Obóz w Ostaszkowie, jeden z trzech symbolicznych obozów „Zbrodni Katyńskiej” 1940 roku, posiada dwa oblicza nierozerwalnie z sobą splecione w exodusie polskiej tożsamości. Niesamowite odkrycie, które dokonali w nim uwięzieni w 1944 roku akowcy, jest warte oddzielnej opowieści…
Z chwilą wkroczenia Armii Czerwonej na ziemie polskie rozpoczęła się trzecia fala komunistycznych represji wobec Polaków. Rozbrajanie wszystkich ugrupowań konspiracyjnych odbywało się pod pretekstem oczyszczania zaplecza frontów. Brały w tym udział oddziały Wojsk Wewnętrznych NKWD Ochrony Tyłów Armii Czerwonej i kontrwywiadu wojskowego „Smiersz”. Do maja 1945 roku uwięziono tu 50 tyś. polskich obywateli.
Wśród nich internowano 25 tyś. żołnierzy Armii Krajowej i innych organizacji podziemnych. Jednym z głównych obozów był obóz filtracyjny w Ostaszkowie nr 41 w obwodzie kalinińskim. Mieścił się na wyspie Stołbnyj na jeziorze Seliger w zabudowaniach poklasztornych. Należał do Zarządu kompleksu obozów w samych przedmieściach Ostaszkowa. Tu też znajdował się czasowo frontowy /2FB/ obóz przesyłowy Nr 45.
Przejmowanie wszystkich aresztowanych obywateli polskich i wywożeniu ich do Łagrów było efektem umowy podpisanej przez PKWN 26 lipca 1944 roku / przed Powstaniem Warszawskim/ w której poddano pod sowiecką jurysdykcję Polaków ze strefy granicznej operacji wojennych.
Do Ostaszkowa skierowano trzy transporty, zaczynając od 8 listopada 1944 r., formowane w więzieniu w Białymstoku. Trafili oni do tych samych baraków, gdzie NKWD w 1939 roku umieściło internowanych żołnierzy z Korpusu Ochrony Pogranicza i później ich wymordowało na rozkaz Stalina. Jednym z uwięzionych w 1944 r. był Ryszard Reiff (autor książki „Gra o życie”).
Relacjonował: w Łagrze Nr.45 w Ostaszkowie umieszczono 3000 żołnierzy. Władze radzieckie nie kryły specjalnie faktu, że w 1939 roku przebywali tu oficerowie polscy i wszelki słuch o nich zaginął. „Ostaszków” to ogromny kompleks obozów. Ten w którym trzymano oficerów był na wyspie. Również Polacy w 1944 roku siedzieli też w tym baraku, gdzie byli ci oficerowie. […] I tam odkryli rzecz niezwykłą […] otóż pod podłogą w baraku znaleziono niepradopodobną ilość czapek […] otóż oni, jedyny ślad, ci oficerowie, zresztą nie tylko oficerowie tam byli, i leśnicy, policjanci, żołnierze pogranicza, wywiadu itd. […] wszyscy swoje CZAPKI zostawili tam pod podłogą w baraku w Ostaszkowie. Ci co odkryli opowiadali jak podłoga zbutwiała załamała się i nagle te wszystkie czapki tam zobaczyli! Te czapki wszystkie, jako swój ślad jedyny zostawili […] Musieli te deski podnosić i te czapki upychali.
Maria Stefanowicz z d.Czajkowska – łączniczka przy tajnej radiostacji zabrana została sprzed domu z siostrą Anną Rećko, będaca również w konspiracji Armii Krajowej. Zdradził ją Żyd Smoła, który też był związany z radiostacją AK. Maria znalazła się w grupie 384 kobiet więzionych w 1944 roku w Ostaszkowie. Na wyspie w oddali widać było klasztor. W jej relacji czytamy: podczas remontu baraku pod podłogą znaleziono czapki i orzełki wojskowe… W barakach pod pryczami widniały polskie nazwiska i stopnie wojskowe. Pisane, albo wydrapane. Najwięcej napisów znajdowało się w budynku szpitalnym. To przedmioty po polskich oficerach, którzy zginęli w „Katyniu” […] Chcieli po sobie zostawić ślad…
W opracowaniu o obozie nr.41 w Ostaszkowie i podobozów Pana Dariusza Roguta czytamy: w podobozie w którym umieszczono Polaków było dziewięć baraków mieszkalnych. W kilku z nich(nr 1,5,7) znaleziono wojskowe orzełki i czapki polskie z 1939 roku.
Leon Łoś był przywieziony transportem w dniu 19 listopada z Białegostoku na „Drugi brzeg Oki” Tak brzmi tytuł jego szczegółowej książki wydanej w Paryżu w 1989 roku. Obóz Ostaszków – pod Zarządem obozu nr 45 MWD w ZSRS był jego pierwszym obozem położonym na dalekim przedmieściu tego miasta. Samo miasto portowe żeglugi rzecznej leżało przy linii kolejowej Bałagoje – Wielkie Łuki nad brzegiem jeziora Seliger.
Administracja obozu znajdowała się poza drutami. Leon Łoś pisze: po wywiezieniu pierwszego transportu z Ostaszkowa do Riazania grupa cieśli remontowała piąty barak. Trzeba było wymienić miejscami nadgniłe w dole ściany. Więc rozkopano grunt także pod nadgniłą podłogą, którą trzeba było wymienić. Natrafiono przy tych robotach na znaczną ilość czapek stanowiących do 1939 roku część umundurowania polskiej policji i Korpusu Ochrony Pogranicza. Cieśle dokonali tego odkrycia przypadkowo i do tego w porze obiadowej. Więc gapiów było sporo. Zaczęły się komentarze i domysły. Komendantura ściągnęła możliwie szybko żołnierzy ochrony. Usunięto wszystkich i prace przerwano. Do nocy żołnierze wywozili czapki policjantów i kopistów poza teren obozu, gdzie rzekomo zostały spalone. Szybkość i pośpiech w działaniu i nerwowość kadry pobudzały do szerokiej dyskusji i komentarzy. Ludność miejscowa twierdziła, że w 1940 roku na wiosnę jeńcy polscy na wyspie z pomieszczeń klasztornych zostali przeniesieni do tutejszego obozu gdyż zarząd obozu był ten sam. Tu zostali przygotowani do dalszego przewozu […] przetransportowani na północ a następnie zatopieni w morzu w barkach. To stwierdzenie powtarzało się jako stały element wszystkich wersji dotyczących losów wojennych polskich ofiar Ostaszkowa […] Z jeziora Seliger przez rzeke Soliżarowkę, jezioro Onega, rzekę Swir i Białomorski kanał im. Stalina drogą wodną było połączenie z Morzem Białym. Częściowa ilość zidentyfikowanych żołnierzy z transportów z obozu nr 41 do Kalinina, gdzie zostali brutalnie zamordowani bez winy, sądu i bez wyroku – i pogrzebani w Miednoje wynosi około 6500 osób. Więźniowie z „Ostaszkowa”, oficerowie wywiadu i kontrwywiadu, żandarmerii Wojskowej NKWD uważała za szczególnie obciążone wobec ZSRS i niebezpieczne. Wspomnieć trzeba o eksterminacji 1400 policjantów ze Śląska więzionych w tych obozach.
Na wolności Maria Stefanowicz opowiada: jeden z naszych więźniów pojechał do konsulatu w Moskwie i postanowił zobaczyć co pozostało z obozu. Obozu w Ostaszkowie już nie było. Pozostała tylko elektrownia i siedziba komendantury. Wokół woda i torfowiska. Zostały tylko smutne wspomnienia i żal po tych, co tam zostali na zawsze […]. Nawet czapki nie zostały, schowane ukryte, i jednak zniszczone jak nie spełnione nadzieje […] Jedyne co zostało, to pamięć o tych niezwykłych postaciach, które z determinacją nie chciały by o Nich zapomnieć i o tej strasznej niepojętej zbrodni i jej katach…
Kresy24.pl/Słowo Polskie: Halina Morhofer-Wójcik, Dział Interwencji Historycznych, Stowarzyszenie Polskich Kombatantów – Hamburg
1 komentarz
józef III
5 czerwca 2016 o 23:52Gloria victis !