Historia 29- letniego białoruskiego księdza z Lachowicz oskarżonego o udział w zamieszkach
Podczas sierpniowych powyborczych protestów w Baranowiczach doszło do trzech incydentów; podczas starć z uzbrojonymi milicjantami w grupy funkcjonariuszy miały wjechać samochody. Jeden kierowca został już skazany na 4 lata prac przymusowych. Dwóch kierowców wciąż się ukrywa. Jednym z nich jest ksiądz Dmitrij Pristupa z parafii pw. Serca Jezusowego w Lachowiczach w obwodzie brzeskim Białorusi.
Propaganda państwowa próbowała zrobić z młodego kapłana przestępcę, którego wyrzekli się nawet parafianie; „Jeden z uciekinierów jest byłym już księdzem z Lachowicz” – grzmiała w marcu br. reżimowa telewizja, „parafia próbuje zapomnieć o takim katoliku”.
Ale katolicy z Lachowicz, którzy osobiście znają „zbiega” – 29-letniego księdza Dmitrija Pristupę są oburzeni takimi oszczerstwami. Po pierwsze, Dmitrij nie jest byłym duchownym, ale aktywnym. Po drugie, jak powiedzieli dziennikarzom niezależnego portalu TUT.by mieszkańcy Lachowicz, wina młodego księdza nie została udowodniona. Po trzecie, żaden z parafian nie próbuje o nim zapomnieć – wręcz przeciwnie, pamiętają i z niecierpliwością czekają na jego powrót z uchodźstwa, bo tyle, ile dla parafian zrobił ten młody ksiądz, nie zrobił nikt.
Dmitrij marzył, że zostanie księdzem od najmłodszych lat, mówi portalowi TUT.BY jego matka Swietłana Pristupa. Chłopak dorastał w zwyczajne rodzinie w Baranowiczach. Matka była prawosławną, ojciec katolikiem. Po ślubie w kościele katolickim rodzina stała się wielowyznaniowa.
– Kiedy Dmitrij był w ostatniej klasie szkoły powiedział, że zamierza uczyć się w seminarium. I wyjechał do Polski. Dlaczego Polska? Chciał połączyć swoje życie ze Zgromadzeniem Księży Najświętszego Serca Jezusowego. Najbliższe takie seminarium znajduje się w Polsce. Dlatego wyjechał – wyjaśnia pani Swietłana . – Studia trwały łącznie osiem lat. Po seminarium Dmitrij postanowił wrócić do ojczyzny. Początkowo był diakonem w Postawach w obwodzie witebskim. Następnie został wysłany, aby służyć jako kapłan w parafii Lachowicze. Dmitrij służył w kościele Serca Jezusowego przez rok i trzy miesiące. Jeździł również do swojej trzódki do kościoła św. Jerzego we wsi Swojatycze, oddalonej o 10 kilometrów od Lachowicz.
Wymuszony wyjazd syna z kraju po wydarzeniach sierpniowych był dla jego matki zaskoczeniem. O powodach wyjazdu dowiedziała się, gdy Dmitrij był już za granicą. Wcześniej syn nic jej nie powiedział. Kobieta podkreśla, że nie zna wszystkich okoliczności tego, co się wydarzyło, nie ogląda telewizji, ale dostała link do programu, w którym oskarżano Dmitrija. Pani Swietłana obejrzała wideo – i kategorycznie nie może zaakceptować, że jej syn mógł celowo kogoś przejechać.
Ksiądz Dmitrij jest teraz w Polsce. Służy w kościele i pracuje jako nauczyciel w szkole: uczy dzieci religii. Utrzymuje kontakt z mamą przez Internet.
– Radzi sobie. Tutaj miał więcej pracy: planował wszelkiego rodzaju projekty budowlane, restrukturyzację, jakąś renowację – i chętnie się tym zajmował, chciał to wspierać, uporządkować, aby było pięknie, mówi matka księdza.
Co się stało w Baranowiczach wieczorem 11 sierpnia, po sfałszowanych wyborach prezydenckich, nie wiadomo. Jak powiedzieli dziennikarzom TUT.BY znajomi księdza, tego dnia Dmitrij był w Baranowiczach ze znajomym. Podczas spaceru ich drogę zagrodził milicyjny bus, z którego wypadło kilku uzbrojonych funkcjonariuszy. Młodzi ludzie bali się, że zostaną zatrzymani i próbowali skryć się w samochodzie koleżanki. Ksiądz usiadł za kierownicą, chciał odjechać na następną ulicę, żeby tam przeczekać łapankę, ale milicjanci z pałkami podbiegli do nich i gestami kazali się zatrzymać. Dmitrij zatrzymał się, ale usłyszawszy odgłos walenia pałkami w samochód przestraszył się, wcisnął pedał gazu żeby ruszyć. Samochód odjechał i wtedy miało dojść do potrącenia milicjanta.
Przez tydzień ksiądz pozostawał w Lachowiczach, ale mając świadomość rychłego aresztowania wyjechał z Białorusi „jak stał”. Niedługo później służby wszczęły przeciwko niemu sprawę karną i wysłały za nim list gończy. W sprawie księdza zostali przesłuchani parafianie. Twierdzą, że śledczy gubili się w faktach – raz twierdzili, że złamał milicjantowi nogę, innym razem, że tylko zahaczył go lusterkiem.
Ksiądz został oskarżony z artykułu 364 – przemoc wobec funkcjonariusza milicji. Grozi mu sześć lat więzienia.
TUT.BY skontaktował się z księdzem Dmitrijem Pristupą, ale kapłan nie chce jeszcze rozmawiać o tym, co się dzieje: nie chce narażać przyjaciół i rodziny a także parafian, którzy pozostali na Białorusi – i nie są tam bezpieczni. TUT.BY poprosił również o komentarz w tej sprawie komitet śledczy, na razie odpowiedzi brak.
oprac. ba za tut.by
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!