Gazeta Ministerstwa Obrony opublikowała artykuł, który przytacza stare kłamstwo katyńskie, że na podmińskim uroczysku Kuropaty egzekucji nie dokonywali siepacze z NKWD, ale Niemcy.
„Kuropaty – rażące kłamstwo „świadomych” – taki tytuł nosi artykuł opublikowany kilka dni temu w gazecie Ministerstwa Obrony Białorusi, w którym autor kategorycznie twierdzi, że za zamordowaniem tysięcy spoczywających na Kuropatach stoją Niemcy. Tytułowi „świadomi” zaś, to narodowo zorientowana białoruska opozycja, która wiedzę o skutkach terroru NKWD czerpie z odkryć lidera białoruskich narodowców Zianona Paźniaka (w 1988 roku ujawnił on skalę represji stalinowskich).
Publikacja w gazecie wojskowej jest omówieniem książki „Kurapaty: u początków sensacji historycznej”, napisanej przez profesora Akademii Wojskowej, podpułkownika Aleksandra Plawinskiego. Hipotezy w niej wyrażone podważają wnioski z dochodzeń prowadzonych przez białoruską prokuraturę cywilną i wojskową w latach 80., 90. i 2000. A te ustaliły jednoznacznie, że w dołach śmierci na Kuropatach leżą ofiary represji Stalina a nie – jak utrzymywała przez laty sowiecka propaganda, zamordowane strzałem w tył głowy przez hitlerowców.
W związku z publikacją w organie prasowym białoruskiej armii z 21 marca 2020 roku, Artiom Garbacewicz z Naszej Niwy zapytał oficjalnego przedstawiciela Ministerstwa Obrony, pułkownika Władimira Makarowa, czy artykuł zdejmujący odpowiedzialność z NKWD i dowodzący winy Niemców jest oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Obrony.
Co odpowiedział Makarow?
„Oficjalne stanowisko resortu obrony zostało opublikowane w 1994 r. pod rządami Kozłowskiego [ministra obrony Pawła Kozłowskiego. – „NN”]. Artykuł został opublikowany w gazecie wojskowej „Wo sławu rodiny”. Autor jest bohaterem Związku Radzieckiego, dowódcą brygady partyzanckiej – mówi rzecznik białoruskiego MO. – On kamienia na kamieniu nie zostawił po koncepcji BNF (Białoruski Front Ludowy) i pokazał: kto, gdzie i kiedy zabijał Żydów, którzy zostali wywiezieni do Smoleńska, a następnie przewiezieni na Kuropaty. Proszę, przeczytajcie ją, jest tysiąc razy mocniejsza od książki tego uczonego Pławinskiego (…)”, powiedział Makarow.
Indagowany dalej przez redaktora „Naszej Niwy”, czy tezy zawarte w artykule są oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Obrony, rzecznik wymijająco odpowiada, że nie chodzi o jakieś tam oficjalne stanowisko;
„Mamy wolny kraj, wolne media, a opinia naukowca, doktora nauk historycznych, wykładowcy wydziału wojsk wewnętrznych jest w tej sprawie bardzo, bardzo cenna. (…) – Tu chodzi o coś innego – o prawdę historyczną. I prędzej czy później wyjdzie ona na jaw. W naszym interesie leży poznanie prawdy, a nie powtarzanie przeszłości”, podsumował rzecznik białoruskiego resortu obrony.
oprac.ba
1 komentarz
WRON
30 marca 2020 o 15:23Stek idiotyzmów w tak krótkiej wypowiedzi rzecznika, prawdziwe mistrzostwo.