Unia Europejska udziela Ukrainie znaczącej pomocy we wdrażaniu reform – nie tylko gospodarczych, ale także w wielu innych dziedzinach. Jednak wyniki tych reform często nie spełniają oczekiwań. Może to wynikać z tego, że Europejczycy nie mają pełnej informacji o rzeczywistej sytuacji na Ukrainie. Ponadto europejscy politycy są często celowo wprowadzani w błąd. Pisze o tym Martin Banks w brukselskim wydaniu „EUreportera” w artykule na temat reformy sądownictwa na Ukrainie.
„Na Ukrainie nadal kwitnie korupcja, a niewydolność i nieskuteczność systemu sądowniczego pogłębiła się. Jednocześnie część ukraińskich polityków aktywnie wykorzystuje w swoich interesach temat reformy sądownictwa. W szczególności Petro Poroszenko w czasie swojej prezydentury wykorzystał temat reformy sądownictwa, aby uzyskać kontrolę nad sądami. I udało się, bo tylko nieliczni sędziowie odważyli się podejmować decyzje wbrew woli Poroszenki… W wyniku tego od 2014 roku wzrosła liczba doświadczonych sędziów, którzy odeszli z sądownictwa. W niektórych ukraińskich sądach w ogóle nie ma sędziów, a sądy zawiesiły ich pracę, co utrudnia lub uniemożliwia obywatelom dostęp do wymiaru sprawiedliwości” – opisuje.
Przyczyną tego fiaska reformy wspieranej przez Europę, zdaniem autorów artykułu, może być celowe odcinanie Europejczyków od obiektywnych informacji o sytuacji w kraju, a nawet dezinformacja. Źródłami europejskich polityków na Ukrainie są ukraińscy politycy i tzw. działacze społeczni.
„Na Ukrainie utworzyła się „kasta” reformatorów, która zmonopolizowała kontakty z UE i innymi zachodnimi partnerami. Od tych osób zależy, z kim przedstawiciele UE mogą się spotykać, a z kim nie. W rezultacie Unia Europejska komunikuje się na Ukrainie wyłącznie z niewielką grupą osób, która określa siebie społeczeństwem obywatelskim. Są to w większości działacze finansowani z grantów unijnych i międzynarodowych. Twierdzą, że reprezentują cały naród ukraiński i często z nimi kontaktują się europejscy politycy, by rozmawiać o reformach” – zauważa gazeta, przyznając, że ukraińscy działacze społeczni nie do końca rozumieją sytuację i często promują reformy, które przynoszą negatywne skutki.
„Jednocześnie nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za wynik. Co więcej, im gorzej, tym lepiej. Dopóki w kraju są problemy, osoby te otrzymują dotacje na walkę z tymi problemami” – zauważa Banks.
Wskazuje on na potrzebę rezygnacji z takiej polityki.
„Europa powinna utrzymywać kontakty nie tylko z zawodowymi działaczami społecznymi, ale także z szerszym kręgiem osób na Ukrainie, aby móc tworzyć obiektywny obraz tego, co dzieje się w kraju. Przyniosłoby to realne korzyści dla reform dla Ukrainy”.
W przeciwnym razie – ostrzega – stosunki między UE a Ukrainą będą zagrożone.
„Ukraińcy już pokazali, że są przeciwni zewnętrznej kontroli Rosji. Ale teraz mówią, że Ukraina znalazła się pod zewnętrzną kontrolą Zachodu, a naród ukraiński nie zaakceptuje takiej sytuacji… Może to mieć dramatyczne konsekwencje. Niektórzy politycy już teraz wzywają do rezygnacji z integracji europejskiej i takie wezwania spotykają się z poparciem wyborców” – zauważa autor artykułu.
Opr. TB, https://www.eureporter.co/
fot. https://ru.slovoidilo.ua/
1 komentarz
Zdzichu Dyrman
22 września 2020 o 11:10„Niektórzy politycy już teraz wzywają do rezygnacji z integracji europejskiej i takie wezwania spotykają się z poparciem wyborców”. Myślę, że dla nas to akurat dobra wiadomość. Po co wpuszczać do UE lub jakichkolwiek innych międzynarodowych struktur kraj, który w przyszłości mógłby być dla nas konkurencją? Brutalne będzie to, co teraz powiem, ale przeznaczeniem Ukrainy (całej!) jest albo bycie częścią Rosji, albo Polski i do tego ostatniego powinniśmy dążyć.
Nie mówię tu o zbrojnym zajęciu kraju i dotowaniu tej dziury bez dna, mówię tu raczej o sytuacji w której Ukraina spełniałaby rolę, którą zresztą zawsze dla nas spełniała (z przerwami oczywiście), czyli bycie masą buforową przed cywilizacjami wschodu (nie tylko Rosją) i bycie rezerwuarem taniej siły roboczej dla polskiej gospodarki.