16 sierpnia, w wywiadzie dla kanału telewizji ONT minister spraw zagranicznych Władimir Makiej oświadczył, że Białoruś nie odczuwa żadnej presji ze strony państw zachodnich w związku ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w październiku.
„Nikt nie stawia nam warunków w związku z wyborami, i nikt nie ma prawa stawiać nam jakichkolwiek warunków. Jesteśmy suwerennym krajem, przeprowadzimy wybory zgodnie z prawodawstwem krajowym i zobowiązaniami międzynarodowymi”, – powiedział Makiej.
Dyrektor Centrum Europejskiej Transformacji Andriej Jegorow w wywiadzie dla Radia Swoboda powiedział, że warunki Unii Europejskiej w sprawie wyborów prezydenckich istnieją tylko formalnie, jako określone kryteria międzynarodowe, ale przeprowadzanie dziś wyborów demokratycznych nie jest wyłącznym warunkiem rozwoju stosunków białorusko-europejskich.
„W zasadzie z ust Makieja to stanowisko wybrzmiało bardziej radykalnie, ale można je tak określić” – powiedział analityk.
– Jeśli w trakcie wyborów nie będzie bardzo ciężkich przypadków łamania praw człowieka na Białorusi, będzie można liczyć na kontynuację dialogu między Brukselą a Mińskiem, uważa Jegorow.
– Ale na oficjalne uznanie wyników wyborów prezydenckich według Jegorowa, – UE nie pójdzie – o ile oczywiście, wybory nie będą spełniały standardów OBWE. Maksimum tego, na co mogą liczyć władze białoruskie – to konstatacja Brukseli o pewnym postępie jaki zauważono na Białorusi.
Ale jaki cel stawia dziś przed sobą Unia Europejska wobec Białorusi? Według Jegorowa – nie wie tego nikt, nawet w samej Brukseli.
„Konkretnego rozumienia czego UE chce od Białorusi i krajów „Partnerstwa Wschodniego” nie ma nawet w Brukseli, ponieważ nie ma tam strategicznie określonej polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Polityka zagraniczna jest formułowana w sposób dość enigmatyczny. Na przykład, trzeba stworzyć krąg przyjaciół wokół Unii Europejskiej, państw które będą dość bogate, demokratyczne, stabilne, itd.
Ale nie są to konkretne sformułowania jasnych celów, które można osiągnąć w perspektywie krótko, bądź średnioterminowej. Nie mogą też być one postrzegane jako określenie strategicznego celu Unii Europejskiej. A więc mamy do czynienia z niepewną sytuacją. Ale zobaczymy, co się będzie dziać jesienią, ponieważ wtedy ma być przedstawiona Europejska Polityka Sąsiedztwa – być może będzie tam więcej szczegółów na temat tego, czego rzeczywiście oczekuje UE od tych krajów” – mówi analityk.
Dyrektor odpowiedzialny za badania w „Liberal Club” Jewgienij Prejgerman uważa, że nie należy mówić o stawianiu jakichkolwiek warunków lub żądań w kontekście procesu negocjacyjnego między Mińskiem a Brukselą, który dość aktywnie trwa już półtora roku.
„Jest oczywiste, że stanowisko państw zachodnich pozostaje niezmienne, istnieją instytucje, które oceniają przebieg kampanii prezydenckich (w szczególności ODIHR OBWE) i wiadomo, że Zachód na podstawie ich ocen formułuje również swoje stanowisko. Nic się nie zmieniło, ale w przeciwieństwie do lat 2010-2012 niezwykle ważne jest to, że jeśli trwa proces negocjacji, jeśli są niewielkie zbliżenia pozycji, to prawdopodobnie nie są one wypracowane na podstawie żądań, ale pozycjonowania stron w ramach tych negocjacji” – mówi ekspert.
Według Preygermana, określenie ostatecznych celów Unii Europejskiej wobec Białorusi komplikują ostatnie wydarzenia w regionie, co nie pozwala Brukseli na snucie długoterminowych planów.
„Myślę, że ostatecznym celem UE jest to, aby osiągnąć normalne relacje, jak z każdym innym krajem regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Oczywiste jest to, że mając na uwadze przyczyny wewnątrz – polityczne, liderzy krajów UE nie mogą przymykać oczu na niektóre oczywiste naruszenia praw człowieka. W tym sensie, oni też chcieliby, żeby nie było tu żadnych niespodzianek w czasie wyborów, i żeby w ciągu najbliższych kilku lat, udało się osiągnąć jakieś normalne relacje z oficjalnym Mińskiem.
Inną rzeczą jest to, że na tle wydarzeń w regionie, trudno byłoby sobie wyobrazić, że UE próbuje na przykład zawrzeć jakąś umowę, na przykład umowę stowarzyszeniową z krajami „Partnerstwa Wschodniego”, i że to miałoby być celem unii. Tutaj wszystko staje się coraz trudniejsze i tak naprawdę nie wiadomo co się wydarzy w najbliższych latach. Jest na przykład Armenia, która prawie zawarła umowę o stowarzyszeniu, a następnie ustąpiła EAUG, a obecnie prowadzone są negocjacje na temat zupełnie nowego typu umowy. To samo, i to w bardzo nieodległym czasie może być aktualne dla Białorusi”, – wierzy ekspert.
Według Prejgermana, na jakiś przełom w stosunkach białorusko-europejskich po wyborach prezydenckich nie ma co liczyć.
„Wszystko idzie powoli, a to jest naprawdę najlepszym rozwiązaniem, żeby budować relacje stopniowo, a nie na zasadzie jakichś rewolucji. Jeśli uda się stwierdzić postęp po rezultatach zbliżających się wyborów (oczywiście, w pełni pozytywnej oceny UE nie będzie – to jest oczywiste, nawet po analizie ram prawnych) – będzie to oznaczało, że konsekwencja pozytywnej dynamiki nie zostanie wstrzymana, jak to było na przykład w 2010 roku. Będziemy szukać możliwości zawarcia jakiejkolwiek formy umowy z Unią Europejską…”. – powiedział radiu Svaboda Prejgerman.
Kresy24.pl za svaboda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!