Przedstawiamy drugą cześć rozmowy o zdradzie w historii polski na przestrzeni wieków. Na nasze pytania odpowiada dr hab. Jarosław Stolicki, kierownik Zakładu Historii Polski Nowożytnej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor Stolicki specjalizuje się w badaniu ustroju Korony w epoce nowożytnej, historią ziemi ruskich i ukrainnych w XVII wieku oraz postacią króla Jana III Sobieskiego. Jest także edytorem źródeł parlamentarnych sejmu polskiego.
Dzieje polskiej zdrady! Rozmowa z dr hab Jarosławem Stolickim (cz.1)
Panie profesorze, skończyliśmy na Władysławie Łokietku. Po nim przyszedł jego syn Kazimierz nazwany później Wielkim. Dziś, za sprawa serialu, stał się popularny. Proszę powiedzieć, czy rzeczywiście był Wielki i czy za jego czasów pojawiali się zdrajcy?
Nie znamy przykładów zdrady w czasach panowania Kazimierza Wielkiego. W serialu pojawił się wątek, gdy jeden z doradców króla Niemieża zdradza go, sprzedając informacje Czechom. Zrobił to, aby uratować swojego teścia Pełkę, który przebywał u nich w niewoli. Zakończył się ten wątek szczęśliwie, jak to w serialu. Bohaterowie budzą sympatię, mają swoje wady, ale w chwili największej próby opowiadają się po stronie dobra.
Czy za Jagiellonów coś się zmienia?
Za panowania Jagiellonów Polska przestaje być państwem o silnej władzy monarszej i tworzy się w niej naród polityczny. Zaczyna rozwijać się sejm, który nie służy tylko temu, do czego powoływany był w całej Europie, czyli udzielaniu zgody na nowe podatki. U nas zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę w życiu państwa, które staje się demokratyczne. Oczywiście z wszystkimi zastrzeżeniami. Coraz większy wpływ na władze zaczynają mieć elity. Były to elity senatorskie i szlacheckie, te drugie trochę później, bo w połowie XVI wieku.
Tu rodzi się zarzewie konfliktu. Władca bowiem prowadzi politykę niczym nieskrepowaną, ma na uwadze tylko dobro dynastii, a państwo jest na dalszym planie. Tymczasem elity są ze sobą powiązanie i uwikłane w różne układy i mogą ulegać wpływom, także obcych państw. Pojęcie zdrady zaczyna się rozmywać. Większość ludzi, przedstawicieli tych elit, którzy doradzali królowi, kierowała się dobrem Rzeczypospolitej, w znaczeniu królestwa. Natomiast bardzo różna była interpretacja tego dobra. Dobrem mogła być współpraca z sąsiadami. Przecież zaczęły pojawiać się w Europie państwa narodowe. Po wojnie stuletniej powstaje Francja. Po wojnie dwóch róż Anglia. Habsburgowie zaczynają budować państwo. Dla innych dobrem wspólnym była konieczność walki z nieprzyjaciółmi chrześcijaństwa. Pamiętajmy, że rośnie potęga Turków osmańskich.
W tych skomplikowanych układach musi odnaleźć się również Polska. Istotą bytu ówczesnego państwa było prowadzenie aktywnej polityki międzynarodowej. Z jakimś obozem politycznym trzeba być związanym. I na przykład niektórzy magnaci, doradcy Zygmunta I, jak kanclerz Szydłowiecki, doradzają królowi by współdziałał z Habsburgami. Nie można nazwać ich zdrajcami. Ta polityka była szczerze zorientowana na dobro Polski.
Czyli nie brali za to pieniędzy?
Pieniądze brali. Pieniądze zawsze są potrzebne dla uprawiania polityki, chociażby żeby opłacać innych w działaniach, które rozumieli jako pro publico bono.
Polska miała swoich opłacanych agentów na innych dworach?
Mieliśmy dyplomatów na dworze papieskim, którzy starali się wywrzeć wpływ, ale takich płatnych agentów to raczej nie. W tamtych czasach królowie mieli problemy finansowe. Koszty prowadzenia polityki i wojny były ogromne. Szlachta w Koronie bardzo niechętnie finansuje wojny. Nie chcę powiedzieć, ze była pacyfistyczna w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, ale nie chciała dawać pieniędzy nawet na wojnę z Zakonem, zwaną Trzynastoletnią. A przecież ta wojna doprowadziła do uzyskania ujścia Wisły i Gdańska, co dało szlachcie możliwość eksportu zboża. Z drugiej strony koszty były rzeczywiście ogromne, a część pieniędzy była marnowana.
Ale wracając do zdrady. Pewien jej symptom pojawia się wówczas w stosunkach Polsko, a właściwie Litewsko-Moskiewskich. Trzeba wiedzieć, że Litwa i Moskwa konkurowały o schedę po Rusi Kijowskiej, której tereny zajmowały. W obu tych państwach mieszkała ludność ruska, mówiąca podobnym językiem zwłaszcza na pograniczu. W XVI wieku kończyły się czasy swobody niezależnych książąt, którzy władali w tamtych okolicach i musieli się opowiedzieć po jednej ze stron. Był w początkach XVI wieku taki książę Gliński, poddany Wielkiego Księcia Litewskiego. Zdecydował się przejść na stronę księcia moskiewskiego, bo był obrażony na wielkiego księcia litewskiego, czyli króla Polski, za to, że w jego konflikcie z innym magnatem wziął stronę tamtego. I znowu pytanie, czy tu możemy mówić o zdradzie? Chyba tak, bo ów Gliński był na dodatek żołnierzem, a przejście do nieprzyjaciela oceniamy jednoznacznie. Ale znaleźć można poddanych Moskwy, którzy przechodzili na stronę litewską, zwłaszcza w czasach bezwzględnych rządów Iwana IV, więc zjawisko to było jakoś tam normalne.
Potem w Polsce wprowadzona zostaje instytucja wolnej elekcji. Zgłaszają się różni konkurenci do korony polskiej, za nimi stoją stronnictwa. Te stronnictwa agitowały za swoimi kandydatami i obiecywały szlachcie rozmaite zyski i korzyści. Pojawia się pole do działań korupcyjnych.
rozmawiał Jacek Matecki
cdn.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!