Po wymarszu z Moskwy wojska napoleońskie ruszyły na południe – w kierunku Kaługi. Napoleon wykluczył przemarsz na zachód, przez spustoszony trakt smoleński, wybierając próbę przebicia się na Ukrainę, by tam przezimować. Możliwe też, że przez gubernie południowe, niespustoszone działaniami wojennymi, chciał powrócić na Białoruś.
22 października oddziały Wielkiej Armii zboczyły na zachód z drogi kałuskiej, aby przez Borowsk i Małojarosławiec ominąć wciąż tkwiącą w obozie tarutińskim armię Kutuzowa. Do rosyjskiego głównodowodzącego dotarła już informacja o marszrucie wojsk napoleońskich, toteż bacznie obserwował ruchy wroga. W kierunku Małojarosławca pchnął 1. Korpus kawalerii i 6. Korpus piechoty Dochturowa, a 23 października opuścił Tarutino i ruszył z głównymi siłami przeciwko Wielkiej Armii. Wojska napoleońskie były jednak szybsze: tego dnia dwa bataliony francuskiej piechoty z 4. Korpusu ks. Eugeniusza opanowały Małojarosławiec. Rankiem 24 października doszło do pierwszych starć, które po kilku godzinach ‒ wraz z angażowaniem przez obie strony kolejnych jednostek ‒ zamieniły się w zażartą bitwę armii liczących 25 tys. ludzi. Miasto aż osiem razy przechodziło z rąk do rąk.
Początkowo dzięki brawurowemu atakowi 1. brygady 13. Dywizji Piechoty prowadzonej do boju przez gen. Alexisa Delzonsa przewagę zdobyli Francuzi. Centrum miasta opanował słynny 84. pułk, szczycący się dewizą „Jeden przeciw dziesięciu”, którą Napoleon nadał tej jednostce w 1809 roku za odparcie pod Grazem 10 tys. Austriaków. Francuskie szeregi zachwiały się, kiedy Delzons został śmiertelnie ranny. Około godz. 11 pod Małojarosławiec przybył Napoleon, który przejął dowództwo: wzmocnił ostrzał artyleryjski i rzucał do walki kolejne jednostki z korpusu ks. Eugeniusza. Również Dochturow stopniowo uruchamiał swoje rezerwy. Ruszające do boju jednostki były wspomagane ogniem przez doskonale usytuowane baterie artylerii. Rosyjski dowódca nie mógł liczyć na wydatne posiłki ze strony Kutuzowa, który najwyraźniej starał się uniknąć powtórki spod Borodino. Głównodowodzący posłał mu w sukurs jedynie dywizję piechoty gen. Nikołaja Rajewskiego. Ale Rosjanie bili się dzielnie i ok. południa odzyskali większą część miasta.
Po południu na pole bitwy zaczęły przybywać kolejne jednostki Wielkiej Armii, m.in. dywizje z korpusów marszałków Davouta i Neya, włoska gwardia królewska, a także kawaleria Murata, które zaczęły odzyskiwać teren. Walki dobiegły końca ok. godz. 23. O ich zaciętości świadczy to, że wojska napoleońskie straciły 6,7 tys. poległych i rannych żołnierzy oraz 329 oficerów i aż ośmiu generałów (w tym dwóch zabitych). Straty rosyjskie były podobne: ok. 6,9 tys. zabitych i rannych, w tym 155 oficerów i generał.
Wprawdzie Napoleon zdołał opanować Małojarosławiec, lecz dalszy marsz na południe lub nową drogą na zachód był wykluczony. Rosjanie okazali się byli zbyt silni, a na domiar złego z południa zbliżała się 3. Armia Zachodnia adm. Cziczagowa. Pozostało wracać do Smoleńska spustoszonym traktem możajskim.
Dobę po bitwie doszło groźnego incydentu, który mógł przesądzić o losach kampanii, a nawet całej napoleońskiej Francji. Oto zagon Kozaków dońskich atamana Matwieja Płatowa prześliznął się przez biwakujące przy drodze z Borowska do Małojarosławca oddziały IV Korpusu Wielkiej Armii i zaatakował w okolicach wsi Horodnia eskortę sztabu Napoleona. Cesarz i grono jego generałów znaleźli się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a z opresji wybawili ich polscy szwoleżerowie gwardii kpt. Jana Kozietulskiego.
Kiedy Napoleon spędzał noc z 24 na 25 października w jednej z chat w Horodni, Płatow posłał w dywersyjny rajd sześć pułków kozackich pod dowództwem gen. Aleksieja Iłowajskiego IV (3–4 tys. mołojców). Podobnie jak reszta kozaków Płatowa, sił Iłowajskiego nie nadwerężyły walki o Małojarosławiec, bo i nie zaangażowały się w nie zbytnio. Jako kontyngent przeznaczony do działań rozpoznawczych i dywersyjnych, w starciu z masami ogniostrzelnej piechoty, ciężkozbrojnej kawalerii i pod ogniem artylerii niechybnie uległyby zagładzie. Przydały się za to później.
Napoleon i towarzyszący mu oficerowie mieli silną ochronę. Tego dnia straż przednią przy cesarzu pełniły dwa wydzielone plutony ze szwadronów 1. pułku szwoleżerów i pułku jegrów konnych gwardii pod dowództwem kpt. Stanisława Hempla (w sumie ok. 60 konnych). Resztę eskorty stanowiły owe szwadrony: 1. – pod dowództwem Kozietulskiego i 3. – pod komendą kpt. Françoisa Kirmanna (w sumie ok. 240 konnych). Tyle że Napoleon niespodziewanie postanowił wyruszyć na lustrację wojsk obozujących w okolicach Małojarosławca.
25 października przed wschodem słońca – ok. godz. 7.20 – cesarz wyjechał na trakt małojarosławiecki. Byli z nim gen. Armand de Caulaincourt, książę Vicenzy, koniuszy cesarski, wieloletni ambasador w Petersburgu i przeciwnik wojny z Rosją, generałowie-adiutanci: hrabia Jean Rapp, który podczas ceremonii zawarcia pokoju w Schönbrunnie w 1809 roku zasłonił Napoleona przed zamachowcem-nożownikiem, operatywny bohater spod Wagram – hrabia Jacques de Lauriston, polski adiutant – gen. bryg. Ludwik Pac, a także oficerowie ordynansowi: kapitanowie Gaspar Gourgaud, hrabia Jacques de Moreton de Chabrillan, hrabia Louis de Montaigu, Louis Atthalin, Clément-de-Teintegnies i Auguste de Lauriston (syn Jacquesa) oraz szef sztabu Wielkiej Armii marsz. Louis Berthier i generałowie dywizji Georges Mouton oraz Antoine Durosnel. Generałom towarzyszyli adiutanci.
Zaraz po opuszczeniu wsi z lasu naprzeciw świty i straży cesarskiej wynurzyła się masa niezidentyfikowanych konnych. W mroku trudno było orzec, kto zacz? Napoleon początkowo sądził, że to swoi, bo któż inny, jeśli okolica była pełna jego żołnierzy. Kozacy zdradzili się jednak, wrzeszcząc: „Urra!”. 300 Dońców, którzy odłączyli się od jednej z głównych grup zagonu plądrującej jeden z biwaków IV Korpusu, ruszyło na nieliczną ochronę cesarza. Kilkudziesięciu kawalerzystów gwardii cesarskiej, nie zważając na liczebną przewagę wroga, stawiło opór, co pozwoliło Napoleonowi ze świtą na wycofanie się w kierunku Horodni. Joachim Hempel, porucznik prowadzący szpicę, jednego naszego, drugiego szaserów gwardyi plutonów, widząc że tłum kozaków napada prosto na cesarza, korzysta z ciemności i naciera na nich bez wahania, pluton szaserów naśladuje go i tym sposobem kozacy nie wiedząc, jaka to masa na nich się rzuca, zatrzymują się i dają czas cesarzowi i jego sztabowi cofnienia się cokolwiek – zapamiętał skrupulatny kronikarz szwoleżerów gwardii cesarskiej ppłk Józef Załuski. – Ale kozacy, zobaczywszy, że z małą liczbą mieli do czynienia, rzucili się na nowo i rozpoczęła się utarczka z orszakiem cesarza, w którym kilku oficerów sztabu, a między innymi jenerał Rapp, wzięli udział, aż nadciągnęły szwadrony służbowe, na ich czele Kozietulski z naszym, i odpędziły kozaków; wtenczas to w obronie, iż tak powiem, samego Napoleona, Kozietulski został znacznie ranny piką, za co go mianował cesarz majorem naszego pułku.
W powstrzymaniu impetu kozaków, uzbrojonych w swoje piki „donczichy”, szwoleżerom niewątpliwie pomogło uzbrojenie wzoru austriackiego, a mianowicie piki o długości 287 cm, które w polskich jednostkach lekkokonnych przyjęły się po bitwie pod Wagram w lipcu 1809 roku. Standardem w innych tego typu formacjach Wielkiej Armii były piki wzoru francuskiego o długości 272 cm. Samo starcie nie było zwykłą potyczką. Kozacy szybko otoczyli szwoleżerów Hempla, do których przebili się jegrzy konni Kirmanna i zuchy Kozietulskiego. Francusko-polskie siły zyskały liczebną przewagę po włączeniu się do walki dwóch szwadronów dragonów i konnych grenadierów marsz. Jean-Baptiste Bessièresa, co zmusiło Kozaków do typowego w takich sytuacjach odwrotu taktycznego, czyli rozproszenia się. Sytuacja była dynamiczna, bo bój eskorty Napoleona i plądrowanie przez mołojców pobliskiego biwaku postawiło na nogi resztę wojsk obozujących w okolicy. Rozpoczęła się mało skuteczna pogoń za błyskawicznie uchodzącym wrogiem, który przy stratach 150–200 zabitych, rannych i wziętych do niewoli spalił lub zagarnął masę prowiantu i 11 armat. Szwoleżerowie i jegrzy konni gwardii stracili 15 zabitych i co najmniej 60 rannych, w tym wspomnianych Kozietulskiego i Kirmanna. Ranę otrzymał również adiutant marszałka Berthiera kpt. Charles Emmanuel Le Couteulx de Canteleu, który wprawdzie odebrał przeciwnikowi pikę w konnej walce wręcz, jednak stracił nakrycie głowy i wzięty za Kozaka został cięty szablą przez konnego grenadiera. Z kolei pod gen. Rappem zabito konia. O tym półgodzinnym boju Napoleon jedynie wspomniał w 27. „Biuletynie” Wielkiej Armii, jednak poza wyolbrzymieniem liczebności Kozaków i ich strat oraz niewątpliwego męstwa Rappa przemilczał grozę sytuacji. Nie wspomniał też o dzielnych Polakach. „O ósmej porządek został przywrócony” – podsumował nonszalancko. W rzeczywistości cesarz przejął się nie na żarty, bo w obawie przed niewolą polecił swojemu chirurgowi baronowi Alexandre-Urbain Yvanowi przygotowanie podręcznej trucizny. Do 1814 roku najwyraźniej nie było potrzeby jej użycia. Odważył się dopiero w kwietniu tego roku, po pierwszym odsunięciu od tronu. Tyle że mikstura była już zwietrzała i z samobójstwa nici. Co ciekawe, mołojcy nie mieli pojęcia, jak blisko byli pojmania, a nawet zgładzenia Napoleona, bo nie wiedzieli, że starli się z jego ochroną. Świadczy o tym raport Płatowa dla Kutuzowa i cara, w którym ataman nie zaprzątnął głów przełożonych szczegółami nocnego rajdu Iłłowajskiego IV, ograniczając się do buchalteryjnego wyliczenia zdobytych trofeów.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!