Niewiele osób w Polsce zna dziś ten typ polskości, jaki istnieje na dawnych Kresach Wschodnich, np. na Białorusi. Do narodowości polskiej zdecydowanie zaliczają się nie tylko nieliczni już obywatele II Rzeczypospolitej, ale także ci, którzy nimi nie byli, ale znają język polski i mają w paszporcie zapis „Polak” oraz ci, którzy nie znają polskiego i są zapisani do innej narodowości niż polska, lecz czują się Polakami, a także i ci, których samoidentyfikacja narodowa jest dwukierunkowa: polska i białoruska. Wszyscy są innymi, ale wcale nie gorszymi Polakami niż Polacy w Polsce.
Często ich przywiązanie do Polski jest głębsze i bardziej żywe niż rodaków w kraju.
Polskość na Kresach od dawna nie jest związana ze znajomością języka polskiego, lecz polega na duchowej odrębności w stosunku do otaczającej i przeważającej kultury ruskiej, na uczuciowym związku z polskością i na ukrytym patriotyzmie polskim. Trudno ten związek opisać w kategoriach ściśle naukowych. Wyraża się on przede wszystkim w przywiązaniu do języka polskiego w Kościele jako od dawna jedynej, dostępnej formy manifestowania polskości i najważniejszego oparcia tożsamości narodowej.
Stąd wielka wrażliwość Polaków na zmiany językowe w Kościele na Wschodzie. Odbierane są one bowiem jako największe zagrożenie dla ich tożsamości.
Na tle innych nacji w ZSRS Polacy byli najbardziej „dotknięci przemocą” jako „wragi naroda”. Setki tysięcy znalazło się na Syberii i w innych miejscach zsyłek, dziesiątki tysięcy w łagrach, wielu straciło tam życie jedynie z tego powodu, że byli Polakami i katolikami. Często, by przeżyć, ukrywali narodowość polską i nie przekazywali dzieciom języka polskiego.
W wyniku likwidacji szkolnictwa polskiego w zaborze rosyjskim język polski już w XIX w. przestał należeć do tzw. wartości rdzennych Polaków na Kresach, to znaczy takich, które decydują o przynależności narodowej. Wartością taką stało się wyznanie katolickie obrządku łacińskiego. Dlatego, jak wspomniano, często spotyka się tam ludzi słabo znających język polski, lecz głęboko identyfikujących się z narodowością polską.
Podobną sytuację w b. ZSRS spotykamy wśród innych narodowości. Są Białorusini i Ukraińcy mówiący tylko po rosyjsku oraz świadomi swej narodowości Żydzi nieznający jidysz czy hebrajskiego. Dlatego przyjęcie języka jako kryterium przynależności narodowej nie odpowiada rzeczywistości i może służyć manipulacji politycznej. Decydującym kryterium w tym względzie powinno być osobiste oświadczenie człowieka.
Takie kryterium przynależności narodowej przyjęły władze litewskie w Karcie Litwina. Ewentualne nadużycia z tym związane nie mają większego znaczenia. W ustawie o Karcie Polaka jest inaczej. Trzeba tę przynależność udowodnić za pomocą dokumentów, co przy tragicznych losach Polaków na Wschodzie jest często niemożliwe i staje się przyczyną dramatów ludzkich, a także strat dla Polski w dziedzinie tego wielkiego potencjału kulturowego, jakim są Polacy na Kresach.
Po II wojnie światowej na Białorusi pozostała uboga, głównie wiejska ludność polska, administracyjnie zatrzymana w kołchozach przez pozbawienie jej dowodów osobistych. W sposób godny wielkiego uznania przekazała ona w rodzinach swoim dzieciom i wnukom wiarę w Boga i przywiązanie do Kościoła katolickiego. Była jednak bezradna, poza wyjątkami, wobec antypolskiego programu nauczania historii i literatury w szkołach rosyjskich czy białoruskich i wobec realizujących podobny program mediów.
Z polskich rodzin wyszli więc nierzadko zdecydowani Białorusini, widoczni obecnie wśród młodszego pokolenia duchowieństwa katolickiego i inteligencji. Wiarę w Boga zawdzięczają swoim babciom, głęboko przywiązanym do niej i do polskości, rzadziej rodzicom. Ich białoruska samoidentyfikacja jest rezultatem informacji i formacji narodowej otrzymanych w miejscowych szkołach i organizacjach młodzieżowych.
Na wielonarodowych, wieloetnicznych i wielokulturowych dawnych Kresach Wschodnich I i II Rzeczypospolitej, będących pod tym względem zjawiskiem niespotykanym w Europie, samookreślanie się narodowe bywało różne nawet w tej samej rodzinie. W ziemiańskiej rodzinie Iwanowskich na Litwie na przełomie XIX i XX w. każdy z trzech braci wybrał inną narodowość: polską, białoruską i litewską. Podobnie było na Ukrainie. W hrabiowskiej rodzinie Szeptyckich Stanisław Maria Szeptycki (1867-1950) był generałem Wojska Polskiego, a jego brat Roman Aleksander Szeptycki (1865-1944), początkowo Polak, wybrał narodowość ukraińską i został metropolitą Kościoła greckokatolickiego.
Nieznanym w Polsce rysem Polaków na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej jest także i to, że do niedawna wszyscy, a obecnie ogromna większość w sferze religijnej posługuje się nadal językiem polskim, natomiast w komunikacji codziennej na wsi tzw. językiem prostym, czyli gwarą białoruską, a w miastach – językiem rosyjskim. Ten ostatni dla wszystkich jest środkiem komunikacji społecznej, choć nie jest narodowym językiem Białorusinów.
Osobliwość Kościoła katolickiego na Białorusi
Pomimo ogromnych strat osobowych Kościoła katolickiego na Białorusi w wyniku II wojny światowej oraz zmian w narodowościowym składzie jego wiernych, w dalszym ciągu ich większość stanowią wierni zdecydowanie utożsamiający się z narodowością polską. Przeprowadzone w 2003 r. badania socjologiczne, które objęły 43 parafie, czyli 12 proc. ich ogólnej liczby, a w nich 860 osób w różnym wieku, poczynając od mających 12 lat, wykazały, że 63 proc. katolików na Białorusi uważa się za Polaków.
W diecezji grodzieńskiej odsetek ten wynosi 80 proc., w pińskiej – 70 proc., w witebskiej – 57 proc., a w archidiecezji mińsko-mohylewskiej – 35 procent. Aż 82 proc. katolików podało, że ma pochodzenie polskie, w tym 66 proc. pochodzi z rodzin całkowicie polskich, a 16 proc. z mieszanych. Tylko 18 proc. pochodzi z rodzin niepolskich. Największy odsetek katolików polskiego pochodzenia, bo 95 proc., jest w diecezji grodzieńskiej, a najmniejszy w archidiecezji mińsko-mohylewskiej, bo 73 procent.
Dane te ukazują osobliwość Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego na Białorusi polegającą na tym, że mniejszość narodowa, jaką stanowią Polacy, jest jednocześnie większością w Kościele w tym kraju. Oni też stanowią jego najważniejsze oparcie religijne, społeczne i ekonomiczne. W wyniku kilkudziesięciu lat realizacji w ZSRS polityki depolonizacyjnej większość ta jednak kurczy się w sposób widoczny. Ponieważ znaczna część młodszego pokolenia duchowieństwa przyjęła białoruską samoidentyfikację narodową, rzutuje to zdecydowanie na podobne samookreślanie się młodego pokolenia katolików.
Katolicy narodowości polskiej ocalili Kościół katolicki
Po II wojnie światowej celem władz sowieckich było powtórzenie na zajętych ziemiach II Rzeczypospolitej, wcielonych do Białoruskiej SRS, scenariusza zrealizowanego w ZSRS w okresie międzywojennym, to znaczy likwidacji Kościoła katolickiego. Do 1953 r. aresztowanych zostało ponad 90 proc. księży, którzy po wojnie pozostali z wiernymi. Ponad połowa z nich została skazana na 25 lat łagrów. Z 387 kościołów istniejących w 1945 r. w 1986 r. pozostało jedynie 86 (24 proc.). Wszędzie ludność katolicka utożsamiająca się z narodowością polską broniła kościołów przed zamknięciem, często cierpiąc dotkliwe represje. Jej zasługą było to, że nie wszystkie zostały zamknięte. Ona je też utrzymywała, starała się o duszpasterzy i o ich rejestrację przez władze.
Zasadniczą rolę w zachowaniu wiary odegrał ukryty Kościół katolicki. Jakkolwiek istnienie kilkudziesięciu otwartych kościołów i obecność w nich kapłanów była bardzo ważna, to jednak nie mogły one objąć liczącej ponad milion osób społeczności katolickiej. Toteż wszędzie tam, gdzie kościoły były zamknięte, a także na terenach, na których były one otwarte, istniało ukryte życie religijne w chatach wiejskich, mające niekiedy wielowiekową tradycję.
Był to konspiracyjny Żywy Różaniec, nabożeństwa majowe, czerwcowe, październikowe, pogrzebowe, spotkania modlitewne na cmentarzach i inne. Trwało ono w języku polskim, doskonale rozumianym przez ogół wiernych, dzięki liczącej niemal pół tysiąca lat paraliturgii w tym języku w Kościele i religijnej tradycji rodzinnej. Był to język wiary kilkudziesięciu pokoleń.
Ukryte życie religijne budowało więź społeczną, wyzwalało aktywność wiernych w walce o swobody religijne, stanowiło formę przekazu wiary najmłodszemu pokoleniu i podtrzymywało zmysł religijny w społeczeństwie. Było także bezcennym wsparciem moralnym w ciężkiej psychicznie rzeczywistości sowieckiej.
To Kościół ukryty zachował i przygotował grunt do masowych wystąpień w czasie pierestrojki, a często i przed nią, wiernych kilkuset parafii zamkniętych przez władze sowieckie. Dzięki nim w ciągu ostatnich dwudziestu lat wróciły one do życia na byłych ziemiach wschodnich II RP i za jej wschodnią granicą, na dawnej Białorusi sowieckiej.
Kościół na Białorusi czy Kościół białoruski
Przez kilka stuleci Kościół katolicki obrządku łacińskiego na Białorusi był nazywany polskim. Określenie „katolik” oznaczało to samo co „Polak”, a „Polak” równało się „katolik”. Tworzyło to wielką siłę oporu przeciwko rusyfikacji. Dzięki niemu nie powiodły się w XIX w. plany władz carskich wprowadzenia do paraliturgii i nauczania Kościoła katolickiego języka rosyjskiego, co byłoby niezwykle skutecznym środkiem rusyfikacji i uzależnienia go od władz carskich.
Duszpasterstwo w języku polskim było wówczas, za czasów sowieckich i jest obecnie – nie polonizowaniem białoruskiej ludności katolickiej, jak głosi wielu publicystów białoruskich i polskich, lecz odpowiedzią na jej oczekiwania. Wynikały one z jej dążenia do zachowania własnej, duchowej odrębności w otaczającym ją społeczeństwie prawosławnym i ruskim.
Wprowadzenie po II Soborze Watykańskim języka białoruskiego do Kościołów było konieczne. Przede wszystkim pozwalało na przełamanie stereotypu polegającego na utożsamianiu Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego z narodowością polską. Stanowił on przeszkodę w zrozumieniu przez niektórych jego katolickości, to znaczy prawdy, że jest on dla wiernych każdej narodowości. Było także odpowiedzią na oczekiwania tej części wiernych, niewielkiej zresztą, która była dotychczas nieobecna w kościołach, nie brała udziału w walce o ich utrzymanie i odzyskanie, lecz pojawiła się dopiero wówczas, gdy nastała swoboda religijna.
Miała już ona białoruską orientację narodową i liturgia w języku polskim była dla niej niezrozumiała. Pojawił się też, niepodnoszony przedtem, problem duszpasterstwa dzieci i młodzieży nieznającej języka polskiego. Od najdawniejszych czasów wchodziła ona w życie religijne w języku polskim przez samo uczestniczenie w nim w Kościele i w rodzinie. Obecnie jest ona katechizowana zwykle w języku białoruskim, co stało się powodem wielkiego niepokoju rodziców.
Wprowadzenie języka białoruskiego do liturgii katolicy na Białorusi przyjęli ze zdziwieniem. Aprobowali je jednak bez trudności, gdy nie oznaczało ono ograniczania języka polskiego lub, co się zdarzało i zdarza, jego całkowitej eliminacji z liturgii oraz przekonywania ich, że są Białorusinami i powinni modlić się po białorusku. Powoli zarysował się problem zasadniczy z punktu widzenia misji Kościoła i przyszłości w nim Polaków.
Ma on swoje źródło w dążeniu znacznej części młodej kadry miejscowego duchowieństwa, w tym księży z Polski, do całkowitej białorutenizacji języka używanego w Kościele i nadania mu wyłącznie charakteru kulturowo i narodowo – białoruskiego.
Odrodzenie się Republiki Białoruskiej po rozwiązaniu ZSRS wyzwoliło wśród inteligencji białoruskiej dążenia narodowe, w tym także wśród części duchowieństwa katolickiego. Jest to proces nieunikniony i naturalny. Białoruś powinna tworzyć własną kulturę niezależną od polskiej, z którą jest zresztą ideowo bardzo ściśle związana, czy narzuconej, rosyjskiej. Problem polega na tym, jaki punkt wyjścia w tej pracy przyjmą liderzy tego dążenia.
Czy będzie to patriotyzm, czy nacjonalizm. Różnica jest zasadnicza. Wskazał na nią Papież Jan Paweł II, mówiąc: „Charakterystyczne dla nacjonalizmu jest bowiem to, że uznaje tylko dobro własnego narodu i tylko do niego dąży, nie licząc się z prawami innych. Patriotyzm natomiast jako miłość ojczyzny przyznaje wszystkim innym narodom takie samo prawo jak własnemu, a zatem jest drogą do uporządkowanej miłości społecznej”2.
Sytuacja kulturowa Białorusi jest trudna, ponieważ Białorusini w swej podstawowej masie nie posiadają tożsamości narodowej. Nie określają się przez swoje wyznanie jak Polacy przez swój język, ponieważ posługują się rosyjskim. W tej sytuacji po stronie białoruskiej Kościół zaczął być postrzegany jako czynnik budowania białoruskiej świadomości katolików obrządku łacińskiego. Tym bardziej że stanowią oni ok. 1/5 ogółu mieszkańców liczącej 10 milionów Białorusi i są najbardziej aktywną religijnie i społecznie częścią jej ludności. Białorutenizacja języka liturgii, nauczania, katechezy dzieci i młodzieży temu celowi doskonale służy.
Należy postawić pytanie, jaką ma ona motywację: duszpasterską czy inną, pozareligijną, etyczną czy etniczną. Wiadomo, że ta ostatnia dochodzi do głosu. Księża, którzy się nią kierują, są dobrze widziani przez władze.
Język białoruski jest w takim lub innym wymiarze obecny w liturgii i paraliturgii na terenie całego kraju. W części zachodniej stosowane są zwykle dwa języki w odrębnych liturgiach, co jest optymalnym rozwiązaniem. Ci wierni bowiem, którzy oczekują języka polskiego w Kościele, mają prawo do tego, by ich pragnienia i postulaty były uszanowane i wysłuchane.
Takie jest nauczanie Kościoła, który nie akceptuje odgórnego decydowania o języku liturgii wbrew samym wiernym lub o ich przynależności narodowej przez duszpasterza, miejscowe władze kościelne czy państwowe. Byłoby to bowiem zaprzeczeniem zasadniczej misji Kościoła katolickiego, jego otwarcia dla każdej narodowości i jej języka.
W dyskusjach na temat poruszanych tu problemów można usłyszeć zdanie, że zadaniem Kościoła nie jest służenie zachowaniu świadomości narodowej Polaków i uczenie ich języka polskiego. Jest ono całkowicie słuszne. Lecz zadaniem tym nie jest także zmienianie tej świadomości na inną, za pomocą języka w Kościele, jeśli wierni tego nie oczekują.
Ma to jednak miejsce tam, gdzie pragną oni mieć w liturgii swój język, lecz w wyniku decyzji duszpasterza są go pozbawieni. Wypowiadany jest także niekiedy bezkrytyczny argument w postaci zdania: „Tu nie Polska, tu Białoruś”, jak gdyby język modlitwy zależał od miejsca zamieszkania, a nie od wewnętrznej potrzeby człowieka.
Nowe języki narodowe w liturgii i duszpasterstwie Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego na Białorusi, Ukrainie i dalej na Wschodzie są, jak powiedziano, oczywistą potrzebą i koniecznością. Wynikła ona z nowego składu narodowego wiernych, jaki się w nim pojawił, i z potrzeby duszpasterskiej. W ciągu ubiegłych 20 lat Kościół ten, przedtem kulturowo polski, ze względu na oczekiwania ogółu wiernych staje się także kulturowo białoruski, ukraiński czy rosyjski.
Powstał jednak poważny problem wynikający z obecnej w nim ludności polskiej oczekującej języka polskiego w Kościele. Uznania i respektowania tego oczekiwania wymaga natura Kościoła i jego nauczanie. Jest to wymogiem sprawiedliwości, szacunku dla najgłębszych uczuć religijnych i duchowego dobra wiernych.
Czy polski język na Białorusi jest rekwizytem minionej epoki?
Zwolennicy białorutenizacji języka w Kościele głoszą opinię, że język polski w kościołach w tym kraju jest już rekwizytem minionej epoki. Publicysta polski pisał na ten temat: „Kultura polska rozwijana na Białorusi jest coraz bardziej obca wszystkiemu, co miejscowe, własne, autentyczne. (…) Na Białorusi nie ma miejsca na autentyzm i rozwój życia duchowego w przyszłości nigdzie poza językiem białoruskim. (…) Polska Msza św. i polska paraliturgia staje się coraz bardziej sentymentalnym rekwizytem minionej epoki. (…) Kościół na Białorusi staje się stopniowo Kościołem białoruskim i innej drogi dla niego nie ma. Alternatywą jest tu bowiem tylko sztuczne podtrzymywanie polskości, która po wymarciu ich nosicieli sama zniknie, co może wprowadzić Kościół w duchową pustkę tubylczej rosyjskości”3.
Jest to wypowiedź arbitralna, oparta na powierzchownej znajomości problemu, charakterystyczna dla obserwatora z zewnątrz. Nieuprzedzeni duszpasterze wiedzą, że język polski w Kościele na Białorusi nie jest jedynie „sentymentalnym rekwizytem minionej epoki”, lecz wyrazem głębokich i żywych uczuć religijnych oraz przekonań wielkiej i najbardziej zasłużonej dla Kościoła części jego wiernych.
Wspomniane wyżej badania wskazały na wciąż bardzo wysoką rangę języka polskiego w odczuciach ludności polskiej, gdy chodzi o życie religijne i system wyznawanych przez nią wartości. Dlatego broniła go ona w przeszłości i broni obecnie, choć nie jest w stanie czynić tego w sposób głośny i zorganizowany z powodu trudnej sytuacji politycznej, w jakiej się znalazła, i braku własnej elity intelektualnej zdolnej do formułowania jej postulatów w dziedzinie życia religijnego. Nie jest też język polski „sztucznym podtrzymywaniem polskości”, ponieważ jest odpowiedzią na zdecydowane oczekiwanie wiernych.
Zaskakujące jest twierdzenie cytowanego autora o obcości kultury polskiej na Białorusi, gdzie jest ona obecna, swojska i tak lub inaczej znana od niemal 600 lat. Kultura ta, pomimo jej barbarzyńskiego niszczenia w czasach komunizmu, trwa tam nadal w postaci nie tylko piękniejszych często niż w Polsce kościołów, lecz także rozbrzmiewającego w nich z wielką siłą języka, odwiecznych pieśni o tych samych co w Polsce melodiach, choć nieraz z białoruską już wersją językową.
Pesymistyczna perspektywa rychłego wymarcia „nosicieli” polskości, którą autor ten dostrzega, nie jest przekonująca. Najbardziej świadoma część liczącej na Białorusi, według oficjalnych danych, ok. 400 tys. osób mniejszości polskiej, nie chce iść za sugestią popełnienia samobójstwa narodowego przez wyrzeczenie się języka polskiego w Kościele. Przetrwała pomimo straszliwych represji w czasach Związku Sowieckiego i może przetrwać obecny, ciężki dla niej okres, ze względu na bezprecedensową w jej dziejach, niesprzyjającą często sytuację w Kościele i w państwie.
Stoi jednak przed nią niezwykle trudne zadanie pogłębienia i utrzymania w nowych warunkach własnej tożsamości. Niezastąpiona będzie tu rola miejscowej inteligencji polskiej, zdolnej do formułowania, obrony i reprezentowania w Kościele i w państwie spraw polskiej mniejszości narodowej na Białorusi.
Jest natomiast prawdą stwierdzenie wspomnianego publicysty, że „Kościół na Białorusi staje się stopniowo Kościołem białoruskim”. Budzi ono jednak duży niepokój. Określenie „Kościół białoruski” może bowiem prowadzić do całkowitej eliminacji z kościołów języka polskiego, którego oczekuje ogromna część wiernych, i do nadania mu charakteru językowo wyłącznie białoruskiego i narodowego.
Takie dążenie byłoby przeciwne katolickości Kościoła i jego misji oraz stanowiłoby przejaw nietolerancji, która – jak pisze Jan Paweł II – „może się wkradać w każdą dziedzinę życia społecznego”4, także religijnego. W tym wypadku jest ona zawsze niezwykle bolesna dla ludzi, krzywdząca i niszcząca życie religijne.
Właściwym określeniem jest określenie „Kościół na Białorusi”. Wyraża ono bowiem pojmowanie Kościoła jako instytucji i społeczności otwartej na współpracę wiernych należących do różnych narodowości bliskich sobie kulturowo i wyznających tę samą wiarę. W wypadku Białorusi łączą ich także wspólne, zgodne, pozbawione krwawych konfliktów, trwające kilkaset lat dzieje.
Wydaje się, że w wypadku Białorusi źródłem inspiracji mogłaby być sytuacja istniejąca od stuleci w Szwajcarii i w tamtejszym Kościele katolickim. Zrezygnowano tam z tworzenia jednojęzycznego i monokulturowego państwa narodowego i stworzono jedność innego typu, zgodnie z tradycyjną zasadą Kościoła unum e pluribus – jedność w wielości. Szwajcarskie doświadczenie pokazuje to, że jeden i ten sam język nie jest koniecznym warunkiem zaistnienia zwartej wspólnoty narodowej i religijnej.
W Szwajcarii są trzy główne języki urzędowe – francuski, niemiecki i włoski. Podobnie jest w Kościele katolickim i w Kościołach innych wyznań. Jest jednak jeden Kościół katolicki, jeden naród i jeden patriotyzm.
Ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC
Por. R. Dzwonkowski SAC, O. Gorbaniuk, J. Gorbaniuk, Postawy katolików obrządku łacińskiego na Białorusi wobec języka polskiego, Lublin 2004, TNKUL, s. 14, 117, 123. Badania przeprowadzono dzięki grantowi KBN Nr 2 2E02923.
Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie wieków, Kraków 2005, s. 73.
Paweł Przeciszewki, Katolicy białoruscy jacy są, „Więź”, nr 1 (483) 1999, s. 144.
Jan Paweł II, dz. cyt., s. 183.
12 komentarzy
Paweł P.
25 maja 2016 o 18:12Pomysł (nomen omen) kuriozalny.
Matrix
25 maja 2016 o 19:40czy Polak musi być koniecznie katolikiem? W Polsce Polakami są katolicy, protestanci, prawosławni, niewierzący, homoseksualiści, zboczeńcy i żydzi, Romowie, a może i islamiści.
Wojciech
27 maja 2016 o 07:35Moim zdaniem tak, musi. Na Kresach inna sytuacja, której wy w Polsce nie rozumiecie. Na Kresach jeżeli człowiek nie jest katolikiem to on nie jest i Polakiem.
Aleksander Siemionow.Lida.Kresy
25 maja 2016 o 21:01Dzięki dla ksiedza Romana za wspaniały artykuł o nas Katolikach-Polakach na Białorusi.Nie mam nic przeciwko językowi białoruskiemu w Kościole Katolickim na Białorusi.Jeżeli wśród wiernych jakiejś parafii jest naprzykład 10 % katolików Białorusinów, to niech 10 % nabożeństw w takiej parafii bedzie po białorusku.Nie wolno obrażać ich uczuć narodowych.Ale……nie wolno i obrażać uczuć 95 % katolików Polaków w mojej grodzieńskiej decezji !!!
lola
26 maja 2016 o 02:57nie przesadzajmy, bo 100% – 90 = 90%
gegroza
25 maja 2016 o 22:24Polak – Katolik
Marek Pontus
26 maja 2016 o 00:03Czapka z glowy dla Polakow na Bialorusi.Urodzilem sie w Pinsku w 1939 I od lutego 1940 mieszkalem w Lidzie na ul.Strazackiej 6.Jako dzieciak zmuszony bylem do ogladania egzekucji przez powieszenie dwoch Polakow na rynku lidzkim.Mlodszy po mojej lewej rece krzyknal „niech zyje Polska”Szacunek dla waszej pracy w utrzymaniu polskosci!
lola
26 maja 2016 o 02:57pardom 100 – 10 = 90)))))))))))))
Gienek
26 maja 2016 o 09:34Fakty są takie, że katolicyzm w Rosji, na Białorusi i Ukrainie zawsze był i będzie tożsamy, identyfikowany z polskością. Bezmyślni szkodnicy i idio… z Watykanu oraz Polski nie znający realiów, nie rozumiejący miejscowej mentalności na siłę wprowadzają do liturgii, język rosyjski, ukraiński i białoruski, ponieważ myślą, że w ten sposób uda im się łatwiej nawrócić na katolicyzm te narody, który jest sprzeczny z ich tożsamością narodową. Efekt jest tylko taki, że w ten sposób zwalczają polskość, katolicyzm i ją osłabiają. Paradoksalnie prowadzi to do osłabiania i niszczenia Kościoła katolickiego, ponieważ katolicy na tych terenach prawie w 100% wywodzą się z polskości, polskiej kultury. Osoby, które najpierw odchodzą od polskości w następnych pokoleniach odchodzą od katolicyzmu, który jest sprzeczny z tradycją, kulturą Białorusinów,Ukraińców, Rosjan. Prawosławie jest nierozerwalnie związane z tradycją i kulturą Białorusinów, Ukraińców, Rosjan.
Jilk
26 maja 2016 o 22:07Brawo Olek, masz całkowitą rację.
Wojciech
27 maja 2016 o 07:30Bardzo dobry artykuł. Zgadzam się z każdym słowem autora. Sam jestem Polakiem-kresowiakiem, urodziłem się na Białorusi, na terenie byłego wileńskiego województwa (obecnie witebski obwód). Autor bardzo dobrze napisał o polakach na Kresach, że „Często ich przywiązanie do Polski jest głębsze i bardziej żywe niż rodaków w kraju”. Zgadzam się z tym człkowicie. Polak z Kresów nigdy nie będzie mówić o Polsce źle, bo tak nas wychowali rodzice.
Kazimierz S
29 maja 2016 o 01:38Co się dzieje?!?To przełożony-agent służb specjnych UPAiny- nie protestuje!? Pozwala ns takie teksty byłego ambasadora na Białorusi?!?