Czy trudno jest złamać normę moralną „nie zabijaj”, po co Białorusinom nie swoja wojna, czego najbardziej należy się na niej obawiać, opowiada reporterowi Euroradia Białorusin walczący w batalionie „Donbas” na wschodzie Ukrainy.
Euroradio: Jak mam się do Ciebie zwracać?
Lew: Mów mi Lew
E: Kiedy przyjechałeś na Ukrainę, jak długo jesteś w batalionie „Donbas”?
L: Na to pytanie nie chciałbym odpowiadać. Nie tak długo jestem w „Donbasie”, ale mimo to nie chciałbym wymieniać dokładnej daty mojego przyjazdu.
E : Co skłoniło cię do tego, by pozostawić rodzinę, ojczyznę i wyjechać do innego kraju by tam przyłączyc się do walki?
L: Chęć pomocy.
E: Komu? Czy w tym regionie, albo w ogóle na Ukrainie mieszkają Twoi krewni, rodzina?
L: Aby pomóc białoruskiemu narodowi. Bo przecież pomagając narodowi ukraińskiemu stwarzamy szansę na poprawę sytuacji na Białorusi. Jeśli tu wszystko się uda, zobaczy to naród białoruski.
E: Białorusini widzą tylko to, co serwują im białoruskie i rosyjskie media, a więc: rezultatem Majdanu była aneksja Krymu i wojna domowa we wschodniej Ukrainie, w której giną ludzie, a kraj stoi w obliczu rozpadu. Pomyśl tylko, czy widząc to wszystko, usłużni Białorusini zechcą coś zmienić w swoim życiu? Ryzykować swoje życie dla jakichś mrzonek o lepszej przyszłości?
L: Każda matka poświęca swoje życie dla życia swojego dziecka. Więc dlaczego nie miałby zrobić tego samego ojciec, jeśli to rzeczywiście ojciec? Myślę, że każdy rodzic który chce lepszego życia dla swoich dzieci, musi być w stanie poświęcić coś, nawet siebie.
E: Jak się dowiedziałeś, że Siemion Semenczenko zbiera wolontariuszy do batalionu, który ma walczyć prorosyjskimi separatystami?
L: W mediach zobaczyłem informacje …
E: Zobaczyłeś informację i nie wahając się zdecydowałeś się przyjechać? Nie miałeś wątpliwości?
L: Ja od dawna byłem członkiem „Zubra”, – to taki ruch sprzeciwu wobec reżimu. I gotowość do działania w tym kierunku zawsze była u mnie ogromna. Ale sytuacja na Białorusi nie pozwalała mi się realizować, a tu taka możliwość jest. Teraz chcę zaapelować do wszystkich „kanapowych bojowników”, którzy krzyczą w Internecie o swojej chęci przyjechania tutaj: przyjeżdżajcie! Tutaj sprawdzimy kto jest kim.
E: Jechałeś na Ukrainę, wiedząc, że już ktoś tu na ciebie czeka?
L: Nie, jechałem tu na własne ryzyko. Rozumiesz, wszystko jest znacznie bardziej proste niż się wydaje, szczególnie jeśli naprawdę chce się coś zrobić. A bać się wszystkiego i żyć w ciągłym strachu? – nie uważam by było to normale i przyzwoite zachowanie mężczyzny. I dotyczy to wszystkich!
E: Wiedziałeś że jedziesz na wojnę. A doświadczenie udziału w operacjach bojowych miałeś już jakieś?
L: Pewne doświadczenie jest u każdego człowieka, prawda? Inną rzeczą jest to, na ile korzystałeś z tego doświadczenia. Każdy facet jeszcze w szkole uczył się rozkładania automatu, większość w armii służyła, do tego zawsze można samemu się czegoś douczyć, no albo już tu na miejscu. Jeśli pytasz mnie o służbę w „gorących punktach”, to ani w Afganistanie, ani w innych podobnych miejscach nie służyłem.
E: W rozmowie z Euroradiem twój dowódca Siemion Siemenczenko powiedział, że obecnie w batalionie jest 15 Białorusinów. Jesteście w tej samej jednostce?
L: Nie odpowiem na to pytanie. Odpowiedź może zastosować wykorzystana przez odpowiednie struktury.
E: Musiałeś już zabijać? Czy trudno było przekroczyć normę moralną „Nie zabijaj”?
L: Pierwsza osoba, którą zabiłem był najemnikiem. Wiesz, o co chodzi? Po drugiej stronie nie ma człowieka – jest wróg. A wyboru nie ma dużego, albo sam dostaniesz kulę, albo zrobisz tak, żeby kula przeciwnika nie trafiła ciebie. Postrzegam to jako obronę własną.
E: Na twoich oczach ginęli żołnierze batalionu, z którymi może poprzedniego wieczora siedzieliście przy ognisku? Jakie to uczucia wyzwala w człowieku?
L: Skomplikowane i trudno je wyrazić. Być może duma – że byliśmy razem, radość – że znałem tego człowieka, determinacja – że na pewno będziesz kontynuować to co zacząłeś. I trochę goryczy….
E: Ukraińskie media piszą, że po stronie separatystów walczą najemnicy z Czeczenii. Nie dziwi cię, że ludzie, którzy nie tak dawno temu walczyli o wolność, teraz starają się stłumić pragnienie wolności innych ludzi?
L: To wynik propagandy. Wiesz doskonale nawet beze mnie, w jaki sposób telewizja na Białorusi kształtuje opinię publiczną. I robią to propagandziści bardzo profesjonalnie: odpowiednio przycięte kadry opatrzone specjalnymi komentarzami. W rezultacie powoduje to po prostu „pranie mózgów”. To dzieje się w Czeczenii, to samo obserwujemy w Doniecku – obietnica lepszego życia w imię zdrady. I zawsze będą ludzie, którzy będą zdradzali dla jakiegoś lepszego życia.
E: Batalion jest wielonarodowy, jaka atmosfera panuje wśród bojowników?
L: Zostaliśmy tutaj przyjęci w sposób zaskakująco przyjazny – jak w rodzinie.
I czujemy się tu jak ludzie, których chce się widzieć obok. Byliśmy bardzo mile powitani, i myślę, że to wzmocniło ducha bojowego wśród ludzi. Kiedy zobaczyli, że i Białorusini są gotowi do walki na Ukrainie, zrozumieli, że muszą nadal walczyć dla samych siebie.
E : Czy to co się dzieje teraz na wschodzie Ukrainy, możliwe jest na Białorusi?
L: Daj Boże, że ominie to nas. Inna sprawa, że proces okupacji Białorusi przez Rosję już trwa. Spójrz tylko, na Białorusi niemal cały przemysł został już zniszczony i wkrótce to co jeszcze zostało, zostanie sprzedane. Bez przemysłu nie będzie nas. Dziś Rosja pokazuje swoje imperialne zakusy, demonstruje to całemu światu. Złamała postanowienia umowy budapesztańskiej – którą sama podpisała, i występowała jako jej gwarant, a później sama je naruszyła. Żeby się tak zachować trzeba być kłamcą i dupkiem.
E: Jak odnoszą się do waszego batalionu zwykli ludzie?
L:To zależy, jednak w większości przypadków bardzo dobrze. Nie ma negatywu, nikt nie rzuca w nas kamieniami.
E: Jaka jest twoja opinia, jako uczestnika działań bojowych – dlaczego operacja antyterrorystyczna tak wolno jest prowadzona?
L: Nie wiem zbyt wiele na temat przebieu tych działań, ale wydaje mi się, że to brak spójności działań. No i prezydent-elekt jeszcze nie zaczął urzędować, wszystko wymaga czasu.
E: Opowiedz nam o swoim chrzcie bojowym.
L: Gdy to wszystko się skończy, opowiem wam z radością – póki co nie uważam, aby należało o tym opowiadać.
E: Jak długo może potrwać zbrojna konfrontacja?
L: To zależy od tego, na ile władza zachce pomóc temu ruchowi, który się rozpoczął, na ile zechce pomóc ochotnikom z batalionu „Donbas”. Jeśli władze zechcą pomóc tym ludziom, i wszystkimi środkami będzie wspierać te inicjatywy, myślę, że wszystko zostanie rozwiązane znacznie szybciej. Na razie u ludzi jest wola walki i duże pokłady patriotyzmu, żeby walczyć za ojczyznę. A nawet chęć oddania za nią życia. I myślę, że to jest najważniejsze. To nie znaczy, że zachęcam wszystkich, aby umierali za swój kraj, nie. To inna wojna. Tutaj trzeba przetrwać i wygrać.
E: Nie miał do ciebie nikt pretensji, że mieszasz się w nie swoje sprawy? Przecież to sprawy innych, nie Białorusinów, i bez was się obejdą?
L: Nie, w ten sposób niegdy to nie wybrzmiało. Pytali nas po prostu „Dlaczego wy tu przyjeżdżacie?” My odpowiadamy: Chcemy wam pomóc, żeby wszystko się udało. I żeby Białorusini dostrzegli wreszcie jakąś alternatywę dla rzeczywistości, którą stworzył nam Łukaszenka.
E: Nie boisz się, że białoruscy stróże prawa oskarżą Cię o najemnictwo, za które zgodnie z ustawodawstwem Białorusi grozi odpowiedzialność karna?
L: Tu nikt nikomu za nic nie płaci – jacy z nas najemnicy? Poza tym, jestem na wojnie, czego mam się więcej bać?
E: Czego można bać się na wojnie?
L: Tylko strachu. Na wojnie trzeba zachować spokój – to najważniejsze, tak myślę. Spokój może pomóc wygrać i utrzymać się przy życiu, strach w żadnym wypadku nie pomoże….
Rozmawiał Zmicier Łukaszuk
Kresy24.pl za euroradio.fm
1 komentarz
nsz
25 lipca 2014 o 01:31Już niedługo czarne łudziki z UPA razem z terrorystą rezunem jaroszem będą rozwalone