Jak podaje portal białoruski Tut.by, na terytorium ambasady Szwecji w Mińsku dostało się dwóch mieszkańców Witebska, 47-letni Witalij Kuznieczik i jego 29-letni syn Władysław. 29-latek ma żonę i dwójkę dzieci i jest przedsiębiorcą, właścicielem kilku sklepów z odzieżą damską.
Obaj brali też udział w protestach w Witebsku 6 września. Wtedy Witalij Kuznieczik został dotkliwie spałowany przez milicję. Bito go nawet gdy upadł na ziemię. Syn wyciągnął ojca z opresji, udało im uciec, ale od tego czasu obaj się ukrywali obawiając się o swoje życie. Wyłączyli też telefony, żeby nie można było ich namierzyć. W końcu postanowili poprosić o azyl polityczny.
Ludzie, którzy im pomagali, przywieźli ich do Mińska i poszli do ambasady Szwecji, zadzwonili domofonem, opowiedzieli swoją historię, poprosili o pomoc. Personel ambasady, jak twierdzą, nie chciał ich wpuścić, więc sami przeszli przez ogrodzenie i przebywają na terenie poselstwa. – Przez telefon skontaktowała się z nami kobieta, z którą rozmawialiśmy przez domofon i powtórzyła, że nie dają statusu uchodźcy w ambasadzie. Ale wyjaśniłem, że jeżeli odejdziemy, to koniec z nami – powiedział Tut.by Władysław Kuznieczik.
Gdy tylko mężczyźni weszli na teren ambasady, od razu przyjechały pod nią służby. Mundurowi rozmieścili się w różnych punktach wokół posesji, a naprzeciw wejścia umiejscowił się mężczyzna w cywilu, który filmuje dziennikarzy przychodzących pod ambasadę.
Oprac. MaH, tut.by
1 komentarz
krogulec
17 września 2020 o 08:23Szwed pomoże tylko rowerzyście.