„Nie jesteśmy członkami WTO, nic nikomu nie jesteśmy winni. Chrońmy nasz rynek wewnętrzny, nie oddamy nikomu nic; od żelazka, przez traktor po samochód”. Aleksander Łukaszenka uważa, że zakaz importu to najlepszy sposób dywersyfikacji rynku.
Pod pozorem ochrony i rozwoju rynku wewnętrznego kryje się banalny protekcjonalizm, jest to kurs obrany przez Łukaszenkę i zmierzanie prostą drogą w stronę Korei Północnej – uważają niezależni ekonomiści.
Lew Margolin przekonuje, że w słowach Aleksandra Łukaszenki są wewnętrzne sprzeczności:.
– Nie wolno promować własnych produktów ograniczając dostęp do rynku towarów importowanych – mówi ekspert. – Ograniczając dostęp np. do samochodów, pozbawiamy nasz przemysł samochodowy otoczenia konkurencyjnego, a ten nie ma motywacji do rozwoju. Będą jeszcze gorszej jakości, jeszcze droższe, bardziej kosztowne, mniej wiarygodne, i jest mało prawdopodobne, że będziemy w stanie je sprzedać, nawet na rynku rosyjskim, prognozuje Lew Margolin.
Analityk ekonomiczny Siergiej Czałyj zwraca uwagę, że Łukaszenka odwiedzając ostatnio mińską fabrykę traktorów powtorzył pracownikom dokładnie to samo, co mówił podczas kwietniowego orędzia do narodu i parlamentu.
– Oczywiście, ta idea tkwi w nim dość głęboko, i została już rozpracowana. Ministrowie też od czasu do czasu wspominają o potrzebie ograniczenia wszelkiego importu, – twierdzi Czałyj.
Plan działań zmierzający do radykalnej zmiany sytuacji na rynku krajowym i znaczącego spadku udziału importu w obrocie krajowym jest już w trakcie rozpatrywania przez rząd Białorusi.
Jak dowiedział się portal naviny.by, plany zostały opracowane na podstawie analizy Komitetu Kontroli Państwowej, który wnikliwie przeanalizował rynek konsumencki w kraju.
Zakaz importu sprawi, że białoruska gospodarka stanie się jeszcze bardziej zamknięta, zorientowana zamiast na konsumenta, to na producenta, przekonuje Lew Margolin.
– Białorusini będą musieli kupować towar gorszej jakości, po wyższych cenach, – ocenia wpływ inicjatywy prezydenckiej na kształt rynku białoruskiego Margolin, ale zaznacza;
– Nie uda się zupełnie zakazać importu do kraju: żeby zmusić obywatela do kupowania tego, co mu się nie podoba. Trzeba byłoby zamknąć wszystkie granice, a jak na razie granice nie zostały zamknięte, więc ludzie na własną rękę będą jeździć za granicę na zakupy. Ekonomista przewiduje, że należy wkrótce oczekiwać kolejnych ograniczeń na wwóz towarów do kraju.
Siergiej Czałyj podkreśla, że pod pozorem rozwoju rynku wewnętrznego zachodzi pomylenie pojęć.
– Dywersyfikacja rynku oznacza zwiększenie liczby krajów, do których białoruskie produkty miałyby być eksportowane. Ale co to ma wspólnego ze wspieraniem krajowych producentów, rozumianym jako protekcjonizm? – pyta Siergiej Czałyj. – Pod pozorem rozwoju rynku wewnętrznego kryje się banalny protekcjonizm.
Kresy24.pl/Naviny
1 komentarz
obrzydliwy
20 maja 2015 o 13:32Baćka ma rację! Celem gospodarki jest import.