Mieszkanka Mińska Olga Sinialewa wynajmowała swoje mieszkanie młodej prokuratorce Alinie Kasijanczyk (jej nazwisko kojarzone jest z głośnymi procesami politycznymi). Kiedy gospodyni poprosiła ją o opuszczenie wynajmowanego lokum, została uznana za winną złamania praw obywatelskich, donosi TUT.BY.
Proces rozpoczął się 18 czerwca, ale tego dnia na rozprawie okazało się, że Andriej Maczałow, adwokat Sinialewej został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu. Dowiedział się o tym na sali sądowej.
30 czerwca sąd skazał 34-letnią Olgę Sinialewą, przebywającą obecnie na urlopie macierzyńskim na dwa lata ograniczenia wolności. tzw. „chemii domowej”.
Prawnik tłumaczył Radiu Svoboda, że prokurator Kasijanczyk bezpodstawnie oskarżyła Olgę Snialewą, nie doszło do złamania prawa. Jak powiedział, Sinialewa przyszła do Kasijanczyk z propozycją rozwiązania umowy za porozumieniem stron, ta się zgodziła, co potwierdza umowa podpisana przez obie panie. Niestety, kiedy funkcjonariuszka wyprowadziła się, po pewnym czasie właścicielka otrzymała powiadomienie o wszczęciu sprawy karnej.
– Nie stosowano przymusu, – mówił Svabodzie prawnik – przynajmniej nie było o tym mowy w materiałach sprawy. Sama Kasijanczyk, podpisawszy umowę, potwierdziła swoją zgodę, co oznacza, że żadne jej prawa nie zostały naruszone – dodaje. Co więcej, umowa została rozwiązana za porozumieniem stron dopiero po znalezieniu nowego lokum przez Kasijanczyk.
Mińska prokuratura uznała jednak, że doszło do naruszenia prawa, ponieważ Kasijanczyk wywiązywała się na czas ze wszystkich zobowiązań wynikających z umowy, za to właścicielka mieszkania, „poddała się informacyjnemu wpływowi kanałów Telegram i innych zasobów internetowych” , co było powodem, dla którego poprosiła swoją lokatorkę o opuszczenie mieszkania.
Powódka Alina Kasijanczyk jest zastępcą prokuratora i występowała jako oskarżyciel w wielu procesach politycznych, w tym w procesie dziennikarek Biełsatu Kaciaryny Andriejewej o Darii Czulcowej, skazanych na dwa lata kolonii karnej. Postawiła też zarzuty w sprawie napisów „Nie zapomnimy” w pobliżu miejsca śmierci Alaksandra Tarajkowskiego – pierwszej ofiary powyborczych protestów w sierpniu 2020.
Proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Powód? Ochrona dóbr osobistych prokuratorki i jej rodziny.
oprac. ba
1 komentarz
Czytelnik
1 lipca 2021 o 13:12normalnie menda