Liczba zarażeń koronawirusem na Ukrainie wzrasta od przełomu sierpnia i września. Szczególnie dramatyczna sytuacja panuje w małych miastach. Przykładem miejscowość Stebnik na zachodzie kraju, gdzie doktor Natalia Stecik z niepokojem i bólem obserwuje lawinowy przyrost zarażonych pacjentów, z czym z coraz większym trudem boryka jej placówka zdrowotna.
„Sytuacja jest niesamowicie trudna. Brakuje nam lekarzy. Bardzo trudno jest nam nawet zbadać wszystkich pacjentów” – powiedziała reporterowi „Associated Press”.
Jej szpital może przyjąć stu pacjentów. Ale już teraz działa poza swoimi możliwościami, bo przebywa w nim 106 pacjentów z COVID-19. Na początku pandemii słaby system opieki zdrowotnej Ukrainy z trudem radził sobie z epidemiami. Dlatego w marcu rząd wprowadził ścisłe kwarantanny, aby zapobiec przeciążeniu szpitali.
Latem liczba dobowych zarażeń nieznacznie spadła. Ale pod koniec sierpnia, z powodu wzrostu zarażeń, rząd ponownie zamknął na miesiąc granice Ukrainy. Jednak pomimo wszystkich działań, liczba dobowych zarażeń koronawirusem osiągnęła szczyt 4661 przypadków w pierwszym tygodniu października. Ogólnie w ciągu ostatniego miesiąca liczba osób zarażonych COVID-19 w kraju niemal się podwoiła, przekraczając 234 tys.
„Liczba pacjentów rośnie, a w związku z tym i odsetek osób, których stan jest bardzo poważny. Wirus stał się bardziej agresywny. Trudniej jest sobie z nim poradzić” – powiedziała Stecik.
Dodała, że wielu hospitalizowanych w ciężkim stanie miało zaledwie 30 lat. A wzrost takich pacjentów wymaga droższych leków. Stecik jest przekonana, że podobna sytuacja rozwinęła się na całej Ukrainie. Szpitalom kończą się środki na zakup leków, więc pacjenci muszą wszystko kupować samodzielnie.
WHO przewiduje, że wzrost liczby dobowych zachorowań na Ukrainie może się utrzymać i sięgnąć 7-9 tys. Kijów chce uniknąć nowej ścisłej kwarantanny. Jednak urzędnicy przyznają, że wzrost liczby zarażonych może spowodować konieczność podjęcia tak drastycznego kroku. W tym czasie rząd szukał bardziej elastycznego podejścia, aby zminimalizować szkody gospodarcze, dzieląc kraj na różne strefy w zależności od zasięgu rozprzestrzeniania się COVID-19.
Oficjalne statystyki na Ukrainie mówią o śmierci 132 lekarzy z powodu koronawirusa. Chociaż liczba ta nie obejmuje osób, które miały wszystkie typowe objawy COVID-19, a testy wykazały negatywne wyniki. Jednym z tych lekarzy był 51-letni Iwan Wenżynowicz z Poczajewa, który w maju poinformował „Associated Press” o sytuacji na Ukrainie.
Wenżynowicz zmarł w zeszłym tygodniu na obustronne zapalenie płuc, które, według jego kolegów, było spowodowane koronawirusem. Chociaż wynik testu był negatywny.
„Zdecydowanie miał COVID-19. Wśród pracowników medycznych jest wielu zarażonych.
Rząd wypłaca rodzinom zmarłych lekarzy 56 tys. dolarów w przypadku śmierci spowodowanej koronawirusem. Ale żona Iwana, Irina nie otrzymała tych pieniędzy, ponieważ jego test był negatywny. Lekarze chcą, aby rząd ponownie wprowadził rygorystyczne kwarantanny, ponieważ system opieki zdrowotnej jest prawie na wyczerpaniu.
„Jest całkiem możliwe, że Ukraina będzie musiała wrócić do ścisłej kwarantanny, jak wiosną. Liczba pacjentów jest naprawdę duża” – powiedział chirurg Andrij Głoszowskij, który pracuje w szpitalu w Stebniku. Według niego taki rozwój sytuacji to wina niedbałości ukraińskiego społeczeństwa.
„Ludzie to ignorują. I jest mi przykro, że liczby ich nie trwożą” – powiedział chirurg.
Z braku personelu i lekarzy Głoszowskij musiał zająć się leczeniem pacjentów z COVID-19.
Ukraiński minister zdrowia Maksym Stiepanow zdaje sobie sprawę, że niedobór lekarzy i pielęgniarek to duży problem.
„Możemy zwiększyć możliwości szpitali i poprawić zaopatrzenie w tlen. Ale nadal będziemy cierpieć na brak lekarzy. Każdy system ma swoje ograniczenia” – powiedział.
Stiepanow zauważył, że ścisła kwarantanna byłaby ciężkim ciosem dla już osłabionej gospodarki. Minister przyznał jednak, że rząd być może będzie musiał to zrobić. W szpitalu w Stebniku część pacjentów przyznaje, że dopiero po zachorowaniu zdała sobie sprawę z zagrożenia koronawirusem.
„Nie wierzyłam w jego istnienie, dopóki sama nie zaraziłam się. Kiedy tu dotarłam, zobaczyłam, że ludzie masowo chorują” – powiedziała 43-letnia Natalia Bobiak.
Opr. TB, https://apnews.com/
fot. https://34.ua/
1 komentarz
Arek
11 października 2020 o 13:15Ha, ha, ha. Znalazła się w szpitalu wśród innych chorych więc wysnuła wniosek, że ludzie masowo chorują. 10x razy tyle ludzi umiera na raka, 20x tyle na zawały i inne choroby układu krążenia niż w szczycie „pandemii” na COVID ale wg mediów i władzy problemem jest tylko COVID.