„Polska i Ukraina muszą wykonać krok wstecz i gruntownie przemyśleć dalsze działania na polu historii aby odblokować płaszczyznę politycznych relacji, bądź rozpocząć jakieś działania równoległe, które obniżą poziom napięcia i nieufności. Dzisiaj historia stała się tematem numer jeden i niewątpliwie doprowadziła do tego, że znaleźliśmy się w ślepej uliczce” – mówi Rafał Dzięciołowski, znawca spraw wschodnich, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP
Antoni Opaliński: Zamieszanie, które w sprawach kontaktów z Ukrainą wywołała nowelizacja ustawy o IPN, sprawia, iż aktualnym staje się pytanie: na ile w polityce zagranicznej powinniśmy uwzględnić czynnik historyczny i czy powinien on być decydujący?
Rafał Dzięciołowski: Moim zdaniem nowelizacja do ustawy o IPN – mówiąc językiem skrajnie dyplomatycznym – była nadzwyczaj niefortunna. W wymiarze ukraińskim była jeszcze bardziej destrukcyjna dla wzajemnych relacji niż w wymiarze stosunków polsko-żydowskich. Wynika to z faktu, że pewne mechanizmy zabezpieczające, które są wpisane w komponent żydowski, nie obowiązują w odniesieniu do kwestii ukraińskiej. Mechanizmy, które mają dać gwarancję swobody w wypadku badań nad Holocaustem, w badaniach nad relacjami polsko-ukraińskimi nie obowiązują. Nie ma tego wyłączenia penalizacji w przypadku badań naukowych czy twórczości artystycznej, na co, jako gwarancję wolności wypowiedzi i swobody badań, powołują się wnioskodawcy ustawy. W odniesieniu do Ukrainy mamy taki stan prawny, że możemy ścigać każdego, kto przypisze lub potencjalnie przypisze zbrodnie ukraińskich nacjonalistów innym sprawcom, nawet jeżeli dokona tego w drodze badań naukowych. Rodzi to moim zdaniem istotne zagrożenie dla możliwości badań historycznych. Oddając sprawiedliwość naszemu stanowi wiedzy, należy przyznać, że wiele jest jeszcze znaków zapytania dotyczących spraw polsko-ukraińskich w czasie II wojny światowej w ogóle, w tym także Wołynia. Na przykład do dziś nie została ustalona szczegółowa kwerenda, ani nie wyszła w języku polskim, ani prawdopodobnie w żadnym innym, monografia dotycząca źródeł niemieckich w sprawie wydarzeń na Wołyniu. Zupełnie kluczową sprawą, która dałaby nam pełną jasność, jest kwesta archiwów rosyjskich, do których nie mamy dostępu i nigdy nie mieliśmy. Każdy, kto zajmował się historią naszych relacji w sposób inny, niż bazując na popularyzatorskich bądź propagandowych książkach, wie, że brak tego rodzaju źródeł czyni naszą wiedzę niepełną i niedoskonałą. I wiele kwestii pozostawia otwartymi. Z tą zasadniczą dotyczącą udziału Sowietów i Niemców w prowokowaniu rzezi. Uważam, że te emocje, które dziś zapanowały w relacjach między Polską a Ukrainą, bo dziś działania polityczne to głównie emanacje emocji, należy powściągnąć. Polityka w ogóle nie powinna być emocjonalna, a dziś politycy stają się zakładnikami tych złych emocji z jednej strony, a z drugiej sami próbują grać emocjami, żeby budować sobie elektorat w perspektywie zbliżających się wyborów. Niestety dotyczy to zarówno Polaków, jak i Ukraińców i sieje spustoszenie w stosunkach międzypaństwowych, a także coraz bardziej przenika do świata zwykłych ludzi. I to jest jeszcze groźniejsze, bo znacznie trudniejsze do opanowania.
Sprawa ekshumacji na Wołyniu wywołuje u nas bardzo duże emocje i jest czynnikiem, który blokuje dalsze rozmowy.
Niestety tak. Kwestia ekshumacji stała się przedmiotem sporu międzypaństwowego, który zablokował relacje nawet na poziomie politycznym do tego stopnia, że dzisiaj trudno jest myśleć o pozytywnych inicjatywach w kierunku Ukrainy bez zniesienia tego nieszczęsnego i nonsensownego zakazu wydanego przez Wołodymyra Wiatrowycza. O tym, że to jest niedorzeczny zakaz, mówią nie tylko Polacy, ale też niektórzy politycy ukraińscy. Niestety nie mają odwagi przeciwstawić się wyimaginowanemu vox populi, który twierdzi, że wobec okropieństw, których dopuściła się ostatnio strona polska, Ukraina nie może milczeć. Wydaje mi się, że obydwie strony muszą wykonać krok wstecz i gruntownie przemyśleć dalsze działania w polu historii aby odblokować płaszczyznę politycznych działań, bądź rozpocząć jakieś działania równolegle. Niewątpliwie dzisiaj historia stała się tematem numer jeden i niewątpliwie doprowadził on do tego, że znaleźliśmy się w ślepej uliczce.
Wspomniał Pan Wołodymyra Wiatrowycza. Ukraiński korespondent Radia Wnet Paweł Bobołowicz tłumaczył, że ukraiński IPN i otoczenie Wiatrowycza to jest kilkadziesiąt osób, że to niewielka instytucja. W porównaniu z siłami badawczymi, intelektualnymi i fizycznymi polskiego IPN jest to niewielka jednostka. Dyskutujemy z czymś, co na Ukrainie stanowi niewielki wycinek opinii publicznej, a z drugiej strony on blokuje ekshumację i mówi Pan, że nie ma dojścia do innych polityków, żeby tę decyzję zmienić.
Od wielu lat obserwuję pewną immanentną słabość polskiej polityki, polegającą na nieumiejętności wykorzystywania wszystkich dostępnych instrumentów i możliwych kierunków działania. W wypadku gdy pojawia się przeszkoda, to każdy rozsądny człowiek ją po prostu omija. Z przerażeniem dostrzegam w polskiej polityce taką skłonność, żeby frontalnie walić głową w każdy mur, nawet najmniejszy i o zgrozo, czynić z tego cnotę. Chociaż obok jest droga obejścia i można spokojnie przeszkodę po prostu ominąć, my wolimy szum w głowie, po tym jak nabijemy sobie guza. Wystarczy porównać budżety polskiego i ukraińskiego IPN i potencjał, jaki Polska mogłaby zaangażować w uprawianie mądrej polityki historycznej, żeby zdać sobie sprawę, że ta cała walka z perspektywy polskiej jest walką z instytucją o potencjale komara. Tyle, że my do tej walki używamy najcięższej artylerii, odpowiedzialnością obarczamy całe ukraińskie społeczeństwo i na koniec dziwimy się, że w efekcie mobilizujemy Polaków przeciwko Ukraińcom. Bo jednym z pobocznych efektów takiej nieracjonalnej polityki jest wzrost nastrojów antyukraińskich wśród Polaków i pewnie nieuchronnie postępujący analogiczny proces zachodzi wśród Ukraińców…
Widzimy to w głosach naszych słuchaczy, w opiniach…
I to jest bardzo niekorzystne dla polskiej polityki zagranicznej i dla polskich planów strategicznych jak chociażby Trójmorze, ponieważ nic się nie zmieniło w geopolitycznej przestrzeni tej części Europy. Ukraina jest nadal kluczowym krajem, ze względu na swoją rolę, położenie w tej przestrzeni i znaczenie dla Rosji jako pomostu do Europy. Jest krajem – sworzniem dla całego regionu. Jest to państwo tak geopolitycznie usytuowane, że wybór polityczny Ukrainy w dużej mierze decyduje o politycznej przynależności całego regionu. Ukraina będzie albo europejska, co jest naszym najważniejszym regionalnym interesem, albo będzie rosyjska bądź niemiecko-rosyjska, co by było dla nas katastrofalnym zagrożeniem. Należy zatem zadać sobie pytanie, jakimi instrumentami będziemy realizować nasz państwowy interes, a on jest taki, żeby Ukraina była europejska i przyjazna nam maksymalnie, na ile się da. Z drugiej strony, oczywiście, to nie znaczy, że mamy zrezygnować z forsowania naszej wizji prawdy historycznej. Chodzi tylko o to, że możemy to robić subtelniej niż do tej pory, z wyobraźnią, korzystając z dostępnych nam wszystkich instrumentów wykorzystywanych w dyplomacji publicznej. Niekoniecznie musimy dostrzegać tylko Wiatrowycza i koncentrować na nim wszystkie siły aparatu państwowego, bo nie odwołamy go z Warszawy. Zresztą byłaby to dziwaczna praktyka, której przecież sami byśmy nie chcieli. Zastanówmy się, jak byśmy zareagowali, gdyby władze w Kijowie zaczęły walkę z jakimś konkretnym polskim urzędnikiem. Byłoby to dla nas nie do przyjęcia, a pozycja takiego człowieka od razu by się wzmocniła. A więc to nie tędy droga. Są natomiast inne sposoby. Moim zdaniem, jednym z takich sposobów odblokowania relacji polsko-ukraińskich jest ostatnia inicjatywa Instytutu Pamięci Narodowej. Podjęcie przez prof. Szwagrzyka wysiłku uczciwych ekshumacji w Hruszowicach i ustalenie czy tam były groby żołnierzy UPA, czy mieliśmy tylko do czynienia z symbolicznym pomnikiem upamiętniającym tę formację. Zniszczenie pomnika w Hruszowicach stało się pierwszym punktem destrukcji stosunków polsko-ukraińskich na polu historycznym, a potem także politycznym. Dobrze więc, że wreszcie znaleziono odwagę by uczciwie zmierzyć się z tym problemem. Za akt szczególnie pozytywny, pokazujący dobrą wolę polskich władz, odbieram stworzenie możliwości wjazdu do Polski i uczestniczenia w badaniach panu Światosławowi Szeremecie – prezesowi ukraińskiego IPN, do niedawna objętego zakazem wjazdu do Polski.
Obserwuje Pan od dawna, jak radzą sobie Polacy na Ukrainie. Wiele się mówi w debacie publicznej o Polakach na Litwie, o pisowni nazwisk na przykład, a o Polakach na Ukrainie mówi się natomiast mniej.
Przywołał pan przykład Polaków na Litwie. Tu jest pewien paradoks. Z jednej strony mamy konkretne postulaty względem państwa litewskiego, do dziś niezrealizowane i wciąż aktualne, z drugiej zaś, po raz pierwszy chyba od dwudziestu lat – okres bardzo dobrych stosunków polsko-litewskich. Przez półtora miesiąca odbyły się trzy wizyty ważnych przedstawicieli państwa polskiego na Litwie. Także wizyty premiera Skvernelisa i ministra spraw zagranicznych Linkeviciusa w Polsce. To właśnie pokazuje, że dialog na różnych poziomach, różnymi kanałami, od politycznych, po gospodarcze i kulturalne, przynosi efekt. A konkrety? Proszę bardzo: dziś w Solecznikach i w rejonie solecznickim, gdzie Polacy stanowią większość, pojawiają się dwujęzyczne napisy i tabliczki. Do niedawna ludzie, którzy je wieszali, byli stawiani przed litewskimi sądami i karani wysokimi grzywnami. Dzisiaj, chociaż prawo się nie zmieniło, władze i sądy litewskie przymykają na to oko. Litwini deklarują gotowość współpracy i realnie z nami współpracują na forum Unii Europejskiej, w inicjatywie Trójmorza, w wymiarze transatlantyckim. Są naszymi realnymi sojusznikami w ocenie zagrożeń płynących z Rosji w tym przy działaniach blokujących Nord Stream 2. Na polu gospodarczym można mówić o prawdziwej wiośnie, wręcz pełni upalnego lata – Orlen Lietuva i Możejki mnożą zysk w niesłychanym tempie, rusza umowa energetyczna i gazowa. Oczekiwane są nowe inwestycje polskie w inne sektory gospodarki litewskiej. To pokazuje, że można.
Wracając na Ukrainę – Polacy na Ukrainie z jednej strony kibicują władzom w Warszawie, ponieważ podzielają polski punkt widzenia na historię, osobliwie na historię ludności polskiej na Wołyniu, z drugiej strony z dużym niepokojem obserwują pogarszające się relacje w wymiarze społecznym. Mamy już dowody tego, że te środowiska, które uchodziły za przyjazne Polsce, a takich było bardzo wiele i dotyczy to zarówno zachodniej, jak i środkowej Ukrainy, zaczynają nabierać dystansu, nieufności i blokują niektóre inicjatywy mniejszości polskiej. Krótko mówiąc, atmosfera się pogarsza i to sygnalizują nam Polacy z Ukrainy, prosząc o to, by w wymiarze społecznym, niezależnie od tego, jaka będzie walka na poziomie politycznym, baczyć i pilnować, by nie zepsuć tego, co jednak udało się przez ostatnie 25 lat zbudować w relacjach polsko-ukraińskich. Udało się przecież zbudować jakąś formułę normalności między dwoma narodami, z czego korzystali w pierwszej kolejności nasi Rodacy mieszkający na Ukrainie.
Jeśli chodzi o polskie szkolnictwo na Ukrainie, też dochodziły nas niepokojące informacje…
Ukraina uregulowała status szkół mniejszości, dbając o to, by język ukraiński był w tych szkołach obecny. Działanie to było skierowane przede wszystkim w stosunku do szkół mniejszości rosyjskiej, węgierskiej i rumuńskiej. Natomiast dzięki inicjatywie pani minister oświaty Anny Zalewskiej, która wielokrotnie rozmawiała z ukraińską odpowiednik Lilią Hryniewicz, doszło do podpisania polsko-ukraińskiej dwustronnej umowy oświatowej, która gwarantuje, że prawa oświatowe mniejszości polskiej na Ukrainie nie ulegną pogorszeniu. Zachowaliśmy właśnie zimną krew i przytomność w użyciu dostępnych środków politycznych, żeby zadbać o własny interes. Po drugie, trzeba powiedzieć, że inna jest struktura oświaty polskiej na Ukrainie, a inna szkolnictwa mniejszości węgierskiej, rumuńskiej, czy rosyjskiej. Oni mają dwieście szkół mniejszościowych. My mamy tych szkół 5–6, natomiast większą część procesu edukacji w przestrzeni kultury i języka polskiego realizujemy poprzez szkoły sobotnio-niedzielne. One w ogóle nie były objęte nową ustawą ukraińską. Warto dodać, że popularność języka polskiego w społeczeństwie ukraińskim rośnie i w tej chwili szacuje się, że 60 tysięcy Ukraińców uczy się języka polskiego jako obcego. Niezależnie od motywacji, bo zapewne część z nich uczy się polskiego, bo to jest język przyszłego pracodawcy, to jest bez wątpienia instrument do tego, by dokonywać popularyzacji kultury polskiej i budować pomost w relacjach polsko-ukraińskich. Wydaje mi się, że to też jest zadanie dla dyplomacji publicznej realizowanej przez ministra spraw zagranicznych, aby wykorzystać to zainteresowanie społeczeństwa ukraińskiego i spróbować zbudować na przykład programy, które obok nauki języka uczyłyby elementów kultury i historii polskiej. Byłoby to pierwszym pomostem między Polską a Ukrainą.
Zwolennicy nowelizacji do ustawy o IPN uważają, że Ukraińcy, którzy przyjeżdżają do Polski do pracy, popularyzują ekstremizmy wynikające z historii i że należy tym postawom przeciwdziałać, ponieważ ta propaganda może nastawiać antypolsko i radykalizować mieszkających w Polsce Ukraińców. Czy rzeczywiście widzi Pan takie zagrożenie?
To już jest przejaw zupełnie karkołomnego myślenia nie opartego o związek z rzeczywistością! Ukraińcy przyjeżdżający do Polski mają zwykle pozytywny stosunek do Polski i im dłużej tu pracują i więcej pieniędzy transferują do swoich rodzin na Ukrainie, tym bardziej ten przyjazny stosunek rośnie. Na to są dowody w postaci badań. Po drugie, musimy być świadomi, że ta rzekoma banderyzacja dotyczy znikomego procenta społeczności ukraińskiej, głównie na zachodniej Ukrainie. Z pełną świadomością to mówię, nawet na zachodniej Ukrainie jest to niewielki procent. Wyobraźmy sobie, jaką siłę oddziaływania może mieć tego typu ideologia w Polsce, gdzie przyjeżdżają i mieszkają Ukraińcy z całej Ukrainy. Są w Polsce nie tylko ludzie ze Lwowa, są z Charkowa, Sum, Czernihowa, z Ukrainy północnej, wschodniej, południowej. Z całej Ukrainy. Dla nich hasło Bandera brzmi równie obco i wrogo, jak dla nas. W związku z tym zarzut, że ktoś w supermarkecie wyciągnie czerwono-czarną flagę i w ten sposób jest w stanie wpływać na świadomość pracujących w Polsce Ukraińców, jest niedorzeczny. Moim zdaniem ta nowelizacja ustawy o IPN w aspekcie ukraińskim, podrzucona przez partię Kukiz 15 z udziałem najbardziej wrogich Ukrainie „ekspertów” miała na celu zaognienie relacji między IPN ukraińskim a polskim. Dała stronie ukraińskiej do ręki argument, że Polska blokuje swobodny dialog. Należy zaznaczyć, że Ukraińcy w tej sprawie też nie mają czystego sumienia, bowiem ukraińska ustawa dekomunizacyjna penalizując krytykę UPA ogranicza swobodę badan naukowych. Tylko, że myśmy tę ustawę swego czasu bardzo solidnie i zasadnie napiętnowali i domagamy się od strony ukraińskiej korekty złych rozstrzygnięć legislacyjnych. Jest rzeczą niezwykle smutną, że po dwóch latach poszliśmy tą samą drogą.
Na Ukrainie zbliża się rok wyborczy. Czy interes Rzeczypospolitej jest w zmianie układu sił na Ukrainie, czy w jego zachowaniu?
Interes Rzeczypospolitej jest po pierwsze w podtrzymaniu niepodległości państwa ukraińskiego, stabilności tego państwa, reform, procesów, które mają uzdrowić system gospodarczy i prawny i zlikwidować wszechobecną na Ukrainie korupcję.
Czy widzi Pan kogoś, kto mógłby zlikwidować na Ukrainie korupcję?
Uczciwie mówiąc, nie widzę. Pamiętajmy jednak, że Polska po 89. roku była w takim okresie, w którym obowiązywało hasło, że pierwszy milion musi być skradziony. Dzisiaj sytuację mamy zupełnie inną. Ja bym powiedział, że dziś paradoksalnie Ukraina w procesie państwowotwórczym potrzebuje swojego, ukraińskiego PiS, czyli partii, która będzie bezkompromisowo i kategorycznie egzekwować w polityce wewnętrznej zasady uczciwości i prawa.
Wydawało się, że Julia Tymoszenko jest już politycznie pogrzebana, tymczasem ona prowadzi w sondażach prezydenckich. Czy ta postać, gdyby wróciła do jakiejś formy władzy, miałaby jakieś znaczenie w stosunkach polsko-ukraińskich?
Przede wszystkim Julia Tymoszenko jest owiana tajemnicą, jest zagadką. Nad nią cały czas wisi wielki znak zapytania. Ostatecznie dzisiaj nie wiemy kim jest Julia Tymoszenko. Znamy jej złożoną historię, wiemy, że była znaczącą beneficjentką uwłaszczenia oligarchii ukraińskiej, że paktowała z Rosją w sprawach energetycznych, osiągając kontrowersyjne porozumienie i w wielu sprawach realizowała przede wszystkim interes własny. Ale wiemy również, że w pewnym momencie stała się symbolem walki o emancypację społeczeństwa ukraińskiego. Może nawet stało się to wbrew jej woli. Wiemy też, że ma nieprawdopodobne talenty polityczne i niemały potencjał, by w tej trudnej dla Ukrainy sytuacji przejąć rolę autentycznego przywódcy narodu, co pokazała już nie raz. Z pewnością może więc wystartować w tych wyborach i je wygrać. Co to oznacza dla Polski? To bardzo pragmatyczny polityk, który już wcześniej wysyłał sygnały o woli kontaktu z Polską i poszukiwania dialogu. Zarówno urzędujący prezydent Petro Poroszenko, jak i potencjalnie kandydująca Julia Tymoszenko, to są nadal dla Polski nie najgorsze opcje polityczne.
Rozmowa odbyła się 17 maja 2018 roku w Radiu Wnet. W formie pisemnej ukazała się pierwotnie w Kurierze Galicyjskim nr 10/2018 oraz na portalu kruriergalicyjski.com
Kresy24.pl
36 komentarzy
tagore
4 czerwca 2018 o 17:06Problemem w stosunkach polsko ukraińskich nie jest historia,a budowanie podstaw ideowych Państwa Ukraińskiego na ideach nazistowskiej OUN-B.
To jest istota sporu i powód jego narastania.
Jeśli ten Pan tego nie widzi ,to jest kiepskim doradcą,a jeśli widzi i świadomie manipuluje działa na szkodę RP.
Paweł Bohdanowicz
4 czerwca 2018 o 17:33Zakaz ekshumacji jest niedorzeczny albo dorzeczny – to kwestia ocen. Moim zdaniem jest to bardzo łagodna reakcja na prowokację hruszowicką. Na Ukrainie są pomniki na cmentarzach żołnierzy AK. Nikt ich demonstracyjnie nie rozwala, nikt z nich nie robi tłucznia do utwardzania dróg.
Kasko
4 czerwca 2018 o 18:22A czy te pomniki na grobach żołnierzy AK są samowola budowlaną, czy może były zbudowane zgodnie z miejscowymi przepisami i w porozumieniu z władzami ukraińskimi. Bo pomnik bandziorów z organizacji terrorystycznej UPA był na 100% wzniesiony nielegalnie i był bezczelną prowokacją ze strony nacjonalistów ukraińskich. Skandalem jest nie to że go zburzono, tylko że stał ponad 20 lat.
Paweł Bohdanowicz
5 czerwca 2018 o 07:54Nie znam szczegółów. Na Ukrainie nie burzy się żadnych polskich pomników – ani legalnych, ani nielegalnych.
————-
Czy pomnik w Hruszowicach był legalny, czy nielegalny, to skomplikowana kwestia prawna.
cherrish
5 czerwca 2018 o 11:47Tam się je tylko wysadza lub oblewa farbą. To nie jest skomplikowana kwestia prawna, organy państwa polskiego w tej sprawie się wypowiedziały i nie miały wątpliwości. Najlepiej napisać „nie znam szczegółów” i wprowadzić element „rozdawania samochodów na placu czerwonym”, zawsze coś przylgnie.
Kasko
4 czerwca 2018 o 18:32Pomniki na cmentarzach żołnierzy AK są tam, gdyż leżą tam żołnierze AK. W Hruszowicach nie ma grobów bandytów z UPA, czego dowiodła ekshumacja przeprowadzona ostatnio przez IPN. To że ten cham Szeremeta twierdzi inaczej, bo znaleziono niemiecki guzik od kalesonów, nie ma żadego znaczenia ponieważ ten człowiek (?) nie ma żadnych kwalifikacji żeby to oceniać.
Paweł Bohdanowicz
5 czerwca 2018 o 08:02Tożsamość ludzi leżących w Hruszowicach jest dobrze znana – Szwagrzykowi również. Mogiła powstańcza (kurhan) był usytuowany tuż obok betonowego pomnika, co Szwagrzyk mógł z łatwością zobaczyć na starych fotografiach.
Prowokacja hruszowicka (zarówno sposób zniszczenia pomnika, jak i późniejsze „badania”) była tak przeprowadzona, żeby maksymalnie podsycić nastroje antypolskie na Ukrainie.
Kto leży w Hruszowicach:
1) Bazylewicz Tymotej ps. „Moroz”, staniczny wsi Gaje k. Hruszowic, zastrzelony przez NKWD na początku 1945 r. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach.
2) Pawło Klucznyk ps. „Sirko”, lekarz kurenia „Zalizniaka”, a następnie referent Służby Zdrowia w Nadrejonie „Baturyn” Okręgu II OUN. Zginął 28.11.1945 r. zakatowany przez żołnierzy ze strażnicy WOP w Kalnikowie. Razem z nim zostali zamordowani dwaj młodzi, wiejscy chłopcy, nie mający nic wspólnego z podziemiem, bracia – Michał i Mikołaj Babiak [Bablak]. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach. Wedle odnalezionych w tzw. Archiwum d-cy UPA Mirosława Onyszkiewicza ,,Oresta” „Terenowych wistkach” z powiatu Jarosław za grudzień 1945 r., pogrzeb miał miejsce 16.12.1945 r. (UOP, sygn. akt 2721, obecnie IPN BU sygn. X/3-X/20))
3) Michał Babiak, ur. w Hruszowicach, zamordowany 28.11.1945 r. przez żołnierzy WOP z Kalnikowa. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach.
4) Mikołaj Babiak, ur. w Hruszowicach, zamordowany 28.11.1945 r. przez żołnierzy WOP z Kalnikowa. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach.
5) Dymitr Hrycal ps. „Dubenko”, saper sotni UPA „Bałaja”, ur. 7.11.1917 r. we wsi Riczki, zginął 11.03.1946 r. we wsi Gaje pow. Jarosław w potyczce z pododdziałem Wojska Polskiego przybyłym z Radymna. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach. Więcej na jego temat piszę w książce „Powstański mohyły”.
6) „Gonta”, ur. w Ryszkowej Woli pow. Jarosław, członek rejonowej bojówki SB „Dnipra”, zginął latem 1946 r. we wsi Gaje. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach
7) „Peń” (nazwisko nieznane), strzelec sotni „Kruka”, zastrzelony przez żołnierzy ze strażnicy WOP w Kalnikowie. Ciało zabitego przywiązano stalową linką za szyję do wozu i wleczono 5 km do Kalnikowa, gdzie je porzucono. Pochowany prawdopodobnie na cmentarzu w Hruszowicach.
8) Dymitr Kozak ps. „Marko”, referent SB I Rejonu Nadrejonu „Baturyn”, jesienią 1946 r. ranny w potyczce z wojskiem na polach k. wsi Nienowice, rozerwał się granatem, by nie wpaść w ręce wroga. Pochowany na cmentarzu w Hruszowicach.
Jarema
4 czerwca 2018 o 19:17P. Bohdanowicz samozwańczy „ekspert” publikujący na portalu z wizerunkiem i cytatami S. Bandera lidera zbrodniczego ruchu nazistów ukraińskich z UPA ponownie w akcji.
Ja rozumiem, że takiej osobie pomniki nazistów ukraińskich są miłe dla oka, ale Polska to państwo prawa i nie wolno stawiać pomników nazistom odpowiedzialnym na ludobójstwo.
Ukraiński zakaz ekshumacji jest barbarzyństwem i walką z zamordowanymi już raz Polakami. Teraz współcześni zwolennicy nazizmu UPA mordują pamięć zamordowanych Polkach.
cherrish
4 czerwca 2018 o 20:18No własnie, są pomniki na cmentarzach, a nie nielegalne upamiętnienia. A tą prowokacją to była rozbiórka czy prace archeologiczne? Domyślam się, że autor nie miał na myśli budowy?
Generał
4 czerwca 2018 o 22:23Odezwał się nasz Pawło. Prowokacja to może być Gliwicka. Byłem w przeciwieństwie do Ciebie w Hruszowicach. Obserwowalem badania na miejscu rzekomego grobu masowego. Kłamstwo ukraińskie zostało ukarane a pomnik bandytów czyli Twoich rodaków został rozebrany bo w moim kraju nie będzie stał pomnik bandytów. Choćbyś się z…ał
Paweł Bohdanowicz
5 czerwca 2018 o 12:28Powiedz, kto kiedykolwiek mówił o GROBIE MASOWYM? Chyba tylko Szwagrzyk i jego ludzie.
observer48
4 czerwca 2018 o 22:32@Paweł Bohdanowicz
Pomnik w Hruszowicach został słusznie rozebrany, bo nie stał, jak się okazało, nad miejscem pochówku poległych partyzantów UPA. Pomniki nagrobne nie są w Polsce zakazane. Co do podsycania antybanderowskiej histerii w Polsce, zgadzam się z Panem Dzięciołowskim podobnie, jak z propozycją ignorowania i marginalizacji Wiatrowycza i jego sekty udających ukraiński IPN.
Paweł Bohdanowicz
5 czerwca 2018 o 08:05Otóż stał na miejscu pochówku poległych upowców. Z dokładnością do kilku metrów. Ponieważ w chwili stawiania pomnika była tam mogiła – kurhan powstańczy z krzyżem, więc postawiono pomnik tuż obok. Widać to na zdjęciach.
tagore
5 czerwca 2018 o 10:59@observer48 Wiatrowycz realizuje politykę władz Ukrainy,proponuje Pan izolować te Władze?
cherrish
5 czerwca 2018 o 11:52I nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne a białe jest białe. Stał na mogiłach i już, prace archeologiczne przeprowadzono źle, nie uwzględniono metodologii ukraińskiej, zgodnie z którą piramidy wybudowali Ukraińcy, o czym świadczą wykopaliska w Australii. Znaleziono tam czaszkę, na której wyrzeźbiony był tryzub.
robert
4 czerwca 2018 o 22:48Jeśli to była „łagodna reakcja”, to jaka byłaby reakcja „niełagodna”? Drugi Wołyń? A podobno Wołyń to wina Rosjan 😉
Piotr Bondarczuk
4 czerwca 2018 o 22:50Tabletki się skończyły? Ukraińskie „olgino” znowu nadaje …
Zakaz ekshumacji jest barbarzyński i łamie konwencje prawa międzynarodowego. „Prowokacja hruszowicka”? Szczyt impertynencji apologety upa w kontekście wyników badań IPN w Hruszowicach.
Nie waż się nawet porównywać AK z upa! Również zachęcam do wnikliwej lektury IPN.
Jarema
4 czerwca 2018 o 19:35Wypowiedz pana Dzięciołowskiego świetnie pasowała by do lat 90-tych, gdy nieliczni zdawali sobie sprawę z ukraińskiego nazizmu, istoty tego ruchu i jego zbrodniczych „osiągnięć”, a przede wszystkim z polityką Kuczmy, który od ukraińskiego nazizmu się odżegnywał.
Dziś, czego ten słaby merytorycznie ekspert nie dostrzega, gdy Ukraina oficjalnie wspiera banderowską tożsamość, funduje pomniki nazistów i neguje zbrodniczą działalność – jest nieporozumieniem, a nie przejawem dalekowzroczności. Pan zdaje się nie rozumieć, że po odbudowie pomnika ku czci zbrodniarzy z UPA wobec Polski padłyby kolejne żądania, np. kolejne pomniki, odszkodowania za Akcję Wisła, do czego mniejszość ukraińska w Polsce namawia itp.
Mamy też chyba autora koncepcji wizyty ostatniej szansy w Kijowie PAD. Efekty można obserwować gołym okiem, szczególnie jeżeli wsłucha się w słowa reprezentanta Poroszenki do rozmów z Polską po ekshumacjach. To już nie tylko polonofob, zwolennik ukraińskiego nazizmu Wiatrowycz czy Szeremeta, ale i Poroszenko i aparat państwa ukraińskiego. Pan zresztą pomija niewygodne fakty, np. pomnik kłamliwie przedstawiający pomordowanych (przez Polaków) strzelców siczowych otwarty przez przedstawicieli rządu ukraińskiego, flagi nazistów ukraińskich dumnie powiewających we Lwowie i innych miastach.
Pan dostrzega zagrożenia o Ukrainie niemieckiej lub niemiecko-rosyjskiej, ale od myślenia życzeniowego nie może odejść.
To jest przedstawiciel pokolenia, dla które Polska powinna robić politykę na kolanach także wobec ekonomicznego bankruta, czy liliputa – Ukrainy i Litwy. Ci ludzie muszą odejść, najlepiej najszybciej.
Nie zmienia to, tego, że Ukraina niezależna od Rosji jest korzystna dla Polski.
Prowokowanie napięć nie jest dobre i wskazane, ale napięcia płyną z odwołującej się do nazizmu Ukrainy i antypolskiej Litwy. Kolejne ustępstwa, głupkowate uniki, uśmiechy, kroki wstecz do niczego nie doprowadzą. Ukraina obecnie ma postsowiecką mentalność.
Podjęcie tych ogromnych wyzwań to zadanie nie dla osób pokroju eksperta Dzięciołowskiego.
observer48
5 czerwca 2018 o 04:41@Jarema
Polskie władze powinny trzymać Ukrainę na dystans i czekać na rozwój wypadków w sprawie Nord Stream 2. Polski tak naprawdę NS2 niewiele dotyczy, bo po roku 2022 będzie miała pełne zaopatrzenie w gaz spoza kacapii, a powstanie tego gazociągu będzie ostatecznym aktem sprzedaży Ukrainy RoSSji przez Niemcy. Wybór będzie należał do władz Ukrainy, w którą stronę się zwrócić, a w Polsce powinna do tego czasu stacjonować na stałe co najmniej jedna dywizja pancerna USA. Jeśli Ukraina nie będzie chciała stać się szkopsko-kacapską kolonią, Ukraińcy powinni zacząć naciskać na rządzących.
Jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i do Werchownej Rady na Ukrainie może dojść do antyrządowych rozruchów, co pomoże odsunąć Poroszenkę i jego gang of władzy w demokratycznych wyborach, tym razem naprawdę ściśle monitorowanych przez Kanadę, USA, Wielką Brytanię i inne państwa udzielające Ukrainie pomocy w uzbrojeniu i szkoleniu jej armii pod groźbą wstrzymania takiej pomocy. Przez następne 12 miesięcy na Ukrainie może się bardzo dużo zmienić, a rząd w Kijowie może przybyć do Warszawy w prysiudach i z czapkami w rękach.
Jarema
5 czerwca 2018 o 11:38Obserwer48
Zarysował pan dość optymistyczny w relacjach polsko-ukraińskich scenariusz. Nie mam nic przeciwko, aby się spełnić. Wczoraj wyleciał z powodu konfliktów wewnętrznych z ukraińskiego naszego słowa nieżyczliwy Polsce i probanderowski dziennikarz; nie mam nic przeciwko, aby stołek po wyborach stracił gloryfikator ukraińskiego nazizmu i polonofob – wiatrowycz i szeremeta.
Czy jednak Ukraińcy są w stanie dokonywać dobrych wyborów, czy historia pokazała, że potrafią je czynić? Nie.
Jest też kolejny problem (obok historyczne) jakim jest wzajemna niewłaściwa ocena siebie nawzajem – Polski i Ukrainy.
Polscy politycy, ci którym wydaje się że realizują koncepcję Gierdoycia i Mieroszewskiego są zdania że wykonują robotę ponadprzeciętną. Jakakolwiek krytyka, np. a Dmowski uczył inaczej itp. wywołuje reakcję w postaci zarzutu nierozumienia imponderabiliów, a nawet zdrady. Wobec Ukrainy politycy oczekują uścisków, gestów, słowem miłości i wdzięczności za dobrą robotę wobec Ukrainy i ostatnio uszanowania polskiej wrażliwości historycznej, ale niekonsekwentnie. Jednak wyraźnie widać, także po wizycie ostatniej szansy PAD w Kijowie w grudniu, że coś nie działa? Ponieważ politycy ci nie są zbyt bystrzy i ciągle ich myśli obracają się wokół Rosji (zasadniczo słusznie! Rosja to zagrożenie śmiertelne dla Polski i Ukrainy), to odpowiedz nasunęła im się sama! Wszystkiemu lub prawie wszystkiemu winna Rosja. To przebija ze wypowiedzi eksperta, np. o Wołyniu, gdzie imputuje się wpływ Rosji i Niemiec.
Ukraina patrzy na nas inaczej. Fajnie, że nas wspieranie, super, ale macie kilka mld, aby je nam podrzucić, bo wiecie nasze państwo serio istnieje teoretycznie, a mamy też drogie kochanki, macie silną armię, zaprawioną w bojach, którą moglibyście podesłać pod Kijów, macie nowoczesny przemysł i silną gospodarkę, macie przemysł zbrojeniowy; możecie nas wesprzeć gospodarczo itp. Odpowiedz na te pytania jest chyba jasna, to Ukraińcy mają polskiego adwokata w … i idą do Niemiec itp. Do tego doszedł Wiatrowycz i wywołany przez niego oraz inne środowiska neobanderowskie w tym hołubionego w Polsce Juszczenkę konflikt historyczny. To co znowu mamy Polakom ustępować, gdy chronimy całą Europę przed Rosją i rozmawiamy z potęgami – myślą sobie Ukraińcy?
Słowem Polska uważa, że znaczy więcej i oczekuje wzajemności, współpracy, otwarcia, a Ukraina uważa, że znaczymy mniej i sądzi, że uścisk dłoni PAD przez Poroszenkę wystarcza.
Problem jest taki, że polskie elity tego nie widzą i nie chcą przyjąć do wiadomości, jak ten ekspert – potrafią tylko nawoływać do kroku w tył (z tym, że w sprawach historycznych stoimy na przepaści – potem Ukraina zażąda kolejnego pomnika zbrodniarzy z UPA i odszkodowań za akcję Wisła itd.).
Skoro tego nie widzą, to nie są w stanie wykorzystać instrumentów jakie Polska ma wobec Ukrainy. Geografia – Polska jako brama do Europy jest najbardziej oczywistym.
Myślę, że proces urealnienia relacji nie będzie szybki i prosty. Stąd nie jestem takim optymistą, jak pan.
zed
4 czerwca 2018 o 21:18ukraina idąc tokiem rozzumowania tego pana będzie polska i rosyjska, ukraińcom zostanie tylko kijow z kilkoma wioskami.
zed
4 czerwca 2018 o 21:19ukraina umiera i niech sie stanie
robert
4 czerwca 2018 o 22:51Pan Dzięciołowski to niestety ukraiński oraz litewski lobbysta, który powiela szkodliwe i antypolskie tezy rodem z doktryny Giedroyca-Kaczyńskiego Lecha. Takich jak on Ukraińcy uważają za frajerów, gdyż ci szanują tylko silnych i dumnych, a nie pełzających przed nimi „lachów”.
Dzierżyński
5 czerwca 2018 o 08:33To może od razu uderzymy od zachodu na Ukrainę, ruskie już od wschodu to zrobiły. Nabzdyczanie się to też nie jest żadna polityka i tu gość ma rację co do naszego narodowego sportu, czyli walenia głową w każdy mur… Tak jak ruskie grają na skłócenie nas (co im coraz lepiej wychodzi), tak my powinniśmy szukać po tamtej stronie ludzi nam przyjaznych i ich wspierać w polityce i w działaniach, a jak – to najlepiej można się nauczyć od właśnie ruskich.
tagore
5 czerwca 2018 o 10:56@Dzierżyński Jakoś nie zauważyłem przyjaznych Polsce polityków ukraińskich.Umiejętność czytania cyrylicy jak widać jest coraz mniej rozpowszechniona.
Dzierżyński
5 czerwca 2018 o 12:06@tagore – widzę że umiejętność czytania polskich liter też podupada, przecież napisałem, że należy uczyć się od ruskich jak zjednywać sobie polityków a to oznacza, że to kosztuje. Myślisz, że działania promoskiewskie wynikają z miłości do Rosjan? Naiwność niestety często dominuje w dyskusjach politycznych u nas. Poważna polityka zawsze kosztowała o czym też dobrze wiedzą Amerykanie, Niemcy (finansujący nasze media) i Chiny w zasadzie korumpujące całą Afrykę.
robert
5 czerwca 2018 o 12:49Nie czuję się „skłócany” z Ukrainą przez Rosjan. Czuję się za to obrażony faktem, że Dzieciołowski lobbuje za Ukrainą mimo tego, iż szczątki pomordowanych Polaków walają się po lasach, polach, dołach na szambo etc.
tagore
5 czerwca 2018 o 17:07@Dzierżyński Wsparcie Polski dla ukraińskiego polityka to jak mafijny pocałunek śmierci w ukraińskiej realności, dużo groźniejszy niż
„delikatne” wsparcie Moskwy.Nie tak dawno ukraiński historyk otrzymał polską nagrodę,musiał ją przeznaczyć na stosownie „szlachetny” cel by uniknąć przykrości.
Pańska propozycja nie ma realnych podstaw.
Jarema
5 czerwca 2018 o 11:52Racja! Prasa donosi, że ten pan maszerował razem z Ukraińcami w ukraińskim marszu w Przemyślu 2018 podczas którego padały kontrowersyjne zdania.
Jan
5 czerwca 2018 o 06:19Do Pawła Bohdanowicza
Okazuje się, że pod pomnikiem w Hruszowicach nie ma pochowanych żadnych członków UPA. Pomnik był nielegalny, a jego forma łuku triumfalnego, gloryfikująca organizację, która programowo mordowała Polaków była obraźliwa. Tak samo obraźliwe jest porównywanie AK z UPA. AK nie miało w programie odbudowy niepodległości przy pomocy czystek etnicznych i w oparciu o Niemcy hitlerowskie.
olek
5 czerwca 2018 o 09:41Ukraina niech sobie będzie ukraińska ,ale niech pooddaje to co bilszewicy zagrabili innym państwom tworząc twór jakim była USRR.Obecni Ukraińcy plują na Rosję zapominając o tym,że to bolszewikom rosyjskim zawdzięczają ,że obecnie mają państwo .
Dzierżyński
5 czerwca 2018 o 11:58Bolszewikom co najwyżej zawdzięczają wielki głód w latach 30-tych, który wykosił miliony Ukraińców. Bolszewicy zawsze byli przeciw niepodległej Ukrainie (patrz wojna II Rzeczypospolitej i Petlury z bolszewikami), po prostu w pewnym momencie zbrakło im kasy na dalsze okupowanie tych terenów. Teraz jak się trochę odbili od dna znów próbują podporządkować sobie Ukrainę (mówiąc bolszewicy mam na myśli ruskich, bo to jedno i to samo).
robert
5 czerwca 2018 o 12:51Wielu bolszewików, a nawet zwykłych żołnierzy Armii Czerwonej, było Ukraińcami. Gdyby nie ZSRR, nigdy nie powstałoby państwo ukraińskie o takim zasięgu terytorialnym. Lwów jest polski, a mimo tego leży na terytorium Ukrainy.
Alexander
5 czerwca 2018 o 12:58Tytułowa alternatywa źle sformułowana. Ukraina nie będzie już rosyjska choćby nawet nie stała się 'europejska’, cokolwiek to znaczy. Ukraina nie dlatego zbuntowała się przeciwko Rosji, że ruch ten popierali Polacy. Gdyby nawet Polacy byli prorosyjscy, Ukraińcy we własnym interesie, zgodnie z własnymi pragnieniami, zrezygnowaliby z nadzoru politycznego Moskwy. Kijów jest miastem znacznie starszym od Moskwy, a Ruś kijowska istniała dużo wcześniej niż Księstwo Moskiewskie. Chrzest Rusi został dokonany za sprawą Kijowa, a nie Moskwy. Tym samym cywilizowanie Rusi szło od południa, a nie od północy. Ukraińcy są w pełni świadomi swojej odrębności etnicznej od Moskali, zaś aspiracje Rosji z tym związane traktują słusznie jako uzurpację.
Nie będzie już więcej „jedynej ,niepodzielnej Rosji”, złożonej z Rosji, Ukrainy i Białorusi. To pieśń minionej przeszłości. Imperialnej przeszłości zarówno caratu jak i Związku Sowieckiego. Patrząc na sprawy z historycznego dystansu widać wyraźnie, ze apogeum ruskiej potęgi już przeminęło i teraz jest oraz będzie tylko powolny zjazd w dół. Moskwa, która miała być „Trzecim Rzymem”, skończy tak samo jak dwa pierwsze Rzymy, gdyż takie prawidłowości dziejowe dotyczą wszystkich imperiów.
W związku z powyższym Polska niewiele ma tutaj do powiedzenia. Czy będziemy dobrze, czy też źle żyli z Ukraińcami, oni w żadnym przypadku nie zmienią już swojego nastawienia do Rosji. Nie zmienią tym bardziej, że popierają ich znacznie silniejsi gracze niż Polska.
Biorąc to wszystko pod uwagę, w stosunkach z Ukrainą powinniśmy pilnować przede wszystkim swoich własnych interesów. Wówczas wyjdziemy na tym najlepiej.
Barnaba
5 czerwca 2018 o 14:35Dobrze że zwróciłeś uwagę że Ruś była pierwsza od Moskowii z naciskiem że to Ruś. To jest tak jak Prusowie i Jaćwingowie byli przed Prusami znanymi nam z rozbiorów. Z tym że Prusów i Jaćwingów wybili Niemcy i sami się tak nazwali. Natomiast Ukraińcy, nie nazywają siebie Rusinami, ale przypisują sobie co ciekawsze fragmenty ich historii. Naród, który dopiero w XIX wieku skodyfikował swój alfabet i zdefiniował zasady swojego języka. Bezczelność. I jak czują się Rusini, którzy są na swojej ziemi od co najmniej 1000 lat?
Alexander
5 czerwca 2018 o 16:53@Barnaba : Na czym polega „bezczelność” Ukraińców nie mam pojęcia. Nazwy często ulegają zmianom. Potomkowie Rzymian to dzisiejsi Włosi, ale potomkowie starożytnych Greków to nadal Grecy. Ukraińcy są potomkami mieszkańców Rusi Kijowskiej. To nie powinno ulegać wątpliwości. Germańscy Prusacy natomiast nie byli potomkami ani Prusów ani Jaćwingów. Oni przejęli tylko nazwę i oczywiście zagarniętą ziemię. Ukraińcy przejęli prawosławną kulturę Rusi Kijowskiej, język ( oczywiście z upływem lat modyfikowany), obyczaje itd. Ziemi mieszkańców Rusi Kijowskiej nie zagarniali, w przeciwieństwie do carów i bolszewików.