W ubiegłym tygodniu w Lidzie odbyła się smutna dla nas uroczystość. Urzędnicy odsłonili tablicę na cześć NKWD, która zwalaczała Armią Krajową. Nie mniej smuci komentarz czołowego przedstawiciela opozycji, cytowany przez czołowy opozycyjny portal – piszą na swoim blogu Polacy Grodzieńszczyzny.
Na budynku rejonowego oddziału milicji przy ulicy Zwycięstwa w Lidzie, z wielką pompą odsłonięto tablicę upamiętniającą funkcjonariuszy NKWD. Według władzy zasłużyli na tablicę i pamięć, bo zginęli w walce z „nacjonalistycznymi bandytami” w latach 1944-1947 r. Oczywiście każdy kto zna historię ziemi lidzkiej wie, że NKWD walczyło tu z żołnierzami Armii Krajowej i to nie tylko do 1947 roku. Do 1949 roku w obronie Kresów Wschodnich walczył tutaj duży oddział podporucznika Anatola Radziwonika „Olecha”. Ostatni bojownicy AK walczyli na tym terenie i w 1953 roku. Tak więc stosunek władzy do spraw historycznych pozostaje niezmienny – nadal uważają się za następców NKWD i Stalina.
Zaznaczyć trzeba, że przy odsłonięciu tablicy w Lidzie obecny był minister spraw wewnętrznych Igor Szunewicz, który powiedział „to tylko jedno z wydarzeń jakie odbywa się w Republice Białoruś na cześć tragicznie poległych obrońców prawa”, a także „wydarzenia, które tutaj zachodziły, na tej zlanej krwią bohaterów ziemi, w latach 1945-1947 po wyzwoleniu kraju, są częścią codziennej roboty białoruskiej milicji”. Może w ziemi ługańskiej, na Ukrainie, gdzie urodził się i wychował minister Szunewicz NKWD to bohaterowie. Dla mieszkańców Lidy na pewno nie. Ale ich nikt nie pytał o zdanie.
Bardzo szybko o sprawie napisał czołowy białoruski portal opozycyjny – charter97. W pierwszym zdaniu artykułu napisano: „W Lidzie uczczono pamięć milicjantów, którzy zginęli w walce z białoruskimi konspiratorami i partyzantami w latach 1947-1949”. Dalej portal cytuje Siarhieja Nawumczyka – ważną postać – w latach 1990-1995 był deputowanym od Białoruskiego Frontu Narodowego i jednym z jego liderów, jednym z autorów deklaracji niepodległości Białorusi, w 1996 r. wyjechał do Ameryki, jest zastępcą przewodniczącego emigracyjnej Rady Białoruskiej Republiki Ludowej.
Nawumczyk napisał, że tablica w Lidzie poświęcona jest „pamięci zabójców białoruskich patriotów. Tym samym ministerstwo zaprzeczyło mitowi, że Białorusini pokornie przyjęli sowiecką władzę” a także „niektórzy funkcjonariusze NKWD zapłacili życiem za dążenie do odebrania Białorusinom wolności”. Ani jednego słowa o Polakach i Armii Krajowej.
Czytając takie słowa zastanawiamy się nad hipokryzją niektórych ludzi w ramach białoruskiej opozycji. Gdy Polacy Grodzieńszczyzny podejmują działania na rzecz uczczenia bojowników Armii Krajowej spotykają ich ataki ze strony wielu przedstawicieli opozycyjnych kręgów białoruskich. Przypomnijmy, że doszło do nich także i wtedy, gdy w zeszłym roku, z inicjatywy Związku Polaków, doszło do ustawienia krzyża ku czci Anatola Radziwnika – właśnie tego który walczył z NKWD na ziemi lidzkiej do 1949 roku. Krzyż został zniszczony przez „nieznanych sprawców”.
Pamięć o Armii Krajowej na łamach „Naszej Niwy” atakował przedstawiciel opozycyjnej partii Hramada. Armię Krajową wielokrotnie obrażała opozycyjna organizacja Młody Front, określając ich jako morderców Białorusinów. Niedawno o polskich bojownikach jako „zwierzęcych bandydatach” pisał almanach „Dedy” i strona związana z nacjonalistycznym Prawym Aliansem. W Radiu Swoboda jeden z komentatorów stwierdził, że na Białorusi nie może być pomników Armii Krajowej.
Oczywiście poza zmyślonymi oskarżeniami, kręgi te pisały wtedy jedną prawdę – Armia Krajowa faktycznie w latach ’40 dalej walczyła o polskość Kresów.
A tymczasem dziś o tych samych ludziach, o Anatolu Radziwoniku charter97 i Nawumczyk piszą już, że to nie bandyci a bohaterzy. Tylko, że piszą o nich nie wymieniając jego nazwiska, nazwy organizacji, nie piszą o co tak na prawdę walczyli i kim byli. Okazują się nagle bohaterskimi „białoruskimi patriotami” walczącymi o „wolność Białorusinów”. Czy jest jakaś granica hipokryzji? Czy środowiska opozycyjne ścigają się w manipulowaniu historią z oficjalną propagandą?
I tak miejsca dla polskiej pamięci historycznej nie widzą urzędnicy i milicjanci – oni nadal czczą tych, którzy wprowadzali tu władzę bolszewizmu a nie prawo niepodległego państwa Białoruś. Ale miejsca dla polskiej pamięci historycznej nie widzą także kręgi opozycyjne, a co najmniej część z nich. Mało tego, ci drudzy w ogóle nie widzą żeby tu byli Polacy. Byli tyko „białoruscy partyzanci”.
Kresy24.pl za polacygrodzienszczyzny.blogspot.com
6 komentarzy
józef III
19 września 2014 o 18:58od ponad dwudziestu lat twierdzę i dowodzę : w stosunku do Polski i polskości sowieccy Białorusini, łukaszyści i tak uwielbiana w dzisiejszej Polsce białoruska „apazycyja” zajmują jednolite, wrogie stanowisko. Por. np. ostatnio cytowane także tutaj peany na część skutków 17.09.1939 r. A dowodów (przykładów) na jakie zamyka się w Polsce oczy (histeria U – L – B) jest multum …
domini
20 września 2014 o 00:45Całkowicie zgadzam się z forumowiczem ,,józef III”. Niestety nasze oczekiwania są inne. Trzeba jednak koniecznie dodać, że bez świadomości wspólnej, korzystnej historii dla wielu narodów dawnej Rzeczypospolitej i próby budowy jakiegoś nowego wspólnego życia na tym obszarze nie ma żadnych szans na inną interpretację wspólnych dziejów. Może przyjdzie czas na unię polsko-litewsko-ukraińsko-białoruską. Dopiero wtedy wszyscy byliby zadowoleni i nie byłoby mowy o polskich okupantach.
kacper
20 września 2014 o 11:11to wszystko ma przyczyny historyczne bialorusini na tych terenach przed wojna nie byli wiekszoscia raczej jezyk białoruski był jezykiem niszowym i nie z racji rzekomego tepienia tego jezyka przez władze przedwojennej Polski,w przedwojennej Polsce nikt nie siedział w wiezieniu za używanie białoruskiego, po wojnie te tereny zostały zasiedlone przez ludzi pochadzących z CCCP, ludzie ci mówili po rosyjsku, a Polacy i kwestia AK jest bialorusom i Rosjanom nie na reke z prostej przyczyny te tereny zostały zrabowane Polsce, nawet powojenna granica nie była zgodna z tym co ustalono w jałcie, Grodno i czesc grodzienszczyzny znalazło się w białoruskiej CCCP a miało być w Polsce.
mf
20 września 2014 o 15:35to pokazuje przeklenstwo Europy, parafrazujac slynne powiedzenie, la mal d’Europe. Nacjonalizm dzieli a, w skrajnych historycznych okolicznosciach, prowadzi do masowych mordow. Bandera jest bohaterem dla wielu Ukraincow, morderca dla wielu Polakow. NKVD ma szczegolny status historyczny poniewaz bylo narzedziem ponadnarodowego mordercy ktory mordowal nie w imie nacjonalizmu tylko wielkorosyjskiego imperializmu, sam nawet nie bedac Rosjaninem. W tej kwestii nalezy protestowac, starajac sie rownoczesnie trzymac z daleka od nacjonalizmow.
józef III
21 września 2014 o 14:32PS. i tak jest nieżle gdy ten Portal niemal modlący sie
do biel. ,apazycyi,dokumentuje i takie jej ,abliczcza,
Witold II
25 września 2014 o 05:01Reakcje tak samo elementów postsowieckich, jak i neonacjonalistycznych są identyczne; zamiast prawdy historycznej – mistyfikacje. I tak jest pod każdą szerokościa geograficzną. W Polsce pamięta się jeszcze o bitwie pod Grunwaldem (1410), ale o bitwie pod Orszą (1514) prawie zapomniano. Obydwa zwycięstwa były dziełem koalicji, w dzisiejszym rozumieniu, polsko – litewsko-białorusko – ukraińskiej. Podobnie zwycięstwo w 1920 r. przy głównym wysilku polskim było wspomagane przez oddziały sojusznicze ukrainskie i białoruskie, a także przez, nielicznych wprawdzie, Rosjan. Stawiać wszstkim pomniki i pisać, pisać i mówić! W AK na wschodzie buli się z Niemcami i Sowietami także liczni Białorusini. Cmentarz na Monte Cassino świadczy też o braterstwie broni wszystkich naszych nacji w szeregach Wojska Polskiego.