Niewidzialny jest tylko w tym sensie, że nikt jeszcze nie widział jego w pełni zdolnej do walki wersji.
Na Airshow China-2024 pojawił się – pierwszy raz za granicą – rosyjski Su-57, nazywany przez kremlowską propagandę „niewidzialnym myśliwcem 5-tej generacji”. Tym razem w końcu dopuszczono do niego zagranicznych ekspertów i od razu stało się jasne, czemu wcześniej Rosjanie nie pozwalali go nikomu oglądać. Runął kolejny mit o „potędze rosyjskiego lotnictwa”.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy ekspertom to ogromna ilość śrub łączących elementy kadłuba, przy czym każda inna: proste, krzyżowe, sześciokątne, szczególnie w części ogonowej. Ponadto styki poszczególnych elementów były wyraźnie niedopasowane, w wielu miejscach zauważono między nimi szczeliny.
Informację o „niewidzialności” Su-57 chińscy eksperci przyjęli z ironicznym uśmiechem. Warto przypomnieć, że Chiny opracowały własny myśliwiec Chengdu J-20, który w odróżnieniu od Su-57 może być rzeczywiście maszyną „5-tej generacji”, gdyż jej rosyjski odpowiednik od biedy można zakwalifikować najwyżej jako „4+” (tak zresztą nazywały go początkowo nawet media rosyjskie).
Ukraiński ekspert Aleksander Kowalenko zwrócił z kolei uwagę na numer boczny rosyjskiej maszyny: „054”. Oznacza to, że do Chin nie przyleciał nowy seryjny egzemplarz, tylko prototyp sprzed 12-tu lat. Dlaczego? Być może dlatego, że na tle później wyprodukowanych myśliwców, ten prezentuje się i tak znacznie lepiej.
Warto odnotować, że na wystawie w Chinach pojawił się też drugi Su-57 z numerem „057”, ale nie był w stanie sam przylecieć: przywiózł go transportowiec An-124, a organizatorzy zaznaczyli, że to tylko „statyczna ekspozycja”.
W 2021 szef rosyjskiej Zjednoczonej Korporacji Lotniczej Jurij Sliusar zapowiadał produkcję od 2022 roku 112-tu nowych Su-57 rocznie. Ile rzeczywiście ich dotychczas wypuszczono – nie wiadomo.
Co ciekawe, Korporacja ta znalazła się w tym roku na 4 miejscu listy najbardziej deficytowych firm rosyjskich, a sam Sliusar został właśnie… p. o. gubernatora obwodu rostowskiego, co nie wskazuje na jego szczególne sukcesy na niwie budowy samolotów.
Jedyne, co wiadomo na pewno, to że „pierwszy seryjny” myśliwiec Su-57 rozbił się w 2019 roku w Kraju Chabarowskim z powodu usterki, drugi pojawił się dopiero w 2020 roku, a całą pierwszą partię trzeba było natychmiast skierować „na dopracowanie”.
Natomiast w kwestii „niewidzialności” Su-57 można powiedzieć tylko tyle, że kiedy zaczęły one odpalać z głębi Rosji pierwsze pociski Ch-69 w cele na Ukrainie, natychmiast widziały to wszystkie kanały monitoringu, co pozwoliło przygotować się na czas do strącania tych rakiet.
Przypomnijmy, że zgodnie z rosyjskimi zapowiedziami, z każdym Su-57 miał ściśle współdziałać najnowszy – również „niewidoczny” – ciężki dron uderzeniowy S-70 Ochotnik (pol. Myśliwy). Na początku października pierwszy z nich pojawił się nad obwodem donieckim.
Wkrótce jednak Rosjanie stracili nad nim kontrolę i sami musieli go zestrzelić, żeby nie wpadł w całości ręce ukraińskie. Wrak drona, koło którego znaleziono też szczątki bomby D-30, analizują obecnie ukraińscy eksperci wojskowi. Według kanału Mash, „zawiódł mózg” drona, a powodem tego były błędy w jego elektronice.
Zobacz także: SDB posypały się z nieba! Pierwsza spudłuje? Ósma trafi na pewno (WIDEO).
KAS
1 komentarz
Jagoda
5 listopada 2024 o 21:14moSSkiewski bardak bez anałogow w mirjie !!!