Ukrywana przez 72 lata tzw. Białoruska Lista Katyńska z nazwiskami osób, którzy zostali wywiezieni przez NKWD do katowni w Mińsku ujrzała światło dzienne, krzyczały tytuły polskich gazet w czerwcu 2012 roku. Przełomowego odkrycia miała dokonać prof. Natalia Lebiediewa w Rosyjskim Wojskowym Archiwum Państwowym.
Szybko okazało się, że przełomu nie ma. Odkrycie „białoruskiej listy” podważyła Anna Dzienkiewicz z Ośrodka Karta, wieloletnia szefowa Indeksu Represjonowanych.
Jak pisała „wyborcza” lista zawiera 1996 nazwisk Polaków przewożonych w 1940 r. z więzień na obszarze włączonym do radzieckiej Białorusi do więzień zarządu NKWD w Mińsku. Tam prawdopodobnie rozstrzelano ich na rozkaz Stalina. Lebiediewa poszukiwania prowadziła w archiwach 15. Brygady Wojsk Konwojowych, która w 1940 r. stacjonowała na Białorusi i przewoziła więźniów NKWD do stolicy republiki.
Na liście miały być osoby, które wywieziono z aresztów NKWD w Brześciu, Pińsku, Baranowiczach, Grodnie, Białymstoku i innych miast na terenach okupowanych przez Armię Czerwoną po 5 marca 1940 r. Lista, to ręcznie wypisane tabele z nazwiskami, imionami i „otczestwem” (imię tworzone w Rosji od imienia ojca) więźniów, których 15. brygada przewoziła wiosną 1940 r. Są też informacje, kiedy, skąd i dokąd ich transportowano.
Tymczasem Anna Dzienkiewicz z Ośrodka Karta utrzymuje, że nazwiska znajdujące się na rzekomej liście są zbieżne z tymi widniejącymi w wykazie osób przewożonych w latach 1939-1940 przez konwoje specjalne 15. brygady wojsk konwojowych NKWD ZSRR, który to wykaz był już publikowany. – To wykaz, który jest już znany! – On prawdopodobnie zawiera część nazwisk osób znajdujących się na „liście białoruskiej” – mówi Dzienkiewicz w rozmowie z TVN24. Jednak według niej, nie wszyscy wpisani do wykazu trafili do Mińska. Wielu zostało zesłanych do łagrów. – Nie można więc mówić, że prof. Lebiediewa wykaz „odnalazła”. Nigdy nie traktowaliśmy go też jako „listy białoruskiej” – mówiła w rozmowie z TVN24 Anna Dzienkiewicz.
Według dotychczasowych ustaleń na białoruskiej liście katyńskiej powinno znajdować się 3870 nazwisk.
Zdaniem redaktora portalu Istpravda.ru, doktora nauk historycznych Ihara Mielnikaua, rozpatrując kwestię „białoruskiej listy katyńskiej” niepoprawne jest mówienie, iż znajdują się na niej nazwiska wyłącznie oficerów Wojska Polskiego. Ekspert przekonuje, że na mocy marcowej uchwały Politbiura „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR” do stolicy Białorusi sowieckiej zwieziono nie tylko polskich wojskowych i policjantów, lecz także cywilów, przede wszystkim ziemian, osadników pracowników administracji państwowej, z których wielu także było straconych przez NKWD
Z ustaleń białoruskiego historyka Igora Kuzniecowa wynika, że z rąk NKWD, w różnych miejscach Białorusi, w latach 1940-1941 mogło zginąć co najmniej 8,5 tys. polskich oficerów. Zdaniem Kuzniacowa nie warto zawężać okresu dokonywanych przez Sowietów egzekucji na Polakach do wiosny 1940 roku. Nie mniej okrutnie wyglądała prowadzona przez NKWD w czerwcu 1941 roku „ewakuacja” więźniów z aresztów i zakładów karnych, którzy często byli rozstrzeliwani.
– W okolicach Mińska znajduje się 13 miejsc, w których dokonywano masowych egzekucji. Cztery największe to Kuropaty, Park Czeluskinców, Łoszyca i Trościeniec. Na 16-hektarowym terytorium Kuropat znajduje się 510 dołów śmierci, a podczas pierwszej i drugiej ekshumacji otwarto 17. Oznacza to, że 493 miejsca na Kuropatach nie były otwierane.
Kuzniecow nie uważa, aby w tym momencie zachodziły przesłanki do rozpoczęcia dalszych prac ekshumacyjnych na Kuropatach.
– Jak można rozpoczynać ekshumacje, jeśli podczas pierwszej i drugiej ekshumacji nie znaleziono żadnych dowodów, które potwierdzałyby, że leżą tam oficerowie Wojska Polskiego? Ani insygnia, ani guziki, ani żadne dokumenty nie zostały tam dotąd odnalezione. A może istnieją jakieś nowe przesłanki? Polska strona mówi tak: Wydaje się nam, że oni leżą na Kuropatach. A dlaczego nie wydaje się im, że mogą leżeć w Trościeńcu? Mogło się też zdarzyć tak, że część została rozstrzelana na Kuropatach, druga w Trościeńcu, trzecia w Łoszycy, a czwartą rozstrzelali w „amerykance” (więzienie KGB), a szczątki zakopali na Cmentarzu Kalwaryjskim w Mińsku, – mówił w 2015 roku historyk.
Czy wobec nieodnalezienia białoruskiej listy katyńskiej, 3872 więźniów rozstrzelanych w więzieniu w Mińsku jest już na zawsze skazanych na anonimowość?
– Trudno przesądzać, – uważa dr Sławomir Kalbarczyk z centrali IPN. Na portalu radiomaryja.pl przypominał, że niektórzy badacze widzą pewne możliwości w zakresie częściowego ustalenia nazwisk rozstrzelanych na Białorusi poprzez badanie personaliów ich rodzin, które zostały w kwietniu 1940 r. deportowane do Kazachstanu.
Dr Kalbarczyk przypomina, skąd w Polsce przekonanie, że prawdopodobnym miejscem grzebania ofiar z tzw. Białoruskiej Listy Katyńskiej są Kuropaty. Skąd wzięło się to domniemanie? Otóż w trakcie ekshumacji prowadzonych na Kuropatach w 1988 roku ujawniono trzy masowe groby, które różniły się od pozostałych. O ile z tych pierwszych wydobywano przedmioty sowieckiej produkcji, które dowodziły, iż pochowano w nich obywateli ZSRS, o tyle w tych drugich znaleziono znaczną liczbę przedmiotów bądź to produkcji polskiej, bądź też europejskiej, świadczących jednoznacznie, że nie spoczywają w nich obywatele sowieccy. Pewność ta pochodzi m.in. stąd, że Związek Sowiecki nie sprowadzał z zagranicy dóbr konsumpcyjnych.
Z wyrobów polskich wymienić można medaliki z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, metalowy kubek produkcji warszawskiej firmy „Wulkan” oraz gumowe obuwie firm „Gentleman” z Warszawy i „Pepege” z Grudziądza. Produkty niepolskiej produkcji to buty czechosłowackiej firmy „Bata” oraz grzebienie z ebonitu, wyprodukowane przez austriackie firmy „Durabit” i „Rubonit” – masowo sprowadzane do Polski w latach 20. i 30. Na jednym z takich grzebieni znajdował się wydrapany igłą napis w języku polskim: „Ciężkie chwile więźnia. Mińsk 20.04.1940. Myśl o was doprowadza mnie do szaleństwa. 26 IV Rozpłakałem się –ciężki dzień”.
Problem z kuropackimi grobami polega jednak na tym, że nie znaleziono w nich żadnych przedmiotów czy dokumentów, na podstawie których można by zidentyfikować ofiary. Gdyby nawet było inaczej, niewiele by to dało, bo nie mając białoruskiej listy katyńskiej, nie moglibyśmy stwierdzić, czy personalia danej osoby się na niej znajdują.
Przypomnijmy, iż według prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki „Białoruska Lista Katyńska” nie istnieje, gdyż, jak stwierdził w grudniu 2012 roku: „Na terytorium Białorusi radzieckie NKWD nie rozstrzelało w 1940 roku ani jednego Polaka”.
„Zapłaćcie pieniądze, jeśli was coś interesuje. My tu wszystko zbadamy i wam odpowiemy. A jaki problem” – powtórzył w 2013 roku z właściwą sobie nonszalancją Aleksandr Grogoriewicz na pytanie dziennikarza Polskiego Radia, który zapytał o białoruską listę katyńską, i możliwość przeprowadzenia ekshumacji ciał ofiar polskich oficerów w Kuropatach.
W październiku 2016 roku, przebywający z oficjalną wizytą w Polsce szef dyplomacji Białorusi Uladzimir Makiej powtórzył tezę swojego pryncypała:
„Co do listy katyńskiej, to na polecenie prezydenta Łukaszenki dwa razy przejrzeliśmy nasze archiwa, w tym archiwa służb specjalnych. I takiej listy tam nie ma. Stalinowska NKWD nie przekazywała podobnych dokumentów władzom regionalnym. Być może znajdują się w centralnym archiwum w Moskwie” – powiedział „Rzeczpospolitej” minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej.
Pytany o to, czy na Kuropatach pod Mińskiem, gdzie w latach 80. odnaleziono masowe groby ofiar zbrodni stalinowskich, zostanie zbudowany cmentarz wojenny, stwierdził: – Mimo wielu badań nie możemy powiedzieć, że jest to miejsce, gdzie spoczywają polscy żołnierze. Może są tam prochy pojedynczych polskich obywateli, ale na tym etapie budowa polskiego cmentarza nie jest możliwa.
Kresy24.pl
1 komentarz
Ewa
10 marca 2017 o 02:46Dobry wpis. Dodaję stronę do ulubionych.