Dotychczas istniał konsensus w elitach amerykańskich co do wspierania Ukraińców, lecz można podejrzewać, że Kijów będzie mieć teraz znaczne trudności z uzyskaniem nowej pomocy, skoro stała się ona tak otwarcie przedmiotem politycznej gry. Kijów tracący poparcie USA w przededniu kilku ważnych negocjacji (z międzynarodowymi instytucjami oraz Kremlem) może być zmuszony do przyjęcia bardzo niekorzystnych dla siebie warunków.
Ukraina w ostatnich tygodniach stała się elementem międzynarodowej afery, która, jeśli będzie się rozwijać tak, jak pragną tego amerykańscy Demokraci, może zaważyć na wyborze nowego prezydenta USA. Prezydentura Trumpa od samego początku była pod ostrzałem jego przeciwników, a Demokraci kilkakrotnie przymierzali się do rozpoczęcia procedury impeachmentu. Przeszło połowę czasu jaką Donald Trump spędził w Białym Domu, trwało badanie, czy jako kandydat nie korzystał on z nielegalnej pomocy Rosjan i na ile działalność Kremla zaważyła na jego zwycięstwie.
Tło: korupcja, nepotyzm czy dbanie o interes narodowy?
Trump jako prezydent wybrany z pomocą Putina, nie miał być prezydentem legalnym, a co najmniej nie miał posiadać odpowiedniej legitymacji do pełnienia tej zaszczytnej funkcji. Ukraina jako jeden z elementów tej układanki pojawiała się bardzo często. W tle były interesy bogatych Amerykanów z ludźmi Janukowycza i Poroszenki. Strona Republikanów, broniąc obecnego prezydenta, nie pozostaje nigdy amerykańskim liberałom dłużna, wspomina o powiązaniach jakie z ukraińskimi oligarchami mieli i Hilary Clinton i Joe Biden, jak na razie najbardziej prawdopodobny kandydat Demokratów w wyborach w 2020 roku.
Amerykański dziennikarz śledczy John Solomon w artykule z maja br, opublikowanym w „The Hill”, przypomniał wydarzenia ze stycznia 2016 r., gdy podczas spotkania przedstawicieli ukraińskiego wymiaru sprawiedliwości w Waszyngtonie z ludźmi prezydenta Obamy (powiązanymi ze służbami) strona amerykańska była żywotnie zainteresowania wydobyciem od Ukraińców informacji pozwalających na skompromitowanie m.in. Paula Manaforta, wtedy szefa kampanii Donalda Trumpa. Wedle Salomona, były to pierwotne źródła całej afery określanej potem jako „Russian collusion”. Strona Demokratów chciała od rządu Ukrainy uzyskać pomoc i ujawnić „brudy” kontrkandydata.
Wypłynięcie tego tematu nie miało jednak źródeł w USA, lecz na Ukrainie. W tym samym miesiącu ówczesny prokurator generalny Ukrainy, Jurij Łucenko, wskazał na niejasne i problematyczne powiązania między Partią Demokratyczną a poprzednimi władzami Ukrainy. Należy tylko nadmienić, że z czasem były prokurator, zwolniony w sierpniu, zmienił swoją opinię, i dziś występuje jako obrońca m.in. Josepha Bidena. Jednak otwarta puszka Pandory nie dała się zatrzasnąć.
Jurij Łucenko: syn Joe Bidena nie naruszył ukraińskiego prawa
To w związku z pojawiającymi się oskarżeniami pod adresem Demokratów, na Ukrainę w maju przybyć miał Rudy Giuliani, adwokat Trumpa, w niejasnej roli i z niejasnymi kompetencjami. Człowiekiem, z którym przede wszystkim starał się skontaktować był nowy prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski.
Wracając jednak do wydarzeń z 2016 roku… W marcu tego samego roku doszło do innego wydarzenia, które stanowi dziś jeden z najważniejszych elementów tzw. callgate czyli interwencji Bidena, wtedy wiceprezydenta, która miała doprowadzić do odsunięcia ówczesnego prokuratora generalnego Ukrainy, Wiktora Szokina. Stawką miała być miliardowa pożyczka jaką Waszyngton był skłonny udzielić Kijowowi, a warunkiem m.in. miało być usunięcie wspomnianego prokuratora.
Wedle wypowiedzi samego Bidena (styczeń 2018 r.), wspomniany prokurator miał być szczególnie skorumpowany, prowadzić sprawy bardzo powoli. Szantaż (usunięcie Szokina w zamian za pożyczkę) miał wymusić na Ukraińcach zmiany na tym czołowym stanowisku. Szokin był krytykowany przez wielu, także przez instytucje międzynarodowe i ambasadora USA. Narracja jest więc taka: Biden może zagrał i ostro, ale intencje miał „szczytne”.
Nieoficjalnie: W Kijowie zastrzelono ważnego świadka w głośnym procesie „diamentowych prokuratorów”
Natomiast wedle krytyków Bidena, wtedy i dziś, wiceprezydent miał dążyć do usunięcia Szokina, z zupełnie innej przyczyny, gdyż ten nadzorował śledztwo wymierzone w Burisma Holding, prywatną firmę gazową działającą na rynku ukraińskim, której konsultantem i członkiem rady nadzorczej był syn Bidena, Hunter Biden.
Na tamten moment Biden junior nie był jeszcze objęty śledztwem, ale wedle Solomona miało to się niedługo zmienić. Dziś w amerykańskich mediach sprawa Huntera Bidena budzi sporo emocji, dla jednych to tylko nieistotny szczegół, dla innych fakt kluczowy, bo jak inaczej tłumaczyć, że były wojskowy, bez doświadczenia biznesowego w temacie handlu gazem i bez znajomości realiów ukraińskich dostaje posadę z pensją 50 tys. dolarów miesięcznie?
Po przejęciu śledztwa przez ukraińskie biuro antykorupcyjne, śledztwo to zostało szybko zarzucone. To samo biuro, jak stwierdził potem ukraiński sąd, nielegalnie, było źródłem informacji jakie pogrążyły Paula Manaforta. Co dowodzić ma, wedle ludzi badających sprawę powiązań Demokratów z Kijowem, że naciski na Ukraińców okazały się skuteczne.
Quid pro quo?
Obecna afera, która zaowocowała już podjęciem przez Izbę Reprezentantów tzw. śledztwa impeachmentu, posiada dwa nakładające się na siebie wątki. To oczywiście głośna rozmowa z 25 lipca prezydenta Trumpa i prezydenta Zełenskiego, w której prezydent USA miał prosić prezydenta Ukrainy o wszczęcie śledztwa przeciw Joe Bidenowi (i jego synowi). Chodzić miało głównie o wspomniane naciski jakie wiceprezydent wywierał na rząd w Kijowie w 2016 r. Lecz nie jest to clou całej sprawy. Trump wskazywał podczas rozmowy, że „wiele rzeczy zaczęło się na Ukrainie”, mając na myśli prowadzone przeciw niemu śledztwo przez komisję Muellera. To Ukraińcy mieli być jednym ze źródeł informacji tworzących narrację o powiązaniach Trumpa z Kremlem.
Zełenski zdaje się, choć nie wprost, zgadzać z Trumpem, zapewniając go o swojej przyjaźni, dodatkowo cieszy się on na współpracę z Giulianim. Zełenski w pewnym momencie nawet prosi Trumpa o udzielenie pomocy ze strony USA w planowanych śledztwach na Ukrainie. Wspomniany wcześniej były prokurator, Łucenko, w niedawno udzielonym wywiadzie dla „Los Angeles Times”, także nie wyklucza, że gdyby takie śledztwo wszczęli Amerykanie, to Ukraina była gotowa iść na współpracę. Zapis rozmowy nie wskazuje na wymuszanie na Zełenskim działań, lecz wręcz gotowość do współpracy z Trumpem i jego ludźmi.
Trump upiera się, że podczas rozmowy telefonicznej nie wywierał na Zełenskiego żadnych nacisków
Amerykańskie media o rozmowie telefonicznej Trump-Zełenski: impeachment jest uzasadniony
Drugi wątek afery to sprawa dostaw i pomocy wojskowej dla Ukrainy. Przeciek z Białego Domu, który wypłynął w sierpniu br. stwierdza, że Trump miał uwarunkować uzyskanie 391 mln dolarów pomocy dla Kijowa zaangażowaniem się władz Ukrainy w śledztwo wymierzone w Bidena. Pomoc ta była w lipcu, przed rozmową, przez Trumpa „zamrożona”.
Wedle krytyków prezydenta uzależnienie dostaw pomocy dla Ukrainy od uzyskania kompromitujących materiałów, obciążających kontrkandydata, to nie tylko złamanie prawa, lecz ewidentne naruszenie amerykańskiego interesu narodowego. Obrońcy Trumpa wskazują, że na razie nie ma na to żadnych dowodów, odtajniony zapis rozmowy dwóch prezydentów nie potwierdza tezy, że Trump groził Ukrainie brakiem pomocy, która została przyznana jej przez Kongres w lutym 2019 r. A sami Ukraińcy o „zamrożeniu” nie wiedzieli aż do końca sierpnia.
Ostatecznie Kongres uwolnił pomoc dla Ukrainy 11 września. Także prezydent Trump podczas ostatniego szczytu ONZ, na którym spotkał się z prezydentem Ukrainy, 25 września potwierdził, że (teraz) wspiera pomoc zbrojną jaką USA udzielają Kijowowi.
USA jednak wyasygnują w tym roku środki finansowe na pomoc wojskową Ukrainie
Logika (nie)słusznych intencji
Zarzuty względem Trumpa są dziś raczej oparte o odczytanie jego intencji niż twarde dowody. „Tak, on to zrobił” jak i stanowisko przeciwne cierpią na brak solidnego podparcia.
Wstrzymanie przez przywódcę USA rzeczonej pomocy, przyznanej już i zaaprobowanej przez Kongres, jest przez otoczenie Trumpa tłumaczone koniecznością upewnienia się, co do polityki nowego prezydenta Ukrainy: czy będzie ona prozachodnia, czy Zełenski nie zacznie się dystansować od Zachodu, zbliżać do Rosji? Nie brak w tej obronie pewnych racji. Fakt, że pomoc została wstrzymana przed rozmową z 25 lipca dla przeciwników prezydenta ma być dowodem, że Trump planował szantażować Kijów, o ile ten nie wesprze go w walce z jego przeciwnikiem politycznym. Jednak takie tłumaczenie nie do końca odpowiada logice: oskarżenie Trumpa miałoby mocniejsze podstawy, gdyby wstrzymał on pomoc już po rozmowie, czyli „po złożeniu oferty”.
USA przeciwne przejęciu przez Chiny ukraińskiego przedsiębiorstwa zbrojeniowego Motor Sicz
W wyniku cięć budżetowych Ukraina dopiero w przyszłym roku może otrzymać pomoc wojskową USA
Wedle Williama Saletona, dziennikarza piszącego dla Politico, piszącego ewidentnie z pozycji oskarżycielskiej, wydarzenia miały układać się następująco: już po rewelacjach Łucenki, i wygranej Zełenskiego miało dojść do spotkania Giulianiego z nowym prezydentem Ukrainy. Wizyta ta została odwołana, administracja w Waszyngtonie tłumaczyła to obecnością w gronie Zełenskiego „wrogów prezydenta Trumpa” (mogło chodzić tu o m.in. Serhija Leszczenkę).
14 maja Trump odwołuje wizytę wiceprezydenta Pence’s na Ukrainie, co miało być sygnałem wysłanym do Zełenskiego, Zełenskiemu oczywiście bardzo zależało na osobistym spotkaniu z Trumpem lub Pence’m (co umacniałoby jego wizerunek jako poważnego polityka). Dopiero, gdy Zełenski wykazać miał chęć współpracy z Trumpem (odnośnie sprawy Bidena), ten zgodzić miał się na rozmowę. 26 maja amerykański Departament Obrony wydaje certyfikat, który umożliwiać ma przekazanie pomocy wojskowej Ukrainie.
21 czerwca Giuliani tweetuje, że Zełenski nie chce podjąć tematu śledztwa mającego zbadać kwestię zaangażowania ukraińskich władz w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r. 11 lipca Giulliani rozmawia z doradcą Zełenskiego Andrijem Jermakiem, przedkłada mu żądania zajęcia się przez Kijów tym tematem. W tym mniej więcej czasie Trump miał podjąć decyzję o zablokowaniu pomocy wojskowej. Występuje tutaj znaczna koincydencja czasowa, wedle tej narracji Zełenski, który nie chce podjąć współpracy, zostaje ukarany. Ewidentnie sytuacja wygląda dla Trumpa poważnie. Jednak kilka szczegółów się rozmija.
Jeden to fakt, że tak naprawdę ze strony Zełenskiego nie widać było nigdy jakichś znacznych przejawów oporu w temacie śledztw dotyczącym wydarzeń z 2016 r. Tym bardziej że ich materia dotyczy przede wszystkim czasów Poroszenki. Można łatwo zrozumieć, Zełenski nie chciał zajmować jednoznacznego stanowiska przed wyborami parlamentarnymi. Nie widać powodu, dla którego Trump miałby używać tak drastycznych środków jak blokowanie pomocy. W czasie rozmowy z 25 lipca jak wspomniałem ten temat się nie pojawia.
I znowu wszystko opiera się na przypisywaniu prezydentowi USA zamiarów i wyciąganiu na tej podstawie wniosków. Tak jak kwestią oceny intencji jest sprawa działań wiceprezydenta Bidena w 2016 r. (walka z korupcją na Ukrainie czy ochrona syna i własnej Partii) lub np. Chrisa Murphy’ego.
Ten ważny polityk Partii Demokratycznej, m.in. kluczowa postać w czasie negocjacji pomocy dla Ukrainy z początku tego roku, we wrześniu, już gdy afera powoli dojrzewała, wizytował Kijów. I jak sam przyznaje miał on zagrozić prezydentowi Zełenskiego, że pomoc dla Ukrainy może być zagrożona, o ile Ukraina będzie wszczynać śledztwa przeciw rywalom Trumpa w wyborach prezydenckich.
Jak tłumaczył Murphy, jego intencją było wyraźne pokazanie Kijowowi, że USA nie będą akceptować mieszania się do ich wewnętrznej polityki. A może jego intencją była ochrona kandydata jego własnej partii? Na marginesie należy zauważyć, że Trump oskarżany jest o działanie na szkodę państwa, w taki sam sposób w jaki otwarcie zadziałał członek Kongresu, Chris Murphy. Prezydent Zełenski podczas spotkania miał Murphy’iemu powiedzieć, że faktycznie zrozumiał on, że „prośba” o śledztwo wymierzone w Bidena, uwarunkowana jest odmrożeniem przez Trumpa wstrzymanych dostaw pomocy dla jego kraju. Odczucia Zełenskiego miały potwierdzić słuszność oskarżeń wymierzonych w Trumpa.
Ukraina między Scyllą a Charybdą
Potem jednak Zełenski miał się wyrażać o całej sprawie i swoich spostrzeżeniach nieco inaczej. Przyznać trzeba, że sam prezydent Ukrainy znalazł się w sytuacji dla siebie bardzo trudnej. Choć oficjalny przekaz brzmi: prosimy się nie mieszać do amerykańskiej polityki, prawda jest taka, że obie strony – Republikanie i Demokraci z wielką chęcią przyjmą każdą wypowiedź prezydenta Ukrainy, która wesprze ich stronę. Przeciwna równie stanowczo taką „pomoc” potępi. Każdy tutaj gra. Dla amerykańskiej prawicy Zełenski awansował z podejrzanego polityka o niejasnych koneksjach do rangi akceptowanego i szanowanego polityka, mającego szerokie poparcie swojego społeczeństwa. Musi tak być, skoro Trump wciągnął go do swojej politycznej rozgrywki.
Prawda jest też taka, że Zełenski winny jest całej afery w sposób nieznaczny, na pewno na jej wstępnym etapie. Związki ukraińskich oligarchów z zachodnimi biznesmenami odziedziczył on po poprzednikach. Interesująca jest w ogóle skala powiązań między rodzimym ukraińskim biznesem a Zachodem. Pytanie jakie się nasuwa, jest takie: dlaczego tak chętnie amerykański (i nie tylko) biznes wiązał się z bardzo niepewnymi przecież partnerami ze wschodu?I to nie tylko w czasach Poroszenki, co i jego poprzednika. Oligarchiczny system oferował łatwe zyski, jednocześnie brak ewidentnego centrum zarządzania, jak w przypadku krajów takich jak Rosja, Białoruś czy Kazachstan, dawał znaczną swobodę działania. Powiązania te są wieloletnie, a zaangażowani w nie byli często bardzo ważni ludzie.
Hunter Biden nawiązał współpracę z Burisma Holding w maju 2014 r., gdy od miesiąca toczyło się śledztwo wszczęte przez Brytyjczyków przeciw właścicielowi firmy: Mykole Złoczewskiemu. A ojciec Huntera przyjął wyznaczone mu zadania nadzorowania polityki amerykańskiej względem postmajdanowej Ukrainy. Nietrudno dojść do wniosku, że młody Biden miał być dla Złoczewskiego zabezpieczeniem i narzędziem wpływów. Choć są i tacy, którzy sugerują, że syn wiceprezydenta był raczej wtyczką ówczesnej waszyngtońskiej administracji. Hunter Biden opuścił firmę dopiero w kwietniu 2019 r.
Kilka miesięcy temu w mediach wypłynęła sprawa byłego doradcy prezydenta Obamy, Gregory’ego Craiga, który okłamać miął urzędy w USA co do jego faktycznej roli na Ukrainie za rządów Janukowycza (był on jednym z autorów raportu mającego bronić wówczas Kijów po wyroku skazującym Julię Tymoszenko na więzienie). Inna to głośna sprawa, przypomniana kilka dni temu przez „The New York Times” czylidotacji w wysokości 10 mln dolarów dla „The Clinton Foundation” od Wiktora Pinczuka, który w 2015 r. wspomógł też fundację Trumpa, choć o wiele skromniejszymi środkami. Historie takie można mnożyć.
Zełenski nie tylko odziedziczył liczne powiązania oligarchów z Zachodem, ale też niezdolne do działania struktury państwa, korupcję w systemie bankowym itp. Państwo podatne na naciski i obce wpływy. Afera z pomocą dla Ukrainy nie jest tylko problemem dla Waszyngtonu, bo gdyby okazało się prawdą, co zarzucają Demokraci Trumpowi, to zasadne byłoby zbadać, na ile Zełenski podjął tę grę. I jeśli tak, to jego kłopoty mogą być nie mniejsze niż obecnego prezydenta USA.
Również niewszczęcie, pod naciskiem Demokratów, śledztw m.in. przeciw amerykańskim biznesmenom robiącym w Kijowie niejasne interesy, stawia Zełenskiego w nie mniej kompromitującej sytuacji. Bo zwyczajnie wygląda to tak, jak gdyby prezydent Ukrainy przyjął gigantyczną łapówkę w zamian za milczenie i pasywność. Zełenski miał być człowiekiem, który będzie korupcję na Ukrainie zwalczać, to główne przesłanie jego kampanii, jak sam przyznał w rozmowie z Trumpem, będzie „osuszał bagna”.
Oczywistym jest przecież, że sprawa angażowania się różnej maści amerykańskich biznesmenów i lobbystów, ich powiązań z lokalnymi firmami, kierowanymi przez oligarchów, pieniędzy płynących w różnych kierunkach, jak i ewentualnej współpracy ukraińskich urzędów i instytucji z Partią Demokratyczną, to nie są tematy wyłącznie ważne dla Waszyngtonu. Jeśli Ukraina ma być oczyszczona z korupcji, niejasnych powiązań, jeśli ma się stać krajem praworządnym to dla niej samej ujawnienie tych faktów jest równie ważne.
Tym bardziej że w kijowskich kręgach politycznych przyjmuje się za prawdziwy najczarniejszy scenariusz, że faktycznie prezydent Trump starał się wywierać presje na władze w Kijowie, szantażując je. Tak przynajmniej donosi Andrew Roth w „Guardianie”. Osłabia to nie tylko pozycję nowo wybranego prezydenta, stawia pod znakiem zapytania jego reformatorskie intencje, ale także podważa autentyczność intencji USA względem Kijowa. Bo w kontekście całej afery nawet wymiana Trumpa na Bidena, z jego historią niejasnych działań, nic nie zmieni.
Pobocznym wątkiem, mało zresztą podnoszonym, ale na który warto zwrócić uwagę jest to, że źródło przecieku z otoczenia Trumpa, mogło mieć na celu nie tylko osłabienie samego prezydenta Trumpa, co uderzenie w amerykańską politykę wsparcia dla Ukrainy. Nawet jeśli nie był to cel główny, lecz rykoszet. Jedną z najświeższych ofiar afery stał się Kurt Volker, wieloletni specjalny wysłannik USA na Ukrainę, który wedle oskarżeń anonimowego źródła, miał być zaangażowany w misję Gullianiego.
Dotychczas istniał konsensus w elitach amerykańskich co do wspierania Ukraińców, lecz można podejrzewać, że Kijów będzie mieć teraz znaczne trudności z uzyskaniem nowej pomocy, skoro stała się ona tak otwarcie przedmiotem politycznej gry. Kijów tracący poparcie USA w przededniu kilku ważnych negocjacji (z międzynarodowymi instytucjami oraz Kremlem) może być zmuszony do przyjęcia bardzo niekorzystnych dla siebie warunków.
Łazarz Grajczyński
Autor jest dziennikarzem, specjalizującym się w polityce międzynarodowej i kwestiach bezpieczeństwa, współpracował m.in. z Radiem Poznań, portalami Jagiellonia.org, Kresy24.pl, Centrum Schmpetera i Blasting News.
fot. Shealah Craighead, The White House
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!