Czy dzięki piciu można zdobyć lepszą pracę? Oczywiście, że tak. Pod warunkiem, że mieszkasz na Białorusi. Udowodnił to robotnik jednego z baranowickich zakładów. Jego historia po prostu powala.
Nie jest tajemnicą, że przy obecnych głodowych pensjach w raju Łukaszenki tutejsi robotnicy zaczęli masowo zwalniać się z zakładów pracy i wyjeżdżać na zarobki do Rosji. Tam ich koledzy zarabiają bowiem na czarno kilka razy więcej.
Braki kadrowe w pustoszejących państwowych fabrykach przybrały na tyle groźne rozmiary, że zaniepokoił się tym sam ojciec białoruskiego narodu. I natychmiast znalazł rozwiązanie w swoim stylu. Oczywiście nie podwyższył ludziom wynagrodzeń, bo i z czego? Jest przecież prostszy sposób: wystarczy… zabronić pracownikom odchodzenia z pracy. Obecny system kontraktowy zatrudnienia, w którym robotnik jest faktycznie niewolnikiem państwa, doskonale się do tego nadaje. Podpisałeś kiedyś kontakt? To teraz masz go odpracować do samego końca.
Boleśnie odczuł to na własnej skórze pewien 40-letni robotnik z Baranowicz, ojciec trójki dzieci. Nie mogąc ich utrzymać z nędznej pensji, już od dawna chciał wyjechać na zarobki do Rosji. Jednak dyrekcja zakładu konsekwentnie odmawiała rozwiązania z nim kontraktu.
W końcu zdesperowany mężczyzna wpadł na – jak sądził – genialny sposób: postanowił zmusić dyrekcję do zwolnienia go dyscyplinarnie. W tym celu pojawił się rano w zakładzie nietrzeźwy. Ku jego zdumieniu dyrekcja zupełnie zignorowała ten fakt. Na drugi dzień postanowił więc zwiększyć „siłę rażenia” i przyszedł do pracy kompletnie pijany. Tym razem – zamiast natychmiast go wyrzucić – kierownictwo zwróciło mu tylko delikatnie uwagę na niestosowność takiego zachowania.
Na trzeci dzień mężczyzna postanowił postawić wszystko na jedną szalę i pojawił się rano w fabryce zataczając się i bełkocząc. Ku jego rozpaczy znowu go tylko zbesztano, ale odmówiono zwolnienia i nakazano przystąpić do pracy. Tego już nie wytrzymał. Zawrócił i usiłował wyjść przez portiernię. Niestety, wartownicy zatrzymali go i cofnęli „na zakład”. W akcie rozpaczy rzucił się więc ku ogrodzeniu i usiłował je sforsować. Schwytano go jednak i siłą zaprowadzono na halę produkcyjną.
Kolejnego dnia do fabryki w ogóle już nie przyszedł i to przeważyło szalę zwycięstwa na jego stronę. W końcu go zwolniono, zwrócono książeczkę pracy i teraz może już spokojnie zacząć zarabiać na utrzymanie rodziny w innym miejscu.
No cóż, jak widać na Białorusi i nie pić ciężko i pić – marna pociecha…
Kresy24.pl
3 komentarzy
Gienek
12 kwietnia 2013 o 18:36Snajpeze.kochany.kiedy sie pojavisz.
Tak myslow proste bialorussini.
Bo ten rezim juz siedzi v gardle.
Bartek
15 kwietnia 2013 o 09:03proste Białorusiny tak nie myślą, oni się boją, bo wiedzą, ze jak baćka Łukaszenko odejdzie to dopiero nastaną ciężkie czasy, a tak to jeszcze ciągle można wystać mieszkanie w kolejce, potem wziąść socjalny kredyt, który zostani w dużej części zjedzony przez dewaluacje rubla występującą każde 2-3 lata, itp. itd. Dla prostego Białorusina zmiany władzy jawi się jako większe zagrożenie, dlatego tej zmiany nie ma już 17, czy 18 lat, bo oni nauczyli się żyć z baćką i może to dziwić Polaków, ale jest im z nim nie tak tragicznie jak to Polacy przedstawiają czy opisują. Oczywiście inaczej ma się sprawa ze studentami, katolikami, czy ludzmi z wyzwolonymi umysłami, ale ci są w przeważającej mniejszości w porównani z prostymi Białorusinami. Zyłem tam 1,5 roku od VII.2010, widziałem sytuacje przed pamiętnymi wyborami grudniowymi, kryzys finansowy rozpoczęty w lutym 2011, wprowadzenie cła zaporowego w lipcu 2012 i jakoś masy prostych Białorusinów się nie zbuntowały, nie ubił dziada.
Gienek
16 kwietnia 2013 o 21:12Dlia tego Europa smeesie z bialorusinow.bo oni myslow – ze tak i powinno byc.Ludzi nie wedzow ze
mozna zyc lepej i zarabiac ne tylko na edzenie.
Zbudowali ;Berlinskajy; stiany na granice i niech ludzi nie wedzow jak zyie sosiad.