Co się dzieje w białoruskiej armii? Skąd tyle przypadków śmierci wśród poborowych? – to temat, który zdominował białoruskie media w ostatnim tygodniu po tym, jak w jednej z jednostek znaleziono na początku października powieszonego żołnierza Alaksandra Korżycza.
Aleksandra Korżycz został powołany do armii niespełna pół roku temu. 3 października w piwnicy jednego z budynków jednostki wojskowej w Pieczach koło Borysowa znaleziono jego powieszone ciało. 5 października śledczy przedstawili pierwszą wersję tragedii – samobójstwo. Rodzice i przyjaciele zmarłego tę wersję kategorycznie odrzucają, są przekonani, że padł on ofiarą „fali” i został zamordowany przez innych żołnierzy. Znajomi mężczyzny twierdzą, że informował on wcześniej o szykanach ze strony innych żołnierzy.
To druga tragedia w tym roku w Pieczach. 31 marca znaleziono powieszonego tam innego poborowego – Artioma Bastiuka. 25- letni mężczyzna skarżył się rodzinie na to, co dzieje się w Pieczach. Jego matka wielokrotnie apelowała do kierownictwa jednostki, a później zwracała się do samego ministra obrony o zapoznanie się z sytuacją. Ten jednak nie kiwnął palcem. Po kilku miesiącach dochodzenia śledczy nie doszukali się jednak znamion przestępstwa i zakończyli śledztwo w sprawie śmierci młodego Białorusina.
A w prasie, w mediach społecznościowych wrze. W niedzielę okazało się, że chłopak, który znalazł ciało Saszy Korża próbował zakończyć życie samobójstwem, ale w odpowiednim momencie został znaleziony, po czym odesłano go na jakiś czas do zamkniętego szpitala psychiatrycznego w Nowinkach.
Ludzie przedstawiają dowody na istnienie „fali” w wojsku, zastraszanie, okrutne obyczaje panujące w koszarach. Eksperci uważają, że wrzód na białoruskiej armii odzwierciedla specyfikę stworzonego w kraju systemu łamania jednostki. Systemu wyłączonego spod kontroli cywilnej.
W międzyczasie Białorusini zbierają na stronie zvarot.by podpisy pod petycją o odwołanie ministra obrony Andrieja Rawkowa. Ten przed dymisją się obronił, zdymisjonował za to dowódcę jednostki wojskowej w Piaczach, do zakończenia śledztwa zawiesił w służbie pięciu innych oficerów jednostki wojskowej, a czterech usunął z Sił Zbrojnych RB, – poinformował rzecznik białoruskiej armii Władimir Makarow na kanale telewizyjnym ONT.
W poniedziałek potwierdzono kolejny przypadek śmierci, w jednostce wojskowej w Berezie (Obwód Brzeski). Informację o śmierci Gienadija Sorokina w jednostce wojskowej Nr 48684 w Berezie zamieścił w sieci społecznościowej „VKontakte” jego rodzony brat. Napisał, że Giennadij zmarł 2 września 2017 roku pełniąc wartę. Mężczyzna poddaje w wątpliwość oficjalną przyczynę zgonu brata.
„…pełnił wartę od 13:00 do 15:00 (…). A nas poinformowali o tym, co się stało dopiero o 16:50, dlaczego tak późno, nie wiem (…). – Podczas autopsji stwierdzili, że zmarł natychmiast i nie było sposobu, aby go uratować”, – napisał brat.
Oburzenie społeczne jest tak duże, że pod jego wpływem dowództwo podjęło decyzję, że 15 października wszyscy poborowi z jednostki w Pieczach zostaną zwolnieni na przepustki do Borysowa – na spotkanie z rodzinami. Bliscy zaniepokojeni sytuacją przyjechali tam z rożnych stron Białorusi, jednak w ostatnim momencie po. dowódcy zdecydował, że nie wypuści chłopców z jednostki. Spotkanie z krewnymi i przyjaciółmi odbyło się pod ścisłym nadzorem oficerów w hali sportowej na terytorium.
Przy okazji należy zauważyć, że historia Aleksandra Korżycza znów odsłoniła kolosalną różnicę między państwowymi i niepaństwowymi mediami. Pierwsze praktycznie milczą o sprawie, drugie zadają niewygodne pytania władzom. Internet stał się narzędziem pokazującym sfery do niedawna zamknięte dla publiki, wentylem bezpieczeństwa, skoncentrowanym ładunkiem niezadowolenia społecznego wobec rządu. Tylko reżim nie bardzo ma pomysł, co zrobić z tym zjawiskiem, nowo mianowany minister informacja Aleś Karliukiewicz już zdążył nadmienić o potrzebie nowelizacji ustawy o mediach, skupiając się na potrzebie uregulowaniu treści w Internecie, przede wszystkim w sieci społecznościowych.
Kresy24.pl/AB
2 komentarzy
Litwin
16 października 2017 o 20:12Czyżby zielone ludziki, które tam stacjonują?
Creo
17 października 2017 o 10:40Potencjalnie stawiali otwarty opór zielonym ludzikom.
Ciekawe czy to gdzieś przy granicy z Rosją.
Wywołuje to zaniepokojenie.