Historia z zatrzymanymi na Białorusi „wangerowcami”, sądząc po „tajnych grach” na Kremlu, staje się coraz ciekawsza, a jej centrum przeniosi się… do Kijowa — pisze białoruski publicysta Aleksander Włancewicz na łamach „Białoruskiej Prawdy”.
W zasadzie wszystko było dosyć przewidywalne – twierdzi autor – ponieważ próbująca „po cichu” sprowadzić „wagnerowców” z powrotem Rosja spotkała się z nieoczekiwanym problemem: wnioskiem Ukrainy o ekstradycję aresztowanych na Białorusi jej obywateli, będącymi „jednocześnie Rosjanami”, bojownikami, którzy przybyli do Mińska na polecenie rosyjskich służb specjalnych.
Zgodnie z normami prawa międzynarodowego ekstradycja jest uzasadniona, bo sprawa dotyczy nie tylko wydarzeń na Białorusi: Ukraińcy podejrzewają tych „wagnerowców” o udział w tłumieniu Majdanu w 2014 r.
Druga sprawa, na którą zwraca uwagę Włancewicz — to opuszczenie Białorusi przez Walerego Cepkałę, jednego z niezarejestrowanych kontrkandydatów Łukaszneki. Cepkało w przeszłości jeden z urzędników reżimu, dziś bojownik z Łukaszenką pojechał nie gdzie indzie, tylko do Moskwy, a natychmiast po zatrzymaniu „wagnerowców” udał się do Kijowa.
„Sądząc z relacji ukraińskich mediów, miał bardzo jasny cel: przekonać ukraińską opinię publiczną, że zatrzymywanie bojowników to „cyrk i inscenizacja”. Obecna działalność Cepkały jest tak intensywna, a liczba udzielonych wywiadów tak znacząca, że rodzi to uzasadnione podejrzenia” — pisze białoruski dziennikarz. Swoją drogą dziś ten białoruski polityk, niegdyś ambasador Białorusi w USA przyjechał do Warszawy.
Ale będąc na Ukrainie, w rozmowie z ukraińską telewizją „Hromadskie” Cepkała stwierdził: „Nasze białoruskie społeczeństwo rozumie, że to Łukaszenka zrobił ten cyrk”… „Obywatele są już przyzwyczajeni do takiego zachowania prezydenta i nie wierzą w historię o najemnikach”. Z kolei w telewizji 24 Cepkała mówił o nieuchronności „białoruskiego Majdanu”.
Tymczasem na Białorusi pojawiły się głosy nawołujące, by w stolicy Ukrainy stworzyć „platformę komunikacyjną dla wszystkich przeciwników reżimu, co miałoby być punktem zwrotnym białoruskich protestów”.
Zdaniem białoruskiego publicysty, ani Kijów, ani Białorusini tego nie potrzebują: potrzebuje natomiast Moskwa. „Kreml na wszelkie możliwe sposoby próbuje udowodnić, że w białoruskie wybory ingeruje ktoś z zewnątrz, w tym przypadku Ukraina”.
„Kreml ma naprawdę duże problemy z zatrzymanymi „wagnerowcami”, zwłaszcza jeżeli część z nich zostanie przekazana Kijowowi. Moskwie zależy jednocześnie, by kwestia ekstradycji wagnerowców doprowadziła do napięć w stosunkach białorusko-ukraińskich” — konkluduje Aleksander Włancewicz.
Źródło: studium.edu.pl/ belprauda.org/Nasza Niwa, Biełta, BiełaPAN, Salidarnaść, Biełaruski Partyzan
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!