Książka prof. Wojciecha Śleszyńskiego to solidne kompendium o przedwojennym Polesiu. Krok po kroku otrzymujemy wartościowe informacje z tak różnych dziedzin jak ludność, gospodarka, prasa, kultura, bezpieczeństwo czy transport. okraszone ilustracjami czy danymi statystycznymi. Oczywiście jest to książka, która ma za zadanie wprowadzenie nas w skomplikowaną materię przedwojennego najbiedniejszego i najbardziej «wykluczonego» regionu II RP.
Prof. Śleszyński z Uniwersytetu w Białymstoku znany jest osobom zainteresowanym historią przedwojennego Polesia. Spod jego pióra wyszły takie monografie i opracowania jak «Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934-1939» (Białystok 2003), «Zajścia antyżydowskie w Brześciu nad Bugiem 13 maja 1937 roku» (Białystok 2004), «Bezpieczeństwo wewnętrzne w polityce państwa polskiego na ziemiach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej» (Warszawa 2007), «Polesie w polityce rządów II Rzeczypospolitej» (Białystok 2009), «Protokoły i raporty zebrań wojewodów i starostów – województwo poleskie» (Kraków 2014)…
Na początku 2015 r. do rąk polskich czytelników trafiła książka «Województwo poleskie» (z cyklu «Województwa Kresowe II RP», jest to pierwsza książka w cyklu). Publikacja, dofinansowana przez Wydział Historyczno-Socjologiczny Uniwersytetu w Białymstoku, miała na celu – jak deklaruje sam autor – ukazanie lokalnych uwarunkowań społeczno-gospodarczych na Polesiu, a także polityki państwa polskiego wobec regionu.
«Autor podjął się ukazania wszystkich najważniejszych aspektów życia mieszkańców województwa poleskiego, ze szczególnym uwzględnieniem roli miejscowej administracji» – możemy przeczytać już we wstępie do pracy (s. 9). Książka jest owocem wieloletniej kwerendy prof. Śleszyńskiego w archiwach białoruskich i polskich – głównie w Brześciu (Państwowe Archiwum Obwodu Brzeskiego), ale także w Mińsku (Narodowe Archiwum Republiki Białoruś), Warszawie (Archiwum Akt Nowych, Centralne Archiwum Wojskowe) czy Londynie (Instytut Polski i Muzeum Generała Sikorskiego).
Autor korzystał także z licznych opracowań i artykułów, głównie polskich historyków (w bibliografii znajdują się tak uznani znawcy historii i kultury Białorusi jak prof. prof. Joanna Gierowska-Kałłaur, Piotr Cichoracki, Krystyna Gomółka, Eugeniusz Mironowicz, Ryszard Radzik, Jerzy Turonek), przedwojennej prasy wychodzącej w Pińsku, Brześciu, Łunińcu i Kobryniu. Co szczególnie interesowało Wojciecha Śleszyńskiego przy pisaniu pracy o Polesiu lat 1919- 1939? Jak twierdzi sam autor, był to wpływ wojny, sytuacji gospodarczej, działalności komunistów na odbiór polskiej władzy na Polesiu, polskie koncepcje polityczne zagospodarowania Polesia, faktyczny rozwój gospodarczy Polesia na tle innych regionów kraju, polityka sanacji wobec mniejszości, wrzesień 1939 roku jako sprawdzian polityki wojewody Kostka-Biernackiego…
CZTERY CZĘŚCI…
Książka podzielona jest na IV części. W I części («Walka o Kresy. Początek budowy administracji polskiej na Polesiu w latach 1919- 1920») autor skupia się na wojnie polsko-bolszewickiej oraz początkach polskich rządów na Polesiu. Najwięcej informacji poświęcono tutaj Zarządowi Cywilnemu Ziem Wschodnich. Obszar Polesia został włączony w skład okręgu brzeskiego, który objął nie tylko ziemie późniejszego województwa ze stolicą w Brześciu, ale także powiaty wołkowyski (Grodzieńszczyzna), słonimski i baranowicki (Nowogródzczyzna) oraz mozyrski (Polesie sowieckie). Komisarzem okręgu został Maciej Jamontt, następnie zaś Władysław Leśman (s. 23).
Autor przypomina, że choć ZCZW był próbą utworzenia polskiej cywilnej administracji na Kresach, to jednak przez mieszkańców regionu odbierany był jako władza wojskowa – «w rzeczywistości nadal rządziło wojsko, stosując taktykę faktów dokonanych» (s. 22). Jest jasne, że taka sytuacja nie mogła podobać się Białorusinom. Najdłuższa, zajmująca dwie trzecie treści, część II («Życie na Kresach. Administracja i społeczeństwo województwa poleskiego») podzielona jest na rozdziały: administracja (1), ludność (2), stosunki społeczno-polityczne (3), religia (4), gospodarka (5), miasto, wieś, środki podróżowania (6), ochrona zdrowia i opieka społeczna (7), oświata (8), kultura (9).
W rozdziałach autor nakreśla całokształt życia w województwie poleskim pod polskimi rządami. Krótka część III («Polska enklawa na Kresach. Polityka państwa polskiego na Polesiu») poświęcona jest różnym koncepcjom polityki polskiej wobec tej najmniej polskiej części Ziem Wschodnich II RP. Autor opisuje pierwsze lata rządów prawicowych na Polesiu, kilka akapitów poświęca planowi Downarowicza oraz planom osadniczym, omawia różnicę między dwoma rodzajami asymilacji («narodowej» i «państwowej» – później powstała z tego synteza «asymilacja narodowo-
państwowa» Kostka-Biernackiego). Ostatnia część pracy IV («Koniec polskich Kresów. Wrzesień 1939 r. na Polesiu») poświęcona jest Polesiu w planach obronnych przedwojennej Polski, agresji niemieckiej i sowieckiej na Polesie w 1939 roku, nowym porządkom sowieckim, a także klęsce planów asymilacji narodowo-państwowej Poleszuków.
LITEWSKIE POZOSTAŁOŚCI
Najważniejsza i najbardziej obszerna jest część II pracy. W rozdziale Administracja (1) autor przytacza podstawowe dane statystyczne odnośnie utworzonego w 1921 roku województwa poleskiego. Czytelnikowi «Ech Polesia» nie ma potrzeby ich przytaczać. Ciekawa jest informacja, że choć w 1930 roku zmniejszono obszar Polesia (przyłączono powiat Sarny do woj. wołyńskiego), to rozważano także powiększenie województwa, zwłaszcza, że na czele rządowej sekcji ds. podziału administracyjnego państwa stanął pierwszy wojewoda poleski Walery Roman. Powiększenie administracyjne Polesia wspierał publicysta Roman Hausner – miałoby ono dokonać się kosztem województwa nowogródzkiego (s. 39).
Warto zauważyć, że w podobnej formule funkcjonuje obecnie obwód brzeski na Białorusi – do historycznego Polesia przyłączono region Baranowicz, do 1939 roku będący częścią województwa nowogródzkiego, a po 1945 r. – obwodu baranowickiego. Wojciech Śleszyński przytacza także znaną z przedwojennej prasy informację o planach przeniesienia stolicy Polesia z Brześcia do Pińska (s. 39-40), które nie doszły do skutku. Ciekawym smaczkiem jest zwrócenie uwagi na próbę «delituanizacji nazewniczej» Polesia – jeszcze w 1923 r. Brześć nosił przecież nazwę «Litewski», podobnie jak «Wysokie» czy «Kamieniec».
Profesor nie przytacza tego fragmentu z brzeskiej prasy, ale o tym jak drażliwy był przymiotnik «litewski» na początku lat dwudziestych, gdy Litwa zerwała wszelkie stosunki z rządem w Warszawie, niech świadczy mały fragment z «Głosu Poleskiego» (nr 23, 21.IV.1923, s. 2). «Urzędowo zatwierdzoną nazwą naszego grodu jest «Brześć nad Bugiem». Przydawka «litewski» spoczęła w lamusie pamiątek zaborczych. Pomimo to otrzymujemy listy z pieczątką «Brześć Litewski». Zbyteczna i nie na czasie kurtuazja względem liliputa litewskiego. Nie wątpimy, że tut. urząd pocztowy usunie tę anomalię».
LITWA NIE MIAŁA W BRZEŚCIU DOBREJ PRASY: «Bezczelny sąsiad – kurczątko – porywa się na olbrzyma, jakim w stosunku do Litwy Kowieńskiej jest Rzeczpospolita Polska. Dość już tolerancji. Trzeba hardego kogucika zamknąć do kojca. Litwa Kowieńska to prowokator szczuty przez niemieckich «kajzermannów». Litwa Kowieńska to trzpiot złośliwy, którego trzeba położyć na ławę, wziąć pasa i… wygrzmocić skórę, tak serdecznie, z całego serca, po ojcowsku. Banda litewskich pachołków naruszyła nasze granice, a my poprzestajemy zaledwie na… biernej obronie. Banda grabieżców i podpalaczy pod niemiecką komendą wystawia lufę armatnią w kierunku naszej granicy – przeciw braciom pełniącym obowiązki żołnierskie – a my mamy ochotę… pertraktować. Czy nie za dużo dobrej woli? A kija wziąć i przepędzić tę zgraję!» (za: «Informator Kresowy», Brześć, nr 4, 28 lutego 1926, s. 4).
Z drugiej strony Śleszyński przypomina o tym, że herbem województwa poleskiego pozostała litewska Pogoń, która jedynie w nieznaczny sposób różniła się od herbu województwa wileńskiego (s. 40).
OSADNICY VS. LUDNOŚĆ LOKALNA
Kilkanaście stron pracy prof. Śleszyński poświęcił Urzędowi Wojewódzkiemu wraz z kolejnymi wojewodami poleskimi – autor pracy zamieszcza ich krótkie charakterystyki wraz ze zdjęciami (s. 47-56). Znajdziemy tu informacje i o Kostku-Biernackim, i o Krahelskim… Osobny rozdział poświęcono także starostom (s. 56-60) oraz samorządowi terytorialnemu i urzędnikom (s. 60-65). «Organy państwowe szczebla centralnego i terytorialnego pokładały dużą nadzieję w rozwoju samorządu lokalnego. Uważano, że za pośrednictwem i przy pomocy przedstawicieli miejscowej społeczności uda się łatwiej rozwiązać lokalne problemy, związane najczęściej z bieżącymi kwestiami życia codziennego» – pisze autor (s. 61).
Samorząd zdominowany był przez ludność polską – w 1923 roku na 178 delegatów do sejmików powiatowych połowa była Polakami, zaś jedynie… 5 Ukraińcami i Białorusinami. 76 reprezentantów zadeklarowało się jako… «Poleszucy». Widać wyraźnie, że pojęcie «tutejszy» nie jest wynalazkiem lat trzydziestych. Ważna była rola osadników wojskowych w samorządzie. «W latach trzydziestych osadnicy wojskowi, stanowiący niewielką grupę ilościową w stosunku do wszystkich obywateli Polesia, zaczęli przejmować rolę liderów lokalnych społeczności. Nie zawsze spotykało się to z aprobatą miejscowych wspólnot trudno akceptujących element osadniczy» (s. 61-62). Równowagę między interesami osadników a ludności autochtonicznej próbował narzucić Urząd Wojewódzki w Brześciu w trosce o niepowiększanie się wpływów komunistycznych na Polesiu (s. 62). Podobnie jak samorząd terytorialny spolonizowana była administracja II RP na Polesiu – np. w powiecie kobryńskim w 1932 roku wśród urzędników znajdziemy 261 Polaków i tylko 18 Rosjan. Białorusinów i Ukraińców było jeszcze mniej niż przedstawicieli narodu panującego na Polesiu do 1915 roku (s. 63).
W rozdziale II autor ciekawie omawia sprawy ludnościowe, m.in. problem tutejszych w spisie z 1931 roku, a także przyrost naturalny i gęstość zaludnienia. Polesie miało największy w kraju przyrost naturalny (s. 72), w strukturze ludności dominowały osoby młode. Wśród prawosławnych przyrost naturalny był nieco wyższy niż wśród katolików i Żydów. Rozdział III omawia «stosunki społeczno-polityczne» w regionie. Autor poświęca tu swą uwagę ludności zarówno uprzywilejowanej (polskiej), jak i Białorusinom, Rosjanom i Ukraińcom. Polacy pełnili funkcje w administracji samorządowej i państwowej, zatrudniani byli także w wojsku, policji oraz stanowili większość ziemian. Odgrywali najsilniejszą rolę polityczną w województwie, mimo tego że stanowili jedynie 14,5% ludności.
W wolnych zawodach i gospodarce dominowała jednak ludność żydowska. Pisząc o Białorusinach, odrębny podrozdział poświęcił autor Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (s. 86-89). Interesujący jest rozdział o Żydach, w którym autor pokazuje mozaikę organizacji politycznych wśród mniejszości żydowskiej – od religijnej Aguda Isroel poprzez syjonistów, bundowców czy fołkistów (s. 90-91). Duży fragment podrozdziału «żydowskiego» poświęcony jest pogromowi w Brześciu z 13 maja 1937 r. (autor napisał w 2005 r. odrębną pracę na jego temat, zob. «Zajścia antyżydowskie w Brześciu nad Bugiem 13 V 1937 r.», Białystok 2004, Dokumenty do dziejów kresów północno-wschodnich II Rzeczypospolitej).
Warto napisać kilka słów o Ukraińcach Polesia: w 54 tys. Poleszuków zadeklarowało język ukraiński jako ojczysty. Rosjan na Polesiu było o wiele mniej, ich enklawą pozostawał Dawidgródek z tzw. gorodczukami. Śleszyński przypomina, że w latach dwudziestych ponad 60% członów rady miejskiej tego miasteczka było Rosjanami (s. 97). Legalną organizacją Rosjan poleskich było Rosyjskie Zjednoczenie Narodowe powiązane z Rosyjskim Towarzystwem Dobroczynnym (posiadało ono swe oddziały w Brześciu, Pińsku, Łunińcu i Kamieniu Koszyrskim). Na rzecz zjednoczenia agitowało często duchowieństwo prawosławne.
Nie każdy wie, że na Polesiu istniały także kolonie niemieckie, w latach trzydziestych rozpoczęto nawet starania o powołanie do życia szkoły niemieckiej w regionie (s. 100). Ponad 2 tys. osadników liczyła grupa potomków Holendrów w Mościcach Dolnych i Górnych. Byli na Polesiu także Cyganie, Węgrzy, Słowianie Południowi…
Na barwną mozaikę narodowościową nakładała się religijna, której autor poświęca cały rozdział IV. Województwo poleskie wykazywało się najsłabszą pozycją kościoła katolickiego na tzw. kresach północno-wschodnich. Do katolicyzmu przyznawało się tutaj jedynie 124 tys. osób (11,0% ludności w 1931 r.). Kościół katolicki dążył do katolicyzacji prawosławnych, ale spierano się o to, czy ma być to bezpośrednie włączenie wiernych do kościoła obrządku rzymsko-katolickiego, wskrzeszenie Unii z 1596 roku na Polesiu (co nie spodobałoby się państwu polskiemu – obrządek ten był uważany za «nośnik ukraińskości» w Galicji Wschodniej) czy tzw. neo-unia (obrządek bizantyńsko-słowiański powołany do życia w 1923 roku).
Ostatecznie nowa unia nie odniosła sukcesu i w 1938 roku na Polesiu znajdowało się jedynie 7 parafii bizantyńsko-słowiańskich wraz z dwoma filiami i 3 tys. wiernych (s. 124). Tradycyjny kościół protestancki odgrywał na Polesiu znikomą rolę, więcej do powiedzenia notowały nowe ruchy religijne o charakterze protestanckim (s. 128). Najsilniejszą rolę do 1939 roku zachowała oczywiście cerkiew prawosławna, na forum której toczył się spór o język nabożeństw.
NA DROGACH KURZ…
Warto przeczytać rozdziały z książki poświęcone infrastrukturze i gospodarce. W miastach słabo rozwinięty był przemysł i usługi, poziom architektury podnosił się dość wolno, niektóre miasta na Polesiu (poza Pińskiem i Brześciem) przypominały wsie… «Na korzystanie z prawdziwych zakładów fryzjerskich pozwolić sobie mogła jedynie nieliczna część mieszkańców. Brakowało także infrastruktury hotelarskiej.
Hotele, w rzeczywistości były małymi domkami, w których obok pokoi zajętych przez gospodarzy kilka innych przeznaczonych było pod wynajem (…) W okresie letnim skorzystać można było ze schroniska szkolnego ulokowanego w budynku Państwowego Gimnazjum im. R. Traugutta przy ulicy Mickiewicza 7, gdzie płacono za łóżko tylko 1 zł» (s. 162). W latach trzydziestych władze zaczęły większą uwagę zwracać na kwestie sanitarne.
Źle rozwinięty był transport na Polesiu. Na każde 100 km kwadratowych przypadało jedynie 2,6 km dróg o twardej nawierzchni (w kraju 15 km). «Drogi na Polesiu kojarzyły się w zależności od pory roku albo z tumanami wszechobecnego kurzu albo błotną mazią» – przypomina Śleszyński. Także sieć kolejowa była bardzo słabo rozwinięta, mimo istnienia tak znaczących węzłów kolejowych jak Łuniniec (ośrodek kolejarzy polskich i PPS). Szansę na zmianę sytuacji upatrywano w rozwoju sieci rzecznej. Z Pińska kursowały stale statki do Dawidgródka, Lubieszowa i Starych Koni…
Pod względem uprzemysłowienia Polesie sytuowało się także na szarym końcu. W 1934 r. zarejestrowano w regionie jedynie 333 zakładów przemysłowych. Na Polesiu dominował przemysł spożywczy i drzewny. Największymi zakładami były tartaki i przetwórnie drewna (s. 149). Szansę na uzdrowienie regionu władze upatrywały w… turystyce, zwłaszcza w regionie Pińska, gdzie «połączenie zabytków miasta z egzotyczną przyrodą dawało duże szanse na rozpropagowanie w Polsce tego miasta jako unikatowego, a zarazem wygodnego miejsca na spędzenie letnich wakacji» – pisze Śleszyński. W 1935 r. na Polesie przybyło jedynie 2,5 tys. turystów, którzy odwiedzili głównie Pińsk, Dawidgródek, Telechany… Wśród wycieczkowiczów duży procent stanowili uczniowie ogólnopolskich szkół… Ważną rolę w życiu turystycznym i gospodarczym odgrywał odbywający się w Pińsku Jarmark Poleski.
SZKOŁA JAKO NARZĘDZIE POLONIZACJI
Ciekawe rozdziały poświęcił autor oświacie i kulturze. Edukacja miała na Polesiu funkcję wybitnie narodowościową. Jak pisze autor «w Warszawie zdawano sobie sprawę, że kluczem do zdobycia przewagi narodowościowej na Kresach będzie kontrolowanie szkolnictwa. Sprawnie działający system szkolny był podstawą do wywierania wpływu na świadomość młodego pokolenia (…) szkoła miała być jednym z narzędzi (obok religii, kultury, osadnictwa, wojska), którymi posługiwały się władze państwowe w procesie asymilacji mniejszości narodowych i szerzeniu wpływów polskich. Polskie szkolnictwo na Polesiu miało być kluczowym elementem polonizacji nieuświadomionych narodowo Poleszuków» (s. 192).
Dlatego nauczycielami zostawali w województwie poleskim Polacy (prawie trzy tysiące w 1939 r., podczas gdy nauczycieli białoruskich było tylko 11, żydowskich – 8, sic!). Ciekawe, że wśród nauczycieli przeważali mężczyźni. Jak pisze Śleszyński «na ziemiach kresowych, gdzie duży nacisk kładziono na wychowanie militarne, podkreślające potrzebę obrony państwa polskiego, mężczyzna wydawał się być osobą znacznie lepiej predysponowaną do tej roli niż kobieta» (s. 198). Dzieciom wiejskim z Polesia ciężko było przyzwyczaić się do szkoły… «Zaczynający naukę uczniowie byli bardzo wystraszeni i skryci, wkraczali w zupełnie nowy, niezrozumiały dla nich świat.
Często nie do końca rozumiejąc, co do nich mówi po polsku nauczyciel, jedynie kiwali głowami. W szkole zabraniano mówić «po chłopsku», nawet między sobą dzieci musiały rozmawiać w języku polskim» (s. 200-201). W 1939 roku sytuacja się odwróci i ze szkoły wyklęty zostanie język polski… Warto dodać, że na rok przed wybuchem wojny na Polesiu funkcjonowało ponad tysiąc szkół. Szkół średnich było 15, z tego 5 państwowych i 10 prywatnych. Gimnazja państwowe działały w Brześciu, Pińsku, Prużanie, Łunińcu i Kobryniu. W Brześciu funkcjonowało 6 prywatnych szkół (dwie żydowskie, trzy polskie, jedna rosyjska), zaś w Pińsku dwie polskie i jedna żydowska (s. 201). Szkoły prowadziły wychowanie narodowe (do 1926), później zaś państwowe i narodowo-państwowe (po 1926 r.). To rozróżnienie nawiązuje do różnych koncepcji wychowania lansowanych przez obóz narodowo-demokratyczny i piłsudczykowski.
KULTURA LUDOWA I DWORSKA
Kultura na Polesiu podzielona była, co zrozumiałe, na ludową i dworską (pokrywało się to z podziałem narodowościowym) oraz miejską. Jak pisze prof. Śleszyński «kultura Polesia, za wyjątkiem pewnych cech własnej kultury ludowej, nie posiadała oryginalnego charakteru, który w zasadniczy sposób odróżniłby ją od pozostałych ziem kresowych» (s. 215). Specjalne znaczenie na wsi miały dożynki. Wśród ludu dużą rolę odgrywał (niestety!) alkohol. «Był powszechnym elementem wszystkich spotkań towarzyskich i zabaw wiejskich. Często była to jedyna rozrywka poleskiego chłopa, dająca mu złudzenie odpoczynku i możliwości oderwania się od codziennych nużących obowiązków» – pisze Śleszyński.
W miastach szczególną rolę w kulturze odgrywały książki, prasa, teatr, a także – w Pińsku – Muzeum Poleskie, zorganizowane z inicjatywy historyka Romana Horoszkiewicza (s. 222). Po długich pracach w kwietniu 1936 r. ostatecznie poświęcono gmach tego pińskiego muzeum, otwierając ekspozycję etnograficzną, przyrodniczą, archeologiczną i historyczną. W pierwszym roku funkcjonowania muzeum zwiedziło prawie 6,5 tys. osób. Odbiorcami poleskiej prasy była głównie polska inteligencja oraz ziemiaństwo. Bardzo wiele gazet ukazywało się w języku jidysz («Poleser Najes», «Pinsker Łebn», «Pinsker Sztyme», «Pinsker Wort»), a także – niektóre – w języku rosyjskim. Dominowała jednak prasa polska. Na Polesiu brakowało teatru – mimo sporadycznej działalności Teatru Wołyńskiego im. Juliusza Słowackiego z Łucka – dopiero później powstał w twierdzy cieszący się popularnością Teatr Żołnierza. W 1936 r. było na Polesiu 73 bibliotek stałych, polskie książki na Polesiu czytało jedynie… 16,5 tys. mieszkańców.
Z powodu analfabetyzmu, rzecz jasna, i mniejszościowej pozycji kultury polskiej w regionie. Ciekawa jest III część książki, w której autor m.in. pisze o tzw. planie wojewody Stanisława Downarowicza («Zarys programu zadań i prac państwowych na Polesiu» z 1923 r.). Plan odrzucał holistyczne traktowanie kresów północno-wschodnich i postulował coś w rodzaju «kordonu» między ziemiami Wileńszczyzny i Nowogródczyzny, gdzie istniał silny ruch białoruski, a indyferentnym narodowościowo Polesiem. Chodziło o uniemożliwienie ruchowi białoruskiemu i ukraińskiemu uzyskania wpływu na świadomość Poleszuków, polonizację Polesia, za co za tym idzie stworzenie swego rodzaju «korytarza» czy «klina» wbijającego się w obszar osadnictwa wschodniosłowiańskiego. Z chłopów prawosławnych Downarowicz chciał uczynić… prawdziwych Polaków przy pomocy cerkwi prawosławnej.
Chłopa poleskiego trzeba było jednak pozyskać nie tylko hasłami, ale także realnymi inwestycjami w zacofany region. Plan Downarowicza zakładał całkowitą polonizację administracji państwowej (s. 276-278). By zrealizować plan, niezbędna okazała się akcja osadnicza, głównie w miastach. Chodziło o to, by ściągnąć na Polesie dobrze opłacanego urzędnika polskiego. Miasta poleskie miały zastąpić Wilno jako polską metropolię na Wschodzie (s. 278). Obecnie ten plan wydaje się wprost utopią! Po 1926 r. asymilację narodową próbowano zastąpić państwową –stworzeniem z Poleszuka lojalnego obywatela, ale niekoniecznie Polaka. Kostek-Biernacki marzył zaś o asymilacji narodowo-państwowej…
POSŁOWIE
Książka Śleszyńskiego to solidne kompendium o przedwojennym Polesiu. Krok po kroku otrzymujemy wartościowe informacje z tak różnych dziedzin jak ludność, gospodarka, prasa, kultura, bezpieczeństwo czy transport. okraszone ilustracjami czy danymi statystycznymi. Oczywiście jest to książka, która ma za zadanie wprowadzenie nas w skomplikowaną materię przedwojennego najbiedniejszego i najbardziej «wykluczonego» regionu II RP. Trudno więc od niej oczekiwać bardzo pogłębionych analiz dotyczących np. przedwojennego życia politycznego (tutaj warto odesłać do fenomenalnej pracy prof. Piotra Cichorackiego «Województwo poleskie 1921-1939. Z dziejów politycznych» recenzowanej w zimowym numerze 2015 r. «Ech Polesia) czy gospodarczego.
Nie znajdziemy też dokładniejszych czy rzucających zupełnie nowe światło na nasz obraz Polesia informacji o sprawach narodowościowych, religijnych, kulturze, choć jest sporo szczegółów także odnośnie tych dziedzin. To praca systematyzująca naszą wiedzę o regionie, a dla masowego czytelnika w Polsce – raczej próba zaznajomienia z podstawowymi faktami dotyczącymi różnych obszarów funkcjonowania przedwojennego Polesia.
Jednak osoba autora – uznanego specjalisty od spraw białoruskich, białostockiego naukowca o olbrzymim dorobku – daje gwarancję, że podane informacje są wiarygodne, pozbawione modnej wciąż na Białorusi (czy części środowisk kresowych w Polsce) otoczki ideologicznej. «W opinii autora (…) jednym z kluczowych zadań musi być zerwanie z zasadą udowadniania własnych racji politycznych, narodowych czy społecznych.
Historia najnowsza winna stać się nauką w możliwie największym stopniu niezależną od aktualnych uwarunkowań geopolitycznych. Spór naukowy, tak niezbędny dla normalnego rozwoju wiedzy, powinien być jedynie rezultatem prowadzonych badań, a nie wskrzeszeniem metodologii i terminologii w nowym postsowieckim wydaniu» (s. 15). Tak we wstępie pisze autor i tej dewizy, sądząc także po jego wcześniejszych pracach, zdecydowanie się trzyma. Polski i białoruski czytelnik otrzymał zatem pracę wartościową, opatrzoną solidnym warsztatem naukowym i systematyzującą naszą dotychczasową wiedzę o tym kresowym województwie. To dużo i oby książka trafiła pod strzechy polskiej mniejszości na Polesiu, a także tych Białorusinów, którzy na historię II RP patrzą bez ideologicznych okularów…
Warszawa, maj 2015 r.
Echa Polesia
4 komentarzy
ckrz
11 listopada 2016 o 23:59Osobiście jestem zafascynowany regionem Pińska.Urodził się tam mój ojciec.Po zajęciu tych terenów przez Niemców został wywieziony na roboty na na Prusy Wschodnie . Pamiętam opowieści OJCA ,DZIADKA ,STRYJÓW o pięknym i trudnym terenie na którym żyli.
Chciałbym tam pojechać , zobaczyć ,może coś tam pozostało.
Powiat PRUŻANY wieś lub kolonia Jackowszczyzna , w pobliżu były koszary wojskowe , tam chodzili do kościoła.
Z opowieści OJCA wiem że byliśmy w pewnym sensie ( rasistami) w stosunku do B-rusinów.
xxx
29 stycznia 2017 o 18:29czy nie ma tu pomyłki co do kolonii Jackowszczyzny? ponieważ przy Próżanach był folwark Jaczynowskich w sasiedztwie wsi Bobrówka , Zubacze, Wólka Nurzecka
xxx
29 stycznia 2017 o 18:26potwierdzam to stwierdzenie jak wyzej o tym rasizmie, z taka opinia sie spotkałem kilka razy w wypowiedziach starych ludzi. zreszta szeroki opis jest w książce wspomnieniach o ziemiaństwie na Polesiu zachodnim przez Helenę Jaczynowską i jej wstępnych do Rotha. Rzecz dotyczy Prużan , Wierzchowicach i innych .
józef III
29 stycznia 2017 o 20:02Gratulacje dla Autora książki (i recenzji) !