A bajeczna fortuna procentuje z każdym tygodniem.
Aleksander Łukaszenka jest dziś drugim po Putinie najbogatszym człowiekiem w Europie Wschodniej – ocenia insiderski kanał Białoruski Wywiad. Jego obecny majątek, ulokowany po całym świecie, trudno nawet oszacować, gdyż sam dyktator nie wie już dokładnie, ile ma.
Najtrudniej było ukraść pierwszy miliard dolarów. Zeszła mu na to cała druga połowa lat 90-ch. Starannie ulokował go wtedy na kontach w Szwajcarii. Wkrótce jednak z miliarda zrobiło się 5 miliardów i trzymanie wszystkiego w jednym miejscu stało się ryzykowne. Trzeba było to podzielić na kilka państw, tym bardziej że Amerykanie „zaczęli węszyć”.
Wtedy pierwszy raz dał o sobie znać „biznesowy talent” najstarszego syna, Wiktora Łukaszenki, który wkrótce przejął nadzór nad całymi finansami rodziny. Zaczął on lokować skradzione środki w liczne niewielkie i nie rzucające się w oczy projekty inwestycyjne w całej Europie, czasami przez podstawione firmy.
Idealna do tego okazała się Austria. Tamtejsi brokerzy i bankierzy zadbali, by korzystnie i dyskretnie zainwestować „rodzinne zaskórniaki” Łukaszenków w sektor energetyczno – naftowy. Nastała jednak era sankcji UE i USA, więc rodzina postanowiła jeszcze bardziej rozdrobnić kapitał na kolejne kraje, żeby nie dało się go wykryć i „zamrozić” w jednym miejscu.
Wtedy Wiktor Łukaszenka wpadł na genialny pomysł, że „najciemniej jest pod latarnią” i po 2010 roku część kapitału ulokował… w Stanach Zjednoczonych, głównie w amerykańskie obligacje i akcje dużych koncernów, tuż pod nosem żmudnie rozpracowujących te schematy finansowe amerykańskich służb.
Jednocześnie Wiktor nawiązał bliskie relacje z rodziną rządzącą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i część kapitału popłynęła do państw regionu Zatoki Perskiej. Wiktor jeździ tam regularnie, żeby dopilnować interesów klanu.
W końcu przyszedł też czas na kryptowaluty. W ciągu zaledwie ostatniego roku wzrost kursu bitcoina przyniósł rodzinie Łukaszenków kilka miliardów dolarów – ocenia Białoruski Wywiad. Równolegle lawinowo napływają dywidendy z wcześniejszych inwestycji i procenty z lokat.
Nic więc dziwnego, że sam Aleksander Łukaszenka nie wie już dokładnie, ile wynosi cały jego majątek i gdzie jest ulokowany. Zażądał więc niedawno od swoich ludzi, żeby mu to wszystko policzyli.
Nie mając bezpośredniej „wtyczki” w wewnętrznym imperium finansowym klanu Łukaszenki w ogóle nie da się tego kapitału oszacować. Gdyby jednak na Zachodzie była realna wola polityczna, z czasem można by było wykryć łukaszenkowskich pośredników od „czarnej roboty finansowej”. Niektórych zresztą już nieoficjalnie namierzono, ale zarzutów nikt na razie nie usłyszał – pisze kanał.
Ma jednak nadzieję, że „kiedy przyjdzie właściwy moment, rodzinny sejf Łukaszenków da się otworzyć”. Pytanie jednak, co to znaczy „właściwy moment”, kto i na jakiej podstawie o tym zadecyduje i czy wiara w możliwość wytropienia kapitału starannie rozdrobnionego i rozrzuconego po całym świecie nie jest przypadkiem zbyt naiwna?
Czytaj także: Zawaliło się! Łukaszenka wydaje paniczne rozkazy.
KAS
1 komentarz
Enricco
11 listopada 2024 o 12:11Ot, ruska mentalność: kraść, kraść, kraść, choćby nawet używane pralki.