Na początku agresji na Ukrainę Rosja dysponowała prawie 7 tys. rakietami średniego i krótkiego zasięgu (do 5500 km). Spośród nich prawie połowa to rakiety starych typów Ch-22, Ch-55 i Toczka-U. W ciągu czterech miesięcy wojny wykorzystała większość z najnowszych typów rakiet. Mimo to, większość przestarzałego arsenału rakietowego wystarczy jej na rażenie celów na Ukrainie jeszcze przez kilka miesięcy. Kwestię tę przeanalizowała gazeta „Forbes”.
W pierwszym etapie wojny Rosja wykorzystywała głównie rakiety „Kalibr” (odpalane z okrętów), „Iskander” i Ch-101. Kilkakrotnie zapowiadała też użyciem swoich najnowszych rakiet – Ch-47 „Kindżał”.
„Ponieważ Rosja planowała krótką wojnę, aktywnie używała tych pocisków, mimo że ich zapasy nie były zbyt duże (2-3 tys. sztuk). W maju pojawiły się pierwsze doniesienia, że rosyjskie ministerstwo obrony zaczyna szukać pocisków u „swoich sojuszników” – w Chinach, Korei Północnej i innych krajach. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiły się informacje o pierwszym użyciu pocisków Ch-59. To stara sowiecka rakieta z lat 80., ale dość precyzyjna – jej odchylenie od celu wynosi mniej niż 10 m, ale ZSRR i Rosja mają tendencję do wyolbrzymiania rzeczywistej celności swojego uzbrojenia” – czytamy w artykule.
Wadą Ch-59 jest jej zasięg – niecałe 300 km. Oznacza to, że można ją stosować tylko na obszarach przygranicznych lub na obszarze wybrzeża Morza Czarnego. Przenosi również najmniejszy ładunek (do 300 kg) i nie jest w stanie zniszczyć dużego obiektu.
Radziecka Ch-55 i jej nowoczesna modyfikacja Ch-555 stały się alternatywą dla pocisków „Kalibr” na większą odległość. Ale tych pocisków nie można już nazwać wysoce precyzyjnymi. Dla nich odchylenie od celu wynosi 20-100 m.
„Również w tym czasie pojawiły się pierwsze potwierdzenia użycia przez Rosję kompleksów Toczka-U, które zostały oficjalnie wycofane z eksploatacji w Federacji Rosyjskiej. Toczka-U jest generalnie bronią masowego rażenia. Jest zdolna do rażenia siły żywej na obszarze do 30 hektarów, w zależności od typu głowicy. Ponadto pociski do systemów Toczka-U są zwykle bardzo stare i istnieje duże ryzyko, że pocisk w ogóle nie trafi w cel” – czytamy w artykule.
Rosja użyła już na Ukrainie ok. 3 tys. rakiet. Najprawdopodobniej w Federacji Rosyjskiej pozostało niewiele pocisków „Kalibr” i „Iskander”. Potwierdza to fakt, że Rosja używa nie tylko starych i tanich rakiet, ale także nowych i drogich. W szczególności rakiet przeciwokrętowych P-800 „Oniks” o wartości ponad 1 mln dolarów za sztukę.
Oprócz tego, że są drogimi rakietami, są przeznaczone do zupełnie innych celów. Ich użycie do rażenia celów naziemnych wskazuje, że Rosjanie nie mają wystarczająco dużo tańszych pocisków o wymaganej precyzyjności. Nie wykluczone też, że Rosja nie nadąża z dostarczaniem „Kalibrów” flotom Czarnomorskiej i Kaspijskiej.
„Jeśli Rosjanom naprawdę kończą się zapasy rakiet Ch-101, „Kalibr” i rakiet dalekiego zasięgu „Iskander”, to przy zasięgu ponad 500 km pozostają tylko stare Ch-55 i Ch-22. Zła wiadomość jest taka, że tych pocisków jest ponad 2 tys. i mogą wystarczyć na kilka miesięcy bombardowań, a ich niedokładność może prowadzić do strasznych konsekwencji” – czytamy w artykule.
Opr. TB, https://forbes.ua/
1 komentarz
Adrian
7 lipca 2022 o 20:47Rosja nie osiągnie w najbliższych latach (najprawdopodobniej nigdy) mocy produkcyjnych z czasów ZSRR….. więc jest to ostatni konflikt w którym będą mieli do dyspozycji,, wagony amunicji”……następna wojna jeśli komuś ja narzuca skończy się maksymalnie w kilka miesięcy….proxy wojna przynosi efekty