Media donoszą o kolejnych przypadkach wystąpienia u amerykańskich dyplomatów niepokojących neurologicznych objawów. Tym razem w Wiedniu. Jednak pierwsze przypadki pojawiły się w stolicy Kuby już w 2016 roku. Czym jest syndrom hawański i co – a także kto – go wywołuje?
– W grudniu 2017 roku obudziłem się w środku nocy w moskiewskim hotelu, zaledwie dwie przecznice od ambasady USA. Obudziłem się z niesamowitymi zawrotami głowy, szumem w uszach, i rozdzierającym bólem głowy – wspomina Marc Polymeropoulos w rozmowie z jedną z amerykańskich stacji telewizyjnych. Był wtedy wysokim rangą pracownikiem CIA nadzorującym operacje w Rosji (wcześniej pracował w Iraku i Afganistanie). – Rosjanie z pewnością wiedzieli, kim jestem, a w tym czasie rozpoczęliśmy coś, co nazywamy wielkim odwetem na Rosjanach, po ich ingerencji w amerykańskie wybory w 2016 r., a także po tym, co robili w Europie – dodaje Polymeropoulos. Przez kolejne trzy lata po pierwszym wystąpieniu objawów nadal cierpiał na nieustanne problemy neurologiczne: od codziennych bólów głowy po poważne trudności z koncentracją. Jego życie wywróciło się do góry nogami z powodu choroby, której skutki zmusiły go w końcu do przedwczesnego opuszczenia CIA. W ciągu pięciu lat podobne objawy zgłosiło wielu innych amerykańskich agentów wywiadu, dyplomatów i przedstawicieli Pentagonu w co najmniej sześciu krajach. Nie tylko w Rosji, na Kubie i w Chinach, ale też w samym Stanach Zjednoczonych.
Tajemnicze objawy dotknęły tylu przedstawicieli amerykańskiego państwa i miały tak podobny przebieg, że w końcu Kongres i administracja na poważnie zajęły się tym, co określa się jako „syndrom hawański”. Stany Zjednoczone nadal jednak nie wiedzą, kto lub co stoi za tymi incydentami. Teorie sięgają od ataku bronią dźwiękową po środki oddziaływające na układ nerwowy i mikrofalowe „promienie śmierci”. Nie ma jednak fizycznych dowodów na istnienie broni, a Moskwa, Chiny i Hawana zaprzeczają jakiemukolwiek udziałowi w atakach. Jednak 22 lipca dyrektor CIA przedstawiając oficjalną informację na ten temat, powiedział, że syndrom hawański to efekt celowego działania, a odpowiedzialna za to może być Rosja, chociaż na ostateczne wnioski trzeba poczekać w związku z prowadzonym dochodzeniem w tej sprawie. Na czele grupy zajmującej się sprawą stoi wysokiej rangi oficer CIA, który w przeszłości koordynował operację likwidacji Osamy bin Ladena. Trzykrotnie powiększony też został zespół medyczny, zajmujący się syndromem, a CIA skróciła z ośmiu tygodni do dwóch czas oczekiwania osób związanych z Agencją na przyjęcie do Narodowego Wojskowego Centrum Medycznego Waltera Reeda. Co ciekawe, do niedawna mówiło się o ok. 130 obywatelach USA cierpiących na wspomniane dolegliwości neurologiczne. Tymczasem William Burns ujawnił, że jest ich aż ok. 200! Jak podkreślił dyrektor CIA, połowa z nich to pracownicy jego Agencji i ich bliscy.
Amerykanie na celowniku
Informacje z Langley napłynęły zaledwie parę dni po doniesieniach prasowych o kolejnych przypadkach syndromu hawańskiego. Okazuje się, że od objęcia władzy przez Joe Bidena ok. 20 amerykańskich dyplomatów w Wiedniu doznało tajemniczych objawów wskazujących na uszkodzenia mózgu: migren, zawrotów głowy, nudności, nagłego poczucia ucisku i innych przypadłości neurologicznych. Ale po raz pierwszy takie przypadki odnotowano już w 2016 roku wśród dyplomatów USA w Hawanie (stąd przyjęta umowna nazwa choroby). Personel i niektórzy z ich krewnych skarżyli się na zawroty głowy, utratę równowagi, utratę słuchu, napady lęku i coś, co opisali jako „mgłę poznawczą”. Takie same objawy raportowali w 2017 roku z Hawany dyplomaci kanadyjscy – co najmniej 14 osób. Naukowcy w Kanadzie nie wykluczali, że to może mieć tło zatrucia chemicznego. Otóż w 2016 roku władze Kuby prowadziły bardzo szeroką kampanię walki z moskitami, chcąc powstrzymać wirus Zika. Opryskiwano chemicznymi preparatami także biura i rezydencje dyplomatyczne. Ten trop badali też Amerykanie, ale szybko go odrzucili. Za to Stany Zjednoczone oskarżyły Kubę o przeprowadzanie „ataków sonicznych”, czemu Hawana stanowczo zaprzeczyła. Raport amerykańskich naukowców akademickich z 2019 r. wykazał „nieprawidłowości w mózgu” u dyplomatów, którzy zachorowali, ale Kuba odrzuciła ustalenia tych badań.
Tymczasem na podobne dolegliwości zaczęli się uskarżać Amerykanie także w innych krajach – do grudnia 2018 roku było takich przypadków już co najmniej 26. Później były kolejne, m.in. na placówkach w Chinach, Rosji, Austrii, a także w samych USA. To, co zaczęło się od kilkunastu przypadków w Hawanie w 2016 roku, wzrosło do łącznie 130 do połowy 2021 roku. Syndrom hawański odczuło m.in. ok. 50 pracowników CIA na różnych placówkach. Wspomniany Marc Polymeropoulos w Moskwie nie był wyjątkiem. Inni oficerowie CIA raportowali o podobnych sytuacjach w Londynie i w Uzbekistanie. Trzy przypadki zarejestrowano w samych Stanach Zjednoczonych, w tym u pracownika Rady Bezpieczeństwa Narodowego, który upadł w drzwiach do Białego Domu, przekonany, że umiera.
Chorowały nawet psy
Catherine Werner pracowała dla Departamentu Handlu i zajmowała się promocją amerykańskiego biznesu w konsulacie w Guangzhou, mieście na południu Chin. Pewnej październikowej nocy 2017 roku obudził ją pulsujący, buczący dźwięk w głowie. Już wcześniej, od paru miesięcy, cierpiała na bóle głowy, nudności i utratę równowagi, uważała jednak, że jest to związane z wysokim poziomem zanieczyszczenia powietrza. Gdy sytuacja się pogorszyła, Werner ściągnęła swoją matkę, żeby jej pomagała. Ale i ta zachorowała. Chorowały nawet psy Werner. Kobieta została przewieziona do Stanów Zjednoczonych. Zdiagnozowano u niej „organiczne uszkodzenie mózgu”. Departament Stanu przetestował około 300 innych pracowników USA w Chinach, wysyłając 15 z nich do domu. Jednym z nich był sąsiad Werner, mieszkający piętro niżej Mark Lenzi. Odpowiadał za bezpieczeństwo w konsulacie w Guangzhou. Jest przekonany, że stał się celem ataku właśnie z powodu tych obowiązków: używał ściśle tajnego sprzętu do analizowania elektronicznych zagrożeń dla misji dyplomatycznych. – W listopadzie 2017 roku zacząłem odczuwać lekkie bóle głowy. Bardzo częste. Z czasem były coraz częstsze i silniejsze. To samo miała moja żona – relacjonował w rozmowie z dziennikarzem CBS. Dziś nosi cały czas specjalne okulary, bo jednym z trwałych skutków jego pobytu w Guangzhou jest nadwrażliwość na światło. Lenzi opowiada, że do bólów głowy i krótkotrwałych zaników pamięci doszło pojawienie się – gdzieś w samym środku mózgu – dziwnych dźwięków, które były niepodobne do niczego, co znał. – Słyszałem to jakieś trzy lub cztery razy. Zawsze w tym samym miejscu. Zawsze nad łóżeczkiem mojego syna i zawsze tuż przed pójściem spać – mówi Lenzi. Jest przekonany, że wtedy właśnie padał ofiarą tajemniczej broni.
W latach 2016-2021 wielu pracowników amerykańskich placówek dyplomatycznych, głównie na Kubie i w Chinach, doświadczyło specyficznych objawów klinicznych: nagły ból głowy, ucisk i wibracje w głowie, nieokreślony hałas pochodzący z określonego kierunku, ból w uszach. Do tego dochodzą problemy ze wzrokiem, problemy z utrzymaniem równowagi i problemy z koncentracją. Amerykańscy naukowcy szukają od kilku lat wytłumaczenia dla tych objawów. Jak wspomniano, hipotezę o zatruciu chemicznym odrzucono szybko, zwłaszcza, że syndrom pojawił się także poza Kubą. Badano możliwość infekcji, czy to bakteryjnych, czy wirusowych. Ale i to wykluczono. Źródło problemów i prawdopodobna broń używana przeciwko Amerykanom jest zupełnie innego rodzaju. Jak pisze ekspert Warsaw Institute, Wiktor Sędkowski, „na początku teoria wskazująca na użycie broni energii kierowanej (ang. directed-energy) (używającej zamiast amunicji silnych fal radiowych, mikrofalowych lub strumieni cząsteczek) nie miała wielu zwolenników”. Jednak ostatecznie to właśnie „nieokreślone źródło pulsacyjnych sygnałów radiowych o określonej częstotliwości” uznaje się za najbardziej prawdopodobne.
„Pistolet” na mikrofale?
Raport National Academies of Sciences, Engineering and Medicine z grudnia 2020 roku za najbardziej prawdopodobną hipotezę uznaje, że syndrom hawański wywołuje ukierunkowana broń energetyczna. Najnowsze badanie zostało przeprowadzone przez zespół ekspertów medycznych i naukowych, który zbadał objawy u około 40 pracowników rządowych. „Foreign Policy” wskazuje jednak, że tylko dwóch z 19 członków komisji wydaje się mieć jakiekolwiek doświadczenie w technologii mikrofalowej – i to nie jest ich specjalność.
Nie ma jednak wątpliwości, że kierowana energia może służyć jako broń. Wystarczy wspomnieć o kierunkowych zagłuszaczach sygnałów radiowych, które wysyłając fale radiowe o odpowiedniej częstotliwości, odcinają maszynę od sygnału operatora oraz GPS. Są też emitery impulsów elektromagnetycznych mogące zdalnie zneutralizować elektronikę sprzętu będącego celem ataku. W czasach zimnej wojny Sowieci i ich satelici wykorzystując tego typu technologie zagłuszali zachodnie audycje radiowe. Do dziś technologia ta jest wykorzystywana chociażby przez służby w Iranie. Wyspecjalizowane jednostki mogą też zakłócać GPS czy połączenia GSM/LTE podczas ulicznych protestów (tak było choćby na Białorusi).
A jak jest z używaniem energii kierowanej przeciwko ludziom? Cytowany już Sędkowski (Warsaw Institute) wymienia urządzenia LRAC które emitują tak głośne dźwięki, że wywołują ból (używane do rozpraszania tłumu), jak też ADS: „Działanie tego typu broni polega na emisji wiązki mikrofal o częstotliwości 94 GHz (długości fali 3 mm). Fale o takich parametrach przenikają przez ubranie i powodują szybkie rozgrzanie powierzchni skóry, z tego powodu osoba poddana działaniu odczuwa parzenie na całej powierzchni ciała. Energia fali o długości 3 mm, jest w znacznej części absorbowana przez skórę, więc wewnętrzne organy nie są bezpośrednio narażone na działanie ADS. Nie trudno jednak wyobrazić sobie modyfikację tego typu urządzenia. Zmiana amplitudy sygnału oraz długości fali nie są skomplikowanym technologicznie procesem. Skutek natomiast może być katastrofalny dla zdrowia ofiary poddanej działaniu tego typu broni”.
Tropy wiodą do Rosji
Podczas zimnej wojny wiązki mikrofal Sowieci wykorzystywali przeciwko ambasadzie USA w Moskwie, co najmniej od 1953 roku do 1976. Początkowo wiązka mikrofal była kierowana w stronę budynku ambasady z bloku mieszkalnego leżącego 90 m na zachód od amerykańskiej placówki. Później wiązki mikrofal kierowano na ambasadę z jeszcze co najmniej dwóch innych lokalizacji. USA uznały, że najbardziej prawdopodobnym motywem było szpiegostwo: wiązki mikrofal używano do aktywacji „pluskiew” w ambasadzie lub zakłócania połączeń amerykańskich. W końcu zainstalowano rodzaj tarczy przeciwko tym mikrofalom i – przynajmniej oficjalnie – problem rozwiązano.
Wspomniany raport amerykańskich naukowców z grudnia 2020 r. przypomina zresztą, że badania nad skutkami pulsacyjnej energii o częstotliwości radiowej były prowadzone przez Związek Sowiecki już ponad 50 lat temu. Pulsacyjna broń mikrofalowa wykorzystująca promieniowanie elektromagnetyczne może być bardzo skutecznym narzędziem prowadzenia wojny hybrydowej, bardzo trudnym do zidentyfikowania, a tym bardziej udowodnienia komuś, że go używa. Jak pisze magazyn „New Yorker”, „wyżsi urzędnicy w administracjach Trumpa i Bidena podejrzewają, że to Rosjanie są winni. Robocza hipoteza jest taka, że agenci GRU, rosyjskiego wywiadu wojskowego, celowali w amerykański personel urządzeniami emitującymi mikrofale. Prawdopodobnie w celu kradzieży informacji z ich komputerów lub smartfonów. To wyrządziło im poważną krzywdę”.
Przez długi czas ofiary tajemniczej choroby napotykały na sceptycyzm i nieufność. – Na początku wielu z nas nie wierzyły nasze instytucje macierzyste, czy był to Departament Stanu, Departament Obrony, czy CIA – wspomina Marc Polymeropoulos. Dopiero niedawno Senat jednogłośnie przyjął ustawę mającą na celu wspieranie publicznych urzędników USA cierpiących z powodu syndromu hawańskiego: Helping American Victims Afflicted by Neurological Attacks (HAVANA) Act.
Grzegorz Kuczyński
Analityk i dziennikarz, pisze o Rosji i obszarze postsowieckim, specjalizuje się w tematyce służb specjalnych. Absolwent historii (Uniwersytet w Białymstoku) i specjalistycznych studiów wschodnich (Uniwersytet Warszawski). Ekspert Warsaw Institute, autor książek “Jak zabijają Rosjanie Ofiary rosyjskich służb od Trockiego do Litwinienki” i “Tron we krwi. Sekrety polityki Kremla”.
fot. state.gov
2 komentarzy
Leny
21 sierpnia 2021 o 01:25coraz lepiej…
Jan
6 września 2023 o 23:41Ja jestem TI w Polsce od ponad 3 lat Robią to Polacy z Anglikami.Prowadzę dziennik wszystkie techniki zapisuję.Najgorsze jest niszczenie pięciu. BLOKOWANIE PAMIĘCI.
Manipulacja Zmysłami -ciałem Migdałowatym i…..
Jeśli pomoże mi Pan wydać MOJĄ książkę „THOUGHT ROBBERS” TO DOWIE SIĘPAN WIĘCEJ .NIEKARANY ABSOLWRNT ADMINISTEACJI I.Wroc