocianiej głowy obowiązkowo wpada Ukraina, ale każda głowa wysnuwa swoje wnioski). Gniazdo tego bociana jest na drzewie, które może przetrwać kolejne 100 lat, ale w dowolnym momencie ktoś równie może je wyciąć. A kiedy to się stanie, i czy w ogóle się stanie – tego nie wie nikt.
Kiedy myślałem o najważniejszym, takim uniwersalnym uczuciu, które rzeczywiście jednoczy nas wszystkich, mieszkańców tego wspaniałego i pięknego kraju, doszedłem do wniosku, że mamy takie wspólne – jest nim poczucie niepewności jutra.
Co więcej, nie ma znaczenia kim jesteś – urzędnikiem wysokiego czy średniego szczebla, indywidualnym przedsiębiorcą, robotnikiem w fabryce czy pracownikiem kreatywnej firmy. Nie wiesz, co stanie się jutro. Co będzie z tobą. Co stanie się z krajem. Twoja przyszłość jest mglista i niepewna. I czasami wydaje mi się, że to jedyne, co nas Białorusinów łączy.
Krótko mówiąc, jakiś czas temu postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment: przeżyć rok bez wizy Schengen. Tak więc, przede mną jeszcze dziewięć miesięcy. Jest mało prawdopodobne, że to małe doświadczenie coś we mnie zmieni, ale przynajmniej chciałbym odejść od przetartych szlaków (weekend w Wilnie, majówka w Berlinie, Nowy Rok w San Sebastian) i spróbować zrozumieć, co znaczy Europa dla nas wszystkich, i co ona oznacza dla mnie osobiście. Na ile my Białorusini jesteśmy Europejczykami? I czy w ogóle w ten sposób można stawiać pytanie?
Jak zmieni się mapa moich podróży, kiedy wypadną z niej znajome szlaki? Czy będę tęsknić za opustoszałym i sennym palcem św. Marka w listopadzie, wesołym, ciemnookim emigrantem z Gёrlitser Parku, czy będzie mi brakowało domowych nalewek z Istrii i idealnych niemieckich autostrad, na których tak chciałoby się rozpędzić i sprawdzić co potrafi twoja bryka?
Już teraz coraz bardziej myślę, że dowiem się więcej o Białorusi niż o Europie, więcej o nas niż o nich. Jeszcze nie wiem….
Kresy24.pl/facebook.com.
3 komentarzy
Dr.Tux
15 grudnia 2016 o 20:49” I PANU BOGU ŚWIECZKĘ I DIABŁU OGAREK” ( to stare polskie przysłowie o Jagielle – mówi o umiejętności sprytnego lawirowania, a wywodzi się z anegdoty o Jagielle) – położenie Białorusinów jest nam Polakom ( o ile ktoś jest Polakiem a nie „człowiekiem z PRL u”) doskonale znane.
Wiemy o tym wszystkim i DOCENIAMY! Niech autor nie wpada w kompleksy! Przynależność do DWÓCH ŚWIATÓW JEDNOCZEŚNIE, może być wielkim darem który MOCNO POSZERZA HORYZONTY- (proszę spojrzeć na sylwetki wybitnych Litwinów jak choćby Kościuszko)
Jerzyk
16 grudnia 2016 o 08:08Nie chciałbym pouczać, bo dobre rady dawać łatwo, a trudno dobra radę usłyszeć, ale…
Początek krętactwa i dwulicowości to apostazja Mendoga, który przyjął chrześcijaństwo z Rzymu, został koronowany papieską koroną, a kilka lat potem – zapewne wskutek wielu trudności i braku natychmiastowej pomocy przeciwko Krzyżakom – zdradził chrześcijaństwo i wrócił do pogaństwa. I jego dalsze rządy były krótkie i okrutne.
Polska też przeżyła ciężkie chwile po śmierci Bolesława Chrobrego, gdy nastąpiła tzw. reakcja pogańska i sąsiedzi rozszabrowali kraj. Ale przetrwaliśmy, jakimś cudem…
Wydaje mi się, że odrodzenie duchowe Białorusinów powinno pójść tą drogą, jaką poszła polska myśl narodowa w XIX w. w kręgu tzw. krakowskiej szkoły historycznej. – Nie szukajcie win u sąsiadów, ale naprawcie własne błędy. Zamiast zgłaszać roszczenia terytorialne (np. do Wilna czy do Węgrowa, tak!) lepiej zastanówcie się, dlaczego zaniedbaliście nauczanie prawd wiary tzw. ludu. – Z jednej strony wielcy magnaci typu Radziwiłłowie z ambicjami na miarę Habsburgów, a z drugiej ciemny lud żyjący w biedzie i ciemnocie. To jest Wasz problem.
Do dziś Białoruś jest dumna z dziedzictwa politycznego Wielkiego Księstwa, ale to był nadmuchany balon, pusty w środku, musiał pęknąć. Zamiast wydawać „uczciwie, ciężko zarobione” białoruskie pieniądze w San Sebastian, lepiej zrób coś dla swojego kraju. San Sebastian (i nie tylko) możesz obejrzeć w Google maps.
Dla mnie, katolika, nie jest ważne, że nie zwiedzę całego świata, nie zobaczę nigdy sztucznych ogni nad Szanghajem, ważne jest to, co pozostawię po sobie mojej Ojczyźnie – pracą i uczciwym życiem – tak mnie uczył mój rodzony Ojciec: módl się i pracuj, ora et labora. Módl się, żebyś wiedział, co w życiu jest ważne, i pracuj, żebyś nie musiał kraść.
Myślę, że Białoruś potrzebuje mniej Radziwiłłów, a więcej Popiełuszków i Bobolów. Nie budujcie pałaców, które przyćmią pałace Wenecji i Paryża, ale kochajcie wasze dzieci, i nie traktujcie swoich braci jak niewolników.
I na koniec, Polskę i Białoruś łączy kilkaset lat dość pięknej historii i nikt tego nie odbierze. Ale na przyszłość musicie zapracować własnymi rękami.
Jerzyk
16 grudnia 2016 o 08:35A propos naprawy własnych błędów.
W Krakowie co roku, od kilkuset lat, odbywa się tzw. pielgrzymka na Skałkę, pielgrzymka pokutna, w które szli bosko polscy królowie (dopóki mieszkali na Wawelu), na pamiątkę zamordowania przez dworzan króla Bolesława Śmiałego biskupa Stanisława ze Szczepanowa, wkrótce potem kanonizowanego.
I ta tradycja budowała polską świadomość, że moralność jest ważniejsza od brutalnej siły.
Czy Białorusini nie powinni dokonać jakiejś ekspiacji za zdradę Mendoga? Może by tak zamówić Mszę św. w rocznicę koronacji i tak przez 300 lat…
Trochę mnie dziwi, że Białorusini mówią o sobie „Wielkie Księstwo”, a przecież byliście prawdziwym Królestwem.