Ministerstwo Spraw Zagranicznych Białorusi wzywa, żeby nie żartować sobie z takich wyrażeń jak „białoruska krewetka” czy„białoruski dorsz” i tłumaczy, że są okoliczności, w których można te owoce morza potraktować jako „białoruskie”.
„Białoruś ma prawo i możliwość frachtować statki, ma prawo do prowadzenia połowów morskich, a produkty mogą być przywożone na terytorium Unii Celnej. Więc jakiekolwiek uśmieszki z tytułu „białoruskich krewetek” czy ” „białoruskiego dorsza” nie są tu na miejscu” – cytuje słowa urzędnika z MSZ agencja „Interfax- Zapad”.
„Kiedyś wynajęliśmy dwa statki w Kaliningradzie, które wypłynęły na Atlantyk, łowiły tam śledzia, dorsza i inne gatunki ryb” – tłumaczył urzędnik, wzywając jednocześnie, by odróżnić takie pojęcia jak „kraj pochodzenia” i „kraj produkcji”.
„Jeśli piszemy na etykiecie produktu „Made in Belarus”- oznacza to, że towar, w tym wypadku importowany, został poddany głębokiej obróbce. Na przykład, jeśli mówimy o tej krewetce, to my dodaliśmy do niej oleju, octu, został też poddana obróbce termicznej. Tak więc jest to już towar produkcji białoruskiej. Zmieniają się kody towarów i żadnych problemów z eksportem do Rosji już nie ma” – rozwiał chyba wszystkie wątpliwości szyderców przedstawiciel MSZ.
kresy24.pl/svaboda.org
1 komentarz
józef III
25 sierpnia 2014 o 19:06cha, cha : „dwa statki” !