Z dr. hab. Grzegorzem Motyką o bolesnej historii polsko-ukraińskiej rozmawia Magdalena Semczyszyn i Filip Gańczak. Wywiad pochodzi z numeru 4-5/2012 miesięcznika „Pamięć.pl”.
Lato 1943 roku to apogeum rzezi wołyńskiej. Jak doszło do tego, że w czasie II wojny światowej ukraińscy nacjonaliści wymordowali na Wołyniu, a później w Galicji Wschodniej tysiące Polaków?
Trzeba wyjść od tego, że Polaków i Ukraińców dzielił wówczas głęboki spór o granicę państwową. Jedni i drudzy chcieli, aby Lwów przynależał do ich państwa. Żądania terytorialne obu narodów absolutnie się wykluczały, dlatego wszystkie rozmowy prowadzone w czasie wojny przez polskie i ukraińskie podziemie spełzły na niczym. Na to nałożyła się skrajnie nacjonalistyczna ideologia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), zakładająca, że przyszłe państwo ukraińskie winno być monoetniczne. Stąd był już tylko krok do uznania wojny za dobrą okazję do pozbycia się Polaków.
Popularność OUN rosła już w latach trzydziestych.
Ukraińców w II RP – chociaż formalnie byli równoprawnymi obywatelami – w praktyce traktowano jak obywateli drugiej kategorii, co oczywiście wywoływało niezadowolenie i tworzyło atmosferę sprzyjającą nacjonalistom. W czasie wojny pamięć o tym, co się działo przed 1939 rokiem, skutecznie podważała zaufanie do polskich propozycji. Zapowiedzi, że w państwie polskim po odzyskaniu niepodległości prawa wszystkich będą w pełni szanowane, wywoływały niedowierzanie. W tych warunkach ukraińskim nacjonalistom łatwiej było zyskać poparcie społeczne.
Ale to II wojna światowa zradykalizowała ich plany.
Sowieckie deportacje z lat 1940–1941 oraz prowadzona przez Niemców planowa zagłada Żydów pokazały nacjonalistom, że zastosowanie masowych represji jest technicznie możliwe. Co więcej, wyznawany przez ukraińskich nacjonalistów światopogląd prowadził ich do wniosku, że dla zbudowania silnego państwa warunkiem wręcz koniecznym jest zastosowanie brutalnej przemocy.
Naszkicujmy, jaka była sytuacja wyjściowa, tzn. struktura narodowościowa na Wołyniu i w Galicji Wschodniej u progu wojny.
W II Rzeczypospolitej mieszkało około pięciu milionów Ukraińców, tj. 16 proc. wszystkich obywateli państwa polskiego. Na Wołyniu było jednak dokładnie odwrotnie – to Polaków było 16 proc. Ukraińcy stanowili większość także w Galicji Wschodniej: w województwach stanisławowskim, tarnopolskim i wschodniej części lwowskiego.
Ale już nie w samym Lwowie.
Nie, miasta były przeważnie polskie i żydowskie. Ukraińcy często byli dopiero trzecią grupą ludnościową. We Lwowie było to szczególnie widoczne. Miasto to miało wyraźnie polski charakter. Nawet tamtejsza ludność żydowska była w znacznej mierze zasymilowana.
Wspomniał Pan, że II RP prowadziła błędną politykę wobec mniejszości ukraińskiej.
I w dodatku niekonsekwentną. Część środowisk politycznych (m.in. piłsudczycy) opowiadała się za programem asymilacji państwowej mniejszości narodowych, czyli zagwarantowaniem im pełni praw obywatelskich i autonomii kulturalnej. Inne jednak (w tym endecy) nawoływały do wprowadzenia w życie wizji asymilacji narodowej, zakładającej całkowite podporządkowanie mniejszości polskiej dominacji. Jednak nawet piłsudczycy w odpowiedzi na sabotaże OUN w 1930 roku zastosowali odpowiedzialność zbiorową wobec ludności ukraińskiej – w teren wysłano oddziały wojska i policji, które prowadziły tzw. dokuczliwe rewizje, w czasie których niszczono mienie i bito mieszkańców. Z kolei w 1938 roku na Lubelszczyźnie zniszczono 138 prawosławnych obiektów sakralnych, w tym mające dużą wartość historyczną. Tego typu akcje wywoływały wśród wielu Ukraińców uzasadnione poczucie krzywdy.
A tak zwany eksperyment Henryka Józewskiego?
Wojewoda Józewski chciał stworzyć na Wołyniu wzorcowy model współistnienia Polaków i Ukraińców. Dbał o poszanowanie kultury ukraińskiej. Dążył na przykład do wprowadzenia w wołyńskich szkołach języka ukraińskiego jako obowiązkowego przedmiotu dla wszystkich uczniów – a więc także dla Polaków. Liczył na to, że w efekcie w ciągu kilkudziesięciu lat wytworzy się wśród Ukraińców przekonanie, że Polska jest ich państwem, wygodnym domem, w którym można spokojnie żyć. Przychylam się do opinii amerykańskiego historyka Timothy’ego Snydera, że tego typu polityka była wówczas najlepszym możliwym realnie do zastosowania rozwiązaniem. Polityka polska prowadzona na Wołyniu w opozycji wobec programu Józewskiego do dziś budzi zażenowanie. Jej efektem było na przykład „nawrócenie” pod przymusem kilku tysięcy prawosławnych Ukraińców na katolicyzm.
Inne dwa modele rządzenia przyniosły mieszkańcom regionu ogromne cierpienia. Realizacja programu państw totalitarnych – nazistowskiego i sowieckiego – pochłonęła życie dziesiątek tysięcy ofiar.
Co zatem było bezpośrednią iskrą, która wywołała rzeź wołyńską? Po stronie ukraińskiej są głosy mówiące o narodowowyzwoleńczym buncie. Porównuje się to czasami wręcz do powstania Chmielnickiego w XVII wieku. Tymczasem w 1943 roku trudno mówić o spontanicznej akcji ludności ukraińskiej przeciwko Polakom
12 komentarzy
Barnaba
12 lipca 2018 o 17:01Trochę się z Motyką można nie zgodzić, bo skoro na Wołyniu około 80% radnych gmin było Ukraińcami to jak można mówić że Ukraińcy byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii? Przez kogo? No chyba że przez współplemieńców z lokalnych samorządów. Ponadto jako wychowany wśród Ukraińców z Akcji Wisła stwierdzam kategorycznie że tu gdzie mieszkam nie ma żadnych Ukraińców niezadowolonych z Akcji Wisła, ponieważ w ostatecznym rozrachunku na tej Akcji dużo zyskali. Każdy otrzymał kilkukrotnie więcej ziemi niż posiadał na Podkarpaciu i zamiast drewnianej chałupki dom murowany dachówką kryty po Niemcu. Po kilku latach od przeprowadzenia tej Akcji można było się starać o zezwolenie na powrót i nie znam ani jednego przypadku powrotu w swojej gminie. Tyle w temacie Akcji Wisła co do której cały establishment polityczny i dziennikarski próbuje nam wmówić że była wielce krzywdząca. A ja się pytam jaka to krzywda, skoro nikt z tej krzywdy po dobroci zrezygnować nie chciał chociaż mógł?
peter
13 lipca 2018 o 03:02Barnaba Dla mnie wlosy jeza sie na glowie na sama mysl ze moi rodzice mogli byc deportowani do USSR Mimo tego deportacje uwazam za bardzo bolesna sprawe dla ludzi ktorzy to przezyli I dotyczy to Niemcow Polkaow Ukraincow I wiele innych narodowosci ktorzy pod przymusem musieli opuscic swoje rodzinne ziemie
Ps Z drugiej strony te deportacje zrobily swoje Gdyby w obecnym czasie status etniczny ziem zachowany bylby z 1939 roku moim zdanie bylby juz walki polsko/ukrainskie
Barnaba
17 lipca 2018 o 00:30Chyba żartujesz z tymi walkami? W mojej gminie 50% ludności to Ukraińcy a w sąsiedniej 60%. Ja w rodzinie mam Ukraińców i nawet na Euro 2012 ukraińskie flagi wywieszali. I co? Nikt z nikim nie walczy przecież. Bo i po co. Gdyby Ukraińcy zostali na Podkarpaciu gdzie i tak stanowili mniejszość to niby o co by mieli walczyć z Polakami? O przyłączenie do Ukrainy żeby sobie złodziejstwo i biedę zafundować? Niedoczekanie!
lolek
13 lipca 2018 o 08:13Trochę wpadek „gazetowyborczych” pan historyk zaliczył, niemniej wywiad dość obiektywny. Pierwsza wpadka Ukraińcy jako obywatele drugiej kategorii? Z wicemarszałkiem sejmu, z ukraińską oświatą i spółdzielczością, z ukraińskimi oficerami w armii? O byciu obywatelem drugiej kategorii mogą mówić tylko ci, którzy chcieli mieć tyle przywilejów co za Franza Josefa. I druga sprawa Polaków nie było mniej niż Ukraińców w Tarnopolskiem.
andrzej
13 lipca 2018 o 17:06Lolek i inni.
Ciężko przyjąć do wiadomości, że Ukraińcy byli przed wojną traktowani jak coś gorszego, prawda?
Smutne to, że wciąż powiela się pewne mity. Polska jest ok, i wara mówić inaczej.
A mnie w uszach wciąż dźwięczą wspomnienia ludzi, którzy w tym czasie żyli na kresach.
Lolek. – a słyszałeś np. o tym że Ukraińcy nie mogli przed wojną kupować ziemi? A o tym, że nie zatrudniano ich np. na kolei? Szkolnictwo? Dobre sobie.
Ukraińscy oficerowie – podobnie jak niemieccy, białoruscy, żydowscy itp.
Napiszesz coś jeszcze? Sięgnij do „twórczości” pani Siemaszko – specjalistki od wykrzywiania historii.
Barnaba
17 lipca 2018 o 00:20Typowo sowiecka propaganda jak ta o Polskich Panach. Jakim aktem prawnym Rzeczpospolita zabroniła Ukraińcom kupować ziemi? Ustawą? Nie było niczego takiego. Jakim cudem Ukraińcy np na Wołyniu byli właścicielami ponad 70% gruntów skoro nie mogli tych gruntów kupić. Przecież to się nie trzyma kupy. Nawet dzisiaj na Wołyniu Ukraińcy nie mają tyle ziemi co przed wojną jeśli nie brać pod uwagę oligarchów, którzy ziemi posiadają bardzo dużo (Poroszenko np 90 tysięcy hektarów). Gdyby nie Piłsudski i polscy żołnierze dzięki, którym zostaliście wzięci pod opiekę przez Rzeczpospolitą to wujek Stalin by Wam Wielki Głód rozciągnął dodatkowo na Wołyń i byś nie pisał na tym forum bo Twoi przodkowie oszaleli z głodu by się pozjadali nawzajem. Tylko że o tym się teraz nie mówi co by Was czekało gdyby nie Piłsudski. Zresztą żaden Ukrainiec i tak by nie przyznał że żyje dzięki Polakom.
observer24
13 lipca 2018 o 18:18Jestem z Tarnopola. Polakow tutaj bylo do 21-23%, nie wiecej.
observer24
13 lipca 2018 o 18:21W samim Tarnopolu polakow bylo 60%, ale ogolna ilosc polakow razem z Tarnopolem – 21-23%, nie wiecej.
kronon
13 lipca 2018 o 21:24Taka byla zla dla banderowcow II Rzeczpospolita… Ale wlasnie na terenie II Rzeczpospolitej powstaly bojowki i podziemie ukrainskie. Bandera cierpial w Bierezie Kartuzskiej „represjonowany” po mordach politycznych. To niech by w ZSRR sprobowal stworzyc podziemie. Zlapalo by NKWD za same zebranie we 3 osoby i zgnil by na Syberji.
Alexander
13 lipca 2018 o 21:57@ Andrzej : Trochę oficerów narodowości żydowskiej i niemieckiej jednak było. Wystarczy przeczytać listę katyńską. Jako ciekawostkę mogę podać, że w Katyniu jako polski oficer rezerwy zginął m.in. Stanisław Luksemburg, bratanek sławnej Róży. Oczywiście nie był jedynym oficerem narodowości żydowskiej w Wojsku Polskim.
Alexander
13 lipca 2018 o 22:03Przepraszam za omyłkę w poprzednim wpisie.Zamordowany w Katyniu bratanek Róży Luksemburg miał na imię Jerzy, a nie Stanisław.
andrzej
16 lipca 2018 o 18:37Alexander.
Oczywiście – do tego piję. Polska przedwojenna była różnonarodowym tyglem.
Skoro krytykujemy Ukraińców, to może powiedzmy też o tym że wielu z nich walczyło i ginęło za Polskę.
Prawda nikomu nie zaszkodzi.
Jestem Ukraińcem, jeden mój dziadek wyzwalał Wał Pomorski w będąc w armii polskiej, drugi był ułanem w kampanii wrześniowej. Obydwaj (podobnie jak dziesiątki tysięcy Ukraińców) nie mieli nic wspólnego z UPA a jednak – nie zważając na ich zasługi dla Polski wygnano ich w 1947 roku z ojczystej ziemi.
Takie czasy…