Bł. Grzegorz Chomyszyn, greckokatolicki biskup stanisławowski o niebezpieczeństwie nacjonalizmu i metropolicie lwowskim abp. Andrzeju Szeptyckim.
Tuż po ukonstytuowaniu się odrodzonego państwa polskiego we Lwowie ukazał się album przedstawiający pasterzy Kościoła w Polsce. „Ksiądz biskup Chomyszyn idzie wytrwale i energicznie śladami Swego Patrona i Papieża Grzegorza VII. Całe życie poświęca wzniosłej idei jak największego zespolenia obrządku greckokatolickiego z rzymskokatolickim. Tak jak papież Grzegorz VII walczył o celibat duchowieństwa, tak i ksiądz biskup krzewi na terytorium swojej diecezji bezżenność kleru i to z bardzo dodatnim skutkiem. Zaprowadzenie jednolitego kalendarza w kościele obydwóch obrządków jest również programem Tego wielkiego biskupa, który dzieli los wielkich ludzi: za życia zawiść i zazdrość małych ludzi, lecz historia już zapisała imię biskupa Chomyszyna złotymi zgłoskami. Prawdziwy – bo świadomy celu – biskup”.
Charakterystyka niezwykle trafna w stosunku biskupa Kościoła, który przeszedł trudną historię od czasów Unii Brzeskiej (1596) i odnajdywał swą tożsamość kulturowo-narodową na krzyżowaniu wpływów polskich, rosyjskich i rodzącego się pragnienia samostanowienia się Ukraińców.
Ordynariusz trzeciej diecezji galicyjskiej
Urodzony w rodzinie chłopskiej na Podolu w 1867 r., po przyjęciu święceń kapłańskich jako duchowny unicki udał się pobierać dalszą formację duchowną w Wiedniu na „Augustineum”. W stolicy naddunajskiej monarchii opiekował się greckokatolickimi poddanymi cesarza Franciszka Józefa należącymi do dawnej parafii wiedeńskiej św. Barbary. Po powrocie do Galicji młody ksiądz ze stopniem doktorskim został dostrzeżony przez metropolitę Andreja Szeptyckiego i objął stanowisko rektora lwowskiego greckokatolickiego seminarium.
Jednak nie zatrzymał się zbyt długo we Lwowie, bo po dwóch latach został uznany za dobrego kandydata na stanisławowską diecezję. Trzeba zaznaczyć, iż było to najmłodsze biskupstwo unickie w Galicji, powstałe dopiero w 1885 r., a Chomyszyn stał się jego czwartym ordynariuszem od czasu założenia.
W sytuacji kiedy społeczność Rusinów galicyjskich rozszarpywała wewnętrzna sprzeczka dotycząca kwestii tożsamościowych i przyszłości narodu, Kościół i sprawy wiary znalazły się na marginesie życia publicznego. Ścierające się ze sobą nurty narodowo-liberalny i konserwatywno-rusofilski używały retoryki religijnej jedynie jako zewnętrznych dodatków do spraw narodowych.
Nowy pasterz diecezji z niespotykaną determinacją wziął się za przywrócenie Kościołowi należytego miejsca w życiu społecznym jako niekwestionowanemu autorytetowi mającemu tworzyć podstawy ładu moralnego. Kościół, zdaniem hierarchy, powinien porzucić dawną funkcję ostoi narodowej, odseparowującej Rusinów od Polaków, podkreślającej swą inność obrzędową wobec łacinników, a maksymalnie pod względem duchowości, życia wewnętrznego jak i obrzędów wyraźnie określić się jako katolicki.
Temu też miało sprzyjać przechowywanie wszystkich zwyczajów i praktyk, które weszły do życia cerkiewnego z Kościoła łacińskiego. Zabiegał on, żeby krzewić nabożeństwa eucharystyczne, słabo rozwinięte w tradycji wschodniej, pobożność maryjną, kult świętych katolickich w tym rodzimych męczenników za wiarę, jakim był św. Jozafat Kuncewicz.
W czasie pierwszej wojny światowej bp Chomyszyn pozostawał jedynym hierarchą unickim na ziemiach Galicji Wschodniej. Metropolita Szeptycki został internowany przez Rosjan w głąb Rosji, a sędziwy bp Czechowicz, ordynariusz przemyski, umarł w oblężonej twierdzy. Bp Chomyszyn korzystając z niczym nie skrępowanej możliwości działania poczynił szereg istotnych, prawie rewolucyjnych zmian w życiu diecezji.
Przede wszystkim do Cerkwi został wprowadzony gregoriański kalendarz. Dotychczas Rusini na terenie monarchii Habsburgów liczyli czas wg. nowego i starego kalendarza. W życiu świeckim stosowano używany w całym państwie kalendarz gregoriański, życie religijne natomiast kierowało się starym stylem, juliańskim kalendarzem. W Stanisławowie od 1916 r. unitów przez jakiś czas zobowiązywał inny kalendarz niż we Lwowie, wierni tego samego obrządku mieszkający nieopodal siebie z odstępem w prawie dwa tygodnie obchodzili święta kościelne.
Ważnym posunięciem bp Chomyszyna w kierunku sanacji życia kościelnego było wprowadzenie obowiązku celibatu kleru. Wywołało to nie mniejszy rezonans niż reforma kalendarzowa. Dotychczas bowiem rodziny duchownych były ważną częścią społeczeństwa ukraińskiego, namiastką elit stanowych, z których wywodzili się liderzy narodowi.
Formowanie niezachwianego w swych przekonaniach katolickich duchowieństwa, w sytuacji szerzącego się filoprawosławia i sporadycznych aktów apostazji wśród kleru unickiego, stało się podstawą ataków na biskupa ze strony rozpolitykowanych działaczy narodowych. Upatrywali oni w tym niebezpieczny zakus na stan posiadania Ukraińców, którym poprzez celibat duchowieństwa odbierano tradycyjny element struktury społecznej.
Groźna przestroga przed niebezpieczeństwem „herezji nacjonalizmu”
Władyka stanisławowski z zaniepokojeniem obserwował postęp relatywizmu etycznego wśród wiernych grekokatolików i szerzenie się radykalizmu o antychrześcijańskim podłożu. W 1933 r. napisał pracę pt. „Problem ukraiński”, w której poddał wnikliwej analizie kondycję współczesnego mu społeczeństwa ukraińskiego. Bp Chomyszyn zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo „wypaczonego” nacjonalizmu jako antychrześcijańskiej ideologii zatruwającej atmosferę życia narodowego:
„Ów wadliwy, zatruty i szkodliwy nacjonalizm stał się u nas nową religią, podobnie jak materializm u bolszewików. „Ukraina nade wszystko” – to dogmat naszego nacjonalizmu. Sprawy wiary, Kościoła i religii nie mają w ogóle znaczenia, albo ustąpiły na drugi plan, z łaski tolerowane jeszcze dla tradycji albo zwyczaju. Wszystko, co jest narodowe, uważa się za święte, cenne i konieczne, a sprawy wiary, Kościoła i religii uważane są jako zbyteczne, nieproduktywne, zacofane. Stąd owa obcość, nieuprzejmość, niepopularność, a nawet wrogi stosunek do wszelkiej akcji, do wszystkiego, co tchnie duchem religijnym […] Duchowieństwo ma u nas o tyle tylko znaczenie, o ile składa materialne ofiary na cele narodowe, zapędza naród w sieci działaczy narodowych – przede wszystkim pod czas wyborów – i rzetelnie spełnia ich rozkazy. Obelżywe słowo „pop” – to powszechna nazwa kapłana. Biskup powinien być również tylko służalcem wszelkich narodowych komitetów i słuchać ich rozkazów, nawet w sprawach kościelnych. Prasa nacjonalistyczna albo też ulica – to trybunały, które mają u nas już tradycyjne prawo sądzenia biskupów”.
Biskup proroczo zwracał uwagę na niebezpieczne cechy etycznego nihilizmu, jak również nienawiści tkwiące w ideologii nacjonalizmu, które w nieodległej przeszłości doprowadziły do straszliwego ludobójstwa na Kresach. W związku z tym przestrzegał swych wiernych: „Nacjonalizm począł u nas przybierać cechy ducha pogańskiego, albowiem wprowadza pogańską etykę nienawiści, nakazuje nienawidzić wszystkich, którzy są innej narodowości, a nawet wzbraniając nieść im pomoc i okazywać miłosierdzie w ich nieszczęściu.
To właśnie jest przeciwne etyce chrześcijańskiej, Chrystus bowiem nakazał słowem i swoim przykładem miłować bliźnich swoich i to nie tylko przyjaciół i swoich, ale również i wrogów osobistych i ludzi obcych narodowością”. Dalej hierarcha przestrzegał: „Ale nie tylko duchem pogańskim począł zionąć nasz ukraiński nacjonalizm. Co gorsza, na tle nacjonalizmu ukraińskiego zjawiły się oznaki pewnego rodzaju satanizmu”.
Biskup z przerażeniem przewidywał nieszczęścia i klęski, które sprowadzi zbrodnicza ideologia na miły jego sercu naród. Już współczesna mu sytuacja społeczno-polityczna nie rokowała dobrej przyszłości ludności ukraińskiej: „Hurrapatrioci narodowi, szowiniści i krótkowzroczni politycy ukraińscy spowodowali również gorzki los narodu ukraińskiego. Ludzie ci, którzy postępowali raczej jak obłąkańcy aniżeli jak przywódcy, oni to właśnie opluwali wszelki poważny prąd. Oni to wprowadzali ten duchowy rozkład w narodzie, oni to podkopali wiarę i moralność, oni to oślepili i zatruli naród. Oni to i nadal wywołują gniew Boży i gotowi do tego doprowadzić, że z kipiącego kotła Wschodu poleje się lawa ognista, która może nas całkowicie zniszczyć z oblicza ziemi”.
Dla uzdrowienia społeczeństwa ukraińskiego w Małopolsce Wschodniej bp Chomyszyn inicjował powstanie politycznych partii i ruchów odwołujących się do nauki Kościoła. Dzięki jego wysiłkom w 1925 r. została powołana Ukraińska Chrześcijańska Organizacja, a jej organ prasowy „Nowa Zorja” stał się trybuną inteligencji katolickiej. W 1930 r. ordynariusz stanisławowski zainspirował powstanie Ukraińskiej Katolickiej Partii Ludowej, wobec której chłodną postawę przyjął metropolita Andrej Szeptycki. W kwestii społeczno-politycznej bowiem zaistniał spór światopoglądowy między bp. Chomyszynem a metropolitą Lwowa.
Biskup uważał szerzący się wśród Ukraińców nacjonalizm za zło uniwersalne, absolutne wypaczenie moralne i wielkie zagrożenie dla egzystencji narodu. Żaden kompromis z tą ideologią, podobnie jak i z komunizmem, nie był dla niego możliwy. W swoich pamiętnikach „Dwa Królestwa”, które niedługo się ukażą drukiem, bł. Grzegorz używa dość dosadnej charakterystyki tej ideologii i jej niebezpiecznych skutków:
„Głównym naszym sprzeniewierzeniem się jest herezja nacjonalizmu. Ta herezja jest najcięższą i najbardziej niebezpieczną herezją naszego czasu. Opętała ona umysły i serca prawie wszystkich narodów ziemi. Ona spowodowała prawie całkowite duchowe zboczenie. Stawia ona nacjonalizm ponad wszystko, nawet ponad Boga, ponad Kościół, ponad prawa Boże. Chrystus jako król wszystkich ludów nie jest brany w rachubę. Jest lekceważony albo i wprost zaprzeczany. Skutki tej herezji są straszne. Narody jęczą w jarzmie, karzą same siebie, nienawidzą się nawzajem i wyniszczają się. Ta herezja nacjonalizmu opętała także nasz naród i stała się prawie bałwochwalstwem. „Naród ponad wszystko”, łaskę robimy Bogu, gdy postawimy imię Boże na drugim miejscu: „Naród i Bóg”. Postawiliśmy prawdę naszą ponad prawdę Bożą, czyli jak mówi Paweł Apostoł: „Zamieniliśmy prawdę na kłamstwo” (Rzym I, 25). Liczy się dla nas sumienie narodowe. W imię tegoż sumienia proklamuje się zasada, że wszystkie środki, nawet nieetyczne, są dozwolone, gdy chodzi o dobro narodu i budowę państwa. Kościół ma służyć polityce, wiara i religia ma stanąć do jej usług. Kto myśli inaczej, kto się temu sprzeciwia, uchodzi za wroga narodu”.
Adwersarz metropolity Andreja
Stolicę stanisławowską bp Chomyszyn objął po abp. Szeptyckim, który został przeniesiony do Lwowa jako metropolita. Abp Szeptycki dostrzegł gorliwego duchownego po studiach wiedeńskich i zamianował go najpierw na rektora seminarium greckokatolickiego we Lwowie, a potem poparł jako kandydata na biskupa stanisławowskiego. Sam Chomyszyn wspominał o swym zauroczeniu postacią metropolity, w którego wpatrywał się niczym „w obraz”.
Metropolita Andrzej Szeptycki pielęgnował swą wizję na przyszłość i rozwój Kościoła unickiego. Od czasu, kiedy w 1908 r. św. Pius X nadzielił go pełnomocnictwami metropolity Kijowa i całej Rusi, galicyjskiego hierarchę nie porzucały myśli nawrócenia Rosji. Temu celowi gotów był poświęcić całe swe życie i użyć wszystkich środków żeby go osiągnąć.
Po wkroczeniu Rosjan do Lwowa metropolita napisał list do cara, w którym nie kryjąc radości z faktu okupacji Galicji i składając hołd autokratorowi gratulował dzieła „zjednoczenia całej Rusi”. Naiwnie oczekiwał zawierzenia Rosji Najświętszemu Sercu Jezusowemu i uznania duchowej zwierzchności Rzymu. Po kilkuletnim pobycie na zsyłce w Rosji, gdzie stał się świadkiem upadku imperium carów, a razem z nim i zachwiania tradycyjnego sojuszu tronu i ołtarza, metropolita Lwowa jeszcze bardziej się przekonał w swej dziejowej misji zjednoczenia Świętej Rusi ze Stolicą Piotrową.
W Galicji, która jak Małopolska Wschodnia weszła do składu odrodzonego państwa polskiego, władyka Andrej zaczął forsować zmiany obrządkowe w duchu „orientalizacji” rytu unickiego maksymalnie zbliżając go z prawosławiem rosyjskim. Jako pasterz zaczął bardziej się troszczyć o perspektywy misji na Wschód niż sytuacją unii w Małopolsce. Sprzyjało to zwiększeniu dystansu między Kościołem a społeczeństwem ukraińskim poddawanym coraz większym wpływom radykalnego nacjonalizmu i komunizmu.
Bp Stanisławowski nie mógł zrozumieć poczynań metropolity i uważał je za niebezpieczne i szkodliwe dla Kościoła unickiego. W tej samej prowincji kościelnej realizowane były dwa schematy rozwoju unii, które nie sposób było pogodzić. Dla stanisławowskiego biskupa mrzonki nawrócenia Rosji kosztem poświęcenia dobra trzody galicyjskiej były czysto świeckimi kalkulacjami, podyktowanymi koniunkturą bieżącą.
Odwołując się do metafory „dwóch królestw” św. Augustyna bp Chomyszyn oceniał działalność metropolity jako inspirowaną racjami królestwa ziemskiego. Pisał, że jest to dowód na to, „że można być pod wpływem świata i wierzyć przy tym, że służy się Panu”. Orzeka on, że „działalność Metropolity doprowadzi ostatecznie jeżeli nie do ruiny naszego Kościoła, to w każdym razie wywoła chaos, zamieszanie i dezorientację”.
Metropolita Szeptycki korzystając ze wszystkich nadarzających się koniunktur politycznych dla realizacji swych wizjonerskich projektów kościelno-narodowych nie omieszkał także ułożyć współpracy z rosnącymi w sile nacjonalistami. Amerykański badacz nacjonalizmu ukraińskiego John Armstrong twierdził, iż metropolita od lat był „energicznym zwolennikiem ukraińskich nacjonalistycznych ruchów”. Zaznacza, wprawdzie, że poprzez dialog chciał odprowadzić radykałów od skrajności i zbliżyć do chrześcijaństwa. Wysiłki te przypominały jednak zamiary nawrócenia prawosławnej Rosji poprzez maksymalne zbliżenie się do niej obrzędowo i mentalnościowo.
Jakie były wyniki tych podejść doskonale znamy. Podnosząc nacjonalistycznych watażków do rangi partnera w relacjach z Kościołem, metropolita relatywizował zło tkwiące w ideologii zawartej w ich dokumentach programowych. Nie potępił on antychrześcijański w swej istocie tzw. Dekalog nacjonalistyczny, nie przestrzegał wiernych przed szerzącym się niebezpieczeństwem demoralizacji narodu .
Bp Chomyszym nie mógł się pogodzić z bezczynnością metropolity w tak ważnych dla narodu sprawach. Postawę metropolity wobec szerzącego się radykalizmu ocenia on druzgocąco w drukowanym obecnie dziele „Dwa Królestwa”:
„Metropolita to wszystko zaniedbał i dlatego zamiast trzeźwej i rozważnej polityki [wśród Ukraińców – W.O.] rozpoczął się kurs akcji terrorystycznych podziemnych bojówek naszej młodzieży organizowany na własną rękę przez różnych niepowołanych „wodzów”. Metropolita nie tylko nie spełnił swego obowiązku, ale zajął bierne stanowisko wobec bojówek terrorystycznych, a może raczej pośrednio sprzyjał im, w każdym bądź razie aprobował milczeniem […] Rozumny i kochający swe dzieci ojciec nie tylko troszczy się o ich dobro, ale także gdy jest potrzeba napomina je i karci, a nawet karze.
Przysłowie mówi „Kochaj dziecko jak duszę i trzęś nim jak gruszką”. Metropolita, który rościł sobie prawo do bycia ojcem narodu nie spełnił tego obowiązku. Milcząc patrzył on biernie przez palce na wszystkie nasze uchybienia, a nawet pośrednio wspierał. Przez to urósł on na wielkiego patriotę, lecz wyrządził krzywdy nam więcej niż jakiś otwarty wróg ponieważ nie troszczył się on o dobro narodu ukraińskiego, zależało mu na własnej wielkości, a nie na wielkości narodu ukraińskiego”.
Bp Grzegorz Chomyszyn do końca pozostał wiernym Kościołowi katolickiemu. Był szykanowany przez nacjonalistów ukraińskich, aresztowany przez gestapo, osądzony przez sowieckich najeźdźców i umarł śmiercią męczeńską w kazamatach NKWD w 1945 r. W czasie wizyty apostolskiej św. Jana Pawła II na Ukrainie w 2001 r. został wyniesiony na ołtarze jako błogosławiony męczennik za wiarę.
Dzięki szczególnej opiece opatrzności ocalały z ognia wojny zapiski błogosławionego, które ukazały się drukiem w tym roku w oryginale, w języku ukraińskim. Wykorzystane w tekście cytaty w znacznej mierze zostały zaczerpnięte z tego bezcennego dokumentu, ukazującego wielką i szlachetną postać sprawiedliwego Ukraińca, który przestrzegał przed zbrodniczą ideologią zanim jeszcze doprowadziła ona do straszliwego ludobójstwa, do dnia dzisiejszego ciążącego na relacjach polsko-ukraińskich.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Włodzimierz Osadczy
Tekst ukazał się w nr 14-15 Kuriera Galicyjskiego 16-29 sierpnia 2016
2 komentarzy
Warszawiak
24 sierpnia 2016 o 20:11Dobrze byłoby, gdyby to ten wielki człowiek był wzorem dla Ukraińców, a nie bardzo kontrowersyjny Szeptycki.
Mieczysław S.Kazimierzak
11 lutego 2017 o 09:38W „kresowym,nacyjnym kotle” w czasie walki ZŁA ze ZŁEM to jest NAZIZMU z KOMUNIZMEM wobec Polski nie były lojalne MNIEJSZOŚCI NARODOWE:ŻYDOWSKA i UKRAIŃSKA.Finałem tego najpierw była ZBRODNIA PRZEMILCZENIA KATYŃ,a następnie RZEŹ WOŁYŃSKA.
Odwołując się do oryginalnego podziału na CYWILIZACJE,jakiego dokonał polski badacz,katolicki filozof Feliks Koneczny obronić POLSKOŚĆ to znaczyło obronić wartości CYWILIZACJI ŁACIŃSKIEJ.
Ma swoją historię żydowski,bandycki rewolucjonizm i kiedy judaizm rabiniczny uznał,że od ateizmu jest goorsze chrześcijaństwo otworzył to drogę dla ŻYDOBOLSZEWIZMU,który przejał w działaniu rosyjski rasizm.
Po zbliżeniu się do siebie spadkobierców bizantynizmu wschodniego i zachodniego ofiarą padły wartości CYWILIZACJI ŁACIŃSKIEJ,stąd walka na dwóch frontach z POLSKOŚCIĄ.Dzięki cywilizacyjnie kształtowanej PODWÓJNEJ MORALNOŚCI,stąd zdolność do przewrotności, dziś doświadczamy procesu od ŻYDOBOLSZEWIZMU do ŻYDOBANDERYZMU,który zintensyfikował militaryzację handlu wojną i pokojem.Tłem jest trwająca WOJNA O PIENIĄDZ,w której po jednej stronie koalicja PETRODOLAROWA,a po drugiej ANTYDOLAROWA bazująca na powiększających się zasobach chińskiego złota.EURO zabiega o powiększenie wpływów europejskich przez pryzmat gospodarki niemieckiej.Jak w każdej wojnie,to i o PIENIĄDZ trzeba mieć strategię,a jaka jest i jaka powinna być POLSKA?!